Rąbali nas jak kury na klocu... - zamordowani przez UPA. Wstrząsający reportaż z Wołynia |
Historii mojej prababci i jej podobnych nie znajdziemy w szkolnych podręcznikach do historii, nie usłyszymy w radiu, w rocznicę owych wydarzeń nie obejrzymy w telewizji filmu dokumentalnego, a niektórzy nigdy jej nie poznają... Historii, o której powinno się krzyczeć, aby wszyscy usłyszeli o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów z organizacji UPA i OUN, o mordach, których okrucieństwem nawet gestapowcy mogliby być przerażeni. Ci, którzy wówczas mordowali niewinną polską ludność cywilną, uznawani są obecnie na Ukrainie za bohaterów narodowych i często w miejscach dawnych zbrodni stawia się im pomniki...
Sławentyn – ukraińska wioska w powiecie podhajeckim, w województwie tarnopolskim. Piękne, zielone, wyżynne tereny z pasącymi się krowami i mroczny, gęsty las otaczają całą wioskę. Moja 20-letnia wtedy prababcia Anna Holchauzer z domu Buczek z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem, mieszka w jednym z gospodarstw w Sławentynie.
Czytaj także → Rzeź wołyńska. Ludobójstwo dokonane na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej
„W domu było i mięso, i słonina w beczułeczce, i mąka, bo przecież mój mąż był młynarzem. A na strychu mieliśmy pełno pierzyn, bo przecież i gęsi, i kaczki były – opowiada prababcia. – Pamiętam, że jakoś jak się rozpoczęła wojna, mój mąż mówi do ojca: »Tato, pojedziemy i weźmiemy mąki, bo nie wiadomo, czy młyny nie będą zamknięte, bo przecież wojna«. I pojechali. Przywieźli pełny wóz mąki. Nawet nie zdjęli jej potem z wozu... Zrobiłam kolację, a mama poszła do sklepu. Na stole już poukładane było, mąż mój przyjechał i mówię tak do niego: »Mąkę później poznosimy, zjemy kolację wpierw«. Ale tak coś długo mamy nie widzę. Wyleciałam, bo jej tak długo nie ma, a z mamą byłam mocno związana. Pobiegłam aż do studni i patrzę – idzie! I mówię: »Mamo, gdzie byłaś tak długo?«. A ona: »Ty wiesz co, coś niedobrego będzie, bo Ukraińcy stoją tak w kupkach... Zawsze się kłaniali, witali, a teraz nic, tylko stoją i patrzą, i to z widłami i ze szpadlami. Co oni w nocy będą kopać?”.
Wygnać Lachów
W 1929 r. na kongresie w Wiedniu została utworzona Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której głównym celem była walka o niepodległą Ukrainę. W tym samym roku działacze OUN zadecydowali o usunięciu wszystkich Polaków z terenów, które uznali za ukraińskie. Celem OUN było „wygnanie Lachów za San”, a jej działacze ściśle współpracowali z Niemcami (Abwehra). Na ziemiach Ukrainy zachodniej powstawały tajne oddziały wojskowe, które z radością witały wkraczających Niemców. Bojówki OUN aktywnie pomagały Niemcom, organizując napady na polskie instytucje, organizacje i obywateli. Członkowie OUN postępowali według swoistego dekalogu, który nakazywał m.in. popełniać choćby największe przestępstwo, jeśli tego wymaga dobro sprawy, oraz bezwzględnie i z nienawiścią traktować wrogów narodu. A Polacy zostali uznani za głównego wroga niepodległej Ukrainy…1
„– A tu za chwilę, jak już siedliśmy do tej kolacji – kontynuuje prababcia – u takiego jednego kolonisty, co tam niżej koło kościoła mieszkał, słyszymy krzyki: »Wy Ukraińcy! Chamy!«. I już się pali dom u nich. Potem znowu było słychać krzyki: »Uciekajcie, Polacy! Biją nas Ukraińcy! Uciekajcie!«. To my szybko uciekliśmy do pałacu, bo my kupili taką czynszówkę. I na dole, w kuchni, tam wszyscy siedzieliśmy. Cegły tam mieliśmy i takie koryto do pojenia koni. To nasze było wszystko. Ukraińcom tato pozwalał, by konia poili, cegłę wzięli; za snopy dawaliśmy, bo tyle pola mieliśmy, a nie było komu robić – opowiada prababcia. – A tu naraz ten pałac Ukraińcy okrążyli i zaczęli strzelać. A ja tulę moje dzieciątko, córeczkę, na ręku. A mąż mój z Bolkiem uciekł przez okno do takiego mostu okrągłego, cementowego. Tam, do środka, włożył Bolka. Rosła tam pokrzywa i Bolek ukrył się w niej. A mąż mój, postrzelony, nie zdążył się tam doczołgać. Ukraińcy przyświecili i zobaczyli go. Wyciągnęli i zabili. A Bolek cichuteńko siedział w tych pokrzywach i patrzył... Pięć lat miał, ale mądry był. Cichutko schował się i siedział w tych pokrzywach”.
Masowe pogromy
OUN dokonywała na Kresach Południowo-Wschodnich licznych napadów na żołnierzy Wojska Polskiego, a także na niewinną polską ludność cywilną. Gdy wojska sowieckie wkroczyły na te tereny w 1939 r., w powiatach brzeżańskim, podhajeckim i w innych OUN, wspierana przez ukraińskich chłopów z pobliskich wiosek, zorganizowała masowe pogromy polskich mieszkańców2.
„– Ja mamę wyciągałam przez okno, a córeczkę zostawiłam na chwilę samą. Mamę próbowałam wyciągnąć – kontynuuje prababcia. – W czasie gdy ją wyciągałam, Ukrainiec przyleciał i wbił mi widły w tył głowy. Od razu upadłam i już byłam jak nieżywa. Mama krzyczała, a potem upadła obok. A moja córeczka, biedactwo, koło mnie do rana leżała...”
Sąsiad sąsiada
Mordów dokonywali zwykle sąsiedzi, znajomi, koledzy i koleżanki z ławy szkolnej, którzy przez wiele lat żyli w zgodzie i przyjaźni z Polakami, wspólnie bawiąc się i pracując. Dlatego właśnie Polacy nie spodziewali się, że sąsiad czy znajomy będzie zdolny do tak brutalnych aktów przemocy i do takich zbrodni wobec nich. We wsi Sławentyn, a także Szumlany i w innych wioskach nacjonaliści ukraińscy z OUN dokonali pierwszych masowych mordów na polskiej ludności cywilnej w myśl dyrektywy OUN z 1929 r.
„– Mieliśmy taki pański chlew, co w tej czynszówce kupiliśmy. Tam mieliśmy koniczynę czy siano dla koni. I fasolę, i wszystko – opowiada prababcia. – Z jednej strony była dachówka, a z drugiej strony słoma była wyłożona. I ja leżałam tam do rana nieżywa. Nic nie czułam. Jak ta dachówka zaczęła strzelać, bo się paliła, to ja się zerwała. Ja się przebudziła. Włosy miałam poszarpane. Cała we krwi. Przedtem byłam ubrana, a obudziłam się w samej tylko koszuli. A miałam taką ładną spódnicę, haleczkę. Nie było tego... I ja próbuję się podnieść, ale nie mogę. Cała we krwi i błocie. I męczę się, ale coś mi mówiło cały czas: »Wstań!, Wstań!«. To dzieciątko, moja córeczka, wstała, ona już… oczy miała wybite. I w ogóle tak pokaleczone dzieciątko. Ono, biedactwo, za te rany się trzymało...”
Dzieciobójstwo
Działacze OUN i miejscowa ludność wspierająca organizację niezwykle okrutnie rozprawiali się z polskimi mieszkańcami, zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami i dziećmi. Jedną z częściej stosowanych metod było wyłupywanie jednego lub obojga oczu, czego doświadczyła trzyletnia córeczka mojej prababci.
„– A ja trzy razy wstawałam i upadałam – kontynuuje prababcia. – W końcu, za czwartym razem, wstałam. Taka pobita... Cała głowa we krwi, w głowie szumiało. Pod żebro mi wbili widły, prawie do serca, gwizdało mi tam, taka dziura była. Do dzisiaj jest blizna. Idę i patrzę – moja mama leży. Podchodzę do niej, próbuję podnieść. Ciepła jeszcze była. Tak się męczyłam, żeby ją podnieść. W końcu padłam koło niej – opowiada dalej. – A tam w górze taki las kupił Muszyński i chłopak się przechował, i krzyczał do mnie: »Pani Holchauzerowa! Niech pani ucieka! Mama już nie żyje!«. Mama już nie żyje... A gdzie ja miałam uciekać? Jak? – pyta prababcia. – Ale wstałam i tak się trzęsę, i nic nie wiem – gdzie ja jestem, co ja jestem? A to dzieciątko trzyma mnie za rękę, a takie ono pobite. Oczy wybite, tak jej oczy wypływały – prababci łamie się głos. – Moja córeczka...
– Wszystko mnie bolało – kontynuuje prababcia. – Wyszłam z tym dzieciątkiem na drogę. A Bolek wylazł spod tego mostu i płakał, a to blisko od naszego domu było. Ale przyszedł wilczur pański i mnie nie poznał. Ten wilczur Ico się nazywał. I nie poznał mnie, i mnie wystraszył. A ja zapomniałam wszystko. Byłam prawie zabita. Nie wiem, gdzie Bolek, co z Bolkiem. Nic nie pamiętam – opowiada prababcia. – I wyszliśmy na drogę, zostawiliśmy pałac. Stoimy na drodze. Tam Władek nieboszczyk na dole się budował i miał takiego wielkiego, mocnego konia. A tam też oni stali, Ukraińcy. I zbierali trupy. I był taki jeden Ukrainiec Ambroszko, jego siostra to moja koleżanka, robiłyśmy razem Andrzejki, i on krzyczy po ukraińsku do mnie: »Po coś wstała? Uciekaj!«. A do mnie to nie dociera. Stoję. Ale patrzę, tam słomy sterta, tam bym się położyła. Moja córeczka trzyletnia, cała sina, pobita, położyłaby się. I poszłyśmy do tej słomy. Ja stałam, bo jakbym się położyła, to bym nie wstała. A to dzieciątko biedne położyło się, tak się męczyło, takie siniutkie i pobite, i tak stękało, biedne jeszcze żyło i męczyło się. Ja byłam jeszcze nieprzytomna. Cała we krwi, jak straszydło wyglądałam – płacze prababcia. – Boże kochany, nic nie wiem, gdzie ja jestem. Bronek, mój brat, przyleciał i mówi: »Uciekaj!«. A ja: »Dziecko kochane, gdzie ja ucieknę? Jak ja ledwo mogę stać czy chodzić…«. A on, że do domu. Pościągał z okien koce i rzucił na drut, na siatkę. Mieliśmy na strychu dużo pierzyn i Bronek mi pościelił tam łóżko – wzrusza się prababcia. – A taka Żydówka tam też mieszkała. Mój mąż był młynarzem i się znał z jej ojcem, który był wagowym w młynie. Ona się dowiedziała, że ja żyję, i przyszła z wodą utlenioną, z nożyczkami. Włosy mi powycinała, obmyła mnie. Tak mi to ulżyło, bo te rany tak strasznie mnie piekły” – opowiada prababcia.
Dobry Ukrainiec
Kłamstwem byłoby twierdzenie, że wszyscy Ukraińcy z terenów powiatu podhajeckiego, brzeżańskiego i innych mordowali Polaków. Nawet w późniejszych latach, podczas masowych mordów na Wołyniu, w relacjach świadków często powraca postać dobrego Ukraińca – sąsiada, który pomógł, przechował i ocalił życie polskim ofiarom3.
„– Bolek całą noc na trupie ojca spędził. I wyszedł spod tego mostu i płakał – kontynuuje prababcia. – A Ambroszko mówi do niego: »Widzisz ten stóg siana? Tam jest twoja mama. Idź tam«. I to biedne dziecko przyleciało do mnie, całe poparzone od pokrzyw, i mówi: »Mamo, tam nasz tatuś leży, zabity, tatuś tam leży...« – ponownie prababci łamie się głos. – A do mnie to nie dociera. Mówię: »Syneczku, chodźmy do domu«. Bronek zdjął nam pierzyny i poduszkę. Położyłyśmy się tam i Bolek koło nas. Odwiedziła mnie taka dobra Ukrainka, nie miała dzieci i wzięła od siostry syna. Melania się nazywała. Mówię do niej: »Krowy, biedne, tak chodzą. Pogoń te krowy, niech się tak nie męczą! Przecież konie żłoby ogryzły!«. To wszystko ginęło... A ta Ukrainka: »Dobrze, ja wszystko zrobię. Ale kochana, chodź do mnie. Ja cię schowam do takiej starej chałupy«. Takie chatki były kiedyś dla pracujących. Jej mąż, również dobry człowiek, chodził do mojej siostry, ale ona go nie chciała, bo był Ukraińcem. I on płakał... Ale zostałam w domu – relacjonuje prababcia – i mówię do brata Bronka, żeby uciekał, żeby się schował w norę, żeby go nie widzieli. A on co rusz wracał, biedny. A w nocy słychać było krzyki, że gdzieś się pali, a ja nieprzytomna leżę i nic nie wiem, co się wokół mnie dzieje. I tak aż do rana... Boże kochany, leżę tak w domu i przyszło ich dwóch. Jeden był Polakiem, ale ożenił się z Ukrainką, a drugi Ukrainiec, ale nauczycielka polska była u niego na stancji i chyba go to ruszyło. I tak gadali, czy mnie dobić, czy nie. Ale postawili mi filiżankę wody na stół i poszli. I ja wtedy oprzytomniałam. Całą noc się męczyłam, aż wstałam. Rankiem wyszłam na drogę z tym dzieciątkiem i Bolkiem. I wtedy Bronek, 12 lat, przyjechał i mnie ciągnął do Melanki. A ja nie mogłam iść! Janinka i Boluś takie zmarnowane, brudne, umazane w błocie. Mówię do nich, żeby cichutko siedzieli, to Bozia da, że przeżyjemy – opowiada dalej prababcia. – Ukrywaliśmy się w tej starej chałupie u Melanki. Pewnego razu przyszli Ukraińcy i zaczęli krzyczeć: »Do nogi wszystkich Polaków wybijemy!«. Człowiek słucha i sobie myśli: »Boże, jeszcze raz! Znowu będą mordować!«. A ja się cały czas chowałam u tej Melanki. Ona wszystko miała zamknięte na kłódkę. Daj jej Boże zdrowie, żeby Pan Bóg wziął ją do nieba. Ona Ukrainka, ale taka dobra” – wzrusza się prababcia.
Sowieci wyzwoliciele
W 1939 r. armia sowiecka wkroczyła na tereny Ukrainy zachodniej. Ironia losu – żołnierze sowieccy byli wtedy jedynymi, do których Polacy mogli zgłosić się o pomoc, by uchronić się przed napadami ukraińskich nacjonalistów. Bojówkarze OUN nie napadali na Polaków codziennie – nigdy nie było wiadomo, kiedy zaatakują. Mogło to trwać miesiącami.
„– Ojciec schował się pod pochyłe drzewo – kontynuuje prababcia. – Uciekł i zameldował Ruskim, co się u nas dzieje, o tych zbrodniach. Ale im też się tak spieszyło, że dopiero za tydzień przyjechali. No ale w końcu ojciec z Bursztyna [wtedy woj. stanisławowskie – M.K.] przyjechał z tymi Ruskimi. Zaczęli bić w bęben i na placu zebranie było. Ludzie się poschodzili i wtedy Rusek powiedział: »Jeszcze raz chociaż jeden Polak zginie, to cała wioska zostanie wywieziona, spalona i wybita. To wam tutaj gwarantuję. A ten starszy człowiek [ojciec prababci – M.K.] ma spokojnie wrócić do domu. Włos mu z głowy ma nie spaść. Inaczej wszystko spalimy«.
– A mnie wtedy zabrali do szpitala. Mąż Melanki poszedł do ojca, żeby go uprosić, aby zawiózł mnie do lekarza – opowiada dalej prababcia. – Mówi mu tak: »Proszę cię, jedź do lekarza, ona taka młoda. Komu zostawi to małe dziecko?«. Jego ojciec bał się zawieźć mnie do lekarza, mówił, że i jego zabiją, i mnie. Wtedy też moja córeczka zmarła... A mnie szczęki się zacisnęły. Nikt nie mógł ich otworzyć. Nie mogłam jeść. Troszkę mi tam podważyli, żebym cokolwiek połknęła. Pamiętam, że ta Ukrainka płakała. W nocy wzięłam już nieżywą córeczkę i przytuliłam. Całą noc tak spałam... I później ta Ukrainka, Melanka, uprosiła mnie i wzięła małą. Nieboszczyk Władek zrobił trumnę i pochowaliśmy córeczkę obok kapliczki polskiej – płacze prababcia.
– I zawieźli mnie jednak do tego szpitala. Nasypali siana na wóz, przykryli kocem i położyli bokiem, bo mnie strasznie bolało – kontynuuje prababcia. – Zawieźli mnie do Bursztyna. Tam były zakonnice i lekarz. Zaczęli mnie leczyć, obcięli włosy i troszkę mi się lepiej tam zrobiło. Te rany wyczyścili, bo brudnymi widłami bili. Dostałam w rękę, w głowę, pod żebrami. Ja nie wiem, że ja to wytrzymałam. To jest jakiś cud. Cud! Jakoś mnie podleczyli. I miesiąc tam byłam. A Bolek został z siostrą, która jeszcze żyła. Mieszkała w leśniczówce, to Ukraińcy nie dotarli do niej. Przyjeżdżała do naszego domu, żeby ojcu gotować. Potem byłam długo u Holchauzerów, teściów. Tam było bezpieczniej. Ukraińcy w dzień bili, a na noc się jakoś chowali. No ale przyjechał brat Janek furmanką po mnie, żebym wracała do domu. Ojciec tak chciał, bo ugotować ani posprzątać nie było komu. I pojechaliśmy, chociaż teściowie nie chcieli mnie puścić. Teściowa mówi, żebym zostawiła Bolusia jej, bo inaczej nie przejadę. Ale ja powiedziałam: »Nie, ja dzieciaka nikomu nie zostawię. Ja jadę, dziecko biorę. Co Pan Bóg da, to będzie«. Mówię, że nie miałabym sumienia, serce by mi pękło, gdybym zostawiła dziecko. A Bóg wie, co potem… Później wszystkich Holchauzerów zabrali na wojnę, a teściowie poszli do domu starców, bo nie mieli nikogo” – kończy prababcia.
Sybir
Niestety, temu specyficznemu, multikulturowemu światkowi wiosek na Kresach nie było dane przetrwać. Wszystko, z czym moja prababcia wiąże swoje dzieciństwo, dom, w którym żyła z ukochaną mamą, wszystko to bezpowrotnie zniknęło. Gdy tylko nacjonaliści ukraińscy ucichli choć na chwilę, pojawili się nowi likwidatorzy Kresów i Kresowian. Od 17 września 1939 r. polskie Kresy Wschodnie znalazły się pod okupacją radziecką. Ziemie zostały podzielone na Zachodnią Ukrainę i Zachodnią Białoruś. Głównym celem ZSRR była sowietyzacja okupowanych terenów, eksterminacja ludności polskiej i zagarnięcie polskich dóbr materialnych. W tym celu organizowano masowe deportacje do Kazachstanu i na Syberię. Polacy byli ładowani do ciemnych wagonów i wywożeni w nieludzkich warunkach na przymusowe roboty. Pierwsze deportacje odbyły się 9–10 lutego 1940 r.4
„– Więc dziecko wzięłam i pojechałam do domu – kontynuuje prababcia. – Tydzień tam pobyłam. I wzięłam rozczyn zrobiłam. Będę chleb piekła. No bo chleb trzeba upiec. Rozczyn już gotowy, a w nocy ktoś zaczął walić w okno: „BUM, BUM! STAWAJ!”. Pomyślałam sobie: »Matko Boska, Ukraińcy chyba!«. Jeszcze mnie rany bolały. A tu Ruskie już nas na Sybir! Wzięłam ze sobą synów brata Staszka, 12-letniego Edka i młodszego Mietka. Ale Michał, mój szwagier, krzyczał: »Gdzie wy bierzecie?! Gdzie wy te dzieci wieziecie? Na śmierć? Tu się może już uspokoi«. Bo tak było, że oni wieźli nas na śmierć, a nie żeby pracować. No ale mówię: »Biorę! Tam gdzie ja, tam niech dzieci będą«. Ale Michał ściągnął je z wozu i wziął te dzieci tam do siebie. A ten mały, Miecio, to mnie serce jeszcze do dziś boli. Gdzie ono bidne? Nie wiem, gdzie jest, nie dowiedziałam się. Ale Edek żyje i jest teraz we Francji. A z Mietkiem to do dzisiaj nie wiem, co z nim. Taki biedny siedział wtedy na wozie i tak patrzył na mnie, i pytał: »Co to z nami będzie, ty nie wiesz?«. A ja mu mówię: »Nie wiem, dziecko. Nie wiem«. I wtedy szwagier Michał zdjął Edka i Mietka z wozu. A później napisano mi, że moją siostrę Kasię, szwagra Michała i ich dzieci rąbali jak kury na klocu. Ale o Mietku nikt nic nie wiedział. Listy nie dochodziły. Pisałam, ale nikt mi nie odpisał. Pisałam do Kasi, gdy jeszcze żyła, bo dopiero później ich złapali. Oni uciekli do pobliskiej wioski. Ale Ukraińcy dowiedzieli się, okrążyli dom i wszystkich wybili. No i tak się skończyło to wszystko. A przecież tak dobrze nam było... – prababcia przerywa.
– Więc ci Ruscy przyszli po nas – opowiada dalej. – A to w nocy, zbieraj się, nic nie dali wziąć. Ani łyżki, ani garnuszka dla dziecka, żeby dać pić. A przecież cały kufer materiałów mieliśmy. Nie wolno było wziąć rzeczy na przebranie, tylko w tym, co się miało na sobie. To ludzie tam, sąsiedzi, którzy ładowali to, tamto, pięć kur zabili i do worka. I co mi z tych kur, gdzie w wagonie, co zrobię z nimi?” – dziwi się prababcia.
Niemuń
Szacuje się, że do ZSRR wywieziono 400 tys. osób, w tym 260 tys. Polaków5. Wielu z nich ginęło jeszcze w wagonach, w trakcie podróży. Moja prababcia wraz z dziadkiem Bolkiem przejechali przez Kijów, góry Uralu, Nowosybirsk, Krasnojarsk, by po dwóch miesiącach trafić do miejsca zsyłki Polaków o nazwie Niemuń. Cała osada była otoczona lasami, tajgą. Zesłańcy pracowali w tej tajdze codziennie po osiem godzin. Głód panował okropny. Lato na Sybirze trwa trzy miesiące i wtedy, jak opowiada już dziadek, dzieci chodziły i zbierały jagody, orzechy, a także pokrzywę, aby zrobić z niej zupę. Czasami zbierano też cebulę i szczypior.
„– W wagonie ciemno, zabite wszystko, ani okna, ani drzwi nie otworzysz, bo zakneblowali – opowiada prababcia. – A ja jeszcze poraniona. Udusić się można było, ale co oni się tam przejmowali. A mróz taki był. My w nocy przemarzli. Mróz bił od tych ścian, ja wzięłam Bolusia od tej ściany, by go ogrzać. A od ściany ja z ojcem siedziałam i włosami do niej przywarłam. Noce długie, tak było zimno, to potem rwałam te włosy, bo przymarzły do ściany. Nie można uciąć, bo ani noża, ani nic. Dwa miesiące jechaliśmy w tych wagonach. Boże kochany, kawałek chleba dali, malutki kawałeczek chleba i więcej nic. Ani dziecku mleka, ani mi herbaty. Boże, co my przeżyli i to dziecko moje. Ile on też przeżył. Boże... – prababcia przerywa opowiadanie.
– A w tym wagonie takie małe dziecko – za chwilę jednak kontynuuje – Kazio, umierało, dziewięć miesięcy miało i umarło. Wołaliśmy Ruskich. »Gdzie on jest?« – krzyknął Ruski. Wziął za nogi i w śnieg. Ty wiesz, jaki to był widok...?! Kota by człowiek tak nie rzucił. Zamknęli drzwi. Płacz… A tam był żelazny piecyk, to topiłam trochę śniegu dla Bolka, bo miał tak spalone i popękane usta. Troszkę chleba dali i więcej nic. Jedziemy i jedziemy. I przywieźli nas do takiego baraku. A w tym baraku łóżko przy łóżku. Pięć rodzin – opowiada dalej prababcia. – Kuchnia była i drzewo, bo to w lesie. Ale światła nie było. Niebielone baraki, nic, tylko drewno i my. Pchły, pluskwy gryzły. Bóg wie, co tak gryzło w nocy. Nie dało się spać. Człowiek takie miał znaki, jakby jakieś parchy miał. Dwa miesiące lata tam było, ale jakie to niby lato! Zimno, przymrozki. Ani ziemniaczka tam nie było, ani nic. Tylko czasem dali trochę chleba albo rybę. Nie wiem, jak myśmy to przeżyli. Ja już byłam tak wyschnięta, że ledwo językiem ruszałam – relacjonuje prababcia. – Z bratową robiłyśmy w lesie. Boże kochany, śniegu dotąd, nogi, palce mi pomarzły. Jakbyś widziała, to ja już nie miałam paznokcia, a jak były, to takie nijakie, zmarznięte. Przychodzę do domu, baraku i Boże, nic nie ma. To ojciec konie pasł i owsa trochę przyniósł, tak żeby Ruscy nie widzieli. Troszkę tego owsa. I oni tak ten owies na kuchni piekli i tak sobie gryźli. A człowiek taki głodny, Boże kochany, a mnie w brzuchu tak burczało. Z taką babką robiłam, Ruską, jej mąż pędził smołę. Oni bezdzietni byli. Ona taka dobra kobieta była, wiedziała, że u mnie bieda. I ja tak jej mówiłam: »Boże, moje dziecko z głodu umrze, nie ma co jeść«, to kawałeczek chleba mi dała. Przyniosła, to dziecku dałam. Ale tu 12-letni syn brata też głodny...”
Do dzisiaj dziadek uwielbia zjeść sobie samą cebulę lub szczypior, chociaż stać go teraz na normalny posiłek.
Długa droga do wolności
Prababcia wraz z dziadkiem jeszcze długo musieli zmagać się z głodem i zimnem. Dopiero po kilku latach udało im się wrócić do Polski. A w Polsce nie czekały na nich „szklane domy”. Samotna matka z dzieckiem, której nie było stać na buty czy chleb, powróciła do ojczyzny, gdzie nie wolno jej było mówić o mordach nacjonalistów ukraińskich i o latach spędzonych na Syberii. Jeszcze dużo wody musiało upłynąć, nim bieda na dobre odeszła od mojego dziadka i prababci. Ale to już inna historia…
Dzięki determinacji mojej prababci, a także dziadka mogę dzisiaj, siedząc w ciepłym pokoju, podjadając co chwilę różne przysmaki, opisać ich historię. Gdyby poddali się tej okropnej biedzie już w komunistycznej Polsce, nie miałabym teraz możliwości studiowania, podróżowania czy nauki języków. Gdyby nie ich wola przeżycia i walki w czasie mordów OUN i katorżniczej pracy na Syberii, nie byłoby mnie na świecie.
„– Co ja przeszłam? Czemu żyję? – pyta prababcia. – To tylko Pan Bóg jeden wie. Zawsze się modliłam. A wujek był tam, w Sławentynie, i pisał, że Ukraińcy się pobudowali na naszym. Jedna tylko czereśnia została po nas. Ale to im nie ujdzie na sucho, bo tak być nie może, tak być nie może...” – kończy.
Sławentyn 70 lat później
W sierpniu 2010 r. odwiedziłam Sławentyn. Trudno było odnaleźć wioskę z opowieści prababci. Po bytności Polaków nie ma tam śladu. Z pomocą mieszkańców udało mi się zlokalizować miejsce, gdzie kiedyś stała polska kapliczka, obok której prababcia pochowała swoją córeczkę. Po kapliczce został tylko fragment fundamentu. Miejscowi twierdzili, że to Rosjanie w czasie wojny ją zniszczyli. I w tym właśnie miejscu zapaliłam znicze dla trzyletniej Janinki, córeczki prababci; pierwsze znicze, które kiedykolwiek zapalono w miejscu jej pochówku. Obok fundamentu polskiej kapliczki ujrzałam ogrodzony niskim płotem kopiec i ukraińską kapliczkę. Stały tam dwie nowe płyty pomnikowe, a przed nimi kwiaty. Były to pomniki na cześć odwagi i bohaterstwa bojówkarzy OUN i UPA z wypisanymi nazwiskami „bohaterów ze Sławentyna”...
Prababcia wzruszyła się i gorąco mi dziękowała, gdy opowiedziałam, że zapaliłam znicze w miejscu pochówku jej córeczki. Jednakże nie miałam serca powiedzieć, że dosłownie obok grobu Janinki stoi kopiec i pomnik sławiący bohaterstwo jej oprawców.
Bohaterowie reportażu:
- Anna Kozieł - prababcia Magdaleny Kolatowskiej
- Bolesław Holchauzer - dziadek Magdaleny Kolatowskiej
Inne reportaże Magdaleny Kolatowskiej:
- http://radioszczecin.pl/276,1674,ocalona-rodzinna-historia-reportaz
- http://ioh.pl/artykuly/pokaz/rbali-nas-jak-kury-na-klocu,1127/
- http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,miedzywojnie?zobacz/organizacja-ukrainskich-nacjonalistow---oun. [↩]
- http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,miedzywojnie?zobacz/organizacja-ukrainskich-nacjonalistow---oun. [↩]
- L. Kulińska, Dzieci Kresów I, Kraków 2009. [↩]
- M. Chmaj, W. Sokół, J. Wrona, Historia. Repetytorium dla kandydatów na studia prawnicze, administracyjne, politologiczne, historyczne i socjologiczne, wyd. 4, Bydgoszcz 2006. [↩]
- Ibidem. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Miazga. Genialny tekst i niesamowita historia.
Temu światu nie dane było przetrwać. Zbyt wiele problemów się nawarstwiało, zbyt wiele było nierozwiązywanych przez władze jeśli nie centralne to lokalne. Ukraińcy w innym miejscach zachowanie władz odbierali tak samo. Jedni czynili krzywdę drugim. Są i starsze historie, z początków niepodległości z początków XX wieku. Dla zbyt wielu osób mieszane małżeństwa były nie do pomyślenia. On dobry ale Ukrainiec... Nie da się patrzeć przez krzywd poczet naszych. Bo oni źli. To państwo polskie w dwudziestoleciu masowo Ukraińców wsadzało, zabietaro im ich świątynie zakazywało modlić się po starocerkiewno... Medal ma zawsze dwie strony i kant...
A to ciekawe jakoś trwają wielokulturowe społeczeństwa np. we Francji, w Wielkiej Brytanii, w Niemczech itd., itp.
To nacjonalizm, faszyzm i rasizm jest odpowiedzialny za ukraińskie-UPO-wskie morderstwa i okrucieństwa!
Oczywiście jak zawsze będziesz usprawiedliwiać „tych drugich”.
A potem znowu straszny ból, jak Ci kto skrytykuje PRL? Ale już Akcję „Wisła” będziesz chwalić?
Glupoty Pan wypisujesz, bo nic Pan nie wiesz na ten temat.
Imię jakie nosisz to Piotrek czy Petro? O jakich krzywdach bredzisz? Może zamordowaniu ministra Pierackiego, jeszcze przed wojną? Czy znasz wyniki działalności Sejmowej Komisji do badania okrucieństw hajdamackich w latach 1917-1920r,wydane drukiem przez Sejmowy związek ludowy w 1920. Pewnie nikt ci przyjacielu o tym nie wspomniał. Tak więc nie wypowiadaj się w sprawach o których nie masz pojęcia.
No coz, Pan Bog nie rychliwy ale sprawiedliwy, dzisiaj ukraincy maja swoja chwile prawdy, trwa juz rok, a bedzie trwala dopoki nie rozlicza sie ze swoja przeszłoscia.
Te psy ukrowskie zdechną pod buten rosyjskim. Nie mamy żadnego interesu w wolnej ukrainie. Jesli pozostanie, bedzie nam zawsze wroga, i bedzie to pseudopaństwo ponadto rozgrywane przez innych-na szkodę Polski. A rosja nie jest przyjacielem, ale przynajmniej bedzie za wschodnią granią stał jeden wróg, a nie dwóch.
tak
Te słowa były wypowiedziane proroczo. Dzisiaj to właśnie się dzieje.
Niech się rozliczą z przeszłością.
Uznają mordy jakich dokonali na Polakach
a potem mówią nam bracia.
O k***a... daje po mózgu. A człowiek dzisiaj narzeka na niewygody życia codziennego. ps. Trafiłem tu poprzez wykop.
Dobry artykuł, przestawiający zło komunizmu i multikulturalizmu w jednym. Przykre że na ludzkim, a szczególnie polskim przykładzie ale cóż.
Bardzo głęboki art. Co z ludźmi jest nie tak? Jak tak można jak zwierzęta się zabijać? Jestem pełen obaw o przyszłość, wszystko się tak dynamicznie zmienia i to niestety w tym niewłaściwym kierunku. Czemu Ruscy ci bogatsi tak szybko uciekają ze swojej mateczki? Co robić?
I Ruscy i Ukraińcy to bydlaki siebie warte....
Przeczytałem parę dni temu i wciąż myślami wracam do tego tekstu. Niesamowity.
Potwierdzam wiele z tych faktów. Mamy podobną rodzinną historię. Moja babcia wyjechała z Wołynia jako 20 letnia dziewczyna - opowiadała straszne rzeczy (mordowali jednego z małżonków jak był Polakiem na oczach całej rodziny, całe noce spędzali w lasach. Po sześćdziesięciu latach zabraliśmy babcię do miejsca, gdzie się urodziła( okolice Łódzka), wcześniej nie chciała tam jechać. Również odnaleźliśmy pomniki z nazwiskami rodzeństwa babci. Nie wolno nam o tym zapomnieć.
Bardzo dziękuję za ten artykuł.Mój tato urodził się w Litwinowie.Nie zapominajmy,o tym co tam się działo.
Chwała babci!
Chwała babci
Znam te okropieństwa z opowieści nieżyjącej już matki. Urodziła się i młodość spędziła w Jezierzanach. Trudno uwierzyć, co może się stać z innym człowiekiem w pewnych okolicznościach. To kompletne wynaturzenie, ale wg mnie winni są politycy, którzy potrafią ogłupić kompletnie ludzi, czego dowody mamy i współcześnie we własnym kraju. Jednak głębokość tego wynaturzenia jest nie do uwierzenia.
W mojej historii rodzinnej jest to samo, TYLKO Z mAŁOPOLSKI wSCHODNIEJ. Babcia zawsze powtarza, żeby pamiętać, że Ukraińcy mordowali, i że wszystko spalili. Że Niemcy aż tak nie robili. Sama zapoznałam się z morzem opowieści, o wiele brutalniejszych niż ta. Wiem, że OUN/UPA ma bezpośrednie powiązania z SS-Galizien (którego istnienie przez wiele lat negowano), czyli byli faszystami. A faszyzm dawno uznano za zbrodniczą ideologię. Smuci fałszowanie prawdy pod politykę i gloryfikowanie zbrodniarzy. A ofiary chcą przede wszystkim PAMIĘCI.
Bezmyślne mordowanie jeden drugiego. Najpierw Ukraińcy Polaków, potem odwety Polaków na Ukraińcach, ale czemu na cywilach? Czemu zawsze się mszczą na tych, ktorzy nie mogą się bronić? Na tych, którzy niczemu nie są winni. Sama prababcia opowiada tutaj o dobrych Ukraińcach, którzy ratowali Polaków ryzykując własne życie. Tak Polacy Żydów potem. Pomnik „bohaterstwa” sadystycznych morderców bezbronnych dzieci, kobiet i starców. Bohaterstwo to może być żołnierza, gdy walczy z drugim żołnierzem, równym sobie. I to dotyczy wszystkich nacji.
Ideologia faszystowska reprezentowana przez UPA była niewątpliwie zbrodnicza. To, co Ukraińcy (ale pamiętajmy też, że nie wszyscy) zrobili Polakom na Wschodzie, woła o pomstę do nieba. Zgadzam się. Trzeba te fakty upamiętniać, trzeba o nich pamiętać. Ale ... Polscy biskupi wybaczyli po wojnie Niemcom i prosili ich o wybaczenie. Był to piękny gest chrześcijańskiego miłosierdzia, w tamtych czasach nie zrozumiany nie tylko przez ówczesne komunistyczne władze PRL (to akurat jest oczywiste), ale również zdecydowaną większość społeczeństwa. Jak obecnie wygląda stosunek Polaków do tego gestu - nie muszę opisywać. W związku z powyższym zastanówmy się może pod tym kątem nad obecnymi stosunkami polsko-ukraińskimi, a nie wyzywajmy wszystkim Ukraińców od zbrodniarzy, bydlaków, faszystów i nie wiadomo kogo jeszcze. Zwłaszcza, że akurat wojna z Rosją w Donbasie jest właśnie szansą na poprawienie wzajemnych relacji.
Ukraina powinna zapłacić za UPA i krzywdy.
Powinna na pewno przeprosić za zbrodnie i krzywdy, i jestem pewien, że w końcu to nastąpi.
przeczytałem ten tekst i aż zabrakło mi słów. Wielką i silną kobietą musi być prababcia autorki tekstu i chwała Bogu, że przeżyła te wszystkie męki by teraz ludzie mogli poznać prawdę o naszych „braciach” ukraincach
Rozumiem ogrom krzywdy, bo i sam mam korzenie ukraińskie. Trzeba tylko się zastanowić, że ta nienawiść do Polaków nie wzięła się znikąd. Byliśmy tam (Polacy), jak kolonizatorzy przez stulecia i tak też traktowaliśmy wiejską ludność miejscową. Wiele krzywdy i upokorzenie zadaliśmy tam Ukraińcom i o tym też trzeba pamiętać.
w tak żałosny jeszcze sposób! A co takiego Polacy robili tym twoim pobratymcom że ci potem w tak wyrafinowany,bestialski sposób mordowali bezbronnych ludzi w większości kobiety i dzieci? Niestety twoi rodacy mają za „bohaterów3”bandytów,ale jaki naród tacy bohaterowie.Teraz wam rząd Polski(bo ja NIGDY)cały czas pomaga za...Frajer,w zamian NIC nie otrzymując,a wręcz ‚pluje’sie Polakom w twarz.Nie znoszę ukraińców bo dla mnie to dzicz,a upa=isis
Polska pomaga Ukrainie nie za frajer tylko w imieniu swojego interesu narodowego. Bo dogadanie się z Ukraińcami to nasza racja stanu. Zbrodnia wołyńska była straszną zbrodnią, to fakt, ale przypomnijmy sobie, że Ukraina do 1991 r. była krajem sowieckim. Oni po prostu muszą to przepracować. A poza tym myślicie, że Rosja nie przeciwdziała temu procesowi? Że nie podsyca nastrojów nacjonalistycznych („upowskich”) na Ukrainie? Przecież to jest oczywiste.
zgadzam się „,nidgy nie da się polubić Banderowców..
Upokorzenia, to jednak nie dzikie mordowanie niewinnych ludzi??? Ukraina zapłaci za swoje zbrodnie, wcześniej czy później.
Państwem kolonialnym w stosunku do ziem ukraińskich to jednak nie byliśmy. To były bardziej skomplikowane procesy historyczne.
Piotr pisze, że „nienawiść (Ukraińców) do Polaków nie wzięła się znikąd”. Równie dobrze można powiedzieć, że nienawiść Niemców do Polaków czy Żydów nie wzięła się znikąd. I można rozważać: jakie to straszne krzywdy musieli wyrządzić Niemcom Żydzi i Polacy, że Niemcy tak okropnie się na nich mścili. A to nas prowadzi w ślepą uliczkę.
Aby zrozumieć ludobójstwo, trzeba brać pod uwagę nie tylko stosunki między społecznościami różnych narodowości, ale także fakt rozwoju nacjonalizmów w Europie w II połowie XIX wieku i w I połowie XX wieku.
W Polsce Ludowej uczono nas, że rzezie Polaków (także Żydów) były dziełem części Ukraińców, nazywanych wtedy „ukraińskimi faszystami” czy „banderowcami”. Przywoływano liczne relacje opisujące pomoc, jakiej ludność ukraińska udzielała Polakom prześladowanym przez UPA. Obecnie nacjonalistycznie nastawieni polscy historycy twierdzą, że rzezie Polaków były dziełem Ukraińców jako całości.
Czytam i nie wierzę, że sąsiad sąsiada żywcem zarzynał, na widły..., palił, to dzikie zwierzęta zabijają humanitarniej.
Moja babcia była Ukrainką. Wyjechała z kresów tuż przed wojną, ale gdy wróciła do Polski i usłyszała co Ukraińcy robili, Polakom, wstyd jej było przyznać że jest Ukrainką. Mówiła że nie może być dumna z Narodowości morderców.
Bojówkarze UPA to zbyt delikatne określenie zbrodniarzy ukraińskich. Chęć posiadania własnego państwa nie tłumaczy ich bestialstwa dokonywanego na polskiej ludności cywilnej. Tłumaczenie, że nie mordowało UPA codziennie to żadne tłumaczenie.
Dobroć dla Ukrainy jest dla nas trudna; czy Ukraińcy to docenią ? Oby tak. To ciągle otwarte rany. Teraz trzeba pomóc !
TO.
Polska obecnie pokazuje jak potrafi pomóc w obliczu wojny. Liczę, że tragiczna historia mordów upa zostanie przedstawiona ukraińskim uchodźcom tak jak faktycznie miała miejsce. Dziś Polska jest doskonałym przykładem, że mimo niewyobrażalnych krzywd jesteśmy w stanie przebaczyć i pomóc ryzykując własne życie i zdrowie. Oby przyszłe pokolenia wyciągnęły z obecnych czasów odpowiednie wnioski i oby konflikty zbrojne nie miały więcej miejsca.
Niesamowite co nasi rodacy przeżyli, niech was Bóg Bogoslawi
Czytalam i sluchalam wspomnienia ludzi ktozy to pieklo przezyli , po obejrzeniu zdjec archiwalnych przez 2 tygodnie bylam chora . Jak bylam nastolatka czesto w domu rodzice i znajomi wspominali te straszliwe czasy moze dlatego ze bylam mloda nie wyrylo mi sie to w pamieci tak dramatycznie , dopiero z czasem czasem zaczelam odczowac psychiczny i fizyczny bol sluchajac tych straszliwych histori. Wiem ze byli tez dobrzy Ukraincy ale jakosc to zanika przy potwornosciach tamtych potworow . Przez lata obserwuje zachowanie tych ludzi i w wiekszosci nic sie nie zmienilo oni maja we krwi nienawisc do Polakow. Inne czasy ale slowa powiedziane z nienawiscia i lekcewazeniem obecnie o Polakach nie cichna.
Dzien Dobry Pani Magdaleno, dziekuje za opisanie wspomnien Pani Prababci bowiem jest to wazne aby przetrwaly a Polacy nie zapomnieli o tym strasznym czasie i okrutnych losach tysiecy niewinnych niczemu Polakow, a co wiecej aby pewnego dnia mozna bylo pochowac ludzi ktorzy grobow nadal nie maja mimo tego iz czasem jest wiedza o tym gdzie sa pochowani..... Nawiazujac do tego, nie myslala Pani o tym zeby zabrac mala Janinke do Polski i tam pochowac ja z nalezytym szacunkiem, to malenstwo lezy tam calkiem samo, bez mamy, bez nikogo.....i w dodatku obok tego haniebnego pomnika ... ja chyba bym tak zrobila..prosze o kontakt jesli mozna
Pozdrawiem
Ewelina
Jak to sobie pani wyobraża praktycznie, formalnie itd., znając problematykę?
Serce płacze....
dorastałam, słuchając opowieści Ojca [ pochodził z okolic Łucka], o tragicznych losach Polaków na Wołyniu, o próbie organizowania obrony w miejscowości Przebraże, chcieli ratować swoje życie, mając w oczach obrazy mordowanych bestialsko kobiet czy dzieci rozbijanych o drzwi stodół. Ludzie - Ludziom zgotowali ten los.
A my, Polacy teraz przyjmujemy ich z otwartymi ramionami. Może czas na rewanż. Wystarczy traktować ich z dystansem, czego nie robią nasze władze. Grzecznie ale chłodno. Niech czują niechęć i dystans.
Nie my Polacy lecz rząd Polski, ale rząd Polski polski nie jest, dawno nie był i nie wiem czy kiedykolwiek polskim będzie.
Nie tylko rząd. U mnie w rodzinie są trzy osoby, które Ukraińcom kibicują, pomimo że ci im dziadka zaszlachtowali. Próbują ich bronić, mówią, że Niemcy nie lepsi byli itp.
Przekleństwo Boga wszechmogącego spadło na nich obecnie za to zło za mordy niewinnych.
Problem jest taki że cały ukraiński naród czuje że coś jest nie tak. Ale są tak zindoktrynowani że nie potrafią wyrwać się poza te narzucone ramki. By do nich dotrzeć trzeba zmasowanej akcji uświadamiającej najpierw wszystkich Polaków co wtedy się stało i z jakiej przyczyny a dopiero potem opór samego polskiego społeczeństwa wymusi na naszych władzach zmianę polityki. Wtedy tego nie da się już zmazać i zakłamać.
Problem jest taki ‚że nie ma czegoś takiego jak naród ukraiński. Na terenach obecnej Ukrainy( wg j. staro rosyjskiego POGRANICZA) zją potomkowie zbiegłych chłopów pańszczyźnianych z terenów Rosji, Polski, Litwy, Węgier, Rumunii i Czech. Swoje geny dołożyli Turcy i Tatarzy gwałcąc miejscowe kobiety podczas swoich podbojów. Pisał o tym dr. Jerzy Jaśkowski z UJ w Krakowie. Obecnie tereny te zamieszkuje ludność przyznająca się do pochodzenia rosyjskiego, polskiego, czeskiego, węgierskiego no i żydowskiego. Na terenach najbliżej polskiej granicy zamieszkują Hucułowie i Łemkowie, narodowości całkowicie odrębne kulturowo i językowo od „ukraińców”. No to o jakim narodzie ukraińskim mówimy? Można mówić tylko o społeczeństwie zamieszkującym POGRANICZE.
Sprawdzam czy ten komentarz zostanie ponieważ rząd planuje wprowadzic calkowitą cenzurę polskiego internetu....
Co prababcia przeżyła? To świat nie widział!!!!
Za ludobójstwo Ukraińców dopadła i kara po 80 latach, bo MŁYNY BOŻE MIELĄ POWOLI ALE MIAŁKO.