Zaczęło się od Węgrów. Krótka opowieść o początkach Wunderteamu


W latach 1956-1958 reprezentacja Polski w lekkoatletyce zanotowała fantastyczną serię jedenastu zwycięstw z rzędu w meczach międzypaństwowych. W tym czasie, światu zaprezentowali się młodzi i głodni sukcesu sportowcy, którzy przez najbliższą dekadę mieli zachwycać światową publikę podczas najważniejszych imprez sportowych. Ich droga do medali Mistrzostw Europy i Igrzysk Olimpijskich rozpoczęła się w ciepłe popołudnie 8 lipca, kiedy to na stadionie w Poznaniu podopieczni trenera Jana Mulaka pokonali faworyzowanych Węgrów.

 Gdy w sierpniu 1956 r. sto tysięcy polskich kibiców, zapełniających trybuny Stadionu Dziesięciolecia, obserwowało pojedynek polskich lekkoatletów z reprezentacją Stanów Zjednoczonych, „Królowa Sportu” uznawana była w kraju za drugą, po piłce nożnej, dyscyplinę narodową. Za sprawą zaangażowania trenerów, pod przewodnictwem Jana Mulaka, niedożywiona i wyniszczona trudami II wojny światowej polska młodzież, zdołała wejść na sam szczyt światowego sportu, stając się równym rywalem dla jej najwybitniejszych przedstawicieli. Nie zmieniła tego nawet porażka z Amerykanami, kończąca serię jedenastu zwycięstw z rzędu. Choć w Warszawie tryumfowali przybysze zza Oceanu, cały świat zachwycał się Polakami, którzy swoją postawą zapracowali na miano Wunderteamu.

Historia wspaniałej drużyny zaczęła się dużo wcześniej. Tuż po wojnie wspaniali szkoleniowcy postanowili wyciągnąć polski sport z samego dna. O jego niskim poziomie świadczył choćby słaby występ reprezentacji w czasie Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 1948 r., z których Polacy wrócili z jednym medalem. Nikt nie oczekiwał jednak sukcesów, po tym, gdy najwięksi sportowcy i patrioci zarazem zginęli w walce o ojczyznę lub zostali zamordowani z rąk radzieckich enkawudzistów. Ogromne straty sprawiły, że w procesie odbudowy postawiono na rozwój młodzieży. Zważywszy na braki aprowizacyjne, nie było to łatwym zadaniem. Jak we wspomnieniach zapisali trenerzy, w tym Jan Mulak, który pozostawił po sobie bogatą spuściznę, ważący początkowo po 56 i 58 kilogramów Chromik i Krzyszkowiak wyglądali raczej na juniorów, niż biegaczy mających w  niedługim czasie zagrozić najlepszym sportowcom świata. Nie było za to problemów z kapitałem osobowym. Młodzież dostrzegała w sporcie platformę do zmiany swojego życia, podnoszenia jego jakości. Zaangażowanie i determinacja doprowadziły z kolei do największych sukcesów w historii lekkiej atletyki.

Heroizm Ożoga i finisz Swatowskiego

Fantastyczny okres polskiej „Królowej Sportu„, zwieńczony wieloma medalami Mistrzostw Europy i Igrzysk Olimpijskich, został zapoczątkowany 8 lipca 1956 r. na stadionie w Poznaniu. Wtedy to rywalami podopiecznych Jana Mulaka byli niepokonani dotąd w Europie Węgrzy. Rywal wywoływał wielkie emocje zarówno u kibiców, jak i zawodników oraz trenerów, przede wszystkim ze względu na intensywność wzajemnych kontaktów i ujemny bilans rywalizacji. Dodatkowo wzmagała je wciąż świeża pamięć po porażce doznanej rok wcześniej, o której skrzętnie przypominał na swoich łamach ”Przegląd Sportowy”.

Chęć odniesienia historycznej wygranej i przełamania dominacji Madziarów biła zresztą z każdego artykułu, zamieszczonego w tym okresie przez najstarszy polski dziennik, traktujący o sportowej rywalizacji. Śledząc materiały prasowe, wyłania się z nich optymistyczny obraz zarówno polskiej reprezentacji, jak ich szans na końcowy sukces. Wiarę w niego umacniały nowe okoliczności. W przede dniu poznańskich zmagań polska lekka atletyka odniosła bowiem jedne z największych ówczesnych sukcesów. W czasie zawodów w Mediolanie, 23-letni Janusz Sidło, wynikiem 83,55 m. pobił rekord świata w rzucie oszczepem i własny rekord życiowy o trzy i pół metra! Choć w tym okresie, tj. od 21 maja 1955 r., za sprawą wprowadzenia oszczepu Helda (miał krótszy koniec i stał się cięższy, dzięki czemu przedłużał swój lot) najlepszy wynik na świecie pobito aż trzykrotnie i to za każdym razem przez innego zawodnika, „PS„ w każdym wydaniu przypominał o osiągnięciu Polaka, prezentując czytelnikom rozmaite odsłony jego osiągnięcia, co dobitnie świadczy o swoistym głodzie sukcesu polskiej ”Królowej Sportu”.

Ze względu na wydarzenia ze stadionu w Mediolanie, to właśnie w „Grubym„, jak mawiano na oszczepnika, pokładano największe nadzieje. Redaktora Zygmunta Głuszka w tym przeświadczeniu wspierał trener Zygmunt Szelest, przekonując, że ”Janusz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa1. Choć jednocześnie starał się tonować nastroje, z jego słów wynikało, że zawodnika z Warszawy stać na jeszcze lepsze wyniki. Jak pokazał jednak czas, kolejny rekord świata w tej konkurencji nie padł udziałem Sidły tylko Norwega Egila Danielsena, który już we wrześniu 1956 r. przerzucił Polaka o ponad dwa metry. Nie zmienia to faktu, że w rywalizacji z Węgrami oszczepnik należał do najcięższej artylerii w szeregach rodzimej reprezentacji. „PS„ dał temu wyraz w przedmeczowych zapowiedziach, już w tytule konstatując, że ”Konkurencje techniczne zadecydują o wyniku2.

Pytanie: „Czy Polska wygra wreszcie z Węgrami?3., zadane przez „Przegląd Sportowy„ stało się zasadne po pierwszym dniu rywalizacji. Po rozegraniu biegów na 100 i 110 metrów przez płotki, skoku w dal mężczyzn, dysku i oszczepu kobiet, a także trójskoku, kuli i dysku mężczyzn, biegów na 400 i 1500 metrów oraz skoku wzwyż pań, reprezentacja Polski nieoczekiwanie prowadziła sześcioma punktami, robiąc krok w kierunku wielkiej sensacji. Tym bardziej, że drugiego dnia, miał wystąpić wspomniany Sidło oraz sztafeta 4x100 metrów, która na zawodach w światowej stolicy mody, uzupełniła wynik oszczepnika bardzo wartościowym rekordem kraju (45,9 sek.). Najbardziej zacięty pojedynek szykował się jednak na dystansie 5000 metrów. Mieli bowiem zmierzyć się ze sobą dwaj mistrzowie świata: Jerzy Chromik, który we wrześniu 1955 r. przebiegł dystans 3000 metrów z przeszkodami w czasie 8:40.2 min., oraz Sandor Iharos, który rok wcześniej ustanowił rekordy świata na 1500, 3000 i 5000 metrów, a także na dwie i trzy mile! Prawdziwe starcie herosów biegów średnich i długich, na które ręce zacierał cały lekkoatletyczny świat, przyniosło minimalną porażkę Polaka. ”Sztygara z Wunderteamu” uległ utytułowanemu Węgrowi o sekundę.

Niepowodzenia Polacy doznali również na dwukrotnie dłuższym dystansie, gdzie Jan Olesiński i Stanisław Ożóg musieli uznać wyższość duetu Kovacs-Szabo, aktualnych medalistów Mistrzostw Europy. Ich starcie miało jeszcze bardziej emocjonujący przebieg od wyścigu na pięć kilometrów. Węgrzy od początku narzucili bardzo mocne tempo, za sprawą wzajemnej współpracy kontrolując przebieg wypadków na poznańskiej bieżni. Gdy wydawało się, że bieg ten nie dostarczy zbyt wielu emocji, nieoczekiwanie kontuzji doznał Szabo. Znajdujący się kilkanaście metrów za nim Ożóg dostrzegł swoją szansę i za sprawą fantastycznego pościgu, dogonił utytułowanego rywala, rozpoczynając pogoń za Mistrzem Europy. Szaleńcze tempo sprawiło jednak, że na kilometr przed metą Polak łapie się za prawą nogę, znacząco zwalniając prędkość, a następnie przechodząc w kuśtykanie. Uraz uniemożliwił mu walkę o końcowy tryumf. Mimo bolesnej kontuzji, Ożóg nie zdecydował się jednak zejść z trasy, choć sugerowali mu to trenerzy. Z grymasem wielkiego bólu, biegnąc jedynie na palcach, ukończył wyścig na ostatniej pozycji, stając się symbolem rodzącej się na oczach poznańskiej publiczności wspaniałej drużyny – Wunderteamu. Heroizm długodystansowca był o tyle istotny, że 10 000 metrów było przedostatnią konkurencją meczu, a wywalczony przez niego punkt zagwarantował Polsce remis 102:102. Oznaczało to, że o losach całego spotkania miała zadecydować sztafeta 4x400 metrów. Była ona dopełnieniem dwóch dni pełnych emocji. Zespół w składzie: Mach, Matyjek, Proske i Swatowski pokonał Węgrów zaledwie o 0,1 sekundy! Kluczowy okazał się fantastyczny finisz Swatowskiego, który podobnie jak w indywidualnym starcie pokonał Adamika. Sensacja stała się faktem, a w świat poszła informacja o tym, że Polska pokonała faworyzowanego rywala 107:104.

