Zapomniany obóz zagłady Gdańsk – Maćkowy


Gdy zapytamy współcześnie żyjących Gdańszczan o dzielnicę Maćkowy, z pewnością usłyszymy jedynie o Spółdzielni Mleczarskiej znanej w całym rejonie z produkcji wyrobów nabiałowych. Dziś – niespełna 70 lat po wojnie – mało kto pamięta, że zanim Spółdzielnia Mleczarska rozpoczęła swoją działalność, podczas II wojny światowej, było to miejsce owiane grozą. Mieścił się tam obóz zagłady będący jedną z wielu filii Obozu w Stutthof. Trafiali tam najgorsi zbrodniarze III Rzeszy, a także żołnierze Wermachtu i SS-mani, którzy we wszelaki sposób popadli w niełaskę swoich przełożonych.

640px-Komora_gazowa_02

Wnętrze komory gazowej

Wieś nieopodal Wolnego Miasta

W okresie międzywojennym w Matzkau stało dosłownie kilka domków położonych wzdłuż kanału rzeki Radune (obecnie Radunia). Do wsi przylegał również dość sporej wielkości obszar leśny, będący własnością prywatną jednego z mieszkańców Matzkau. To właśnie ten teren leśny na początku 1939 roku zauroczył członków Senatu Wolnego Miasta Gdańska, którego to decyzją w maju teren ten został odkupiony. Ambitny plan stworzenia w tej małej wsi dużego kompleksu hotelowego niestety szybko stał się mrzonką. W czerwcu 1939 roku, wizytę w Danzig złożył Heinrich Himmler. Podczas rozmowy z Albertem Forsterem uznał, że miejscowe siły SS są za słabe i należy je wzmocnić. W wyniku nacisku władz III Rzeszy, Senat przegłosował wniosek o zorganizowaniu gdańskiej jednostki wojskowej pod pretekstem utworzenia własnych sił obronnych. Nowa jednostka wojskowa musiała mieć zatem swoje koszary. Na miejsce koszar wybrano zatem nowo zakupiony teren w Matzkau – teren otoczony lasem i położony poza granicami miasta, wydawał się wówczas idealnym miejscem na koszary. Budowa ruszyła już na początku lipca.  Pod koniec sierpnia powołana została do służby jednostka pod nazwą SS-Heimwehr Danzig. To właśnie ta jednostka brała później udział w ataku na Pocztę Polską w Gdańsku. Walki w całym kraju trwały, a do budujących się koszarów systematycznie zaczęli wprowadzać się żołnierze. W październiku do koszar przybyło 1500 więźniów obozu w Stutthof, którzy mieli pracować przy ich budowie. Mieszkali oni w bardzo ciężkich warunkach. Spali pod gołym niebem na ziemi przykrytej słomą, bez jakiegokolwiek przykrycia. Dodatkowo ich sytuację pogarszała coraz niższa temperatura. Efektem takiego traktowania stała się rosnąca śmiertelność wśród więźniów. Prace nad budową nadzorowane były przez niemieckich żołnierzy. W grudniu 1939 roku, jeden z więźniów – pewien młody ksiądz z Pelplina – zdołał uciec z obozu. Była to nie tylko jedyna ucieczka w historii tego miejsca, lecz także jedyna udana ucieczka. Gdy zakończono budowę, obiekt w Matzkau składał się z 45 baraków. Połowa z nich należała do administracji. Dodatkowo na terenie koszar znajdowała się zbrojownia, warsztaty, strzelnica, hala sportowa, pływalnia, stacja paliw, oraz ogromny parking na ponad 100 samochodów. Tak duży i nowoczesny obiekt nie służył jednak jako koszary zbyt długo, gdyż już jesienią 1940 roku jednostka SS-Heimwehr Danzig została zlikwidowana.

Nowo wybudowane i już opuszczone koszary szybko przydzielone zostały do nowej roli, jaką był obóz przejściowy dla niemieckich przesiedleńców z krajów bałtyckich. Obóz przejściowy nie działał jednak zbyt długo. Jesienią 1941 roku został on zlikwidowany, a właściciele tego dużego i zachowanego w świetnym stanie obiektu, mieli już wobec niego inne – bardziej tragiczne w skutkach plany.

