Jubileuszowy X OKSHW w Gdańsku. Wywiad z Oskarem Myszorem prezesem NKDH UG


Jubileuszowa X Ogólnopolska Konferencja Studentów Historyków Wojskowości zbliża się wielkimi krokami - w tym roku, po raz trzeci w historii, odbędzie się ona w Gdańsku, dzięki połączonym wysiłkom Naukowego Koła Historyków oraz Naukowego Koła Doktorantów Historii Uniwersytetu Gdańskiego.

O genezie imprezy, jej specyfice oraz przyszłości rozmawiam z Oskarem Myszorem - aktualnym prezesem NKDH UG, współorganizatorem niniejszej edycji OKSHW, a co chyba najciekawsze - jednym z jej „weteranów”.

Tomasz Gdaniec: Miejsce szczególne, czas szczególny. W Gdańsku odbyła się pierwsza OKSHW. Jak zrodził się pomysł na tę konferencję i jakie były jej początki?

Oskar Myszor: Idea tematycznej konferencji dedykowanej dziejom wojskowości pojawiła się podczas XI. Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów, który odbył się w 2003 roku w Białymstoku. Pomysł narodził się konkretnie w kuluarowych rozmowach, w których brali udział m.in. Marcin Kierski (ówczesny prezes NKH UG), Jan Szkudliński (UG), Rafał Woźniak (Akademia Pedagogiczna w Krakowie) oraz Łukasz „Tytus” Radulski (Uniwersytet w Białymstoku).

I odbyła się w Gdańsku...

- A dokładniej w dniach 20-22 lutego 2004 roku w dawnej sali Rady Wydziału. W ciągu dwóch dni obrad przedstawiono ok. 30 referatów. Warto zaznaczyć, iż w 2004 roku odbyły się dwie edycje OKSHW – kolejna miała miejsce w listopadzie w Białymstoku. Od tego momentu listopada, a najczęściej jego druga połowa, stał się tradycyjną datą tego spotkania. Jedynie rok temu w Lublinie IX OKSHW odbyła się na początku grudnia.

Jak dalej potoczyły się losy organizatorów?

- Różnorodnie. Wiele osób, które brały udział w OKSHW, po ukończeniu studiów magisterskich pozostała na studiach doktoranckich, a niektórzy nawet dotarli do ich kresu. M.in. w ubiegłym tygodniu swą dysertację obronił wspomniany wyżej Janek Szkudliński. Warto zauważyć, że kilka osób obecnych na pierwszej edycji, obecna będzie również na tegorocznej. Gdy porównamy programy X. OKSHW z poprzednią gdańską (V.) edycją, liczba powtarzających się nazwisk będzie jeszcze większa.

Czy na podstawie zgłoszeń nadesłanych na konferencję jesteście w stanie określić, jaka tematyka może zdominować konferencję?

- Tendencja zasadniczo jest podobna. Zawsze szeroko reprezentowane są okresy II Rzeczypospolitej, Rzeczypospolitej szlacheckiej XVI-XVII wieku, oraz II wojny światowej (w tym oddzielny panel poświęcony Powstaniu Warszawskiemu). Trochę mniejsze, ale stałe zainteresowanie budzą starożytność, średniowiecze oraz historia najnowsza. W tym roku trochę dziwi brak referatów dotyczących I wojny światowej, oraz ograniczenie XIX wieku do wojny secesyjnej oraz okresu napoleońskiego, przy czym w tym ostatnim (podobnie jak nowożytność) silnie dominuje tematyka polska. Oprócz działów „chronologicznych”, w ramach obrad odbędą się również prelekcje w takich panelach, jak Wojenne nekropolie, Fortyfikacje, Myśl wojskowa, czy nieodłączne Miscellanea. Poza tym wydzieliliśmy odrębny panel Historia morska, co jest nawiązaniem do podobnego rozwiązania sprzed pięciu lat, wynikającego oczywiście z nadmorskiego położenia naszej uczelni.

Jak przedstawia się mapa konferencji, innymi słowy z jakich ośrodków przyjeżdżają prelegenci?

- Liczba ośrodków partycypujących jest relatywnie stała. Od początku wśród najsilniejszych znajdują się delegacje z Uniwersytetu Warszawskiego (gł. Koło Naukowe Historyków Wojskowości) oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (Sekcja Studentów Historyków Wojskowości KN IH). Najsilniejsza tym razem, z racji bycia organizatorem, jest nasza reprezentacja, tzn. Uniwersytetu Gdańskiego, która zazwyczaj stanowiła również jedną z silniejszych grup na dotychczasowych edycjach. Wyjątkiem była chyba tylko poprzednia edycja, na której obecna była jedynie niewielka delegacja NKDH UG. Od kilku lat wśród największych przedstawicielstw wymienić warto Katolicki Uniwersytet Lubelski oraz warszawski Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Trochę słabiej reprezentowane są kiedyś silne ośrodki w Białymstoku, Toruniu i Wrocławiu. Z pozostałych uczelni będziemy gościć niewielkie, bo jedno-, dwuosobowe delegacje. Niestety, niektóre ośrodki będą tym razem nieobecne - m.in. UWM, UMCS, oraz uniwersytety w Szczecinie, Zielonej Górze i Rzeszowie. Szczególnie smuci zauważalny już od kilku edycji brak gości z zagranicy.

Waszym zdaniem konferencje takie jak Wasza (także OZHS, OZSA) to już bardziej konferencje studenckie, czy doktoranckie?

- Oczywiście studencką. Gdyż moim zdaniem nie można mówić o czymś takim, jak „konferencja doktorancka„. Doktoranci są grupą stojącą w swoistym rozkroku - z jednej strony pod wieloma względami, zarówno praktycznymi jak i formalnymi, przynależą do zbioru studentów, a z drugiej badania prowadzą (lub przynajmniej powinni) na poziomie akademickim. Tutaj trzeba przypomnieć, że „doktor„ jest stopniem naukowym, podczas gdy studia I i II stopnia kończy się uzyskaniem tytułów zawodowych. W związku z powyższym, doktoranci są obecni zarówno na konferencjach akademickich, jak i studenckich, stanowiąc swoisty łącznik pomiędzy tymi grupami. Chciałbym przypomnieć, Podczas dyskusji podsumowującej ostatni, katowicki OZHS, pojawiła się nawet propozycja na dodanie ”i Doktorantów” do nazwy tego czołowego w naszym środowisku spotkania, ale pomysł ten upadł ze względu na sprzeciw dyskutantów, a szczególnie doktorantów właśnie.
Wśród prelegentów obecnych na X. OKSHW doktoranci stanowią ok. połowy ogółu, warto jednak zaznaczyć, że wielu spośród nas to osoby, które „przygodę„ z OKSHW zaczęły w czasach studenckich. Sam byłem obecny na wszystkich edycjach, przy czym na pierwszej, jako student I roku, w roli „zielonego„, szeregowego członka NKH. Parafrazując znaną reklamę, dziś sam jestem ”dziadkiem”...

Jak sądzicie jaka jest przyszłość tego typu imprez?

- Moim zdaniem OKSHW ma się całkiem nieźle. Liczba prelegentów od kilku lat pozostaje na podobnym poziomie, oscylując w granicach 70-100 osób. Wielu uczestników to „stali bywalcy„ - np. prawie połowa brała udział w poprzedniej, lubelskiej edycji. Szczególnie zauważalny moim zdaniem jest wysoki poziom obrad (szczególnie moderacji i dyskusji), porównywalny nawet z niektórymi konferencjami akademickimi. Chciałbym jednak zaznaczyć, że staramy się nie stosować wyśrubowanych kryteriów przy kwalifikacji, starając się raczej o rzetelną ocenę referatów ”na żywo”, co moim zdaniem z reguły bardziej motywuje początkujących prelegentów ku dalszej pracy.

Padły przed chwilą słowa „system boloński” - czy reforma studiów miała wpływ na poziom OKSHW?

- Pewien wpływ systemu bolońskiego jest oczywiście widoczny. Z naszych obserwacji wynika, iż największy regres konferencja, jak i ogólnie całe środowisko historycznych kół naukowych, osiągnięty został właśnie w okresie przejściowym. Nie nazwałbym tego jednak w przypadku OKSHW załamaniem. Obecna sytuacja pod względem naukowym jest dobra, przede wszystkim widać pewną profesjonalizację wystąpień. Nadal jednak konferencja jest otwarta zarówno na studentów I roku, jak i zbliżających się do finału doktorantów.

Czy jest jednak sens przyjmować referaty odtwórcze?

