„Życie w PRL. I strasznie, i śmiesznie” – I. Kienzler – recenzja |
Na początku lat 90-tych Muniek Staszczyk uknuł powiedzenie: „Music for nobody„, czyli „Muzyka dla nikogo„. Nie pamiętam, czego dokładnie dotyczyło. Wiem tylko, że później powołał się na nie Kuba Wojewódzki jako juror „Idola„. Trudno jednak do końca zgodzić się z założeniem, według którego istnieją gatunki muzyczne dla nikogo. Czy rzeczywiście nikt ich nie słucha, czy to sami słuchacze tak niewiele znaczą, że aż stają się nikim dla autora? Z pewnością istnieje jednak ”muzyka dla każdego” podobnie jak ”historia dla każdego”. Komunistyczny zaśpiew hasła dobrze komponuje się z książką Życie w PRL. I strasznie, i śmiesznie autorstwa – jakżeby inaczej – Iwony Kienzler (wydawnictwo Bellona).
Stawiam tezę, że jest to najlepsza publikacja pióra Kienzler, która jako autorka już od dawna plasuje się w rzędzie naczelnych Polek trudniących się zawodowym pisarstwem. I wcale nie jest najlepsza dlatego, że pozostałe uważam za gorsze jakościowo. Kienzler utrzymuje równy poziom, potrafi także utrzymać przy sobie stałych czytelników, ale co najważniejsze – z powodzeniem powinna zyskać nowych sprzymierzeńców. Aczkolwiek nie jestem pewien, że będą nimi ludzie młodzi. Nowych fanów upatrywałbym wśród kolejnych emerytów i rencistów, a piszę to bez ironii, ponieważ w recenzowanej pozycji odnajdą oni siebie i własne historie. Pisarka w dalszym ciągu zajmuje się bowiem swoim ulubionym wycinkiem historii XX-wiecznej Polski, ale tym razem rozszerza swój plan działania na rozmaite oblicza epoki. W Życiu PRL nie ma żadnych ograniczeń tematycznych, co może ucieszyć odbiorcę znużonego już odkrywaniem przez autorkę erotyczno-obyczajowej strony tamtych lat. Być może Kienzler także dopadło zmęczenie swoją monotematycznością, postanowiła więc zrobić krok naprzód i sprawdzić, co się wydarzy.
Jakie osiągnęła efekty? Otrzymała kilkadziesiąt pozytywnych epitetów, które podsumowały jej pracę. Ale nie chodzi jedynie o chwalenie, lecz rzeczowe podejście do sprawy. Nie ulega wątpliwości, że książka z pewnością pisana była na zamówienie, a nie z osobistych pobudek, dlatego roi się w niej od kawałów, anegdot, chleba, igrzysk i wszystkiego czego zapragnie czytelnik. Powstaje jednak pytanie: kto tego kawałka PRL-owskiego bochenka potrzebuje? Iwona Kienzler nie pisze książek dla każdego, ale też nie dla nikogo. Specjalistyczna historia ma swoich autorów i swoje audytorium, tak samo dzieje się z propozycjami autorki Życia w PRL-u. Istniał niegdyś termin „literatura dla kucharek”, literatura z tezą święciła triumfy, a ludzie czytali jak szaleni. W moim odczuciu Kienzler - nawiązuje wyraźnie do takiej twórczości, to znaczy zakłada, że nie każdy odbiorca słowa pisanego musi być od razu erudytą, który rozsierdza się, jeśli dojdzie do wniosku, iż analiza psychologiczna postaci nie jest dostatecznie pogłębiona, a przedstawione fakty historyczne z dzisiejszej perspektywy nie mają wielkiego znaczenia. Otóż, dla niektórych czytelników nawet najmniej istotny fakt ma ogromne znaczenie i pozwala na przetrwanie galaktyki Gutenberga. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia w kinie, które jako medium może przetrwać jedynie dlatego, że zarabia miliardy na cyklach Star Wars i filmach o Jamesie Bondzie – oczywiście między innymi. Gdyby świat filmu żywił się jedynie Wielkim pięknem czy Idą umarłby z tęsknoty za lekkostrawnymi potrawami, a ostatecznie pieniędzy zabrakłoby nawet na waciki.
Większość z dwudziestu sześciu rozdziałów (być może rozdzialików byłoby trafniejszym słowem) książki mogłoby stać się tematem osobnej publikacji. Taka refleksja przyjdzie na myśl każdemu rozsądnemu człowiekowi, kiedy spojrzy na tytuły: Socrealizm (kolosalna cegła), Marzec 1968 i exodus 20 tysięcy Polaków żydowskiego pochodzenia (fiu, fiu), Kościół a komunizm (w mordę jego twarz). A jednak puchatkowe „małe co nieco” zmieściło się na kilku, czasem kilkunastu stronach i nikt nie powinien kwestionować walorów poznawczych całego przedsięwzięcia. A wiedza będzie to naprawdę nieprzeciętna, ponieważ nie zabrakło smaczków w rodzaju rozdziału o papierosach – bardzo krótkiego, ale toksykomani i tak się zapewne ucieszą. Last, but not least… Nie martwcie się. Miejsce znalazło się także na rozdział o alkoholu, a to oznacza, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Do zestawu rzeczy niezmiennych dołączam poczucie humoru autorki. Jest nieskazitelnie czyste i proste jak pierwsza miłość, a więc pozostawi po sobie wrażenie dłuższe niż długość jednego piwa czy spalanej zapałki.
Dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn na jednej z konferencji w ramach TEDx przypomniał – wprawdzie w imieniu Pana Purkłapy, ale zawsze – że nie można żyć bez humoru i wyobraźni. Dobrze się stało, że Kienzler przypomniała o „cudach niewidach” PRL-u, takich jak filmy realizmu socjalistycznego w stylu Żołnierza zwycięstwa (1953, reż.Wanda Jakubowska). Na jednym z polskich uniwersytetów obraz ten jest zadawany do obejrzenia jako kara dla krnąbrnych studentów. Lecz nie tylko laurka dla generała Świerczewskiego została przypomniana. Dla wszystkich starczy miejsca jak głosi zresztą tytuł pierwszej płyty Starego Dobrego Małżeństwa, a jak coś się nie zmieściło we właściwej części, na pewno znajduje się w Słowniku PRL-u (zabawna rzecz, ukłony dla pomysłowości szanownej autorki pisarki).
Obserwując polską rzeczywistość (nawet nie zanurzywszy się w nią głęboko), można dojść do wniosku, że Życie w PRL nie dobiegło do końca. Ciągle otaczają nas relikty komunizmu… nie tylko architektoniczne.
Plus/minus:
Na plus:
+ zwięzła, luźna forma, która powinna stanowić inteligentną rozrywkę dla czytelników
+ zebranie najważniejszych faktów
+ oswajanie mrocznych lat PRL poprzez eksponowanie jego humorystycznych akcentów
Na minus:
- zbytnie uproszczenia, ale nie powinny one razić odbiorcy, do którego skierowana jest publikacja
Tytuł: Życie w PRL. I strasznie, i śmiesznie
Autor: Iwona Kienzler
Wydawca: Bellona
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-11-13545-1
Liczba stron: 356
Okładka: miękka
Cena: 23,90 zł
Ocena recenzenta: 8/10
Korekta: Diana Walawender
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.