1024px-KL_Dachau_Blocks,_Fence_&_Sentinel_Post

Dachau: bloki dla więźniów, ogrodzenie, wieża strażnicza; stan współczesny

Przez hitlerowców dla hitlerowców

We wrześniu 1941 roku, do Matzkau postanowiono przenieść obóz karny dla SS i policji, który znajdował się w Dachau. Zaczęto zatem organizować w tym miejscu obóz karny i sprowadzać więźniów skazanych m.in. za takie przestępstwa, jak: zabójstwa, kradzieże, homoseksualizm, dezercja, oraz nie wykonywanie rozkazów przełożonych. Wyroki, z jakimi skazańcy przybywali do tego obozu, wahały się pomiędzy sześcioma a dziewięcioma miesiącami. Jeśli więzień nie był skazany na karę śmierci (a takie wyroki też tam wykonywano), lub jeśli z przyczyn związanych z warunkami życia obozowego skazaniec nie umarł, możliwe były dwa rozwiązania. Pierwszym z nich był powrót do armii i wyjazd na front wschodni. Rozwiązaniem drugim był udział w tzw. karnych kompaniach złożonych z samych żołnierzy, którzy znaleźli się tam w zamian za anulowanie kary śmierci lub długoletniej odsiadki. To właśnie z tego obozu wywodziła się znaczna większość załogi 36 Dywizji Grenadierów SS „Dirlewanger” – załogi pod dowództwem dr. Oskara Dirlewangera , która to podczas powstania warszawskiego dokonała w stolicy m.in. krwawej rzezi dzielnicy Wola. Zanim jednak to się stało, skazaniec musiał odsiedzieć swój wyrok w obozowych warunkach, które nie różniły się wiele od warunków, jakie panowały choćby w położonym 50 km stamtąd obozie w Stutthof. Każdy dzień zaczynał się o godzinie 5:00 nad ranem. Więźniowie po niezbyt smacznym i pożywnym śniadaniu udawali się do pracy, której to poświęcano 10 godzin dziennie. Prace te bywały różne. Od prac w rzeźni lub gospodarstwach rolnych, aż po prace budowlane np. przy wzmacnianiu kanału Raduni. Po skończonej pracy osadzeni nie mogli liczyć na czas wolny. Z racji, iż byli byłymi żołnierzami, którzy starali się o powrót do łask, musieli utrzymywać swoją dyscyplinę i formę. Dwie godziny dziennie poświęcano zatem jeszcze na zajęcia sportowe i musztrę. O godzinie 21:00 odbywał się ostatni apel, po którym to wszyscy musieli znaleźć się w swoich barakach i spać, gdyż następnego dnia o 5:00 zaczynał się kolejny ciężki dzień. Nad wszystkim czuwał odpowiednio wyszkolony personel. Większość strażników, którzy pracowali w obozie, pochodziła z Litwy, Łotwy i Estonii. Były to zatem osoby, które podpisały volkslistę i jako niemieccy neofici miały ogromną chęć wykazać się przed swoimi nowymi przełożonymi. Byli oni zatem nad wyraz  okrutni wobec więźniów. Często ich bili i prześladowali. W swoim zachowaniu nie różnili się niczym od strażników z innych obozów.

Strażników na terenie obozu było 113 plus 29 oficerów SS. Dodatkowo towarzyszyło im 87 policjantów pod dowództwem oficera policji. Pracowało w obozie także 5 cywilów, w tym lekarz obozowy i dentysta. Nad wszystkim czuwał komendant obozu, którego personalia ciężko jest dzisiaj ustalić.

UZW_Potulice-Potulitz_1941-1945

Obóz przesiedleńczy i pracy w Potulicach

Likwidacja

Był luty 1945 roku. Na wszystkich frontach – z zwłaszcza na froncie wschodnim – Wermacht radził sobie coraz gorzej.  Zapotrzebowanie na żołnierzy stale rosło. W obliczu zbliżającej się klęski, postanowiono nie wysyłać do obozu więcej nowych skazanych, a znajdujące się tam wówczas 2000 osadzonych zdecydowano wysłać na front wschodni. W obliczu zbliżającej się Armii Czerwonej, oraz z powodu braku osadzonych, obóz opuściła cała załoga, zostawiając po sobie wszystkie budynki i pomieszczenia w bardzo dobrym stanie. Przez kilka miesięcy obóz stał całkowicie pusty do czasu, gdy odkryty został przez przybyłą na te tereny Armię Czerwoną. Natychmiast miejsce to zostało przekształcone na obóz dla osób aresztowanych przez NKWD. Trafiali tam żołnierze Wermachtu wzięci do niewoli po klęsce na froncie wschodnim. Do Matzkau przywożono również Włochów, Polaków, Francuzów i innych obcokrajowców aresztowanych przez NKWD. Dokonywano tam badań lekarskich i ustalano personalia osób. Potem każdy z przywiezionych – w zależności od tego kim był – zostawał wypuszczany wolno lub prowadzony do wojskowej ciężarówki. Ciężarówki te jechały następnie drogą przez Grudziądz w głąb Rosji (można się jedynie domyśleć, że ich punktem docelowym był jeden z jenieckich obozów na terenie ZSRR). Po zakończonej przez NKWD akcji segregacji osób aresztowanych, obóz znów opustoszał, tym razem już na zawsze. Ówczesna władza ludowa nie podjęła żadnych kroków, aby ocalić coraz bardziej niszczący teren. Pojawiło się wielu zbieraczy i kolekcjonerów, którzy zdołali wymontować i rozkraść wszystko, co dało się stamtąd wynieść.

