„Taniec mocarstw” - B. Simms - recenzja |
„Wielka„ historia narodzin, wzajemnych relacji oraz upadków mocarstw. Osią relacji jest interesująca teza, że kluczem przewagi i głównym punktem odniesienia, takim Schwerpunkte relacji między mocarstwami, były i są Niemcy i ich ”środkowe” położenie. To powoduje, że książka jest jedyna w swoim rodzaju. Z drugiej strony autor automatycznie będzie pomijać kraje spoza kręgu europejskiego.
Książka jest bardzo ciekawym studium na temat wzajemnych relacji miedzy mocarstwami, ich oddziaływań na siebie, wzajemnego wzrostu, a następnie upadków. To jest istotna zaleta publikacji, autor nie analizuje pojedynczych państw, co raczej system w ramach którego funkcjonowały. To bardzo cenna cecha, gdyż nawet największe imperia musiały liczyć się ze swoimi silnymi sąsiadami i obserwować, który z nich wkrótce podejmie próbę podważenia ich prymatu. Ujęcie zatem tematyki polityki Wielkich Mocarstw przez podejście systemowe jest niezwykle istotne.
Drugą ciekawostką jest teza, którą autor stawia od razu na początku, a następnie próbuje jej bronić. Klucz do mocarstwowości leży w Europie Środkowej, konkretnie w Niemczech. Kto panuje nad tym obszarem, odgrywa najważniejszą rolę na świecie. Teza przypomina mi przy tym starą przecież teorię Mackindera, która sprowadza się do twierdzenia:Kto panuje nad Wschodnią Europą, panuje nad Obszarem Centralnym; kto panuje nad Obszarem Centralnym, panuje nad Światową Wyspą; kto panuje nad Światową Wyspą, panuje nad światem.
Przy czym Światowa Wyspa – to Eurazja i Afryka, a obszar Centralny to jego środkowo-północna część. Oczywiście teza Simmsa ma szereg różnic w stosunku do Mackindera, choćby przez fakt, że ten ostatni był geografem i ta dziedzina wiedzy była jego aparatem naukowym. Simms z kolei swój wywód opiera na badaniach historycznych.
Dla autora „Tańca mocarstw„ zatem wzajemne relacje i walka o prymat mocarstwowy opierały się na walce o Niemcy i przez Niemcy. Tak długo, jak obszar ten był rozproszony na wiele Państw, sam w sobie nie stanowił zagrożenia dla Europy, a jedynie najważniejsze pole ścierania się sił. Sam fakt zjednoczenia tego obszaru z kolei automatycznie wywraca porządek europejski. W istocie dla autora nawet Unia Europejska jest narzędziem ”rozmywania” potęgi Niemiec i jej osadzania w Europie.
Teza bardzo ciekawa, nieprawdaż? Najlepiej byłoby, gdyby Simms jeszcze przekonująco mógł ją udowodnić. Niestety, w mojej ocenie tak się nie dzieje. Po pierwsze, książka często jest zwykłym zapisem kolejnych „Wielkich„ starć europejskich. Simms ogranicza się często na koniec swojego wywodu do rytualnego zdania, które brzmi mniej więcej tak: „Jeszcze raz widać, że najważniejsze były jednak Niemcy„. Przy czym często nie widać logicznego związku między tymi poszczególnymi elementami. Brakuje powiązań pomiędzy opisywanymi wydarzeniami, poza twierdzeniem autora ”Niemcy były najważniejsze”. Autor wypowiada takie zdania, ale zbyt często nie mówi dlaczego były najważniejsze. Szczególnie jaskrawe jest to np. w wypadku III Wojny Północnej, gdzie zupełnie epizodyczna wyprawa Karola XII pod Drezno urasta do najważniejszego momentu tej wojny i momentu wstrząsu całymi Niemcami. Autor zupełnie pomija przy tym fakty, że wyprawa ta była bezpośrednio powiązana ze sprawami Polskimi i pośrednio z Rosją, a w tym ostatnim kraju leżał klucz zwycięstwa.
