W piekle Mogadiszu. Amerykańska operacja „Ghotic Serpent”, Somalia 1993 r. Część II |
3 października 1993 r. amerykańskie siły specjalne przeprowadziły w stolicy Somalii, Mogadiszu, akcję mającą na celu aresztowanie dowódców, kierowanego przez Farraha Mohameda Aidida, klanu Habr Gidr. W założeniu godzinna operacja przekształciła się w ponad 15-godzinną krwawą bitwę z setkami zabitych i rannych. Jej skutki ukształtowały amerykańską politykę zagraniczną w ostatniej dekadzie XX wieku, a w Somalii są odczuwane do dziś.
Czytaj także: Część I artykułu
Hasło „Irene”
W połowie września CIA poinformowała gen. Garrisona o planowanym spotkaniu najbliższych współpracowników Farraha Mohameda Aidida. Miejsce spotkania znajdowało się w budynku usytuowanym w pobliżu hotelu „Olimpic„, tuż obok targowiska Bakara, w dzielnicy zwanej przez Amerykanów ”Morzem Czarnym”. Był to główny bastion zwolenników Aidida i jego klanu Habr Gidr. Garrison zamierzał skorzystać z nadarzającej się okazji i aresztować dowódców somalijskiego watażki.
3 października 1993 r. o godz.15.32 na hasło „Irene” z bazy TF Ranger na lotnisku w Mogadiszu poderwała się armada 19 śmigłowców. Z czterech lekkich śmigłowców szturmowych AH- 6 Little Bird dwa miały wesprzeć żołnierzy na ziemi, a dwa kolejne zabezpieczały tyły formacji. Cztery kolejne Little Birdy w wersji MH-6 na specjalnych ławkach przymocowanych z boku kadłuba transportowały operatorów Delty.
W skład eskadry wchodziło też osiem śmigłowców Black Hawk: w dwóch znajdowały się główne siły desantowe Delty, w czterech Rangersi. Siódmy Black Hawk przewoził oddział poszukiwawczo-ratowniczy CSAR, zaś ósmy, służący jako powietrzny punkt dowodzenia, transportował dowódców misji: odpowiedzialnego za powietrzny element operacji ppłk Toma Matthewsa ze 160 SOAR oraz dowodzącego grupą szturmową na ziemi ppłk Gerry’ego Harrela z Delty.
Trzy śmigłowce OH-58D Kiowa Warrior1wyposażone w systemy tele- i termowizyjne miały zapewnić przekaz telewizyjny z miejsca akcji do kwatery gen. Garrisona. Wysoko nad Mogadiszu krążył samolot szpiegowski EP-3E2US Navy, który dzięki swoim kamerom i systemom elektronicznym również przekazywał w czasie rzeczywistym obraz z miejsca akcji do bazy TF Ranger oraz do Dowództwa Centralnego w Stanach Zjednoczonych.
Ppłk Danny McKnight, dowódca 3 Batalionu Rangersów, prowadził komponent naziemny grupy uderzeniowej. W jego skład wchodziło dziewięć Hummerów i trzy pięciotonowe ciężarówki M-939, w których znajdowali się pozostali żołnierze Delty, Rangersów oraz Seal Team Six. Łącznie w skład obu grup, naziemnej i lotniczej, wchodziło 160 żołnierzy.
Plan operacji przewidywał, że operatorzy Delty desantują się ze śmigłowców i opanują z dwóch stron budynek będący celem ataku. Rangersi transportowani Black Hawkami zabezpieczą narożniki atakowanego budynku, a następnie całość sił zostanie ewakuowana pojazdami konwoju w raz z zakładnikami.
O 15.42 dwa szturmowe śmigłowce AH-6 odpaliły rakiety w pobliżu celu operacji. Minutę później MH-6 wysadziły komandosów Delty, którzy błyskawicznie wdarli się do atakowanego budynku. Jednocześnie z czterech Black Hawków desantowały się grupy osłonowe Rangersów oznaczone kryptonimami „Chalk”-1, 2, 3 i 4. Mieli oni zapewnić osłonę atakowanego budynku, i ewentualnie blokować drogę ucieczki oficerom Aidida, którzy wymknęliby się Delcie.