Największy ówczesny sukces polskiej „Królowej Sportu„ był dopiero zaczątkiem tego, co w kolejnych dziesięciu latach mieli pokazać lekkoatleci z kraju nad Wisłą. Zapowiedź tego w piękny lipcowy wieczór dał poniekąd Jan Mulak. Pytany przez dziennikarza „Przeglądu Sportowego„ o przyczynę progresu, wskazał na wymianę pokoleniową, do jakiej doszło na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy. ”Proszę zwrócić uwagę na fakt, iż z drużyny, która startowała w ubiegłym roku przeciw Węgrom, tym razem walczyło tylko 12 zawodników. A pozostali, ponad 20, to w większości młodzi zawodnicy drugiego rzutu4 – stwierdził Mulak, którego podopieczni swoją prawdziwą siłę pokazali już dwa lata później, w czasie Mistrzostw Europy w Sztokholmie zdobywając aż osiem złotych medali. Ale jest to temat na zupełnie inną opowieść.

Bibliografia:

  1. 100 lat temu urodził się Jan Mulak, www.pzla.pl/index.php?_a=1&kat_id=4&_id=7961, dostęp: 05.12.2016.
  2. 90 lat polskiego sportu, pod red. L. Błażyńskiego, Warszawa 2011.
  3. Bednarczyk P., Wunderteam – kiedy Polska rządziła światową lekką atletyką (cz. I), http://bieganie.pl/?show=1&cat=34&id=5945, dostęp: 05.12.2016.
  4. Berezowski O., Trener Jan Mulak – Twórca potęgi Wunderteamu, http://www.magazynbieganie.pl/trener-jan-mulak-tworca-potegi-wunderteamu/, dostęp: 05.12.2016.
  5. Pół wieku królowej, pod red. A. Bilika, Warszawa 1969.Drążdżewski S., Szkiela W., Olimpijczycy XXX-lecia, Warszawa 1975.
  6. Duński W., Od Paryża 1924 do Sydney 2000. Polscy medaliści olimpijscy i paraolimpijscy, Warszawa 2000.
  7. Karczmarski A., Wunderteam. Lekkoatletyczna drużyna marzeń, Pruszków 2002.
  8. Mulak J., Książka… bez żadnego tytułu, http://www.mulak.art.pl/dodatki.php?did=1&page=book, dostęp: 05.12.2016.
  9. Mulak J., Narodziny Wunderteamu, Warszawa 1984.
  10. Tuszyński B., Kurzyński H., Leksykon olimpijczyków polskich 1924-2006, Warszawa 2006.
  11. Tuszyński B., Polscy olimpijczycy XX wieku, tom A-M, Wrocław 2004.
  12. Walewski P., Wunderteam, czyli Mulak i spółka,  http://www.runners-world.pl/ludzie/Wunderteam-czyli-Mulak-i-spolka,4812,1, dostęp: 05.12.2016.
  13. Jan Mulak (1914-2005). Życie dla sportu, pod red. B. Woltmana i S. Zaborniaka, Rzeszów 2006.

Prasa:

  1. Przegląd Sportowy (1956)
  1. „Przegląd Sportowy”, 1956, nr 78. []
  2. „Przegląd Sportowy”, 1956, nr 79. []
  3. „Przegląd Sportowy”, 1956, nr 79. []
  4. „Przegląd Sportowy”, 1956, nr 81. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz