Zmarł Stanisław Kociołek - krwawy kat Trójmiasta


Polskę obiegła dziś wieść o śmierci Stanisława Kociołka – zwanego „katem Trójmiasta” byłego wicepremiera PRL, który był oskarżony o przyczynienie się do masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Jak wynika z nekrologu zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej”, Kociołek zmarł w miniony czwartek 1 października. Informacja o śmierci 82-letniego działacza komunistycznego została potwierdzona przez jego adwokata.

Stanisław_kociołek

Stanisław Kociołek (1933-2015)

Stanisław Kociołek urodził się 3 maja 1933 roku w Warszawie. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Warszawskim w 1957 roku. W czasie odwilży październikowej (1956–1958) był szefem Komitetu Uczelnianego PZPR. Od 1964 roku znajdował się we władzach centralnych PZPR. W 1967 roku objął funkcję I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Sprawował ją do lipca 1970 roku. Warto nadmienić, że był najmłodszym członkiem Biura Politycznego KC PZPR. Stanowisko wicepremiera piastował od czerwca do grudnia 1970 roku. Po masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku stracił tę funkcję i zajął się dyplomacją.

Oskarżony w procesie

Razem z generałem Wojciechem Jaruzelskim i dowódcami wojska i milicji, Stanisław Kociołek został oskarżony w procesie dotyczącym wspomnianego pogromu robotników. Jakie zarzuty wobec niego wystosowano? 16 grudnia 1970 roku w telewizyjnym wystąpieniu wicepremier Stanisław Kociołek nakłaniał robotników strajkujących w Gdyni, aby wrócili do pracy wiedząc jednocześnie, że stocznia ma zostać „zablokowana” przez wojsko już następnego dnia rano. Kilkanaście osób, które usłuchały apelu wicepremiera, zginęło wówczas na stacji kolejki miejskiej pod stocznią.

45 ofiar śmiertelnych i 1165 rannych – tak wygląda bilans tłumionych przez milicję i wojsko strajków zorganizowanych przez robotników przeciwko drastycznym podwyżkom cen. W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nikogo z ówczesnej kadry kierowniczej nie pociągnięto do odpowiedzialności za te wydarzenia. Dopiero w 1995 roku gdańska prokuratura wystosowała akt oskarżenia wobec dwunastu osób, wśród których znajdował się m.in. gen. Wojciech Jaruzelski. Za „sprawstwo kierownicze” zabójstwa, bo taki zarzut stawiano podejrzanym, groziła im kara dożywotniego pozbawienia wolności. Proces ruszył dopiero w 1998 roku. Trzy lata później został przeniesiony z Gdańska do Warszawy, gdzie rozpoczęto go na nowo. Z racji ogromnej liczby świadków (było to około 1100 osób, a sąd nie zgodził się na ograniczenie tej liczby), wszystko przeciągało się w czasie, przez co po śmierci jednego z ławników w 2011 roku postępowanie trzeba było zacząć od nowa.

Śmierć i problemy zdrowotne niektórych spośród sądzonych z kolei przyczyniły się do tego, że ostatecznie na ławie oskarżonych zasiadły tylko trzy osoby. Sam gen. Wojciech Jaruzelski, wyłączony już wcześniej z procesu ze względu na zły stan zdrowia, zmarł w maju 2014 roku.

Choć niejednogłośnie, to jednak kwietniu 2013 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Stanisława Kociołka, a sądzeni wraz z nim dwaj pozostali wojskowi zostali skazani na 2 lata w zawieszeniu. Jak argumentowano to postanowienie? Według sądu nie można było wykazać, że działania byłego wicepremiera przyczyniły się do tragedii na Wybrzeżu, a decyzję ówczesnych władz PRL o użyciu broni wobec pracowników stoczni uznano za „bezbarwną i przestępczą”.

Wojciech_Jaruzelski

gen. Wojciech Jaruzelski (1923-2014)

W kwietniu br. Sąd Najwyższy uchylił uniewinnienie Stanisława Kociołka nakazując jednocześnie wszczęcie kolejnego postępowania przed sądem w Gdańsku, które miałoby wykazać, czy były wicepremier wzywając robotników do pracy wiedział o możliwych konsekwencjach, jakie miały przynieść działania wojska. Sędzia Sądu Najwyższego Tomasz Grzegorczyk, uzasadniając podstawy skargi kasacyjnej sugerował, że Kociołek zdawał sobie sprawę z ówczesnej sytuacji na Wybrzeżu, choć jednocześnie zaznaczył, że nie wiadomo jaki będzie wynik tego procesu. Wobec śmierci Stanisława Kociołka postępowanie w jego sprawie zostanie jednak umorzone.

Krwawa masakra na Wybrzeżu

Przypomnijmy, że 17 grudnia 1970 roku w Gdyni wojsko otworzyło ogień do robotników zmierzających do pracy. Wydarzenie to uznawane jest za najbardziej tragiczny moment podczas pacyfikacji strajków robotniczych na Wybrzeżu przez władze komunistyczne. Przyczyną strajków były zmiany cen żywności, o których poinformował 12 grudnia 1970 roku Władysław Gomułka. Podwyżki objęły aż 45 grup produktów, głównie spożywczych, a wzrost cen wybranych produktów przedstawiał się następująco:

  • Mięso – 18%
  • Mąka – 17%
  • Makaron – 15%
  • Ryby – 12 %
  • Węgiel – 10%
  • Koks – 12%
  • Materiały budowlane – od 20 do 37%

Jak widać, wzrost cen objął przede wszystkim artykuły codziennej konsumpcji, co znacznie wpłynęło na sytuację materialną najuboższych rodzin. Nikt z ówczesnych władz nie podjął wówczas rozmów z robotnikami w tej sprawie licząc na to, że niezadowolone z podwyżek cen społeczeństwo przemilczy temat i wkrótce się z tym pogodzi. Wobec takiego podejścia kadry kierowniczej powzięto decyzję o wszczęciu strajku, który rozpoczął się 14 grudnia 1970 roku w gdańskiej Stoczni im. Lenina. Już dzień później strajki wybuchły w innych miastach: Gdyni, Elblągu, Słupsku i Szczecinie. Problem rodzącej się rewolucji robotniczej władze komunistyczne postanowiły rozwiązać przy użyciu wojska i milicji.

Stanisław Kociołek, jako współodpowiedzialny za wydarzenia na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku, miał wydać zgodę na strzelanie do robotników. Rola, jaką były wicepremier odegrał w tej masakrze przyczyniła się do tego, iż przylgnęło do niego określenie „kat Trójmiasta”, stworzone przez Krzysztofa Dowgiałło, autora wiersza pt. Ballada o Janku Wiśniewskim, napisanego pod wpływem uczestnictwa w wydarzeniach grudnia 1970.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

26 komentarzy

  1. Bilbo pisze:

    Komunistyczny zbrodniarz. Odpowie na Sądzie Ostatecznym.

  2. Anonim pisze:

    Ale najpierw „na Wawel” ewentualnie na Powązki, taką mamy dekomunizację w Polsce...

  3. Piotrek pisze:

    A dziś jak policja i oddziały porządkowe pacyfikują rozrabiaków to jest okej... Poza tym musimy pamiętać, że w l. 60 tych ceny były regulowane przez państwo, czyli dotowane. W normalnej sytuacji byłaby inflacja i one by sobie rosły, podobnie jak rosły płace. O kilka groszy nikt by się nie oburzył a tak... jakiś ekonomista z ministerstwa poszedł i powiedział: za pięć lat kraj padnie jeśli płace pójdą do góry a ceny będą stać, należy ja podnieść by zmniejszyć poziom dotacji co i próbowano uczynić...

  4. Bilbo pisze:

    Przyrównywanie PRL-owskiej rzeczywistości do obecnych czasów jest chore, choć są tacy, którzy próbują uprawiać takie łamańce myślowe.

  5. Piotrek pisze:

    Jakie chore? Przecież jak rozumiem wówczas manifestacja nie zniszczyła nic? Nie ruszyła na budynki administracji publicznej i tak dalej? Jak w ostatnim? przedostatnim? marszu „niepodległości” banda narwanych ludzi zdemolowała budkę strażnika przy rosyjskiej ambasadzie to była afera, jak zniszczyli przystanki to miasto wystawiło rachunek organizatorom. Kali dobrze, Kalemu źle?!

  6. Bilbo pisze:

    Wtedy mieliśmy komunistyczną dyktaturę, obecnie mamy demokrację i wolną ojczyznę? Jeśli kolega nie dostrzega tej subtelnej różnicy, to trudno. Widocznie nic już koledze nie pomoże.
    Natomiast co do spalenia budki strażniczej przy ambasadzie Rosji - zapraszam kolegę do zaznajomienia się z podsłuchami ze słynnej afery podsłuchowej. Tam pojawia się wiele bardzo interesujących wątków (m.in. i o budce).

  7. Piotrek pisze:

    Wtedy mieliśmy komunizm (ekhm...) to wolno było wszystko - od złodziejstwa w państwowej firmie po demolkę w miastach, obecnie mamy wolną i niepodległą to mamy się zachowywać jak dzieci? Nie pluć, nie przeklinać, nie niszczyć? A kto ocenia jaki ustrój jest cacy a jaki be?

  8. Bilbo pisze:

    O czym w ogóle kolega pisze? Kolega demonstracje przeciwko władze komunistycznej (narzuconej nam przez Sowietów, czyli wrogów polskiej niepodległości) przyrównuje do jakiś zwykłych burd, to o czym tu mowa?
    A kto ocenia? Naród polski ocenia.
    Rozumiem, że koledze komunizm w Polsce nie przeszkadzał. I to jest podsumowanie tej całej dyskusji.

  9. Szymon pisze:

    Z tą budką przed rosyjską ambasadą każdy wie jak było. A jak nie wie - to nich się domyśli 😉

  10. Piotrek pisze:

    Komunizmu nie było... ale to detal. Poza tym traktowanie prawa raz tak raz siak sprawia, że ludzie nie mają dla niego żadnego szacunku, a do tego ciężko potem im wytłumaczyć dlaczego wcześniej palenie budynków było cacy a teraz jest be, dlaczego wcześniej ci faceci z pałami byli wrogami i przedstawicielami obcej władzy a teraz to nasze chłopaki mające za zadanie chłodzić rozpalone protestem głowy...

  11. Bilbo pisze:

    Kolega zaprzecza istnieniu w latach 1944/45-1989/90 w Polsce ustroju komunistycznego narzuconego siłą przez Sowietów. Więc dalsza dyskusja w tym wątku z kolegą jest bezcelowa.

    • Lu pisze:

      Komunizm to niespełnione marzenie. Nigdzie go, niestety, nie było. A że po wojnie mieliśmy Polskę budujaca socjalizm to możesz podziękować nie tylko ZSRR, ale również aliantom (USA, Wielka Brytania), którzy taki podzia wpływów „przyklepali” w Jałcie i Poczdamie.

  12. Piotrek pisze:

    Pyt. Co to jest komunizm? Czym innym jest socjalizm, czym innym komunizm. Komunizm o ile to w ogóle możliwe był za Czerwonych Khmerów czy u Kim-Ir-Sena, ale i tam były klasy rządząca i kilka innych.

  13. maks pisze:

    Ja mam pytanie skoro mamy wolność i demokrację to dla czego tak długo trwały procesy i właściwie zbrodniarze pozostali bezkarni ? Odpowiedż nasówa sie sama- malowane lisy dalej decydują o naszym losie a kapitalistami są ci ‚którz tak gorliwie bronili „władzy ludowej„Demokracja u nas polega na tym że oni robią co chcą a my możemy gadać co chcemy.Dopuki to się nie zmieni to nic się nie zmieni ! bandziory z SB i WSI żyją jak pączki w maśle i się śmieją.A PO założyli byli funkcjonariusze słuzb specjalnych PRL -i to jest powód wszystkich problemów !

