Proces Szesnastu: z Warszawy do Moskwy


To był pogodny, słoneczny dzień 18 czerwca 1945 r., kiedy o godzinie 9.00 rano kolumna specjalnych samochodów podjechała na Plac Dzierżyńskiego. Zatrzymała się przed głównym wejściem gmachu siedziby NKWD, Łubianka, a w tym czasie z cel moskiewskiego więzienia wyprowadzano 15 mężczyzn, ubranych nadzwyczaj jak na to miejsce elegancko, w czarne garnitury i białe koszule pod krawatem.

Ława oskarżenia w procesie szesnastu - Moskwa, czerwiec 1945

Ława oskarżenia w procesie szesnastu, czerwiec 1945 r.

Proces Szesnastu: z Warszawy do Moskwy

W dwie godziny później ci sami ludzie pod eskortą ubranych w paradne mundury funkcjonariuszy NKWD wchodzili na pierwsze piętro moskiewskiego Domu Związków, zabytkowego budynku u zbiegu ulic Ochotnyj Riad i Puszkinskaja, u wylotu Placu Czerwonego. Gmach ten, pamiętający jeszcze pożar Moskwy z czasów Napoleona, został zamieniony przez Józefa Stalina w miejsce największych procesów politycznych drugiej połowy lat 30-tych. To tutaj, odczytywano wyroki takich sław stalinowskiego dworu jak: Zinowiewa, Kamieniewa, Bucharina, Rykowa, Jagody, Kriestieńskiego i wielu innych. W murach tego budynku wciąż jeszcze słychać było echa tamtych burzliwych i jakże dramatycznych rozpraw. Piętnastu Polaków wchodzących po wielkich schodach na salę rozpraw, nie mogło nie czuć grozy bijącej z tej sali, ona była wręcz nią przesiąknięta. Po kilkumiesięcznym, męczącym śledztwie, byli już wystarczająco mocno osłabieni na duchu i zdawali sobie sprawę, że proces na którym znajdą się na ławie oskarżonych jest jedynie przedstawieniem w którym główne role i akty zostały już dawno rozpisane przez Stalina. Tak właśnie rozpoczynał się słynny Proces Szesnastu, proces sądowy stanowiący wymierny dowód bezprawia radzieckiego wymiaru sprawiedliwości.

Aby zrozumieć w następstwie jakich czynników przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego znaleźli się jako obywatele polscy przed radzieckim sądem, należy przeanalizować zdarzenia, które miały miejsce w miesiącach bezpośrednio poprzedzających moment aresztowania. Uznałem, że punktem przełomowym, którego implikacje będą miały kapitalne znaczenie, dla rozwoju późniejszej sytuacji było powstanie warszawskie, prowadzone w dniach od 1 sierpnia do 2 października 1944 roku. Bezsprzecznie w tym właśnie okresie doszło do zmian na międzynarodowej scenie politycznej, które doprowadziły do sytuacji, w jakiej na początku 1945 roku znalazły się struktury, czyli przywódcy i działacze, Polskiego Państwa Podziemnego. Chodzi tu przede wszystkim o wejście służb UB oraz oddziałów NKWD w głąb kraju, wyniszczenie Armii Krajowej w walkach warszawskich oraz rozejście się dróg rządów polskiego i brytyjskiego. Wszystko to toczyło się w ogromnej mierze za pośrednictwem Józefa Stalina, który jak nikt inny doskonale zdawał sobie sprawę, że Europa w okresie II wojny światowej jest wielką szachownicą, na której poszczególni gracze stawiają swoje figury, realizując plany i zamierzenia. W tej właśnie grze Polska była niezwykle cenną figurą ze względu na jej strategiczne położenie w centralnej Europie, jednak przejęcie nad nią kontroli nie było tak łatwe jak w przypadku innych figur, rozmieszczonych na północy i południu. Koniecznym było pokonanie wielu rozbudowanych przeszkód, a główną z nich było właśnie Polskie Państwo Podziemne. Nierozwiązanie tej kwestii stawiałoby pod wielkim znakiem zapytania sukces poczynań Stalina, a więc dominację nad Europą Środkową. W poniższym referacie, spróbuję w miarę możliwości czytelnie przedstawić fakty i zdarzenia, które doprowadziły przywódców Polskiego Państwa Podziemnego wpierw do willi w Pruszkowie przy ul. Pęcińskiej, a ostatecznie na ławę oskarżonych w jednym z najbardziej tajemniczych procesów politycznych XX wieku.

Moskwa i Lublin wobec Podziemia niepodległościowego

6 września 1944 roku delegat rządu, Jan Stanisław Jankowski i dowódca Armii Krajowej, gen. Tadeusz „Bór” Komorowski depeszowali z walczącej Warszawy do Prezesa Rady Ministrów RP, Stanisława Mikołajczyka i Wodza Naczelnego, gen. Kazimierza Sosnkowskiego:

„(...) stłumienie powstania w Warszawie ma nie tyle aspekty wojskowe co polityczne. Wczesne zaś uświadomienie sobie przez naszych sprzymierzonych może być pomocne przy rozgrywkach politycznych. Jest więc oczywiste, że po upadku powstania w Warszawie władza przejdzie w ręce komunistów i to w całym kraju”.

Depesza ta wysłana została niemal na miesiąc przed upadkiem powstania. W tym okresie można jeszcze było liczyć na to, że mocarstwa anglosaskie skłonią Stalina do kontynuowania ofensywy i wyzwolenia Warszawy przed śmiercią walczącego miasta. Należy pamiętać, że w tym też okresie wymienieni wyżej przywódcy państwa podziemnego cieszyli się niekwestionowanym poparciem zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa. Rzeczywistość jaka wytworzyłaby się gdyby powstanie przetrwało do chwili gdy na ulicach Warszawy pojawiłyby się pierwsze sowieckie czołgi stworzyłaby realne podstawy do tego by Delegatura Rządu na Kraj mogła prowadzić skuteczne negocjacje z nadchodzącymi ze wschodu polskimi komunistami. Podziemie stałoby na stanowisku gospodarza, co pozwoliłoby na ujawnienie się i aktywny udział w życiu politycznym.

Stalin to wiedział, wiedział, że musi przeczekać powstanie, w którym dogorywał najcenniejszy element polskiego społeczeństwa, element, który jako jedyny mógł stanowić realną siłę nie tyle nawet militarną, ale przede wszystkim siłę oddziaływania społecznego. Dlatego też nakazał swoim dywizjom, które już silnie oparły się na linii Wisły zatrzymanie się i przejście do taktycznie niezrozumiałego oczekiwania. Dla stworzenia pozorów niemożności kontynuowania natarcia główne uderzenia Armii Czerwonej w tym okresie skierowano na odcinkach: północnym, gdzie wyzwolono na jesieni 1944 roku republiki nadbałtyckie zaś Finlandia podpisała pokój i południowym, gdzie przechodząc szybkim natarciem przez Besarabię wojska radzieckie wdarły się na Nizinę Węgierską. Ale Stalin nie ograniczał się tylko do odcięcia się od powstania, ale przeciwstawiał się jakiejkolwiek pomocy walczącej Warszawie ze strony zachodnich aliantów. To co jest dla nas sprawą istotną to nie fakt stawiania kolejnych trudności w zorganizowaniu pomocy dla powstania przez Stalina, ale zadziwiająca bierność działań anglosaskich wobec kolejnych, coraz bardziej agresywnych poczynań swojego wschodniego sojusznika.
Wracając zaś do kwestii warszawskiej, widzimy jednoznacznie, że Stalinowi chodziło tu nie tylko o wykończenie powstania w zaciekłych walkach, ale również o inną sprawę. Należało dać czas komunistom polskim, którzy dopiero zaczynali organizować się na terenach dotąd wyzwolonych. Przypomnijmy, że dnia 21 lipca 1944 roku oficjalnie w Warszawie, a faktycznie w Moskwie doszło do podpisania dekretu Krajowej Rady Narodowej o utworzeniu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Stalin już wtedy, w lipcu 1944 roku, nie widział możliwości, aby ludzie związani ze środowiskami podziemnymi mogli brać aktywnie udział w budowaniu przyszłej Polski. Już w tym momencie zamykał drogę dla wszelkich negocjacji i taką linię polityczną będzie prowadził dalej i taką będzie narzucał polskim komunistom z KRN i PKWN. Ważnym jest z kolei opublikowany dnia następnego w Chełmnie i Moskwie „Manifest PKWN”. Z jednej strony wyrażał on niezłomną konieczność i chęć aktywnej współpracy z rządem ZSRR oraz dowództwem Armii Czerwonej. Manifest wypowiadał się w imieniu całego narodu polskiego, jednak ze znanych już dziś danych wiemy, że Armia Krajowa w tym czasie liczyła sobie około 300 – 350 tyś żołnierzy, nie licząc osób nie zaangażowanych bezpośrednio w jej działalność, ale ją popierających. Wydawałoby się zatem, że komuniści nie mogą konkurować w społeczeństwie z Podziemiem, które przez prawie już pięć lat prowadziło aktywną walkę z Niemcami. A jednak tym co stanowiło jego siłę była Armia Czerwona przetaczająca się przez wschodnią Polskę i mająca wkrótce zalać zachodnie województwa. Wojsko i siły bezpieczeństwa miały okazać się decydującym głosem w walce o władzę, jednak dla pełnego efektu potrzebowały czasu. Ten czas był niezbędny dla zorganizowania struktury organizacyjnej nowych władz, a także dla przeprowadzenia dokładnej infiltracji istniejących struktur Podziemia.

Komuniści z Komitetu wiedzieli o tym, wiedzieli że będą mogli liczyć na pełne polityczne i militarne poparcie Stalina i rządu radzieckiego, ale też że czas w którym armia radziecka będzie ich wspierać jest ograniczony. Już 26 lipca 1944 roku, czyli zaledwie cztery dni od wydania Manifestu w Moskwie doszło do porozumienia między przewodniczącym Komitetu, Edwardem Osóbką-Morawskim a radzieckim komisarzem ludowym spraw zagranicznych, Wiaczesławem Mołotowem. Porozumienie to obejmowało dwa zasadnicze dokumenty. Nas ze względów zrozumiałych interesować będzie w szczególności ostatni punkt pierwszego dokumentu, który miał mieć ogromne znaczenie, dla przyszłych wydarzeń. Uzgodniono, że wszelkie działania ludności polskiej uznane za wrogie Armii Czerwonej będą rozpatrywane przez władze radzieckie, na prawie radzieckim. Punkt ten stanie się szczególnie ważny w dalszym omawianiu tematu, ponieważ to właśnie na nim opierało się oskarżenie w procesie przywódców państwa podziemnego. Punkt ten jest zatem wyraźnym przygotowaniem prawnym dla wytoczenia w przyszłości procesu przywódcom Podziemia. Na mocy postanowień z 26 lipca na terenach polskich rozpoczęto organizację terenowych jednostek radzieckich, podległych komendantom wojskowym. Mieli oni dopilnować by na okolicznych terenach przestrzegane były zarządzenia PKWN oraz bezpieczeństwo Armii Czerwonej. Ważnym elementem tego punktu było zezwolenie na użycie broni przez jednostki podległe komendantom okręgowym w przypadku stawiania oporu. Nie tylko jednak armia radziecka miała czuwać nad porządkiem publicznym. Szybko okazało się, że szczególną rolę przyjdzie odegrać radzieckim organom bezpieczeństwa (NKWD), którym na ziemiach polskich przewodził gen. Iwan Sierow, często nazywany też gen. Iwanowem. Sam wybór Iwanowa na dowódcę NKWD w Polsce świadczy nieodzownie o znaczeniu jakie Stalin przypisywał temu stanowisku. Wypada tutaj przypomnieć, dla lepszego zrozumienia sytuacji, że to właśnie Iwanow od jesieni 1939 roku specjalizował się w sprawach polskich, organizując deportację Polaków z ziem zajętych przez ZSRR. W omawianym okresie Iwanow był już bliskim i sprawdzonym współpracownikiem Berii, do którego z kolei Stalin miał ogromne zaufanie. Polskie jednostki bezpieczeństwa, działały początkowo w oparciu o dwa dekrety PKWN. Pierwszy z 24 sierpnia, nakazywał rozwiązanie wszelkich podziemnych organizacji na terenach wyzwalanych. Od tego momentu organizacje takowe, pozostające w ukryciu, a więc przede wszystkim AK i Delegatura Rządu na Kraj były uznawane za nielegalne i jako takie ścigane. Następny dekret z 31 sierpnia był bardzo szczególnym dokumentem, ponieważ ustanawiał specjalne sądy karne dla ścigania zbrodniarzy hitlerowskich oraz zdrajców winnych przestępstw przeciw narodowi polskiemu. Należy zaznaczyć, że owe przestępstwa obejmowały wszelkie działanie uznane za zbrodnicze po 31 sierpnia 1939 roku. Łatwo się domyśleć, że za owych „zdrajców narodu” uznawano przede wszystkim jednostki organizacyjne, które podlegały dekretowi z 24 sierpnia a do niego nie ustosunkowały się pozytywnie. Tym samym obrońców ojczyzny zrównano z hitlerowskimi zbrodniarzami. Komunistom chodziło również, nie tylko przedstawienie żołnierzy jako wrogów narodu polskiego i pokoju z ZSRR, ale wręcz jako sojuszników występujących w bloku z hitlerowskimi Niemcami. Takie stwierdzenia odnajdziemy właśnie w czasie procesu szesnastu przywódców Podziemia.

Podziemie niepodległościowe a Londyn

Do wybuchu powstania warszawskiego, a ściślej mówiąc do jego ostatecznego upadku polskie państwo podziemne, podległe rządowi w Londynie posiadało niezaprzeczalnie najsilniejszą pozycję w kraju, przede wszystkim posiadało realną siłę militarną w postaci oddziałów AK. Pozwalało to rządowi polskiemu w Londynie na prowadzenie względnie aktywnej polityki względem swojego brytyjskiego sojusznika, ale również względem Sowietów. Nie mówimy tu rzecz jasna o kreowaniu polityki w sposób zupełnie swobodny, jednak w tym czasie rządy mocarstw, szczególnie, premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill rozumiały siłę jaką reprezentował rząd Mikołajczyka i podległa mu AK. Oznaką tej pewności siebie polskiego gabinetu była wizyta jaką w początkach sierpnia złożył Mikołajczyk w Moskwie. W rozmowach ze Stalinem starał się nakłonić radzieckiego dyktatora do uznania przedwojennych granic polsko-radzieckich, oraz dopominał się pomocy dla walczącego powstania Ostatecznie jednak 9 sierpnia Mikołajczyk opuścił Moskwę, nie osiągając praktycznie niczego poza kilkoma nierealnymi obietnicami. Tymczasem w Londynie starano się przekonać władze, zarówno brytyjskie jak i amerykańskie, o konieczności udzielenia pomocy militarnej walczącym powstańcom. Sojusznicy wprawdzie już w nocy z 4 na 5 sierpnia przeprowadzili pierwsze zrzuty, jednak zrobili do niezwykle niechętnie i po oszacowaniu strat uznali dalsze naloty za niemożliwe. Odtąd prowadzono je znacznie mniejszymi siłami i głównie poprzez polskich pilotów ochotników.

Zasadnicze aspekty stosunków zachodnich aliantów do powstania przedstawiłem już wcześniej, przy okazji opisu wpływu Stalina na poczynania zarówno polskich komunistów jak i właśnie Brytyjczyków i Amerykanów. Niezrażony tymi niepowodzeniami rząd polski przedstawił 29 sierpnia memorandum, w którym wyraźnie zaznaczano konieczność uzgodnienia polskich granic wschodnich z sejmem polskim po zakończeniu działań wojennych. Zakładano jednak, że centra kulturowe Kresów, a więc Wilno i Lwów powinny znaleźć się po stronie Polskiej. Postulowano również odbudowę rządu, w oparciu o formułę 4+1, zakładającą oparcie rządu na czterech partiach działających aktualnie w Londynie przy uzupełnieniu przez PPR. Była to kolejna próba przeforsowania londyńskiej linii politycznej, która jednak po raz kolejny została przez Stalina i PKWN odrzucona 15 września. Kolejne dramatyczne meldunki i apele o pomoc nadsyłane przez walczących powstańców odbijały się od muru przekonania aliantów o niemożności udzielenia silnego wsparcia powstaniu bez wyraźnej zgody Stalina. Powstanie zostało skazane na zagładę, co było ogromnym sukcesem Stalina, który jednocześnie niszczył siłę mogącą utrudnić mu opanowanie Polski oraz wprowadzał klin pomiędzy rząd londyński, a aliantów. Ostatecznie 2 października powstanie skapitulowało, a Warszawa miała zostać oczyszczona z ludności cywilnej i zburzona.

Na początku października nastąpił wyraźny przełom w stosunkach Londyn – polski rząd – Moskwa, który jak przedstawiłem wcześniej, znalazł również odzwierciedlenie w gwałtownym ataku jaki zarządził komunistom Stalin w stosunku do AK i państwa podziemnego. W sytuacji klęski powstania warszawskiego, rząd polski oraz państwo podziemne znajdowało się w niezwykle trudnej sytuacji. Spowodowało to jak można się było spodziewać spadek zaufania rządu brytyjskiego i jego poparcia dla rządu polskiego. Churchill coraz silniej wzmacniał w sobie przekonanie, że polski partner staje się już nawet nie tyle co mało przydatny, ale wręcz kłopotliwy, odnośnie przyszłych rozmów na najwyższym szczeblu. Już w połowie października miało mieć miejsce wydarzenie, które jeszcze silniej podkopie spójność polityki rządów polskiego i brytyjskiego. 13 października na pierwszym spotkaniu konferencji w której uczestniczyli: Stalin, Churchill, Mołotow, Eden, Harriman, Mikołajczyk, Romer, Grabski, Bierut, Osóbka-Morawski, Rola-Żymierski, szef radzieckiej dyplomacji powiedział Mikołajczykowi, że zachodni alianci już na konferencji pokojowej w Teheranie, zgodzili się na „linię Curzona”. Stanowiło to potworny cios dla polskiego premiera, ponieważ całkowicie burzyło jego linię polityczną jaką chciał na konferencji forsować.

Niespełna dziesięć dni później Mikołajczyk przedstawił Radzie Ministrów w Londynie sprawozdanie z negocjacji prowadzonych w Moskwie, co musiało spotkać się z ostrą krytyką ze strony zwolenników twardego stanowiska względem Sowietów. Mikołajczyk tracił poparcie w Radzie Ministrów niemal w oczach, a jednocześnie Churchill coraz otwarciej domagał się od rządu polskiego podjęcia szybkich decyzji, oczywiście w duchu porozumienia z Sowietami i polskimi komunistami. Naciskany Mikołajczyk już 28 października wysłał depeszę do Delegata Jankowskiego, w której sugerował konieczność zawarcia z Rosjanami porozumienia w najbliższym czasie. Zachowanie premiera polskiego rządu można z pewnością tłumaczyć naleganiami Churchilla, niemniej jednak Mikołajczyk wykazywał duże zrozumienie dla sytuacji jaka panowała w kraju po wkroczeniu na wschodnie tereny wojsk radzieckich.

Coraz bardziej jednak ugodowa linia polityczna Mikołajczyka powodowała narastanie antagonizmów wewnątrz polskiego rządu. 24 listopada powołano nowy rząd na czele z Tomaszem Arciszewskim, człowiekiem, który już na pierwszym posiedzeniu nowego gabinetu oświadczył

„stać będę mocno na gruncie wierności obowiązku sojuszom (…), wierząc że olbrzymi wkład Polski w obecną wojnę (…) winien stać się rękojmią sprawiedliwego załatwienia w końcu sprawy polskiej”.

Wydaje się, że Arciszewski zupełnie nie rozumiał, czy nie dostrzegał tego jak szybko zmienia się sytuacja polityczna. Tymczasem reakcja aliantów była szybka. Już 15 grudnia nowy sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych Edward Stettinius pisał do ambasadora amerykańskiego w Moskwie, Harrimana „Przypuszczalnie obecny rząd polski nie będzie w stanie uczynić żadnego postępu w rozwiązaniu problemów polskich”. Tak właśnie w przededniu wielkich zmian jakie miały się dokonać w Europie, przed rozpoczęciem wielkiej zimowej ofensywy radzieckiej, przed niemiecką ofensywą w Ardenach, przed zbliżającą się wielkimi krokami konferencją międzysojuszniczą, rząd polski stracił oparcie swoich sojuszników i tym samym stawał się zupełnie bezładnym tworem nie mogącym udzielić aktywnej pomocy swojej Delegaturze w kraju.

Początek października 1944 roku to okres dramatycznego składania w całość potrzaskanej organizacji Armii Krajowej w kraju. Upadek Warszawy, dotychczasowego centrum dyspozycyjnego, spowodował powstanie próżni, na najwyższych szczeblach władzy. Poszczególne grupki tworzyły nowe formacje w podwarszawskich miejscowościach, łączność była silnie utrudniona nasyceniem oddziałów niemieckich w strefach przyfrontowych. Szczególnie aktywnym rejonem były okolice skupione wokół Elektrycznej Kolejki Dojazdowej, czyli: Komorów, Milanówek, Podkowa Leśna, Grodzisk Mazowiecki i in. ale również Kraków, Częstochowa i Piotrków Trybunalski. Również kwestia zaopatrzenia niezbędnego do prowadzenia działalności pozostawiała wiele do życzenia, a szanse na nagłe polepszenie takiego stanu rzeczy wydawały się nieskończenie odległe. Pozwolę sobie przytoczyć fragment wspomnień Adama Bienia, późniejszego więźnia Łubianki, który tak opisywał sytuację powstałą po upadku powstania:

„Delegatura jako całość jest rozbita. Na punktach łączności zjawiają się tylko poszczególni ludzie, zbiedzenie i zgłodniali, bez pieniędzy, bez mieszkań, którym przede wszystkim potrzebna jest pomoc. (…) Istnieje podziemna reprezentacja polityczna, ale pozbawiona aparatu działania”.

Leopold Okulicki

gen. Leopold Okulicki

Co więc można było zrobić w perspektywie nieuniknionej konfrontacji z oddziałami NKWD, które na wschodnim brzegu Wisły już szykowały się do ostrego ataku na struktury Podziemna. Problem ten był poruszany przez Komendę Główną AK już przed rokiem, kiedy stało się jasnym że Polska zostanie zajęta przez Armię Czerwoną. Efektem tych rozważań stała się koncepcja sformowania z ogólnego pionu AK szkieletu organizacyjnego, który pod okupacją radziecką miał pozostać ściśle zakonspirowany. Dodatkową osłoną tej nowego struktury miało być oficjalne rozwiązanie AK po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej i oddziałów NKWD. Organizacją tejże struktury miał zająć się gen. August Emil „Nil„ Fieldorf. Zaistniałe w omawianym okresie okoliczności wskazywały konieczność prowadzenia ożywionych przygotowań do wprowadzenia tej koncepcji w życie. Już 6 października z siedziby Komendy Inspektoratu Kieleckiego wysłana została do Londynu, krótka depesza, podpisana przez „Niedźwiadka„ – Okulickiego, któremu w Kielcach udało się uciec z transportu wiozącego cywilną ludność wygnaną z ruin Warszawy. Później powołując się na dyspozycje ”Bora” – Komorowskiego Okulicki informował, że przystępuje do odbudowy struktur AK i kierowania działalnością jej oddziałów. Depeszował również, że na mocy wcześniejszych ustaleń kontynuowana jest praca nad tworzeniem szkieletowej postaci nowej organizacji ściśle zakonspirowanej, której zadaniem będzie praca po wkroczeniu na te tereny oddziałów radzieckich.

22 listopada Okulicki i Jankowski otrzymali z Londynu treść dyrektywy nr 11410, przedstawionej przez premiera Mikołajczyka cztery dni wcześniej na posiedzeniu Rady Ministrów. Jej głównym przesłaniem było zreferowanie podstawowych założeń przyszłej organizacji ściśle zakonspirowanej. Do jej głównych zadań należała obrona ludności przed aktami przemocy ze strony Armii Czerwonej, podsycanie ducha niepodległościowego oraz działalność wywiadowcza. 9 grudnia Okulicki depeszował do Londynu, że organizacja takowa jest już w dużej mierze sformowana, ale prosił o zachowanie bezwzględnej ostrożności odnośnie wymieniania jakichkolwiek informacji na ten temat. Zdawał sobie bowiem sprawę jak silne reperkusje polityczne wywołać mogło przedostanie się na światło dzienne informacji o tworzeniu ściśle zakonspirowanej organizacji nastawionej na walkę z Sowietami.
W tym samym zaś czasie kontrolę nad działaniami AK próbował z Londynu przejąć zastępca szefa sztabu Wodza Naczelnego, gen. Stanisław Tatar. Posiadał on upoważnienie premiera Mikołajczyka, który nie widział w Okulickim człowieka, który zdolny będzie na kompromis z Sowietami. Ostatecznie jednak z przyczyn oczywistych (trudności w komunikacji i niemożność osobistego wglądu w sytuację) musiał uznać racje Okulickiego, który oficjalnie 21 grudnia otrzymał z Londynu nominację na dowódcę AK. Trzeba jednak podkreślić, że spory pomiędzy Tatarem a Okulickim, poważnie utrudniały odbudowywanie struktur podziemia, ponieważ terenowi komendanci nie wiedzieli kto tak naprawdę jest dowódcą i czyje rozkazy mają wykonywać.
Mimo tych rozlicznych trudności Okulickiemu w okresie grudnia udało się poskładać pozrywane strzępy struktur przedpowstaniowych, w jedną całość. Sytuacja, przynajmniej w kraju, wydawała się na tyle opanowana, że można było zacząć poważniejsze rozmowy nad przyszłością polskiego państwa podziemnego, mając w perspektywie nadchodzącej radzieckiej zimowej ofensywy. Z pewnością te dylematy były tym trudniejsze że pozycja rządu polskiego w Londynie jak już wspominałem malała wprost proporcjonalnie do tego jak rosła pozycja zarówno Komitetu Lubelskiego i samego Stalina.

W cieniu Jałty

Komuniści polscy nie mogli konkurować z ugrupowaniami Podziemia niepodległościowego, które posiadało przede wszystkim wymiar ciągłości z przedwojenną, a więc prawnie usankcjonowaną władzą. Przy pomocy Armii Czerwonej oraz Służb Bezpieczeństwa można było jedynie zastraszyć społeczeństwo, ale nie pozyskać jego zaufanie, czy chociaż akceptację. Zdecydowano zatem, że przeprowadzi się tzw. reaktywację partii politycznych dotychczas skupionych wokół obozu niepodległościowego, tyle że kierować nimi będą ludzie sympatyzujący z komunistami. I tak już 11 września odbył się w Lublinie tzw. XXV Kongres PPS, na którym do władz nowej partii wybrano działaczy proradzieckich i krypto-komunistycznych. Zachowanie numeracji sprzed wojny było trikiem, który miał pokazać społeczeństwu ze środowiska socjalistycznego ciągłość nowej w rzeczywistości formacji politycznej z przedwojenną PPS. W tydzień bo tym kongresie doprowadzono znów w Lublinie do „reaktywacji” Stronnictwa Ludowego. Ponownie jak w przypadku PPS i ta partia udzieliła pełnego poparcia linii politycznej promowanej przez PKWN. Nie minął tydzień, a istniała już pro-lubelskie Stronnictwo Demokratyczne, które jak łatwo się domyśleć również poparło w całości Komitet Lubelski. W ten sposób w znacznej mierze komunistom udało się odbudować przedwojenną scenę polityczną, ale zależną od siebie.

Ważnym czynnikiem warunkującym umocnienie się pozycji komunistów był również fakt wyczerpania psychicznego społeczeństwa. Większość ludzi pragnęła po prostu zaznać spokoju, pragnęła zakończenia wojny bardziej niż prawdziwej suwerenności. Dla ludzi znajdujących się od ponad pięciu lat w nieustannym zagrożeniu o własne życie bardzo chwytliwe slogany głoszone przez komunistów okazywały się bardzo wymowne. Reforma rolnictwa oraz powolna odbudowa kraju ze zniszczeń, a nade wszystko wolność od łapanek, egzekucji, najść, niemieckich ogłoszeń, rozkazów, dyrektyw okazały się czynnikami które przywłaszczył sobie Komitet Lubelski jako wyłącznie swoje. Na tym wymęczeniu i nienawiści do hitlerowców bazowała nowa władza komunistyczna, stąd tak częste oszczercze przedstawianie niepodległościowego podziemia jako popleczników nazistowskich. Można zatem śmiało powiedzieć, że przez prawie całą drugą połowę 1944 roku społeczeństwo wschodnich województw Polski było przygotowane bardzo starannie do wielkich zmian jakie Stalin planował przeprowadzić już na początku 1945 roku, co miałoby stanowić z kolei silny grunt pod przyszłe negocjacje z zachodnimi sojusznikami.

Sprawa powołania przez KRN Rządu Tymczasowego była poruszana już 31 grudnia 1943 roku, kiedy to wydano uchwałę, że „w chwili, kiedy wymagać tego będzie interes narodu„ Krajowa Rada Narodowa powoła Rząd Tymczasowy. Znamienne i warte podkreślenia, że w mniemaniu polskich komunistów skupionych wokół PPR ów „interes narodu„ to nic więcej a polityczny interes Stalina w jego grze z zachodnimi aliantami, grze w której Polska była jedynie jedną z ważniejszych figur. Kwestia powołania takowego rządu wymagała zatem zgody Stalina co najsilniej uwidoczniło się w czasie rozmów przedstawicieli KRN z przedstawicielami ZPP i Centralnego Biura Komunistów Polskich jakie były prowadzone w Moskwie w połowie lipca 1944 roku. Wówczas polskie delegacje postulowały konieczność jak najszybszego powołania rządu tymczasowego, który ugruntowałby władze komunistów w Polsce. Stalin jednak zdawał sobie sprawę, że ani komuniści ani polskie społeczeństwo, ani zachodni alianci nie są na to jeszcze przygotowani. Decyzja została odroczona, na okres bardziej odpowiadający ”interesom narodu”.

Opisana wyżej intensywna akcja prowadzona wszystkimi siłami PKWN, PPR, NKWD i innych służb doprowadziła do sytuacji, w której koniecznym stawało się już przystąpienie do zdecydowanej ofensywy. Ale sama data przybrania nowej nazwy dla PKWN również nie była przypadkowa, ale ściśle dobrana do zmieniającej się sytuacji militarnej i politycznej. Wiadomo przecież, że 16 grudnia 1944 roku w pokrytych gęstą mgłą Ardenach ruszyła ostatnia wielka ofensywa niemiecka na oddziały amerykańskie, strzegące przepraw na Mozie. W momencie kiedy powołano Rząd Tymczasowym, niemiecka ofensywa wprawdzie załamała swój impet, jednak wiemy, że aliantom potrzeba było jeszcze miesiąca by przywrócić status quo z połowy grudnia. W takich okolicznościach zachodni alianci nie mogli czuć się na siłach by stanowczo zaprotestować przeciw uzurpacji władz komunistycznych, a to dawało Stalinowi możliwość prowadzenia ulubionej przez niego strategii, „gry faktów dokonanych”. Powołanie Rządu, stanowiło wyraźny sygnał dany aliantom przez komunistów, że to oni są gospodarzami Polski i oni będą dyktować warunki, natomiast zarówno Rząd Polski w Londynie jak i jego Delegatura w Kraju, stają się elementem prowadzącym do rozłamu w społeczeństwie. Co więcej, Stalin już 8 grudnia przekazał prezydentowi Roosveltowi oświadczenie, które stanowiło bezpośrednie zagrożenie pozycji władz niepodległościowych w kraju:

„rząd emigracyjny i jego podziemni agenci swoją terrorystyczną działalnością stwarzają niebezpieczeństwo wojny domowej na tyłach Armii Czerwonej i przeszkadzają jej w osiąganiu sukcesów”.

Roosvelt 31 grudnia, odpowiedział jedynie bojaźliwym stwierdzeniem, że rząd Stanów Zjednoczonych nie uzna nowego Rządu Tymczasowego. Stalin tym się zupełnie nie przejmował i właśnie tego samego dnia powołał nowy Rząd na czele z dotychczasowym przewodniczącym PKWN, Edwardem Osóbką-Morawskim. Trzy dni później nowy organ został uznany przez rząd ZSRR i nastąpiła wymiana ambasadorów pomiędzy Lublinem a Moskwą. Na zachodzie jedynie rząd polski zaprotestował przeciwko ten bezprawności z całą otwartością „Rząd Polski składa stanowczy protest przeciw zamachowi na suwerenne prawa Narodu Polskiego, dokonanemu przez Komitet Lubelski”, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone tak jak przewidywał Stalin jedynie nie wyraziły poparcia dla nowej inicjatywy.

Przez praktycznie 5 miesięcy front nad Wisłą zamarł i w odniesieniu do innych teatrów toczącej się wojny przedstawiał się raczej jako peryferia działań, a nie przedmurze niemieckiej granicy. W tym czasie Niemcy umacniali swoje siły na zachodnim brzegu, masowo zmuszano ludność do budowania fortyfikacji ziemnych, jednocześnie dopuszczano się licznych aktów przemocy i bezprawia wobec ludności cywilnej. Przeciwstawiały się temu oddziały AK, które niejednokrotnie ratowały ludność od wywózki w głąb Niemiec czy też natychmiastowej śmierci. Działania tych oddziałów stanowią owoc, wielkiej pracy wykonanej przez Komendanta Głównego AK, gen. Leopolda Okulickiego, ale również jego funkcjonalnej współpracy z Delegatem Rządu na Kraj oraz Prezesem Rady Jedności Narodowej.

Nawałnica artyleryjska, która wstrząsnęła brzegami Wisły rankiem 12 stycznia 1945 roku otwierała nową rzeczywistość. W ciągu zaledwie kilku dni, front został przełamany, a radzieckie kolumny pancerne wbiły się głębokimi klinami w głąb zachodnich terenów Polski. 17 stycznia wyzwolona została lewobrzeżna Warszawa, a raczej to co z niej pozostało po powstaniu warszawskim i późniejszej niemieckiej akcji burzenia miasta. Zachodnie województwa, dosłownie w oczach, były zalewane przez niekończące się transporty żołnierzy Armii Czerwonej, w potoku których liczna wprawdzie Armia Polska nikła bezbarwnie.

Rozpoczynała się nowa okupacja, która miała okazać się znacznie trudniejszą dla organów rządu niepodległościowego. Okazało się bowiem, że dzięki aktywnej działalności wywiadowczej PPR oraz AL i PAL-u jak również NKWD komuniści wiedzieli dużo więcej o strukturach Polskiego Państwa Podziemnego niż Niemcy zdołali się dowiedzieć przez przeszło pięć lat okupacji. Umożliwiło do szybkie dotarcie do najsilniej zakonspirowanych organów Polskiego Państwa Podziemnego. Przykładowo 3 marca delegat Jankowski wysłał do Londynu depeszę, w której informował centralę, że „Penetracja NKWD jest tak intensywna, że niebezpieczeństwo dla nas i aparatu jest groźne”. Również czytając wspomnienia działaczy podziemia niepodległościowego dowiadujemy się, że już w połowie stycznia rozpoczęły się nagłe aresztowania, zasadzki domowe, nagabywania, masowe aresztowania chłopów, rozwieszanie afiszów wzywających członków podziemia do rejestracji i złożenia broni i inne oznaki infiltracji bezpieki. Struktury podziemne posiadały już środki pozwalające na kontynuowanie swojej działalności również pod okupacją sowiecką, jednak należało zadecydować o formie tej właśnie działalności, a zatem zdecydować czy należy ujawnić się czy pozostać w podziemiu.

W tej sytuacji wysłano depeszę w której proszono rząd w Londynie o wyraźne ustosunkowanie się do nowej rzeczywistości polityczno-militarnej, czyli powołania nowego Rządu Tymczasowego oraz zajęcia zachodniej Polski przez Sowietów. W dniu, w którym oddziały radzieckie zajmowały warszawskie rumowiska gen. Kopański przesłał do gen. Okulickiego depeszę rządu do kraju. Odnajdujemy w niej wyraźne stwierdzenie, że struktury podziemne „ujawniać się nie powinny„. Tymczasem już następnego dnia 18 stycznia w godzinach wieczornych rząd rozpoczął debatę w tej właśnie kwestii. Efektem rozmów była wiadomość jaką skierowano dnia następnego do Delegata Jankowskiego, w której upoważniano Delegaturę Rządu na Kraj ”w imieniu Rzeczypospolitej do prowadzenia rozmów z władzami sowieckimi, o ile by władze sowieckie do władz krajowych się zwróciły”. Takiej treści depeszy nie można inaczej rozumieć jako próbę przekazania części odpowiedzialności za przyszłe wydarzenia z rządu na jego delegaturę, przy jednoczesnej akceptacji wszelkich koncepcji szukania porozumienia z wkraczającymi Sowietami. Zestawienie obydwu wiadomości, nadawanych w odstępstwie zaledwie dwóch dni wskazuje bardzo wyraźnie jak niestabilny wewnętrznie i nieokreślony był rząd polski w Londynie w okresie bezpośrednio następującym po ofensywie radzieckiej. Daje nam to do zrozumienia w jak tragicznym położeniu znaleźli się ludzie bezpośrednio odpowiadający za działalność struktur podziemnych, czyli przede wszystkim Delegat Rządu, Komendant Główny AK oraz Prezes RJN.

W tych okolicznościach 19 stycznia gen. Leopold Okulicki wydaje swój ostatni rozkaz jako Komendant Główny AK, w którym rozwiązuje struktury Armii Krajowej i zwalnia jej żołnierzy z przysięgi. Rozkaz z 19 stycznia stanowi realizację uchwały Krajowej rady Ministrów z 20 grudnia 1944 roku, w której czytamy w 3 punkcie: „Wobec wojska i władz sowieckich Armia Krajowa nie ujawnia się„. I faktycznie, rozwiązanie AK miało stanowić parasol ochronny, dla nowej ściśle zakonspirowanej organizacji „Nie„, na czele z gen. „Nil” Fieldorfem, o której celach już pisaliśmy. Jednak taka procedura działania została przewidziana dla struktur wojskowych, natomiast jeżeli chodzi o ramie polityczne Polskiego Państwa Podziemnego, to już następnego dnia, 20 stycznia premier Arciszewski wysłał depeszę do delegata, Jankowskiego, w której odnajdujemy następujące słowa: ”Gdyby w biegu rozwijających się wypadków w Kraju doszło do prób rozmów z Wami przedstawicieli Sowietów, upoważniamy Was do ich podjęcia”. Premier podkreślał w tej depeszy również, fakt zbliżającej się narady Wielkiej Trójki, wobec której koniecznym stawało się sformułowanie jednolitej linii politycznej obozu niepodległościowego, ponieważ tylko wspólny i stanowczy głos mógłby być słyszalny na jałtańskich obradach. Kontynuacją niejako budowania tegoż wspólnego stanowiska rządu polskiego, było memorandum jakie ambasador Raczyński przekazał w imieniu rządu polskiego stałemu podsekretarzowi stanu w ministerstwie spraw zagranicznych, Codoganowi, którym przedstawiono podstawowe elementy polskiej linii politycznej na zbliżającą się konferencję międzysojuszniczą. Chodziło tu głównie o zagwarantowanie narodowi polskiemu pełnej suwerenności terytorialnej jak i politycznej. Jednak 26 stycznia polski minister spraw zagranicznych, Adam Tarnowski otrzymał odpowiedź, która w całej linii podważała zalecenia polskiego rządu. Stanowiło to wymierny przejaw tajonej dotąd niechęci rządu Churchilla względem swojego polskiego sojusznika.

Wielka Brytania widziała możliwość prowadzenia dalszych negocjacji jedynie z Mikołajczykiem, który już od kilku miesięcy zwracał uwagę na konieczność kompromisowej postawy wobec Stalina i uważał że lepiej iść na ustępstwa niż stracić wszystko. Teraz w drugiej połowie stycznia, a więc w okresie ostatnich już przygotowań do konferencji jałtańskiej, kiedy szefowie rządów brytyjskiego i amerykańskiego przebywali na konsultacjach na Malcie, uważał on za stosowne sporządzenie listy krajowych delegatów z ramienia rządu, którzy mieli znaleźć się pod ochroną rządu brytyjskiego i w takiej formie mogliby się ujawnić nowym komunistycznym władzom. Taka inicjatywa została zaaprobowana przez Brytyjczyków i 27 stycznia wysoki urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii, sir Orme Sergent, zwrócił się do ambasadora polskiego w Londynie, Raczyńskiego z prośbą o szybkie przedstawienie takiej właśnie listy, tak aby premier Churchill mógł tych ludzi wprowadzić niejako do rozmów w czasie debat jałtańskich ze Stalinem i tym samym otworzyć furtkę podziemnym delegatom na nawiązanie rozmów z przedstawicielami radzieckich władz.

Późnym wieczorem tego dnia zebrała się Rada Ministrów, w efekcie czego ustalono, że „Rząd Polski domaga się zapewnienia bezpieczeństwa dla całego społeczeństwa polskiego, na całym obszarze zajmowanym przez wojska sowieckie”. Można było odczuć, że rząd polski zachował się nie dość stanowczo, nie wyznaczył konkretnych delegatów, dał więc pretekst, który z czasem chętnie wykorzystywali Brytyjczycy, że to Polacy unikali kompromisu. Z drugiej strony rząd zachował się bardzo przytomnie, ponieważ nie można było być pewnym, czy Sowieci uszanują porozumienia i nie aresztują zwyczajnie zdekonspirowanych osób.

W ten sposób 4 lutego 1945 roku rozpoczęła się na Krymie druga konferencja Wielkiej Trójki, na której Stalin, Churchill oraz Roosevelt debatowali nad kształtem przyszłej mapy Europy, tak terytorialnym jak i politycznym. Szczególnie wiele uwagi poświęcono na niej kwestii Polski, która z racji swojego położenia geopolitycznego, stanowiła niezwykle ważny strategicznie punkt. Mówiąc w zarysie, postanowiono stworzyć Polski Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, którego trzon stanowić będą ludzie z dotychczasowego komunistycznego Rządu Tymczasowego uzupełnieni ludźmi z obozu niepodległościowego tak z kraju jak i zagranicy. Tenże Rząd Jedności Narodowej będzie powołany w celu przeprowadzenia w najbliższym z możliwych terminów wolnych wyborów powszechnych, które dopiero wyłonią rząd polski. Odnośnie granic, niejako potwierdzono postanowienia przyjęte wstępnie w Teheranie, oddając wschodnie ziemie przedwojennej RP sowieckim republikom Litwy, Białorusi i Ukrainy, przy jednoczesnym przejęciu przez Polskę Dolnego Śląska oraz Pomorza Zachodniego.

Konferencja jałtańska zakończyła się 11 lutego, a dopiero późnym wieczorem następnego dnia, tekst uchwały końcowej otrzymał ambasador Raczyński. Wieczorem 13 lutego rząd polski wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że decyzje jałtańskie nie mogą być przezeń uznane, jako stanowiące wyraźne pogwałcenie zasad samostanowienia narodów, tym bardziej sojuszniczego narodu, który tak wiele wysiłku włożył w toczące się działania wojenne i tak wiele przeszedł w latach tej strasznej wojny. To jednak oświadczenie nie zostało nawet poruszone przez Churchilla, w dniu 19 lutego kiedy referował on sprawozdanie z porozumień krymskich. Natomiast za oceanem w Ameryce przyjęto decyzje jałtańskie z dużym niesmakiem, jednak jak relacjonował płk Leon Mitkiewicz, Polska nie może liczyć na wyraźne poparcie rządu Amerykańskiego i wraz z innymi narodami Europy Środkowowschodniej znajdzie się pod wpływem Kremla.

W Milanówku, nazywanym często przez oficerów NKWD „małenkom Łondonem„ z uwagi na konspiracyjne spotkania podziemnych działaczy niepodległościowych. Przy ulicy Gradowskiej mieścił się bar ”U Aktorek”, gdzie schodzili się ludzie podziemia w tym również gen. Okulicki. Wspominałem już, że gro tychże działaczy, skupiło się właśnie wzdłuż linii EKD i tam właśnie trwały negocjacje dotyczące przyszłości Polskiego Państwa Podziemnego. Podstawowym zaś zagadnieniem była kwestia czy w następstwie przedstawionych wyżej wypadków władze podziemne powinny ujawnić się wobec wkraczających Sowietów i nawiązać z nimi łączność w przypadku zaistnienia takiej możliwości.

W połowie lutego 1945 roku nad debatującymi zawisło widmo Jałty, której postanowienia przyjęto z wielką rezerwą i niechęcią. Pozwolę sobie przytoczyć fragment zaczerpnięty ze wspomnień Adama Bienia „Z konferencją tą konspiracja polska wiąże nikłe nadzieje na uregulowanie sporu polsko-rosyjskiego i wewnętrznej sytuacji politycznej w Polsce”. Nadzieje były nikłe, jednak nie można było pozostać wobec nich całkiem obojętnym. Rząd polski w Londynie całkowicie odmówił uznania decyzji jałtańskich, jednak trzeba uwzględnić fakt, że działał w zdecydowanie innych warunkach niż jego organa w kraju. Tutaj atmosfera była zdecydowanie odmienna, co było wywołane w sposób szczególny przez narastające zagrożenie ze strony służb bezpieczeństwa, przeczesujących teren.

