Wujek, historia i szczepionka na trudności


Jeśli jesteś absolwentem studiów historycznych, pewnie dobrze znasz tę sytuację: podczas świątecznego obiadu w gronie rodzinnym jakaś ciocia, przypomniawszy sobie o twoim wykształceniu, zadaje ci pytanie „jak to w końcu było z tym powstaniem listopadowym?”. 

studenci Szkoły Edukacji podczas zajęć. Fot. Gabriela Bakunowicz.

Na to wtrąca się wuj - pasjonat „Sensacji XX wieku” - i zaczyna swoją opowieść. Ty zaś, jako profesjonalista, słysząc te improwizacje, gotujesz się do genialnej riposty. Wtem coś cię powstrzymuje: straszliwa bezsilność – bo akurat ten semestr studiów przespałaś (albo wolałeś poświęcić na pisanie pracy dyplomowej z zupełnie odmiennej epoki). Spokojnie, mamy dla ciebie ratunek: zostań nauczycielem historii.

Ta opowiastka to oczywiście przesada (choć kto wie?) i nawet jeśli nigdy w podobnej sytuacji się nie znalazłeś, jedno jest pewne: zawód nauczyciela skutecznie chroni przed tego rodzaju lukami w pamięci. Nie da się dziś bowiem uczyć historii bez nieustannego dokształcania się, i to we wszystkich epokach objętych podstawą programową. Zakres wiedzy każdej dyscypliny naukowej pogłębia się i poszerza dynamicznie. Wskutek tego, chcąc uniknąć ośmieszenia w oczach błyskotliwych nastolatków (wśród których zawsze znajdzie się paru miłośników myśli konfucjańskiej dynastii Han lub zapalonych fanek uzbrojenia armii uzurpatorskich późnego pryncypatu), po prostu trzeba być oczytanym. Zatem, jeśli studiując historię, zamiast skupiać się na jednej, wąskiej dziedzinie, wolałaś zajmować się wszystkim po trochu, aby uzyskać jak najszerszy obraz rzeczywistości – masz predyspozycje do kariery nauczycielskiej.

Nauczyciel historii, czyli kto?

Piotr Miśta

Ale szkoła to oczywiście nie tylko unikanie uczniowskich pułapek czy erudycja. To przede wszystkim praca z ludźmi, i to niesłychanie wdzięczna. Niewiele rzeczy cieszy bardziej niż widok twarzy młodego człowieka rozjaśniającej się blaskiem zrozumienia związków przyczynowo-skutkowych, spajających pozornie nieciekawe procesy sprzed wieków ze światem współczesnym, bliskim i będącym w zasięgu ucznia. Ale jeszcze większą radość sprawia obserwowanie, gdy uczniowie, dzięki dobrze zaplanowanym przez nauczyciela aktywnościom, sami odkrywają te związki i sami dochodzą do wniosku, że historia może być przedmiotem po prostu fascynującym.

Bo też właśnie na tym polega dziś bycie nauczycielem: nie jest on już wykładowcą treści. Wszak młodzi ludzie nieraz lepiej od nas potrafią poruszać się w gąszczu wyszukiwarek internetowych, potrafią też bez większego problemu znaleźć podcasty lub filmy na tematy, które ich interesują. Dziś więc dużo bardziej liczy się sprawne planowanie całego procesu dydaktycznego - tego, co i jak uczniowie robią samodzielnie pod okiem pedagoga. Sztuką jest takie zaprojektowanie zadań, aby uruchamiały one tkwiące w młodych ludziach pokłady kreatywności, kształciły umiejętności krytycznego myślenia i wyrabiały postawę ciekawości oraz zrozumienia tego, co odmienne – także we współczesnym świecie, aby ten świat móc świadomie kształtować.

Jeszcze trudniejsze jest ułożenie tych zadań w spójnym cyklu – tak, aby uczeń nie tylko widział, że to, o czym się uczy, jest ważne i przydatne, ale także aby mógł przekonać się, że biorąc odpowiedzialność za własną naukę i wkładając w nią wysiłek, może być dumny z tego, że coś potrafi i dobrze sobie radzi. Jest to szczególnie istotne, gdy tak wielu młodych zmaga się z problemami zdrowia psychicznego, w tym zaburzonym poczuciem własnej wartości. Badania potwierdzają obserwację, że najefektywniej uczymy się wtedy, gdy możemy coś zrobić samodzielnie, ale z możliwością zwrócenia się o pomoc i ewaluację do mentora, który życzliwie podpowie i skutecznie zachęci do dalszej pracy.

Szczepienie na dydaktyczne trudności

Pełnienie tak zarysowanej roli nie jest łatwe. Nauczyciel jest jednym z zawodów, któremu grozi szybkie wypalenie, gdy wkłada w pracę wiele zaangażowania - zwłaszcza, gdy trafi na uczniów z różnego rodzaju trudnościami. Nie oszukujmy się, takie wyzwania pojawią się na tej drodze prędzej czy później. Dlatego warto zawczasu się na nie zaszczepić.

Jeśli szczepienie oznacza proces uodpornienia na możliwe trudności poprzez konfrontację z nimi w bezpiecznych i kontrolowanych warunkach, to moją szczepionką okazały się studia podyplomowe w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego. Po ukończeniu studiów magisterskich zaryzykowałem wyjazd na rok do stolicy, aby tam, pod okiem praktykujących nauczycieli-ekspertów, jeszcze lepiej przygotować się do zawodu. Nie była to jednak typowa podyplomówka – po pierwsze, uczestnictwo okazało się bezpłatne, studenci dostają też wysokie stypendium i darmowy akademik. Po drugie, to właściwie studia dzienne z dużą liczbą godzin praktyk (do południa) oraz zajęciami z zakresu dydaktyki ogólnej i przedmiotowej (po południu). Praktyki odbywają się prawie codziennie w jednej ze szkół partnerskich na terenie Warszawy i okolicy. Obserwacje i umiejętności zdobyte tam pod okiem doświadczonych mentorów są następnie poddawane refleksji podczas konsultacji indywidualnych z tutorami oraz podczas zajęć grupowych, także w gronie międzyprzedmiotowym (bo oprócz historyków są tam także przyszli poloniści, biolodzy i matematycy).

Jak zostać nauczycielem historii, który towarzyszy?

Po kilku miesiącach pracy w zawodzie jestem przekonany, że Szkoła Edukacji skutecznie zaszczepiła mnie na problemy, z którymi przyszło mierzyć się mnie i moim uczniom. Projektując lekcje, korzystam z całej gamy poznanych i wypróbowanych metod pracy, dostosowując je do bieżących potrzeb, zaś w chwilach kryzysu mogę zwrócić się o pomoc w ramach programu absolwenckiego. Jednak najważniejszą rzeczą jest tu świadomość siebie w roli pedagoga – dzięki dziesiątkom godzin praktyk „przy tablicy” i wymiany refleksji w rozmowach z innymi studentami, czuję się pewnie nie tylko jako dydaktyk, ale również jako wychowawca. Nie jest to bez znaczenia, gdy jest się introwertykiem.

Czy dzisiejsi uczniowie potrzebują błyskotliwych ripost nauczyciela, tak jak anegdotyczny wuj przy świątecznym stole? Być może niektórzy tak. Ale na pewno wszyscy młodzi ludzie potrzebują mądrego, przemyślanego towarzyszenia wspartego eksperckim wykształceniem przetestowanym w praktyce. Przygotowanie do tej roli zapewnia Szkoła Edukacji, do której kolejnego rocznika właśnie trwają zapisy. Znajdziecie je, klikając w ten link: https://szkolaedukacji.pl/.

Piotr Miśta - historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego oraz Szkoły Edukacji PAFW i UW; nauczyciel historii w liceum ogólnokształcącym w Milanówku. 

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. M pisze:

    Wszystko fajnie ale ten cały wysiłek prowadzi do marnej pensji w szkole i na rodzinnej imprezie najtrudniejsze pytanie do historyka-nauczyciela to: a ile ty tam zarabiasz w tej szkole (zadane z ironicznym uśmieszkiem)?

    • Andrzej pisze:

      A było się wziąć za złodziejstwo? Ewentualnie za obrót reklamówkami z Biedronki.
      Ale na poważnie. Co do mnie to nie jestem ani nauczycielem ani historykiem ale zarówno o jednym jak i o drugim mógłbym trochę powiedzieć. Co do nauczycieli to w podstawówce trafiła mi się taka co mi wpoiła sympatię do historii a było to dość dawno i na pewno nie miała żadnych studiów polsko-amerykańskich, jedynie własną inteligencję. Co do historii to zawsze czytałem to co mnie na bieżąco zainteresowało, zatem nie w jakiś systematyczny, uporządkowany sposób. Jednak po wielu latach zauważyłem że te niespójne lektury jakoś się w mojej głowie zaczęły układać i wyrobiłem sobie własny pogląd na historię, pewnie mocno odbiegający od rzeczywistości ale tak ugruntowany że tym gorzej dla rzeczywistości. W każdym razie historia już gdzieś od IV klasy szkoły podstawowej jest dla mnie opowieścią typu: „za górami za lasami żyli sobie król i królowa...”. Może owa nauczycielka z podstawówki to zauważyła i mnie obarczyła na całe życie.

Zostaw własny komentarz