„Ciao Italia!” – film – Pierfrancesco Diliberto – 2016 – recenzja


Pamiętacie ten motyw muzyczny z drugiej części Jak rozpętałem II wojnę światową, kiedy Franek flirtował ze śliczną Włoszką? Od kiedy obejrzałem Ciao Italia! nie mogę się go pozbyć z głowy. Na na nanana na nanana…

Oryginalny tytuł, In guerra per amore, mówi znacznie więcej o zarysie fabularnym produkcji, niż polski odpowiednik. W sumie to nie mam pojęcia, co skłoniło tłumacza do akurat takiej zmiany. Domniemywać należy, że chodzi o lekkość i pewną włoską dezynwolturę, której film jest pełen.

Powiem szczerze – uśmiałem się przy nim do łez. Rzadko mi się to zdarza, a tym razem płakałem ze śmiechu. Chapeau bas, Pierfrancesco! Reżyser połączył w tym filmie interesujący wątek uczuciowy (i mówię to ja – facet z alergią na wątki uczuciowe w filmach wojennych), doskonały, acz subtelny wątek historyczny, z niezwykłymi smaczkami, wynikającymi z dogłębnej znajomości Włochów i ich charakteru.

Głównym bohaterem i postacią łączącą wszystkie elementy jest ciapowaty Arturo, zakochany z wzajemnością w pięknej Florze. Problemem jest jednak to, że wuj kobiety, wpływowy nowojorski mafioso, zaplanował jej ślub z synem innego bonza. Jedynym ratunkiem dla zakochanych jest uzyskanie przez Arturo zgody ojca Flory, który żyje na Sycylii. Na świecie jednak szaleje II wojna światowa, która troszkę jakby utrudniała podróże pomiędzy USA a faszystowskimi Włochami. Arturo wybiera więc usługi „biura turystycznego” US Army, by wziąwszy udział w desancie na Sycylię (Operacja Husky) porozmawiać z ojcem ukochanej i uzyskać jego akceptację.

Arturo jest dramatyczną łajzą, posługującą się niezwykle komiczną angielszczyzną (z czego wynika też sporo zabawnych sytuacji). Zyskuje jednak sympatię przełożonego, porucznika Phillipa Catelli. Obydwaj, jako Amerykanie włoskiego pochodzenia, mają za zadanie wprowadzić i utrwalić aliancką demokratyczną władzę na podbitych terenach. Jest to ciężkie zadanie, wymagające delikatności w obejściu z nadwrażliwymi Sycylijczykami i przyzwyczajonymi do władzy mafiosami.

W tle historii miłosnej i losów demokracji w okupowanych Włoszech znajdują się dramaty zwykłych Włochów. Jest oczekiwanie chłopca na powrót ojca z wojny, jest rozdźwięk pomiędzy żarliwymi katolikami a równie żarliwymi faszystami (posąg Duce gra tu niepomierną rolę), jest uniwersalny strach przed wojną. Bardzo interesującym i jednocześnie niebywale komicznym elementem filmu jest para niepełnosprawnych – niewidomy Saro i chromy Mimmo. Rozładowują oni całe napięcie nerwowe w filmie.

Efekty specjalne w filmie są, ale nie stanowią o jego wartości. Kolorystyka jest miła, jasna, nastrajająca po włosku – optymistycznie, la dolce vita! Doskonała jest ścieżka muzyczna, moim zdaniem nawiązująca nieco do Ojca Chrzestnego. Santi Pulvirenti perfekcyjnie dopasował ją do nastrojów bohaterów i scen. Będę czekał na krążek z tym soundtrackiem, mam nadzieję, że wyjdzie niebawem.

Ciao Italia! to doskonała propozycja na popołudnie w kinie, spędzone w towarzystwie… w sumie w każdym – można z kumplami, można z dziewczyną, można samemu z kieliszkiem grappy. Ubaw i chwila refleksji gwarantowane!

 

Plus minus:

Na plus:

+ liczne nawiązania historyczne i smaczki

+ świetny humor

+ doskonała ścieżka muzyczna

+ ciekawe połączenie wątku romansowego z historycznym

Na minus:

- brak

 

Tytuł: Ciao Italia!

Reżyser: Pierfrancesco Diliberto

Rok: 2016

Wydawca: MiBAC

Długość: 99 minut

Ocena recenzenta: 9,5/10

 

Redakcja merytoryczna: Marcin Petrynko

Korekta: Klaudia Orłowska

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz