Recenzja Bielma od Netflix. Morderstwo i Edgard Allan Poe jako detektyw


Harry Melling jako Edgard Allan Poe wraz z Christianem Bale’em łączą w Bielmie siły, by w imponujący sposób przedstawić historię rozwiązania zagadki zabójstwa kadeta. Zwłaszcza kreacja Mellinga znanego z filmów o Harrym Potterze jest ozdobą tej produkcji.

Bielmo / fot. Netflix

Film oparty na powieści The Pale Blue Eye Louisa Bayarda z 2003 r. opowiada historię tajemniczego morderstwa jednego z kadetów Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych, znanej jako West Point. Oto znaleziono go zwisającego na drzewie, ale jednocześnie z fachowo wyciętym sercem. Władze Akademii zaniepokojone śmiercią kadeta i bojące się, że te wydarzenia mogą wpłynąć na jej zamknięcie, angażują do śledztwa doświadczonego detektywa, który akurat mieszka niedaleko. Jest nim Augustus Landor grany przez Christiana Bale’a.

Harry Melling jako Edgar Allan Poe

Jednak gwiazdą tego filmu wcale nie jest Bale. Całe widowisko kradnie Harry Melling, który w sposób fenomenalny zagrał rolę kadeta Edgara Alana Poe. Wielu widzów oglądając Bielmo może odnieść wrażenie, że twarz Mellinga jest im znana, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że mało kto bez pomocy internetu rozpozna w nim grubiutkiego Dudley’a Dursley’a z filmów o Harrym Potterze. O ile w ekranizacjach o czarodziejach zagrał ledwie kilka scen jako niezbyt rozgarnięty kuzyn Pottera, to w Bielmie jego talent aktorski wręcz eksplodował. Dla chociażby tego występu warto zobaczyć ten film. Brawa też dla charakteryzatorów, którzy niezwykle upodobnili Mellinga do prawdziwego Poe.

Dagerotyp Edgara Allana Poego

Wracając zresztą do Edgara Alana Poe, to też arcyciekawy zabieg wykorzystany w tym filmie. Oto wrażliwego kadeta z zacięciem literackim uczyniono wspomnianego twórcę kryminału. Może nie jest on tak znany w Polsce jak autor Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle, ale Poe to zaiste twórca pierwszej w literaturze postaci detektywa. W tej opowieści wykorzystano fakt, że Poe był rzeczywiście kadetem w West Point, a resztę wymyślono. W ten sposób widz ogląda znanego autora, który sam zamienia się w początkującego detektywa.

Bielmo / fot. Netflix

W tej nieśpiesznej historii dominuje dialog Landora z Poe, z którego Landor uczynił swojego pomocnika w śledztwie. Tym samym mamy Sherlocka i jego Watsona. Jednak w odróżnieniu od współczesnych ekranizacji Sherlocka w Bielmie nie ma efekciarstwa, czy niezwykle skomplikowanych i długich scen pojedynków. Nie ma też żadnych efektów specjalnych. Wszystko rozgrywa się w 1830 r. w Dolinie rzeki Hudson w stanie Nowy Jork, gdzie znajduje się West Point. Akademia historycznie założona w 1802 r. mająca na celu kształcenie przyszłych oficerów na potrzeby wojsk lądowych.

Bielmo / fot. Netflix

Akcja toczy się niespiesznie, a zagadka wydaje się dość oczywista, nawet jak na filmowy kryminał. Pod koniec można być nieco rozczarowanym sądząc, że to już koniec, że to w sumie taki banał ładnie opakowany. Wtedy właśnie następuje zwrot akcji, który dla mnie podwyższa ocenę tego filmu i rzuca na całą fabułę nowe światło. Tak jakby to co dotychczas zobaczyliśmy było pokryte bielmem.

Tytuł: Bielmo (The Pale Blue Eye)
Reżyseria:  Scott Cooper
Scenariusz: Scott Cooper
Zdjęcia: Masanobu Takayanagi
Muzyka: Howard Shore
Czas trwania: 128 min.
Premiera: 22 grudnia 2022 r. (światowa premiera), 6 stycznia 2023 (premiera w Polsce)
Platforma: Netflix
Ocena recenzenta: 7,5/10 (ale sam popis Mellinga to mocne 9/10)

Więcej o filmach historycznych przeczytasz klikając na poniższą grafikę:

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

4 komentarze

  1. Anonim pisze:

    Godzina nudy, ale potem się trochę rozkręca. Film ratuje fenomenalny Melling, może otworzu mu drogę do wielkiej kariery

  2. Michał pisze:

    Niestety nawet gwiazdorska obsada nie uratowała filmu.

  3. Ewa pisze:

    Niestety dla mnie końcówka obniżyła ocenę, przegadana i za długa. Poza tym zbyt naciągany ten zbieg okoliczności.

    Sam Melling skradł też film „Ballada o...” (nie pamietam jakieś imię i nazwisko) braci Cohen bodajże.

  4. Tadeusz pisze:

    Nudy straszliwe. Akcje przegadane. Gra aktorska? A była jakaś? Straszny „kaszan” gorszy nawet od polskich seriali dla gospodyń.

Zostaw własny komentarz