W 1973 roku wieś Maćkowy została przyłączona do miasta Gdańsk. W 1978 roku, na terenach położonych nieopodal dawnego obozu, powstała – wspomniana na początku przeze mnie – duża mleczarnia. Teren poobozowy nadal niszczał i niszczał….

Stan na dzień dzisiejszy

Gdy pod budynkiem Dworca Głównego w Gdańsku wsiądziemy w autobus miejski linii 189, dojedziemy bezpośrednio do dzielnicy Maćkowy. Wysiadając na przedostatnim przystanku (ostatni przystanek to pętla obok mleczarni), natkniemy się od razu na pewien mały żółto-biały domek. To właśnie w nim prawdopodobnie mieszkał niegdyś komendant obozu. Następnie gdy udamy się w głąb lasu mijając po drodze duży punkt serwisowy fiata, zauważymy usytuowane na wzgórzu pewne baraki. Od kilku lat pełnią one rolę pomieszczeń mieszkalnych zastępczych dla osób eksmitowanych. Według relacji mieszkających tam osób, w wielu miejscach można jeszcze znaleźć stare naczynia lub inne przedmioty, którymi posługiwali się niegdyś ludzie na terenie istniejącego wówczas obozu. Niemalże zaraz za serwisem samochodowym widnieją „szczątki” dawnego obozu. Stare mury, pozostałości po ogrodzeniu, stara, betonowa droga i kilka ruin domów. Wszystko to podczas okresu letniego jest skutecznie przysłaniane przez kwitnącą wówczas roślinność i drzewa. Przechodząc tamte tereny należy uważać na pozostałe w różnych miejscach głębokie rowy. Nie wiadomo jakie mogły mieć wcześniej zastosowanie, wiadomo jedynie, że jest ich pełno. Miejsce to pełni również rolę nielegalnego wysypiska, o czym świadczyć mogą rozrzucone w różnych miejscach worki ze śmieciami.

Przy obecnej sytuacji nie da się niestety zrekonstruować obozu tak, aby pełnił on rolę taką samą, jak rekonstrukcja obozów w Sztutowie lub Oświęcimiu. Warto jednak znać i pamiętać jego historię. Warto również wiedzieć, skąd wzięły się wszystkie wyżej opisane przeze mnie elementy ulokowane za serwisem fiata przy istniejącej dotychczas ulicy Starogardzkiej w Gdańsku.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

6 komentarzy

  1. Jan Muszyński pisze:

    Na jakiej podstawie autor nazywa ten obóz - „obozem zagłady”? Jakie było podobieństwo tego obozu do obozów w Treblince, Bełżcu czy Sobiborze? Ile w tym obozie pracowało komór gazowych?

    • Jan Daniluk pisze:

      Ma Pan rację, nie ma żadnych podstaw, by określać kompleks barakowy w Maćkowach jako obóz zagłady. Nigdy on tej roli nie pełnił. Nigdy nie było w nim tez komór gazowych.

  2. Filip Jaskulski pisze:

    Podobieństwo było takie że funkcjonował on tak samo jak inne obozy. Praktycznie jedyną różnicą było to jacy więźniowie tam przebywali. Co do komór gazowych to niestety nie mam co do nich żadnych danych. Niemcy zabrali ze sobą całą dokumentacje podczas ucieczki, a przejmująca to miejsce nowa władza dość szybko doprowadziła to miejsce do ruiny jak zresztą napisałem 🙂

  3. Jan Daniluk pisze:

    Niestety, artykuł aż roi się od błędów. Kilka z nich (różnego kalibru) wymieniam poniżej. Skąd one wynikają? Z prostego faktu, że tekst ten nie jest rezultatem badań źródłowych prowadzonych przez autora, a kompilacją z tekstów już opublikowanych, z tego, co się zorientowałem – przede wszystkim mojego autorstwa. W 2011 r. opublikowałem artykuł naukowy zatytułowany „Obóz karny SS i policji w Maćkowach pod Gdańskiem„ („Pamięć i Sprawiedliwość 2011, nr 2/11), który dwa lata później ukazał się w nieco zmienionej (i poprawionej) wersji w zbiorze esejów zatytułowanym ”SS w Gdańsku. Wybrane zagadnienia”. Gdyby autor zadał sobie choć trochę trudu, by poszukać publikacji na ten temat, to by szybko znalazł wyżej wymienione tekst, bowiem są wymienione chociażby na mojej domowej stronie internetowej (www.jandaniluk.pl, wcześnie na http://www.garnison-danzig.pl), przez co można je nawet po prostu „wygooglować”… Kompilacja – sama w sobie – jest oczywiście dozwolona, tym bardziej jako tekst popularnonaukowy. Przyjętym jest jednak, że podaje się (jeśli rezygnuje się z aparatu naukowego), aby wzmiankować, z jakiej publikacji zostały zaczerpnięte podane przez autora kompilacji informacje. Tu tego zabrakło. Co więcej – autor niestety myli podstawowe fakty, popełnia podstawowe błędy. Cóż, kompilować też należy umieć. To przykre, że portal, który cenię (Histmag), pozwolił na publikację tekstu tak rażąco nieprofesjonalnego…
    Jakie błędy? Wymienię tylko kilka…
    1) Obóz w Maćkowach nie był obozem zagłady. Nigdy nim nie był. Myli się całkowicie autor (nawet w jednym z komentarzy), odpowiadając na postawione (słusznie zaniepokojonego) przez jednego z Czytelników.
    Podobieństwo było takie że funkcjonował on tak samo jak inne obozy. Praktycznie jedyną różnicą było to jacy więźniowie tam przebywali Bzdura! Po pierwsze, nigdy ten obóz nie był częścią Głównego Urzędu SS WVHA. Nie był obozem zagłady, nie był obozem nawet koncentracyjnym. Podlegał od początku do końca (tj. od 1941 do 1945) pod Główny Urząd Sądownictwa SS, a jego celem nie było ani wyniszczenie, ani pozyskanie rąk do pracy.
    Co do komór gazowych to niestety nie mam co do nich żadnych danych. Nigdy nie było żadnych komór gazowych.
    Niemcy zabrali ze sobą całą dokumentacje podczas ucieczki, a przejmująca to miejsce nowa władza dość szybko doprowadziła to miejsce do ruiny jak zresztą napisałem. A to bardzo ciekawe. Proszę autora o podanie informacji, skąd wie, że podczas ucieczki Niemcy zabrali ze sobą całą dokumentację… I wbrew pozorom „nowa władza” wcale tak szybko nie doprowadziła do ruiny tego kompleksu. Służył im jeszcze parędziesiąt lat, degradacja to głównie koniec lat 70. i 80-te.
    Mieścił się tam obóz zagłady będący jedną z wielu filii Obozu w Stutthof.
    Błąd, i to podstawowy (podany w leadzie) – obóz karny SS i policji NIE był filią obozu Stutthof. W początkowym okresie istnienia kompleksu (kiedy nie było on jeszcze obozem karnym SS i policji, a pełnił funkcje koszarowe), działała tam filia obozu Stutthof, później zlikwidowana.
    Tym samym za całkowitą pomyłkę należy uznać zdanie w końcowej wersji tekstu:
    Przy obecnej sytuacji nie da się niestety zrekonstruować obozu tak, aby pełnił on rolę taką samą, jak rekonstrukcja obozów w Sztutowie lub Oświęcimiu.
    2) Wyroki, z jakimi skazańcy przybywali do tego obozu, wahały się pomiędzy sześcioma a dziewięcioma miesiącami. Nieprawda. Wyroki zapadały różne; czas, który podaje autor, dotyczy średniego okresu przebywania więźniów w obozie, a nie wysokości wyroków, jakie zapadały w ich sprawach.
    3). Pracowało w obozie także 5 cywilów, w tym lekarz obozowy i dentysta. Nad wszystkim czuwał komendant obozu, którego personalia ciężko jest dzisiaj ustalić. Nieprawda. Wspomniani lekarze byli esesmanami, zaś trudno mi zrozumieć, że „trudno ustalić personalia komendanta”. Wymieniam wszystkich trzech (tylu było w historii obozu) w swoich artykułach. Wystarczy po nie sięgnąć. Lub też, jeśli się sięgnęło, przeczytać uważnie…
    4) Na miejsce koszar wybrano zatem nowo zakupiony teren w Matzkau – teren otoczony lasem. Nieprawda. Nie było tam lasu.
    5) Budowa ruszyła już na początku lipca. Nieprawda, w czerwcu.
    6) Pod koniec sierpnia powołana została do służby jednostka pod nazwą SS-Heimwehr Danzig. Nieprawda, jednostka taka istniała już od przełomu czerwca i lipca (wówczas po raz pierwszy podano o niej informacje, oficjalnie została zaprezentowana w połowie sierpnia 1939 r.)
    7) Z racji, iż byli byłymi żołnierzami, którzy starali się o powrót do łask, musieli utrzymywać swoją dyscyplinę i formę. Bzdura, uproszczenie lub autor (najprawdopodobniej) nie rozumie, czym był ten obóz. Większość z osadzonych była policjantami, esesmanami lub członkami któryś z formacji podlegających sądownictwu specjalnego SS i policji. Część z tych, którzy byli żołnierzami, dodatkowo byli niejednokrotnie (w związku z wyrokiem) pozbawiani tej godności.
    8) Tak duży i nowoczesny obiekt nie służył jednak jako koszary zbyt długo, gdyż już jesienią 1940 roku jednostka SS-Heimwehr Danzig została zlikwidowana. Błąd. SS-Heimwehr przestała istnieć już jesienią 1939 r. A garaże dla taboru zostały zbudowane później (tj. nie było ich jeszcze w 1939 r.).