Takich momentów jest niestety o wiele więcej. Zaznaczę przy tym od razu, że autor ma rzeczywiście wiele racji i teza sama w sobie jest niezwykle interesująca. Starcia pomiędzy Francją, Rosją, Wielką Brytanią, a później pomiędzy ZSRR a USA rzeczywiście przecież często swój główny wymiar miało właśnie w tym miejscu. Nie ma to jednak zastosowania do każdego starcia i każdego konfliktu. Było wiele sprzeczności, dla których Niemcy wcale nie były najistotniejsze. Więcej nawet, ci, którzy zrozumieli, że Niemcy nie zawsze są aż tak ważne, potrafili wiele na tym wygrać. Jak na przykład Wielka Brytania w XVIII w., która umiejętnie angażowała państwa europejskie do walki właśnie o Niemcy i wyczerpujące walki o pojedyncze fortece, a sama zajmowała Kanadę.
Wada najważniejsza tkwi jednak gdzie indziej. Tak postawiona główna myśl powoduje, że cała narracja jest zdecydowanie europocentryczna i zupełnie pomija kraje spoza tego kręgu kulturowego. Autor robi sobie takie założenie. Tytuł oryginału to „Europe. Struggle for supremacy” i jeszcze raz polski tytuł w moim przekonaniu wprowadza w błąd. Najbardziej jaskrawym przykładem będą Chiny. Państwo, które podejmowało swoje decyzje zupełnie inaczej. Dla nas, Europejczyków, niezrozumiałe jest, że można się było wycofać z eksploracji świata, a Chiny na początku XIV w. podjęły taką decyzję. Brak takiej perspektywy w mojej ocenie zubaża obraz, który otrzymujemy. Jest to niezwykle ważne, gdyż jeszcze w okolicach 1700 r. to Chiny były teoretycznie największym mocarstwem świata, z liczącym się udziałem w produkcji światowej. Zupełnie pomijanym aspektem wzajemnej relacji mocarstw jest punkt wyjścia – to jest właśnie koniec XV wieku, gdzie wcale nie wszystkie czynniki wskazywały na fakt, że to Europa wkrótce zacznie dominować w aż takim stopniu. Z punktu widzenia zasobnych Chin czy bogatego imperium Wielkich Mogołów, którzy zjednoczyli prawie cały półwysep Indyjski, sprawy wcale nie wyglądały tak obiecująco dla stosunkowo biednej i podzielonej na nieduże przecież państwa Europy. Widać to także w zakończeniu, gdzie rosnąca rola Chin na świecie jest dla autora w świetle jego tez trudna do wyjaśnienia.
Z tego też powodu za znacznie ciekawsze opracowanie uważam leciwe już, ale nadal aktualne Paula Kennedy’ego „Mocarstwa Świata. Narodziny, zmierzch, upadek”, który jest dla mnie zdecydowanie bardziej przekonujący. W większym stopniu nastawia się także na analizę źródeł różnych wydarzeń, niż same wydarzenia. Simms w swojej pracy skupia się na odpowiednim kontekście wydarzeń i przedstawieniu ich z punktu widzenia swojej tezy, to jest centralnej roli Niemiec. Oznacza to, że zależy my na odpowiedniej prezentacji faktów. Publikacja Kennedy’ego jest znacznie bardziej pogłębiona, a autor swoje tezy klarownie przedstawia i w odpowiednich momentach zawsze podpiera statystykami. Tych ostatnich także bardzo brakuje u Simmsa.
Stąd mam bardzo mieszane uczucia względem „Tańca mocarstw”. Teza którą stawia autor jest bardzo ciekawa, jednak zdecydowanie odnosi się do panowania nad Europą i mocarstw Europejskich, bądź o tym rodowodzie (jak USA). Autor na pewno udowadnia jak bardzo obszar Europy Środkowej jest istotny. W mojej ocenie jednak brakuje mu przekonującej argumentacji.
Niezależnie od tego książka świetnie wydana, twarda solidna okładka, bogata bibliografia na końcu. Kilka map z różnych epok. Same mapy zresztą pokazują punkt widzenia autora – wszystkie odzwierciedlają Europę, żadna nie pokazuje Świata.
Plus minus:
Na plus:
+ oryginalna teza
+ sprawne pióro (i dobre tłumaczenie)
+ pokazanie relacji państw w ramach systemu
Na minus:
- brak oparcia w statystykach
- brak argumentacji i logicznych zależności wspierających prezentowaną tezę
- europocentryczność
Tytuł: Taniec mocarstw
Autor: Brendan Simms
Wydanie: 2015
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
ISBN: 9788379762187
Stron: 640
Oprawa: twarda
Cena: 69 zł (okładka)
Ocena recenzenta: 7/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.