Delegacja z Beludżystanu, czyli studencki wygłup z 1924 r.


W 1924 roku w Poznaniu miała miejsce misja dyplomatyczna książąt Beludżystanu, których władze miasta przyjęły z najwyższymi honorami. Problem w tym, że wizyta okazała się być... studenckim kawałem.

Romuald Gantkowski (źródło: archiwum NAC)

Romuald Gantkowski (źródło: archiwum NAC)

Poznań, czerwiec 1924 roku. Największe wielkopolskie gazety podają, że w celach reprezentacyjno-handlowych przybywa do Poznania, powracająca ze światowej wystawy w Anglii, misja dyplomatyczna książąt Beludżystanu. Przez miasto przetacza się konwój policji konnej eskortujący ekskluzywną limuzynę, a jej pasażerów podejmują uroczyście prezydent, dziekan i profesorowie, którzy kłaniają się w pas przed... zwykłymi studentami. Brzmi jak powieść? Nie, to mistrzowski żart polskich studentów!

21-letni reżyser

Cały numer zorganizował jeden z najwybitniejszych reżyserów II Rzeczypospolitej, wtedy jeszcze młody, 21-letni aktor, Romuald Gantkowski.

Ten niezwykle utalentowany i - mimo młodego wieku - bardzo ceniony aktor Teatru Polskiego, wpadł na iście szatański plan. Postanowił wmówić mieszkańcom miasta, ze odwiedzają ich wysoko postawieni arystokraci z Azji i „wkręcić ich” w absurdalne show.

Podczas jednej z prób teatralnych zapoznał się ze statystami, niedawno przybyłymi do stolicy Wielkopolski studentami pierwszego roku, których przekonał do wzięcia udziału w przedsięwzięciu. Sam Gantkowski był za bardzo rozpoznawalny i cały wygłup mógłby się nie udać. Pozostał zatem „tylko” reżyserem „spektaklu”, wybrawszy starannie swoich „aktorów”.

Przygotowania

Całość była przygotowana z mistrzowską wręcz precyzją. Gantkowski pożyczył z garderoby turbany i bogato zdobione egzotyczne stroje dla książąt oraz elegancki żakiet, cylinder i monokl dla radcy. Skontaktował się także ze swoim znajomym, Piątkowskim, będącym przedstawicielem Berlieta w Poznaniu i wynajął dla beludżystańskich arystokratów luksusową limuzynę z szoferem w liberii.

Mając już przygotowane rekwizyty przystąpił do akcji. Podając się za pracownika wydziału prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zadzwonił do kilku gazet informując o wizycie misji dyplomatycznej z Beludżystanu. Nawet największe redakcje dały się zwieść i 12 czerwca w poznańskiej prasie można było przeczytać, że

z wielkobrytyjskiej wystawy w Wembley przybywa (...) do Poznania dwu delegatów Beludżystanu (leżącego w Azji, południowy wschód równiny Iranu). Gości podejmować będzie tutejsze Polsko-Tureckie Towarzystwo.

Tego samego dnia Gantkowski zadzwonił także do oddziału wojewódzkiego Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego MSW i przedstawiając się jako pracownik ministerstwa poprosił w imieniu Warszawy o roztoczenie „dyskretnej opieki nad misją”.

Wkręcanie Poznaniaków

W tak przygotowanym Poznaniu przystąpił do wielkiego finału. 12 czerwca 1924, o godzinie 11 dostojni goście wjechali limuzyną do centrum. Oczekiwał ich tłum gapiów, tajniacy oraz policjanci w odświętnych mundurach i białych rękawiczkach. Delegacje przed dworcem powitał osobiście komendant PP w galowym mundurze.

Stamtąd, dostojnicy pojechali dalej i eskortowani przez pluton konnej policji dotarli do zamku, będącego wówczas siedzibą uniwersytetu. Tu oczekiwali już na nich zebrani, dziekan i profesorowie, którzy uroczyście ich powitali. Następnie książęta zostali oprowadzeni po gmachu. Przebrani studenci, zaciekawieni, zadawali po francusku wiele pytań dotyczących funkcjonowania uczelni, na które z wielką uprzejmością usłużnie odpowiadała kadra naukowa.

Po ponad godzinnej wizycie na zamku, beludżystańscy notable skierowali się na ulice 27 grudnia, gdzie przy akompaniamencie okrzyków „niech żyje Beludżystan!”, z asystą sześciu ubranych na galowo funkcjonariuszy, wykonali pamiątkowe zdjęcie.

Berliet 23/70 HP z 1923 roku

Berliet 23/70 HP z 1923 roku

Następnie przejechali na plac Wolności, gdzie wstąpili do eleganckiego sklepu tytoniowego, ponieważ jeden z „książąt” postanowił uczynić zadość swojemu kaprysowi i spróbować polskich papierosów. Właściciel lokalu uznał to za wielki honor i nie chciał nawet słyszeć o zapłacie. Więcej, podarował egzotycznemu księciu nie tylko papierosy, lecz także kilka pudelek najdroższych i najlepszych cygar, jakie tylko posiadał.

Zwiedziwszy Poznań, popalając cygara świta udała się do siedziby największej naówczas wielkopolskiej gazety, endeckiego Kuriera Poznańskiego, a następnie do ratusza, gdzie już oczekiwały na nich stosowne władze. Przedstawiciel Rady Miasta wygłosił mowę na cześć „dostojnych przedstawicieli dalekiego Beludżystanu”, podjął na oficjalnym spotkaniu, po czym zaproponował im luksusowe apartamenty w hotelu Bazar i zaprosił na uroczyste przedstawienie w miejskiej operze. Dowiedziawszy się o tym, Gantkowski nie mógł powstrzymać śmiechu, ponieważ wiedział też od swoich znajomych, że w tamtej chwili, w operze trwały gorączkowe poszukiwania nut beludżystańskiego hymnu, o którym naturalnie, nikt nic nie wiedział.

Po wyjściu z ratusza okazało się jednak, ze kawał się „wysypał”. Poznańscy funkcjonariusze bezpieczeństwa publicznego zdążyli skontaktować się z przełożonymi z Warszawy, którzy słysząc rewelacje wielkopolskich kolegów zdębieli. Przez kilka chwil na szczeblu miejskim, wojewódzkim i ministerialnym trwał chaos, który wykorzystał Gantkowski. Ewakuował całą książęcą świtę do Starołęki i zakończył kawał.

Kara dla żartownisiów

Wkrótce cala historia wyszła na jaw. Cały Poznań wręcz zwijał się ze śmiechu. Z ust do ust podawane były przeróżne opowieści o „misji handlowej”. Prezydent i miejscowi urzędnicy poczuli się osobiście dotknięci i ośmieszeni „jednym z najśmielszych polskich »hoaxów«”. Zapowiedzieli, że żartownisiów spotkają surowe represje. Policja również nie próżnowała i jeszcze tego samego dnia ustaliła personalia wszystkich sprawców.

Jakie zatem nieprzyjemności spotkały Gantkowskiego, który posiadał tupet doprawdy nieporównany, a bezczelność właściwie niesamowitą? Jak się okazało... żadne.

Ze względu na autonomię uczelni, zgodę na aresztowanie studentów musiał wydać rektor uniwersytetu. Ten jednak oświadczył, że swoich studentów w żadnym wypadku nie wyda, bo w życiu nie słyszał lepszego kawału!

Jakkolwiek władze miejskie były niezadowolone, nie zdecydowały się dochodzić swoich racji przed sądem, aby bardziej się nie ośmieszać, tak przed mieszkańcami, jak i zwierzchnikami z Warszawy.

Bibliografia

  1. Janta-Połczyński A, Duch niespokojny, Londyn 1957.
  2. mmpoznan.pl, Beludżystan, czyli jak w 1924 r. nabrano władze Poznania, 12 czerwca 2009 [dostęp: 6 marca 2015]
  3. Snusz Z., Prowokator z Poznania, „Nasza Historia” 2014, Nr 4 (5), s. 12.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

5 komentarzy

  1. Jark pisze:

    Mamy Cie z 1924 r. 😀

  2. **** pisze:

    Nie był to wybitny polski reżyser którejkolwiek Rzeczypospolitej (marny dokumentalista, a raczej kompilator - większość życia spędził w USA). Opisany wygłup był najprawdopodobniej Jego największym osiągnięciem „zawodowym”.

  3. rollo pisze:

    Kiedyś to studenci to mieli fantazję... Na pewnym poziomie. Teraz - porażka. Wystarczy zobaczyć co się dzieje w miasteczku studenckim - i całym mieście (u mnie przynajmniej) - podczas „juwanaliów” (celowo z małej litery, bo to żenada obecnie). Sterta śmieci, picie na umór pod chmurką (zakaz widać nie obowiązuje, a policja ma gdzieś), kopulowanie po krzakach, ruja i poróbstwo. Zaś stroje w tzw. paradzie to żenada do kwadratu, zero inwencji. No ale jak się przyjmuje wszystkich jak leci na uczelnie...

  4. Mathilde pisze:

    Dzięki za tekst, super

Zostaw własny komentarz