- Odpowiedź na tak postawione pytanie zależna jest od celów, jakie sobie stawiamy. Trudno jest „skreślać„ za odtwórczość studenta I roku studiów, aczkolwiek w skrajnych przypadkach musimy oczywiście tak uczynić. Dla początkujących OKSHW powinna być wprawką, umożliwiającą sprawdzenie się na ogólnopolskim, a zarazem życzliwym forum. Natomiast dla magistrantów i doktorantów jest to już raczej pole do przedstawienia wyników swoich badań, i skonfrontowania tychże z cudzymi opiniami. Przy czym wszyscy obradują wspólnie, a na dyskusji każdy ma równy głos, zależny tylko od wiedzy. Wydaje mi się nawet, że to krytyka ”niepełnowartościowych” referatów przedstawianych przez doktorantów bywa surowsza, z czym się zresztą raczej zgadzam - gdyż błąd, który można wybaczyć początkującemu, u profesjonalisty już po prostu nie wypada.

Czy wśród uczestników są studenci i doktoranci innych kierunków niż historia?

- Z oczywistych powodów wyraźny prym wiodą historycy, ale poza tym z referatami wystąpią również pojedynczy przedstawiciele archeologii, historii sztuki oraz bezpieczeństwa narodowego. Toteż na pewno nie można zaliczyć OKSHW do grupy sympozjów interdyscyplinarnych.

Co zaproponujecie uczestnikom poza sferą naukową?

- Mamy podejście dość konserwatywne, toteż uważamy, że „sfera naukowa”, czyli obrady panelowe, jest właśnie sednem konferencji. Naszym gościom zaproponujemy tradycyjnie wycieczki, prawdopodobnie do Twierdzy Wisłoujście oraz po gdańskiej starówce. Zrezygnowaliśmy ze ścisłego narzucania harmonogramu tzw. integracji, gdyż z doświadczenia wiemy, że w tym przypadku znakomicie wyniknie ona drogą spontaniczną.

Wyboru następnego gospodarza wybiorą uczestnicy Waszej imprezy? Czy są już kandydaci do organizacji kolejnego?

- Przyjęło się, iż kandydatury zgłaszane są w pierwszym dniu konferencji, a wybór dokonuje się na jej zakończeniu, oparty się na formule sejmikowej. Każdy ośrodek akademicki reprezentowany na konferencji, bez względu na wielkość, ma jeden głos. Warto zauważyć, że na poprzednich edycjach zdarzało się nieformalne (ale jawne) ustalanie kolejności na dwa lata wprzód, na zasadzie „X za rok, a potem Y„, później potwierdzane poprzez aklamację, toteż realne głosowanie odbywało się jedynie w przypadku, gdy do szranek ostatecznie stawał więcej niż jeden ośrodek. Był kiedyś przypadek, że nikt nie zgłosił kandydatury, jednak szczęśliwie w ciągu miesiąca udało się wyjść z impasu, i ustalić organizatora kolejnej edycji drogą ”korespondencyjną”.

Na jakiego rodzaju wsparcie możecie liczyć od władz miasta i województwa?

- Patronat honorowy nad wydarzeniem objął Marszałek Województwa Pomorskiego, Mieczysław Struk, a patronat medialny portal województwa „Wrota Pomorza”. W związku z tym otrzymaliśmy od Departamentu Promocji Województwa materiały promocyjne dla uczestników konferencji. Ponadto takie materiały otrzymaliśmy także od Biura Promocji Urzędu Miasta Gdańska i z Urzędu Miasta Gdyni. Oprócz tego nagrody książkowe dla referentów przekazała nam Fundacja Gdańska.

Jednym z patronów konferencji jest Muzeum II Wojny Światowej (w budowie). Czy w planie jest np. zademonstrowanie Waszym gościom tej placówki, tego jak będzie wyglądać?
Nasz kolega dr Jan Szkudliński, pracownik MIIWŚ, przedstawi w swym wystąpieniu koncepcję wystawienniczą tejże placówki. Jego referat zostanie wygłoszony zaraz po inauguracji. Natomiast nie planujemy wizyty na miejscu budowy, gdyż owa znajduje się na zbyt początkowym etapie. Nie wykluczam jednak, że w trakcie wycieczki po starówce, z racji lokalizacji, uczestnicy będą mieli okazję do rzucenia okiem na to miejsce.

Dlaczego na potrzeby publikacji wprowadziliście tzw. system chicagowski?