  14. Bilbo pisze:

    I właśnie od niedawna mamy doskonałą szansę na rzeczywistą zmianę systemu władzy w Polsce. Pod warunkiem, że uda się złamać opór tzw. Trybunału Konstytucyjnego, bo ten organ już dawno przestał spełniać swoje funkcje. W tej chwili to jest główna przeszkoda do obalenia postkomunistycznego spatologizowanego systemu III RP.

    • Anonim pisze:

      Złamanie tzw. oporu TK, to pierwszy krok by ustanowić nowy system władzy oparty na jedynie słusznym zdaniu jednego człowieka. Konstrukcja TK jest tak zbudowana by jego członkowie byli niezależni od jakiejś władzy, mimo że są przez nią wybrani - stąd kadencja 9 lat. Oznacza to bardzo często że władza wybierająca sędziów (Sejm) przy kolejnej kadencji już rządzi w nim ktoś inny a wyroki nie są po myśli tych co składali w nim zastrzeżenia co do konkretnych ustaw.

  15. Bilbo pisze:

    Kolega miałby rację, gdyby przyjąć założenie, że sędziowie TK to faktycznie osoby niezależne politycznie i niezawisłe w swoich orzeczeniach. Niestety, podobnie jak reszta systemu władzy III RP, tak i Trybunał się zdegenerował, stając się ciałem kompletnie politycznym, a jednocześnie głównym hamulcowym niezbędnych zmian. Poza tym chciałem zauważyć, że ponad 50% głosujących w ostatnich wyborach parlamentarnych opowiedziała się za zmianami w Polsce, a TK ma to gdzieś.

    • Anonim pisze:

      TK od zawsze był wybierany w taki sposób. M.in. po to by sędziowie byli na tzw. zakładkę z rządzącymi. To, że PO rządziła dwie kadencje oznaczało, że ci co mieli być naszymi sędziami, okazali się „nie być”, gdyż to ktoś inny ich wybierał. Z drugiej, powolne zmiany oznaczałyby, że gros ustaw mogło być blokowanych (patrz wyroki niekorzystne dla planów PO, konserwatywne w sensie światopoglądu). Nie uważam by taka zabawa była ok. Ktoś musi być zabezpieczeniem kiedy premier i prezydent idą na sznurku jednego faceta zwanego prezesem

  16. Bilbo pisze:

    Ja rozumiem, że kolega ma obsesję na temat gościa zwanego prezesem, ale może po kolei. Po pierwsze, gra idzie o zmianę systemu władzy III RP, który pchał Polskę od wielu lat do katastrofy. Coraz więcej ludzi zaczęło to dostrzegać. Punktem przełomowym była katastrofa smoleńska 2010 r., której niezamierzonym efektem było uaktywnienie dużej części społeczeństwa. Impuls tej aktywności obywatelskiej dał także rozwój alternatywnych mediów internetowych (bo, na szczęście, w Internecie na razie rządzi wolność). Przełamało to jednostronną propagandę tzw. mediów mainstreamowych (głównego nurtu), które zapewniają parasol ochronny III RP. W ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych te nastroje znalazły swój wyraz. Przypominam, że w obu przypadkach ponad 50% społeczeństwa głosowało za zmianami. Ich wyrazicielem jest w oczywisty sposób Zjednoczona Prawica, a tak naprawdę PiS, bo to jedynie ta partia stanowi realną siłę polityczną w obozie zmiany. W przypadku TK jasnym jest, że PO chciała zapewnić całkowitą większość wśród sędziów Trybunału. Zresztą, sam TK chcąc, nie chcąc był zmuszony to potwierdzić. Notabene, proszę sobie przypomnieć te mityczne „protesty”, które wtedy wybuchły w związku z niekonstytucyjnym zachowaniem Platformy. To jest akurat doskonały przykład podwójnych standardów w mediach mainstreamowych dotyczących PiS-u i pozostałych antysystemowców (także lewicy, ale tej prawdziwej), a zdrugiej - pozostałych ugrupowań politycznych III RP. W przypadku PiS-u i reszty (np. środowiska Radia Maryja) obowiązuje zasada: bardziej. Bardziej krytykujemy, bardziej atakujemy, bardziej wyolbrzamiamy rzekome zbrodnie, a nawet bardziej kłamiemy (vide: słynny rydzykowy Maybach). W takiej sytuacji, kiedy większość narodu chce zmiany systemu III RP (gdyż podobne nastroje, które znalazły swój wyraz w przypadku ostatnich wyborów, w sposób oczywisty można odnieść do reszty społeczeństwa, które z takich czy innych powodów nie chodzi na wybory, ale polityką w dużej części się interesuje - a właściwie stanem państwa), na drodze staje opanowany przez zwolenników III RP Trybunał Konstytucyjny z „niezawisłym” prof. Rzeplińskim na czele. Co powiedział marszałek-senior Kornel Morawiecki - prawo nie może stać nad wolą narodu. Ja akurat wyraziłbym się nieco inaczej, ale wymowa jest oczywista. Przecież od czego jest parlament? Od stanowienia prawa. Prawo nie pochodzi od Boga, nie pochodzi od monarchy, nie pochodzi od jakiejś nieokreślonej elity intelektualnej, tylko właśnie od narodu, a dokładnie od jego parlamentarnych przedstawicieli. Nie zauważyłem dotychczas, żeby sędziowie TK byli represjonowani, zamykani czy coś w tym stylu. Nie, trwa polityczno-prawna przepychanka o TK, i tyle.

  17. Andrzej pisze:

    Zauważyłem że wszyscy zgadzaja się co do jednego, że nie da się napisać takiego prawa które ujmowałoby wszystkie wspekty życia. Stąd wniosek że prawo czasem trzeba jakoś zinterpretować a nawet zmienić. Kto ma to robić? Sędzia czy inny zawodowy prawnik muszą się trzymac istniejącego prawa, mogą je najwyżej po swojemu zinterptrtowac, ale zawsze można się od ich wyroku odwołac (przynajmniej teoretycznie). Żeby na przyklad zmienić złe prawo (a wszyscy też przeważnie się zgadzają że prawo w Polsce jest złe) to ktoś musi ponad prawem stać bo z pozycji podległego nie można nic. Takiego kogoś nazywa się suwerenem. U nas suwerenem jest naród a jego emanacją, chociaż może niedoskonałą, jest sejm i prezydent (pochodzą z wyboru). Oni zatem są władni stać ponad prawem by je czasami dostosować do rzeczywistości. Co do TK to wszystko sprowadza się właściwie do znalezienia 15 przyzwoitych ludzi i dla mnie osobiście jest mocno przygnębiające że nie można takich w Polsce znaleźć. Może ktoś to skrytykuje?

  18. Bilbo pisze:

    A dlaczego nie można znaleźć 15 przyzwoitych ludzi? To, że poprzednie władze nie umiały, to żaden dowód, bo jakie wtedy panowały klimaty, wiadomo.

  19. Anonim pisze:

    Uwag kilka... Na pis nie głosowało 50% społeczeństwa, po prostu taka jest ordynacja. Duda okazał się marionetką w rękach J. Kaczyńskiego. Ale to detal. Najważniejsze w TK jest to, że sędziowie w zasadzie nie są usuwalni, a w zamierzeniu są tam ponad dwie kadencje Sejmu co oznacza, że zmienny skład parlamentu daje tam duży przestrzał światopoglądowy. Zasadniczo dominowali tam konserwatywni prawnicy, nie szukający zwad w sprawach światopoglądowych, jednakże mających dość ostre stanowisko w sprawie tego co jest a co nie jest złamaniem prawa. Działania zaś PiS-u z l. 05-07 wskazywały, że mogą tam dziać się tzw. cuda, a bezwolny TK to „róbta co chceta”

  20. Bilbo pisze:

    Oczywiście, że na PiS nie głosowało 50% społeczeństwa, bo jeszcze jest Kukiz’15 i KORWIN, który ostatecznie nie wszedł do Sejmu, ale dostał prawie 5%. Ja pisałem o obozie zmian, więc proszę, kolego Anonim, czytać ze zrozumieniem. Po drugie, nie ma i nie będzie takiego zjawiska, jak „prezydent wszystkich Polaków”. I nigdzie na świecie coś takiego nie występuje. To jest mit, który nie wiadomo z jakiś powodów jest rozpowszechniany w mediach. Każdy prezydent w Polsce miał swoje poglądy polityczne, gospodarcze i społeczne oraz określony światopogląd (to całkowicie naturalne), każdy - poza Wałęsą - wywodził się z jakiegoś ugrupowania politycznego (Wałęsa swoje zaplecze polityczne budował podczas prezydentury - dlatego zresztą był wściekle atakowany przez np. „Gazetę Wyborczą”). I naiwnym jest ktoś, kto uważa, że można te poglądy, światopogląd i zaplecze polityczne odciąć „grubą kreską”, i rządzić w imieniu wszystkich. Tak się po prostu nie da (jak np. pogodzić poglądy ortodoksyjnych katolików i skrajnych lewaków). Duda jest wielkim zwolennikiem zmiany systemu władzy III RP, dał temu wielokrotnie wyraz, więc konsekwentnie działa w tym kierunku. Wywodzi się z kolei z PiS-u, więc oczywistym jest, że reprezentuje podobne poglądy polityczno-gospodarcze. Dlaczego ma się od tego odciąć? I co? Stanąć po stronie obrońców TK i zdradzić swoje poglądy? Przecież tu chodzi właśnie o zmianę systemu władzy, a walka o TK jest tego jednym z głównych elementów. Nie da się być po jednej i zarazem drugiej stronie. Jak kolega Anonim chce to nazywać byciem marionetką Kaczyńskiego - jego sprawa i jego problem. Niedocenianie potencjału prezydenta jest dla naszej strony lepsze. Bo łatwiej walczyć z prymitywną propagandą, niż przemyślanymi analizami. A co do „konserwatywnych” sędziów TK - owszem, w kwestiach światopoglądowych takie stanowisko reprezentowali, tylko co z tego? Ich „konserwatyzm” systemowi władzy III RP nie szkodził, a przecież o to chodzi. Pozostałe orzeczenia jasno dowodziły, że TK jest obrońcą systemu władzy III RP, czyli systemu totalnie spatologizowanego.

    • Anonim pisze:

      TK, SN i temu podobne instytucją są obrońcą systemu prawnego jaki istnieje tu i teraz czyli litery i ducha prawa (polecam wyroki SN i komentarze do kodeksów karnych przedwojennych), co oznacza że pilnuje by prawo było zgodne z Konstytucją, a wszelkie jego zmiany wprowadzane legalnie. To jedno. Wtóre: urząd prezydenta z racji tego jak jest umocowany w konstytucji i to jakie warunki ma spełnić już wybrany prezydent, oznacza że ma być ponad własną partią, ma być od niej niezależny. Czym innym jest zestaw osobistych przekonań pana-prezydenta (katolik, protestant) a czym innym rola polityczna jaką pełnia (stabilizacja państwa i pierwszy gwarant - pierwsza linia obrony prawa - czyli możliwość założenia veta i to jakie parametry muszą być spełnione by było ono przełamane). W chwili obecnej niestety sam Prezydent zadeklarował się, że jest nim tylko dla jednej grupy ludzi w Polsce.

  21. Bilbo pisze:

    Prezydent RP spełnia także tzw. rolę „bezpiecznika” w przypadku TK. I taką rolę wypełnił.
    Poza tym kolega opisuje idealistyczną sytuację kompletnie oderwaną od polskiej rzeczywistości. TK, SN i inne podobne instytucje, owszem, są obrońcami systemu prawnego. Brzmi to bardzo wspaniale i chwalebnie. Ale tylko do czasu, jak zaczyna się dokładnie analizować ten system prawny III RP. Jaki już napisałem - system cholernie spatologizowany.
    I mamy sytuację, że naród w większości chce zmiany systemu, a tu guzik. Są obrońcy, którzy chyba polegną, niż oddadzą piędzi ziemi. Bo prawo, bo system prawny III RP jest ważniejszy niż to, czego żąda suweren.
    Czyli, jak rozumiem, Konstytucję III RP z 1997 r. i cały oparty na niej system prawny mamy po wsze czasy. Zastanawiam się tylko, jaką rolę w tym systemie ma spełniać parlament jako wyraziciel woli suwerena. Oj, chyba jakaś mało demokratyczna nam się porobiła ta III RP.

  22. Komar pisze:

    Kwestia odpowiedzialności Kociołka za śmierć robotników na Wybrzeżu została już wyjaśniona.
    Stanisław Kociołek był - jak już napisano w artykule - szefem wojewódzkiej organizacji PZPR w Gdańsku. Pół roku przed wydarzeniami grudniowymi powołano go na stanowisko wicepremiera i w związku z tym przeniósł się do Warszawy. Gdy 14 grudnia doszło do strajku Gdańsku, gdy 15 grudnia padły strzały i zginęli ludzie, Kociołek z własnej inicjatywy postanowił udać się do Gdańska, aby załagodzić sytuację. Liczył na swoje kontakty z władzami Gdańska, z władzami stoczni i z robotnikami. O ile wiem, Kociołek nie brał udziału w naradzie u Gomułki, gdy zapadła decyzja o pozwoleniu na użycie broni przeciw demonstrantom. W tej naradzie ze strony rządu był premier Cyrankiewicz. Na miejscu, w Gdańsku, decyzje podejmował sztab kryzysowy, a Kociołek nie był członkiem tego sztabu (nie mogę wykluczyć, że Kociołek kontaktował się z członkami tego sztabu). W środę wieczorem 16 grudnia Kociołek wygłosił przemówienie radiowe do robotników, w którym wezwał ich, aby zaprzestali wystąpień ulicznych i następnego dnia poszli do swoich zakładów pracy. To był jego pomysł na uspokojenie sytuacji. Równocześnie wieczorem 16 grudnia sztab kryzysowy podjął decyzję o tym, aby od rana 17 grudnia wprowadzić blokadę dużych zakładów pracy na Wybrzeżu, w tym stoczni. Przez radio ogłoszono komunikat, że w dniu 17 grudnia i w dniach następnych robotnicy mają pozostać w domach, bo stocznie zostaną zablokowane. Kociołek nie brał udziału w podjęciu tej decyzji, nawet podobno nie został o niej poinformowany. Robotnicy, którzy uwierzyli Kociołkowi, rano natknęli się na oddziały wojska, które otworzyły ogień do napierających tłumów.
    Kociołek niewątpliwie ponosi odpowiedzialność za to, że próbował działać równolegle do oficjalnych działań władz i swoimi wezwaniami, kolidującymi z decyzjami sztabu kryzysowego, doprowadził do konfrontacji robotników z wojskiem. Niewątpliwie ponosi odpowiedzialność moralną i polityczną. Ale najwidoczniej było to zbyt mało na odpowiedzialność karną, co stwierdził sąd okręgowy w Gdańsku, uniewinniając Kociołka.
    A jeśli ktoś nazywa Kociołka „krwawym katem Trójmiasta”, to w ten sposób - czy to nieświadomie, czy świadomie i celowo - próbuje wybielić rzeczywistych sprawców masakry, tych, którzy wydawali rozkazy strzelania do robotników.

Odpowiedz