W następstwie tych czynników na 21 lutego zwołano kolejną z rzędu już konferencję podziemnego parlamentu wraz delegatem Jankowskim i gen. Okulickim do Podkowy Leśnej pod Warszawą, na której debatowano odnośnie porozumień jałtańskich. Zasadniczo po dwudniowych naradach konferencja odniosła się ze zdecydowaną rezerwą do tychże postanowień, jednak we wspomnieniach Stefana Korbońskiego odnajdujemy następujący zapis „RJN (…) zmuszona jest zastosować się do nich, pragnąc widzieć w nich w dzisiejszej rzeczywistości możliwość ratowania niepodległości Polski”. Szczególnie dużo uwagi poświęcano konieczności jak najszybszego zorganizowania wyborów powszechnych.

Zaproszenie do rozmów

Jeszcze 21 lutego Okulicki miał przekazać członkom RJN wiadomość, po której sporządzono następujący protokół „Niedźwiadek przedstawia sprawę próby nawiązania z nim kontaktu przez marszałka Żukowa”. W czasie tego spotkania doradzano Okulickiemu aby w aktualnym stanie politycznym nie kontaktował się z organami radzieckimi, tym bardziej jako były Komendant Główny AK, która przecież została rozwiązana przed miesiącem. Było to ważne stwierdzenie, ponieważ z dalszej analizy protokołu z tego spotkania dowiadujemy się, że dowództwo radzieckiego I Frontu Białoruskiego szczególnie było zainteresowane dywersyjną działalnością AK na tyłach Armii Czerwonej. Taka podstawa rozmów, stawiałaby Okulickiego z miejsca na przegranej pozycji i nie dawała szans na ratunek.

Nie udało mi się dowiedzieć, w jaki sposób te pierwsze wiadomości radzieckiego dowództwa dotarły do Okulickiego, jednak z uwagi na zbieżność tej daty z datą prowadzenia rozmów nad podjęciem kontaktu działaczy podziemnych w Podkowie Leśnej, należy przypuszczać że wywiad NKWD posiadał wysoko postawionych ludzi wewnątrz podziemnych struktur i szczegółowo był informowany o wszelkich posunięciach. Nawiązanie kontaktu przez Sowietów poruszyło na nowo rozmowy w Podziemiu. Jankowski szczególnie opowiadał się aby takich indywidualnych zaproszeń do rozmów nie przejmować, a raczej wyłonić komisję, która mogłaby w imieniu RJN oraz KRM podjąć negocjacje. Z drugiej zaś strony Prezes RJN, Kazimierz Pużak powiedział, że „nieobecny straci„, i opowiadał się, by nawet w przypadku indywidualnych kontaktów podjąć rozmowy. Podobnie wypowiadał się Kazimierz Bagiński ze Stronnictwa Ludowego, który stwierdzał, że ”Nie wiemy, kto będzie zaproszony”, dlatego stwierdził, że należy przygotować wspólną linii politycznego minimum jakie będzie się negocjować na przyszłych obradach w Moskwie odnośnie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.
Po negocjacjach ustalono, że propozycja przedstawiona przez Bagińskiego jest słuszna i przystąpiono do sformułowania minimum negocjacyjnego. Efektem tych dalszych rozmów było stwierdzenie, że podstawą linii politycznej stronnictw niepodległościowych na negocjacjach moskiewskich powinno być memorandum rządu polskiego z 29 sierpnia 1944 roku. Zakładano również przychylenie się do brytyjskich propozycji przedstawienia Sowietom listy nazwisk działaczy uczestniczących w negocjacjach. Jednak to była już druga połowa lutego i przekazanie takich postanowień działaczy podziemia do Londynu powinno nastąpić miesiąc wcześniej, kiedy jeszcze istniała szansa na umieszczenie nazwisk delegatów w protokołach brytyjskich i sowieckich przy jednoczesnej akredytacji Churchilla. W chwili obecnej, akredytacja nadana politykom RJN oraz KRM przez premiera Arciszewskiego nie mogła znaczyć wiele, nie mogła nawet gwarantować bezpieczeństwa tych ludzi i jak pokazały wydarzenia najbliższego miesiąca nie gwarantowała. Niemniej jednak, kolejne kroki w celu ujawnienia się zostały przez podziemie niepodległościowe poczynione.

Zaledwie dwa tygodnie od dostarczenia pierwszych kontaktów przez organa radzieckich władz wojskowych, 6 marca 1945 roku do zakonspirowanych mieszkań Okulickiego i Jankowskie dotarły wiadomości o niemal identycznym brzmieniu. Nie jest rzeczą precyzyjnie ustaloną jaką drogą listy te znalazły się w rękach najważniejszych ludzi w Polskim Państwie Podziemnym i tak naprawdę biorąc pod uwagę późniejsze następstwa samego dostarczenia tej wiadomości ten wątek traci swoje znaczenie. Wiadomo jednak, że łańcuch pośredników musiał być względnie długi i zawierać ludzi z PPR, PAL-u, a w końcu z samego Podziemia. Najczęściej pojawiającymi się nazwiskami ludzi, którzy uczestniczyli w przekazaniu wiadomości są Tadeusz Wyszkowski ze Stronnictwa Ludowego, który posiadał liczne kontakty z Kazimierzem Bagińskim oraz Józef Pieńkoś z Polskiej Armii Ludowej. Sprawa Pieńkosia jest o wiele bardziej złożona, ponieważ wg badań prowadzonych przez Władysława Minkiewicza, a opublikowanych w Zeszytach Historycznych w 1987 roku, prawdziwe jego nazwisko brzmiało Zbigniew Woronicz i w rzeczywistości był kapitanem AK o pseudonimie „Skała”. Pod koniec 1944 roku, miał on dostać rozkaz przeniknięcia w szeregi PAL-u pod zmienionym nazwiskiem i tam prowadzić działalność wywiadowczą. Tam został z kolei namówiony przez płk Pimienowa o to aby wykorzystując swoje kontakty w AK przekazał niezwykle cenną informację Komendantowi Głównemu AK, gen. Leopoldowi Okulickiemu.

Jednak jak wspomniałem o ile drogi dotarcia tajemniczej notatki płk gwardii radzieckiej do byłego Komendanta AK oraz delegata rządu na kraj są kwestią bardzo interesującą, jednak dla właściwego biegu omawianych wydarzeń stanowią jedynie uzupełnienie. Najważniejsza jest sama treść listu dostarczonego Okulickiemu i Jankowskiemu przez jak widać z podpisu dowództwo radzieckie. List był zaadresowany „Do Generała Brygady Niedźwiadka”. Świadczy to wymownie o stopniu inwigilacji jakiej poddane były najsilniej zakonspirowane komórki Polskiego Państwa Podziemnego. NKWD znało już stopień, pseudonim oraz miejsce zamieszkania byłego Komendanta AK, oraz aktualnego Delegata Rządu na Kraj. Najważniejszym jednak elementem przetaczającym się przez wiadomość, jest kwestia zorganizowania spotkania Okulickiego oraz Jankowskiego z przedstawicielem dowódcy I frontu białoruskiego, marszałka Georgij Żukowa, tajemniczym Generał-Majorem Iwanowem, którego imienia nie podano, zatem można było się domyślać, że jest to pseudonim, zachowany ze względu na, fakt że ujawnienie tego nazwiska wobec któregoś z zainteresowanych niweczyłoby wszelkie próby kontaktu. List był podpisany przez pułkownika gwardii, Pimienowa. Zwłaszcza Okulicki, który doskonale orientował się w metodach pracy NKWD, jako dawny więzień sowiecki, wyczuwał, że intencje radzieckie nie są czyste i zdecydowanie od samego początku oponował co do możliwości przystania na takie propozycje. Musiała jednak pojawić się już znacząca nerwowość i niepewność działania, nawet u tak wytrawnego człowieka konspiracji jak Okulicki.
W obliczu tak szybko zmieniającej się sytuacji zniecierpliwieni działacze SL wysłali 9 marca do Stanisława Mikołajczyka depeszę w której domagali się jak najszybszego ustosunkowania się co do możliwości nawiązania kontaktu z przedstawicielami Sowietów. W odpowiedzi 15 marca Mikołajczyk alarmował bardzo wyraźnie „Dzisiaj jeszcze na ujawnienie nie jest za późno, ale im później tym gorzej dla was”. Jednocześnie doradzał, aby w przypadku nawiązania kontaktu nie rozpoczynać rozmów od całkowitego przekreślenia decyzji jałtańskich, ale aby ustosunkować się do nich z rezerwą, ale przy uwzględnieniu możliwości zawarcia kompromisu.