    Przyznam się, że dalszą analizę tekstu i wyszczególnianie błędów autora nie mam już ani sił, ani czasu. Apelowałbym jednak do Histmag, by wobec rażących błędów poddać tekst daleko idącej redakcji lub też go w ogóle zdjąć ze strony. Szkoda reputacji.

    • Jan Daniluk pisze:

      Omyłkowo napisałem Histmag, zamiast Historia.org.pl.

      Początek powyższego komentarza (pierwszego) powinien tez wyglądać następująco (omyłkowo wkleiłem roboczą wersję komentarza):

      Niestety, artykuł aż roi się od błędów. Kilka z nich (różnego kalibru) wymieniam poniżej. Skąd one wynikają? Z prostego faktu, że tekst ten nie jest rezultatem badań źródłowych prowadzonych przez autora, a najwyraźniej kompilacją z tekstów już opublikowanych. Z tego, co się zorientowałem – przede wszystkim mojego autorstwa. W 2011 r. opublikowałem artykuł naukowy zatytułowany „Obóz karny SS i policji w Maćkowach pod Gdańskiem„ („Pamięć i Sprawiedliwość 2011, nr 2/11), który dwa lata później ukazał się w nieco zmienionej (i poprawionej) wersji w zbiorze esejów zatytułowanym ”SS w Gdańsku. Wybrane zagadnienia”.

      Jeśli przyjąć, że autor faktycznie samodzielnie przeprowadził badania (zbiory berlińskie), czyli nie korzystał z istniejących już opracowań (trochę wątpię), to i tak powinien się zorientować, że pojawiły się już wcześniej artykuły na ten temat. Są one wymienione chociażby na mojej domowej stronie internetowej (www.jandaniluk.pl, wcześnie na http://www.garnison-danzig.pl), przez co można je nawet po prostu „wygooglać”…

      Kompilacja – sama w sobie – jest oczywiście dozwolona, tym bardziej jako tekst popularnonaukowy. Przyjętym jest jednak, że podaje się (jeśli rezygnuje się z aparatu naukowego), aby wzmiankować, z jakiej publikacji zostały zaczerpnięte podane przez autora kompilacji informacje. Tu tego zabrakło. Co więcej – autor niestety myli podstawowe fakty, popełnia podstawowe błędy. Cóż, kompilować też należy umieć. To przykre, że portal, który cenię (Historia.org.pl), pozwolił na publikację tekstu tak rażąco nieprofesjonalnego…

      (...)

  4. Ala pisze:

    Autor jest albo nieukiem albo zdeklarowanym nazistą jeśli obóz karny SS nazywa obozem zagłady i sugeruje, ze powinno być to miejsce pamięci tak jak Oświęcim... nie rozumiem tylko czemu portal wciąż trzyma ten idiotyczny tekst mając komentarz dr. Daniluka?

Odpowiedz