Początkowo Somalijczycy znajdujący na ulicy nie zareagowali, przyzwyczajeni do częstego widoku śmigłowców, dopiero gdy te odpaliły rakiety, rozbiegli się, by po kilku chwilach znów się pojawić i zaczęli strzelać do nadlatujących maszyn. Zapłonęły opony, które wydzielając gęsty, czarny dym nie tylko utrudniały obserwację miejsca akcji, lecz sygnalizowały tubylcom obecność Amerykanów. Wokół budynku zaczęły pojawiać się gromady biegnących ludzi, z pośród których co chwila oddawano strzały w kierunku amerykańskich żołnierzy. Na ulicach pojawiły się barykady mające blokować drogi odwrotu komandosom TF Ranger.
Mimo to pierwsza część akcji przebiegła niemal perfekcyjnie. Jedynym poszkodowanym wśród Amerykanów był szer. Todd Blackburn z zespołu „Chalk 4„, dowodzonego przez sierż. Matta Eversmanna. Młody żołnierz desantując się ze śmigłowca metodą tzw. ”fast rope”3 niedostatecznie mocno uchwycił linę i wypadł z wiszącego kilkanaście metrów nad ziemią Black Hawka. Doznał poważnych obrażeń wewnętrznych i należało go jak najszybciej dostarczyć do szpitala.
W tym czasie operatorzy Delty bez przeszkód aresztowali 24 Somalijczyków, wśród nich dwóch ważnych dowódców Aidida. Należało teraz umieścić ich w pojazdach konwoju czekającego około 100 m od hotelu „Olimpic”.
Jednocześnie nasilał się ostrzał ze strony ściągających z wszystkich stron tubylców. Spowodowało to trudności z ewakuacją rannego szer. Blackburna. Na szczęście udało się umieścić go w jednym z Hummerów i wóz ten podążył w kierunku bazy, osłaniany przez dwa inne pojazdy tego samego typu. Niestety, ze względu na ciężki stan rannego żołnierza jazda nie mogła być zbyt szybka, przez co Hummery narażone były na kule ze strony biegnących równolegle do nich bojówkarzy. W trakcie wymiany ognia zginął wówczas strzelec obsługujący karabin maszynowy M-60 w prowadzącym pojeździe, sierż. Dominic Pilla dostał postrzał w głowę i zginął na miejscu.
Sprawy przybierają zły obrót
Sytuacja Amerykanów na miejscu akcji zaczęła się powoli komplikować. Ogień Somalijczyków gęstniał z każdą chwilą, oprócz broni strzeleckiej pojawiły się również granatniki RPG. Zespoły osłonowe Rangersów zaczęły ponosić straty, kilku żołnierzy zostało rannych, w tym jeden ciężko w grupie „Chalk 4”.
Na placu boju przebywały tłumy Somalijczyków, w tym dzieci, które wskazywały bojówkarzom stanowiska Amerykanów. Trudno było odróżnić ludzi z bronią od tych nieuzbrojonych, ci ostatni zresztą w pełni świadomie osłaniali swoich uzbrojonych pobratymców, skutkiem czego żołnierze amerykańscy zmuszeni byli strzelać tak do jednych, jak i do drugich. Dużą przewagę ogniową komandosom zapewniały śmigłowce uzbrojone w szybkostrzelne sześciolufowe miniguny4, na pokładach których znajdowali się snajperzy Delty eliminujący co bardziej niebezpiecznych przeciwników.
Niespodziewanie, gdy zgodnie z planem jeńców załadowano na ciężarówki i konwój przygotowywał się do odjazdu w kierunku bazy, został zestrzelony jeden z Black Hawków. Stało się to kilka minut po godz. 16. Maszyna o kryptonimie „Super 61„, pilotowana przez st. chor. Cliffa ”Elvisa” Wollcota, została trafiona z RPG i spadła kilka budynków na północny wschód od miejsca akcji. Na pokładzie oprócz dwóch pilotów znajdowało się jeszcze dwóch strzelców pokładowych oraz czterech snajperów Delty.
Zgodnie z obowiązującymi procedurami należało zabezpieczyć miejsce katastrofy oraz udzielić pomocy załodze zestrzelonej maszyny. Działania były utrudnione, ponieważ maszyna spadła poza obszarem kontrolowanym przez Amerykanów. Najbliżej miejsca kraksy znajdowała się grupa „Chalk 2„ dowodzona przez por. Toma DiTomasso. Jednak w dalszym ciągu trwała główna operacja, więc na rozkaz dowódcy zespołów osłonowych Rangersów, kpt. Mike’a Steela, w kierunku miejsca upadku śmigłowca podążyła pieszo tylko połowa grupy ”Chalk 2”, z por. DiTomasso na czele.
W sukurs zestrzelonej maszynie chor. Wollcota przyszły również śmigłowce. Niedaleko wraku wylądował Little Bird o kryptonimie „Star 41„ pilotowany przez chorążych Keitha Jonesa i Karla Meiera. Mała maszyna osłaniana był z góry przez Black Hawka „Super 62„ chor. Mike’a Goffeny. Do zestrzelonego śmigłowca dotarła także grupa por. DiTomasso. Rangersi utworzyli pierścień ochronny wokół ”Super 61”. Stało się to dosłownie w ostatniej chwili, gdyż w pobliżu pojawił się tłum uzbrojonych Somalijczyków. Z wraku wyciągnięto dwóch rannych snajperów Delty: sierż. Jima Smitha i sierż. sztab. Daniela Buscha. Obydwu komandosów ewakuowano Little Birdem5.
Zestrzelenie „Super 61” zaobserwowano w śmigłowcu dowodzenia oraz samolocie szpiegowskim. Obraz telewizyjny z miejsca zdarzenia został przekazany do stanowiska dowodzenia na lotnisku. Gen. Garrison rozkazał skierować do miejsca zestrzelenia Black Hawka śmigłowiec ratowniczy z ekipą CSAR ((Combat Search and Rescue stacjonowały działania poszukiwawczo-ratownicze w warunkach bojowych.)) oraz 75 Rangersów i operatorów Delty uczestniczących w ataku na budynek. W tym samym kierunku miał się przemieszczać także konwój transportujący jeńców.
Desantowanie ze śmigłowca zespołu ratowników wymagało stalowych nerwów od jego pilota st. chor. Dana Jolloty. Trzeba było przez kilka minut utrzymywać nieruchomo maszynę w zawisie, aby umożliwić paramedykom zjazd na linie. W chwili desantu ratowniczy Black Hawk „Super 68” został trafiony pociskiem z RPG w obudowę silnika. Mimo to Jollota utrzymał śmigłowiec na pozycji, umożliwiając wiszącym na linach ratownikom zjazd na ziemię, udało mu się także potem szczęśliwie doprowadzić dymiącego Black Hawka na lotnisko.
Zespół CSAR po wylądowaniu dołączył do ludzi por. DiTomasso osłaniających wrak „Super 61”. Rejon ten był pod silnym ostrzałem zarówno z broni maszynowej, jak i granatników, aczkolwiek ataki Somalijczyków były chaotyczne i nieskoordynowane. Z wraku śmigłowca udało się wyciągnąć kolejnego snajpera Delty, sierż. Jamesa McMahona oraz dwóch mocno poturbowanych strzelców pokładowych: sierż. Raya Dowdy’ego i st. sierż. Charliego Warrena. Wydobyto również zwłoki drugiego pilota, st. chor. Donovana Briley’a. Nieskuteczne były natomiast próby wydobycia ciała Cliffa Wolcotta, które zakleszczyło się w pogruchotanej kabinie.
Położenie żołnierzy amerykańskich w miejscu kraksy z minuty na minutę stawało się coraz gorsze. Amerykanie zostali praktycznie okrążeni przez bojówkarzy Aidida, którzy mimo dużych strat pojawiali się w coraz większej liczbie. Z piętnastu żołnierzy zespołu CSAR dwunastu było rannych, nie lepiej było wśród Rangersów por. DiTomasso. Zaczęło brakować amunicji, wody i środków opatrunkowych. Niewystarczające było także wsparcie ze strony śmigłowców, które musiały osłaniać jeszcze siły główne oraz konwój podążające na miejsce katastrofy.
Zestrzelenie kolejnego Black Hawka
Po zestrzeleniu helikoptera chor. Wollcota jego miejsce w szyku zajął Black Hawk „Super 64„, pilotowany przez st. chor. Michael’a Duranta. Około 20 minut później również ten śmigłowiec został trafiony w wirnik pociskiem z RPG. Uszkodzenie wydawało się na tyle niegroźne, że Michael Durant zdecydował odlecieć w kierunku odległej o 4 minuty lotu bazy, zamiast awaryjnie lądować. Asekurował go Black Hawk „Super 62„ st. chor. Mike’a Goffeny. Obie maszyny pokonały około mili, gdy uszkodzony wirnik ”Super 64” rozpadł się całkowicie. Helikopter runął z wysokości około 20 m na przedmieścia Mogadiszu.
Amerykanie mieli teraz nielichy kłopot. Drugi śmigłowiec spadł w miejscu znacznie oddalonym od głównego rejonu działań TF Ranger. Do tego jedyny zespół CSAR zaangażowany był już w ratowanie załogi pierwszego helikoptera, a Rangersi czy ewentualna ekipa ratunkowa z bazy byli zbyt daleko, aby udzielić szybkiej pomocy załodze „Super 64„. Dowództwo podjęło wówczas decyzję, aby siły naziemne w dalszym ciągu przedzierały się w kierunku bliższego z rozbitych śmigłowców, czyli „Super 61„, znajdującego się na północ od miejsca akcji, a potem ruszyły w kierunku leżącego ponad milę dalej ”Super 64”. Na pomoc wezwano również grupę szybkiego reagowania z amerykańskiej 10 Dywizji Górskiej oraz zorganizowano naprędce zaimprowizowany konwój ratunkowy, w skład którego weszły pojazdy, które ewakuowały wcześniej szer. Blackburna oraz jeszcze jeden dodatkowy Hummer i trzy ciężarówki. W skład obsady tego konwoju oprócz Rangersów i komandosów Delty wszedł również personel pomocniczy amerykańskiej bazy, słowem każdy, kto tylko mógł nosić broń. Dowódcą grupy był sierż. Jeff Struecker.
Tymczasem w pobliżu zestrzelonej maszyny st. chor. Duranta zaczęło pojawiać się coraz więcej uzbrojonych Somalijczyków. Pod ich ostrzałem znalazł się osłaniający miejsce katastrofy „Super 62” st. chor. Mike’a Goffeny. Na pokładzie tej maszyny znajdował się zespół snajperów Delty: st. sierż. Gary Gordon, sierż. Randy Shugart i sierż. Brad Hallings. Gary Gordon zwrócił się do dowodzących operacją o zezwolenie na opuszczenie śmigłowca, aby wraz z sierż. Shugartem udzielić pomocy załodze zestrzelonego helikoptera. Dowództwo zwlekało z odpowiedzią, to mogła być samobójcza misja, z drugiej strony zbyt długie przebywanie w tym rejonie Black Hawka Goffeny, osłaniającego na niskim pułapie rozbity śmigłowiec, mogło skutkować utratą kolejnej maszyny.
Sierżanci Delty trzy razy ponawiali swoją prośbę, zanim przyszła zgoda na desantowanie na miejsce wypadku. „Super 62„ zszedł 2 m. nad ziemię i dwaj komandosi błyskawicznie opuścili śmigłowiec. Na miejscu operatorzy Delty najpierw wynieśli z pogruchotanej kabiny rannego Mike’a Duranta. Ułożyli go w miejscu, z którego uzbrojony w pistolet maszynowy mógł osłaniać jeden z sektorów zestrzelonego śmigłowca, a potem zajęli się pozostałymi członkami załogi. W międzyczasie w pobliżu wylądował Little Bird ”Star 41”, który wcześniej ewakuował część załogi chor. Wollcota. Niestety, teren był już otoczony przez tubylców i dalsze przebywanie na miejscu było niebezpieczne. Mały śmigłowiec po 5 minutach bezowocnego oczekiwania odleciał w kierunku bazy.
Somalijczycy najpierw zaczęli niezbyt zorganizowany ostrzał rozbitej maszyny, by po kilku minutach przeprowadzić bardziej skoordynowany atak. Obydwaj snajperzy Delty zajęli dogodne stanowiska do obrony. Stawiali opór do chwili całkowitego wyczerpania amunicji. Pierwszy zginął st. sierż. Gary Gordon, potem Randy Shugart6. Rannego Duranta, nagiego i ciężko pobitego Somalijczycy wzięli do niewoli. Mógł stanowić niezłą kartę przetargową w ewentualnych negocjacjach z Amerykanami. Wszyscy pozostali członkowie załogi zostali zabici.
Nie najlepiej wiodło się również siłom głównym TF Ranger. Przemieszczały się one na miejsce wypadku „Super 61„ w dwóch grupach: pierwszą stanowili Rangersi i operatorzy Delty, przedzierający się pieszo w kierunku zestrzelonego śmigłowca, drugą konwój pojazdów dowodzony przez ppłk McKnighta. Black Hawk Wollcota spadł zaledwie o trzy budynki od hotelu ”Olimpic”, zakładano więc, że siły te szybko pokonają niewielką w sumie odległość. Nic bardziej mylnego.
Szczególnie ciężką przeprawę miał konwój. Naprowadzany zarówno z powietrza jak i przez operatorów, obserwujących go na monitorach na stanowisku dowodzenia w bazie, ostrzeliwany ze wszystkich stron, zmuszony omijać uliczne barykady i miejsca o silnym natężeniu ognia, po około 90 minutach kluczenia w uliczkach Mogadiszu znalazł się w punkcie, z którego startował – pod hotelem „Olimpic„! W ogólnym chaosie ppłk McKnight dał za wygraną i rozkazał powrót do bazy najkrótszą możliwą drogą. Hummery i ciężarówki, praktycznie wszystkie podziurawione kulami i z przestrzelonymi oponami, nie były w stanie dotrzeć do wraku „Super 61„, nie mówiąc już o możliwości dotarcia do miejsca katastrofy ”Super 64”.
W drodze powrotnej kolumna ppłk McKnighta napotkała jadący w przeciwnym kierunku konwój dowodzony przez sierż. Jeffa Strueckera. Grupa ta wpadła pod huraganowy ostrzał Somalijczyków już po przejechaniu pół mili od bazy. Widząc stan, w jakim znajdują się pojazdy ppłk McKnighta, uznano, że nierealne jest, aby ta zaimprowizowana grupa dotarła do zestrzelonego śmigłowca Mike’a Duranta. Obydwa konwoje połączyły się i ruszyły w drogę powrotną w kierunku bazy. Ostrzał ucichł dopiero pod bramą lotniska.
Sytuacja oddziałów, które pieszo miały dotrzeć do okrążonej grupy por. DiTomasso, zabezpieczającej miejsce upadku „Super 61”, również była trudna. Mimo iż do przebycia był tylko odcinek równy długości trzech dużych budynków, to natężenie ognia Somalijczyków było tak duże, że wydawało się niemożliwym przebycie tej odległości. Na dodatek dały znać o sobie wzajemne uprzedzenia między operatorami Delty a Rangersami. Skutek tego był taki, że siły te podzieliły się na dwa ignorujące się oddziały. O nie najlepszym przygotowaniu operacji świadczy zaś fakt, że Delta i Rangersi nie posiadały wspólnej łączności! O ile każdy z komandosów Delty posiadał indywidualne środki łączności, to Rangersi mieli tylko kilka radiostacji, dzięki którym można było porozumiewać się wyłącznie ze sztabem, a nie z sąsiednimi jednostkami.
Czyżby powtórka z Alamo?
Obie piesze formacje dotarły w końcu w pobliże miejsca kraksy śmigłowca chor. Wollcota, aczkolwiek nie połączyły się bezpośrednio z pododdziałem por. DiTomasso, tylko zajęły budynki wzdłuż ulicy prowadzącej do wraku helikoptera. Nad Mogadiszu zapadał zmrok, Amerykanie przygotowywali się do nocnej walki w okrążeniu. Dziewięćdziesięciu dziewięciu żołnierzy, z których wielu było rannych, wyczekiwało konwoju mającego ich ewakuować. Nie wiedzieli, że ppłk McKnight zmuszony był wrócić do bazy. Na wyczerpaniu była woda, amunicja i środki opatrunkowe. Tylko nieliczni posiadali noktowizory zapewniające przewagę w nocnych starciach.
Po zestrzeleniu dwóch śmigłowców tylko jedna załoga odważyła się polecieć tak nisko, aby dokonać zrzutu zaopatrzenia dla Amerykanów. Dokonali tego sierż. sztab. Stan Wood i sierż. sztab. Gary Fuller w swoim Black Hawku „Super 66„. Śmigłowiec zawisł nad pozycjami komandosów na około 30 sek., ale to wystarczyło, aby pociski tubylców uszkodziły silnik maszyny. Na szczęście ”Super 66’, gubiąc po drodze różne płyny, doleciał do lotniska.
Mimo że Somalijczycy nie zdecydowali się na bezpośredni atak na pozycje amerykańskich żołnierzy, budynki, w których przebywali ci ostatni, narażone były na ciągły ostrzał z granatników RPG i wielkokalibrowych karabinów maszynowych. Powodowało to kolejne straty wśród Rangersów i operatorów Delty. Pewnym wsparciem za to były małe śmigłowce Little Bird, których załogi w ciemnościach eliminowały dzięki goglom noktowizyjnym nawet całe grupki bojówkarzy.
Nadchodzi odsiecz
Gen. Garrison tymczasem przygotowywał odsiecz. Około godz. 23.15 z bazy wyruszył silny konwój składający się siedemdziesięciu Hummerów i ciężarówek osłanianych przez cztery pakistańskie czołgi i 28 malezyjskich transporterów opancerzonych. Całością dowodził niezmordowany ppłk Danny McKnight. W skład tych sił wchodziły ponadto 2 kompanie piechoty ( około 300 żołnierzy) 10 Dywizji Górskiej. Na ochotnika dołączyli wszyscy zdolni do walki żołnierze TF Ranger. Kolumna pojazdów liczyła około 4 km długości. Nawet tak potężna formacja potrzebowała dwie i pół godziny, aby dotrzeć do walczących w mieście żołnierzy. Z pogiętej kabiny Black Hawka udało się wreszcie wydostać zwłoki chor. Cliffa Wollcota.
Po przybyciu na miejsce drugiej katastrofy nie odnaleziono żadnych ciał w rozbitym śmigłowcu. Były tylko kałuże krwi, resztki podartych ubrań i zniszczonego oporządzenia oraz ogromne ilości łusek po pociskach. Nic nie dało też przeszukanie pobliskich domów.
Ostatecznie część konwoju ratunkowego dotarła do amerykańskiej bazy na lotnisku o godz. 5.42, natomiast główna część kolumny dotarła do stadionu, gdzie stacjonował kontyngent pakistański, o 6.30. Tam też wyładowano rannych i rozpoczęto przerzucanie ich śmigłowcami do szpitali.
Michael Durant przebywał w niewoli przez jedenaście dni. Dzięki negocjacjom prowadzonym przez Roberta Oakleya, specjalnego wysłannika prezydenta Billa Clintona, udało się go uwolnić oraz odzyskać ciała pozostałych członków jego załogi i obydwu snajperów Delty.
Pyrrusowe zwycięstwo.
Jaki był ostateczny bilans bitwy? Z wojskowego punktu widzenia Amerykanom udało się wypełnić główny cel operacji, jakim było aresztowanie somalijskich dowódców. Jednak cena, jaką za to zapłacili, była bardzo wysoka: zginęło 18 żołnierzy TF Ranger, a 83 zostało rannych. Zginął również jeden żołnierz malezyjski. Rany odniosło 7 Malezyjczyków i 2 Pakistańczyków. Straty Somalijczyków oceniano na co najmniej 1000-1500 osób, w tym wiele kobiet i dzieci, liczba rannych miała się wahać między 3000-4000.
W wymiarze politycznym amerykańska operacja w Somalii zakończyła się klęską. Bitwa w Mogadiszu spowodowała małe „trzęsienie ziemi” w Stanach Zjednoczonych. Amerykanów zszokowały obrazy nadawane przez stacje telewizyjne, pokazujące rozszalały tłum pastwiący się nad ciałami martwych żołnierzy. Urzędujący w Białym Domu prezydent Bill Clinton, uprzednio niepoinformowany o podjętej akcji, żądał wyjaśnień od swoich generałów, w końcu najbardziej zaawansowana technologicznie machina wojenna ówczesnego świata poniosła ciężkie straty i to w starciu z bandą uzbrojonych cywili! Sekretarz obrony Les Aspin i sekretarz stanu Warren Christopher już 4 października musieli tłumaczyć się przed Kongresem, którego członkowie domagali się natychmiastowego wycofania sił amerykańskich z Somalii. 15 grudnia 1993 r. sekretarz obrony Les Aspin podał się do dymisji, biorąc na siebie polityczną odpowiedzialność za niepowodzenie w Somalii.
7 października 1993 r. podczas narady w Białym Domu ustalono, że należy wzmocnić siły TF Ranger, lecz plan schwytania Aidida porzucono. Drogą dyplomatyczną USA miały dążyć do utworzenia stabilnego rządu, w którego składzie miał znajdować się także Farrah Mohamed Aidid, natomiast siły zbrojne Stanów Zjednoczonych do marca 1994 r. miały opuścić Somalię. Decyzja administracji prezydenta Clintona sprawiła, że bezowocne okazały się starania ONZ, aby przywrócić stabilizację w umęczonym wojną domową, wygłodzonym kraju. Dramat Somalii trwa do dziś.
Wydarzenia w Somalii kładły się również cieniem na amerykańską politykę zagraniczną końca XX w. Amerykanie, obawiając się strat, nie chcieli angażować swoich sił w kolejnych konfliktach m.in. w Rwandzie, gdzie zginęło od 800 tys. do ponad miliona osób. W Bośni zdecydowano się wyłącznie na użycie lotnictwa dopiero po masakrze w Srebrenicy w 1995 r., podobnie w Kosowie w 1999 r. podczas operacji „Allied Force” również ograniczono się do użycia lotnictwa.
Bibliografia:
- Bowden Mark, Helikopter w ogniu, Warszawa 2011.
- Clinton Bill, Moje życie, Warszawa 2004.
- Kubiak Krzysztof, Morskie działania specjalne po roku 1945, Warszawa 2001.
- Nowak Tomasz, Bitwa o Mogadiszu - analiza porażki, „MMS Komandos”, 2 (178) 2008.
- Nowak Tomasz, Przetrwać niewolę i wrócić z honorem, „MMS Komandos”, 5 (181) 2008.
- Pałkiewicz Jacek, Państwo-widmo, „MMS Komandos”, 1 (133) 2004.
- Raguszewski Artur, Nocni łowcy, „MMS Komandos”, 11 (109) 2001.
- Templin Stephen, Wasdin Howard E, Snajper. Opowieść komandosa Seal Team Six, Kraków 2012.
Więcej o historii Stanów Zjednoczonych przeczytasz klikając na poniższą grafikę:
- Podstawowy lekki śmigłowiec rozpoznawczy i obserwacyjny US Army, wykorzystywany bojowo w Wietnamie od 1969 r. Wersja D w służbie od 1991 r. [↩]
- Dostępne opracowania podają, że była to szpiegowska wersja P-3 Orion, najprawdopodobniej właśnie EP-3E, czyli samolot nadzoru elektronicznego używany w tego typu operacjach. [↩]
- Fast-rope, czyli „szybka lina” jest to technika zjazdu na linie bez wykorzystywania specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego. Stosowana w wojskach specjalnych i desantowo-szturmowych umożliwia jednoczesny zjazd kilku żołnierzy na jednej linie. [↩]
- Szybkostrzelny 6-lufowy rotacyjny karabin maszynowy, montowany najczęściej w drzwiach śmigłowców. Używany od czasów wojny wietnamskiej. [↩]
- Mimo udzielenia szybkiej pomocy, sierż. sztab. Daniel Busch zmarł w szpitalu. [↩]
- Za swe męstwo i poświęcenie st. sierż. Gary Gordon i sierż. Randy Shugart zostali pośmiertnie odznaczeni przez prezydenta Billa Clintona Medalem Honoru. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
W imię pokoju na świcie....Art. b. dobry. Dawno temu oglądałem film, a po lekturze czuję, że muszę się zabrać za niego ponownie.
Bardzo dziękuję za komentarz. Przygotowując się do pisania oglądałem film kilkakrotnie i przyznam że nie jest wolny od pewnych uproszczeń ale i tak jest wspaniały. Pozdrawiam.
Dobry fp. ilm zgadzam się z przedmowa w imie
Można powiedzieć, że Somalijczycy też mieli swoich „Szesnastu” (porwanych przywódców) i swoich „żołnierzy wyklętych”.
Panie Komar, daj Pan spokój z takimi kretyńskimi porównaniami. Pan pisze na tym forum chyba tylko po to, żeby zohydzać polską historię niepodległościową.