- Należy zacząć od tego, że system chicagowski jest z naszej strony raczej zaleceniem niż wymogiem. Prawdopodobnie ostateczny system zapisu wyklaruje się dopiero w procesie redakcyjnym, a w takiej sytuacji „chicago„ ma dużą zaletę, gdyż zakłada podawanie obszernego zapisu, uwzględniającego np. imię autora czy wydawnictwo. Dzięki temu łatwo ewentualnie sprowadzić go do innego, bardziej tradycyjnego systemu - co w przeciwnym wypadku wymagałoby np. konsultowania się z bazami bibliograficznymi, lub zwracania tekstu do autora z prośbą o uzupełnienie. I to właśnie uważam za główną przesłankę za ”chicago”. Tyle uwagi w kwestiach technicznych.

A teraz refleksja osobista. Sam przekonałem się do „chicago” często korzystając z anglojęzycznej literatury naukowej, gdzie często nie podaje się miejsca wydania, tylko wydawnictwo. Jeszcze bardziej jest to widoczne w przypadku niszowych wydawnictw tzw. hobbistycznych. Z drugiej strony następuje eliminacja tradycyjnych terminów w rodzaju op. cit., eadem, czy czasem nawet ibidem, które mimo pewnego do nich sentymentu, również mojego osobistego, są archaiczne i hermetyczne (również w polskim tłumaczeniu). A zatem jest to, w mojej subiektywnej opinii, system zarówno prostszy, jak i umożliwiający zawarcie większej ilości informacji.

Do tego dochodzi wyżej wspomniana łatwość modyfikacji. Np. w ciągu ostatnich kilku lat parę fragmentów swojej pracy magisterskiej opublikowałem w formie artykułów w pracach zbiorowych. W każdym wypadku zalecenia co do formy zapisu aparatu naukowego były trochę inne - raz musiałem szukać wykorzystanych wcześniej tekstów, aby dopisać pełne imiona autorów, a w innym przypadku dopisywać wydawnictwa do pozycji książkowych. Gdybym od początku stosował „chicago„, wystarczyłoby je tylko „przyciąć„ do żądanego systemu. Nie wspominając o tym, że w takiej sytuacji łatwiej jest również tekst przygotować do wydania w języku obcym, czyli najczęściej po angielsku. Zaznaczam jednak, że nie wszystko mi się w ”chicago” podoba, i tak np. tytuły tradycyjnie wolę zapisywać kursywą, a nazwy czasopism umieszczam w cudzysłowie. Zdaję sobie sprawę, że w tym wywodzie jest kilka niekonsekwencji (i zapewne powinniśmy byli szerzej to poruszyć w wymogach redakcyjnych), ale chciałem zwrócić uwagę na pozytywne - moim zdaniem - cechy systemu chicagowskiego.

Dziękuję za rozmowę

- Ja również. Oraz zapraszam wszystkich zainteresowanych do obecności na obradach, które - co przypominam - mają charakter otwarty.

Czytaj także:

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Agata Muszyńska pisze:

    „Chciałbym przypomnieć, Podczas dyskusji podsumowującej ostatni, katowicki OZHS, pojawiła się nawet propozycja na dodanie „i Doktorantów” do nazwy tego czołowego w naszym środowisku spotkania, ale pomysł ten upadł ze względu na sprzeciw dyskutantów, a szczególnie doktorantów właśnie.”

    Moderowałam tę dyskusję i nie przypominam sobie, by taki postulat padł 😉 Dodanie członu „i Doktorantów” zostało zastosowane podczas XIX OZHS(iD) w Toruniu i wynikło, jak sądzę, z nieporozumienia odnośnie decyzji sejmiku podczas XVIII OZHS w Szczecinie. Wówczas bowiem podjęto decyzję o dodaniu podtytułu „konferencja studencko-doktorancka” po to by doktoranci nie mieli problemów z uzyskaniem pozwolenia na wyjazdy na OZHSy i rozliczenia później tej konferencji w swoim dorobku. Ta sprawa jest już póki co załatwiona i dopóki kolejny sejmik nie podejmie innej decyzji, to obowiązuje zapis „OZHS. Konferencja studencko-doktorancka”. Natomiast o dodaniu członu „i Doktorantów” nie było mowy.

    • Oskar Myszor pisze:

      Wydaje mi się, że taka propozycja padła wówczas z sali, ale została szybko stłumiona. Ale może mnie pamięć mylić...

Odpowiedz