Tego samego dnia, jeszcze przed otrzymaniem depeszy Mikołajczyka, w Warszawie zebrała się konferencja Stronnictwa Ludowego, na której uznano już w sposób zdecydowany, że ujawnienie się przed Sowietami jest już tylko kwestią dni, może tygodni. Przedstawiono nawet skład przyszłej delegacji Stronnictwa jaka na takie rozmowy miałaby się udać. W składzie tej delegacji znajdowali się: Kazimierz Bagiński, Adam Bień oraz Stanisław Mierzwa. Co znaczące, te decyzje znalazły akceptację bezsprzecznego autorytetu polskich ludowców, Wincentego Witosa, który w tym okresie mieszkał w Piotrkowie Trybunalskim. Podobne konsultacje trwały u socjalistów w Krakowie. Sam Jankowski nie wiedząc co ma robić w zaistniałych warunkach wysłał 11 marca depeszę do premiera Arciszewskiego, w której wyraził wolę udania się na takowe konsultacje. Jednak nie był co do tego przekonany o czym świadczyć mogą rozmowy jakie prowadził ze Stefanem Korbońskim, którego osobiście pytał się o jego stosunek do tych kontaktów. Szczególnie trudnym był fakt, że Sowieci nie chcieli rozmawiać z pełnomocnikami zarówno Jankowskiego jak i Okulickiego, ale właśnie osobiście z nimi. Ostatecznie, jak wspominał później po wojnie Mierzwa, to ludowcy przekonali Jankowskiego by ten zgodził się udać razem z nimi na rozmowy do Iwanowa. Tego samego 11 marca Jankowski wysłał jeszcze jedną depeszę do Londynu, w której padają już bardzo znamienne słowa „nie ma co oglądać się na Londyn”. Jankowski, człowiek niezwykle zrównoważony, odpowiedzialny i umiejący trzymać swoje emocje na wodzy w końcu nie wytrzymał i wyrzucił rządowi londyńskiemu jego całkowite niezrozumienie dla sytuacji panującej w kraju.

W przypadku innych ugrupowań politycznych: Stronnictwa Pracy z Józefem Chacińskim na czele oraz Stronnictwa Narodowego ze Zbigniewem Stypułkowskim nie było tak dramatycznych dylematów i niepewności. Ludzie ci, wypowiadali się o propozycji sowieckiego dowództwa ze znaczną dozą optymizmu, na co z pewnością wielki wpływ musiał wywrzeć fakt, nieustannego zagrożenia przez pracę konspiracyjną ich rodzin i najbliższych. Decyzja właściwie została już podjęta. Należało już tylko zgłosić Sowietom swoją gotowość do proponowanych rozmów.

Rozmowy i aresztowanie

W niedzielę, 17 marca, doszło do pierwszego spotkania delegata Jankowskiego z pułkownikiem Pimienowem. W czasie tego spotkania oficer radziecki podkreślał konieczność jak najszybszego oczyszczenia sceny politycznej pomiędzy Podziemiem a Sowietami, z wszelkich nieporozumień i wzajemnych oskarżeń. Sprawozdanie z tej rozmowy Jankowski przesłał do Londynu, do premiera Arciszewskiego 20 marca i podkreślał, że gen. Iwanow działa z upoważnienia Stalina, zatem rozmowy w ten sposób prowadzone posiadać będą znamiona rozmów oficjalnych pomiędzy przedstawicielami dwóch państw. Poinformował, że w rozmowie z Pimienowem uzgodniono również, że Sowieci przekażą działaczom polskiego Podziemia do dyspozycji samolot, którym będą mogli się udać do Londynu na krótkie konsultacje przed podjęciem ostatecznych rozmów z dowództwem I frontu białoruskiego.

18 i 20 marca z Pimienowem rozmawiali również przedstawiciele SL, SP oraz SN i również odnosili się do gwarancji sowieckich z wyraźnym optymizmem, do którego niewątpliwie wyraźnie zmuszała ich konieczność sytuacji w której się znaleźli. Szczególnie wiele informacji zachowało się na temat spotkania przedstawicieli SL, jakie odbyło się 18 marca, ponieważ zarówno Mierzwa, Bień jak i Bagiński pozostawili notatki po tym właśnie spotkaniu. Z tych wspomnień wiadomo, że w rozmowach tych towarzyszył nieznany nikomu, tajemniczy Chodkiewicz podający się za polskiego profesora z Taszkientu, który jednak zadziwiająco słabo mówił po polsku. Wiadomo, że na spotkanie to udali się kolejką EKD z ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie przejeżdżając do pruszkowskiej willi, jak to wspomina Mierzwa z czerwonej cegły, gdzie prowadzone były negocjacje. Czytając wspomnienia Bienia z tych dni, możemy odczuć przeżycia jakie wyraźnie determinowały jego i innych działanie. Był już jak inni zmęczony wieloletnią konspiracją, ukrywaniem się, narażaniem rodziny, pragnął jak to sam określił, wreszcie zrzucić z siebie ciężar konspiracji i wrócić do spokojnego rodzinnego.

21 marca jak informował wcześniej Jankowski odbyło się jego kolejne spotkanie z Pimienowem, na którym uzgodniono datę ogólnej konferencji polskiego Podziemia z dowództwem radzieckim na dzień 28 marca. Pimienow po raz kolejny wyraźnie nalegał na osobistą obecność na rozmowach gen. Okulickiego, tak jakby specjalnie o niego chodziło Sowietom a nie o pozostałych przedstawicieli. Te informacje Jankowski przekazał Okulickiemu. 25 marca odbyło się wspólne posiedzenie KRM i RJN z udziałem Okulickiego, na którym zapadła formalna uchwała przeprowadzenia rozmów z Sowietami. Tego samego dnia Okulicki powiadomił sztab Naczelnego Wodza w Londynie o tych postanowieniach, informując o mających się rozpocząć 27 marca rozmowach, w których tematem przewodnim będzie ujawnienie się i legalizacja działalności politycznej Polskiego Podziemia. Na potwierdzenie takiego celu rozmów pułkownik Pimienow rozdawał przedstawicielom poszczególnych ugrupowań specjalne kwestionariusze, dotyczące przynależności politycznej, które sugerowały, że Rosjanom chodzi o zdobycie oficjalnych informacji o strukturach politycznych podziemia, co miało służyć dalszej współpracy. Niemniej jednak Okulicki wyrażał swoje poważne wątpliwości co do szczerości radzieckich intencji, podkreślając, że udaje się na rozmowy jedynie ze względu na usilne nalegania współpracowników.

Po południu 26 marca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej RJN, KRM z udziałem Okulickiego oraz Stemlera. W czasie tego spotkania Jankowski poinformował zgromadzonych, że następnego dnia o godzinie 9 rano z płk Pimienowem spotka się on, oraz delegaci PPS i SD, zaś w południe dołączy do nich jeszcze Okulicki i wówczas rozpocznie się konferencja z generałem-majorem Iwanowem. Konferencja miałaby trwać najwyżej kilka godzin tak, że na godzinę 16 planowano spotkanie delegatów pozostałych partii z Pużakiem, Okulickim i Jankowskim. Na tym spotkaniu mieli oni przekazać pozostałym informacje o toczonych rozmowach i nastoju konferencji oraz stosunku Sowietów do Polskiego Podziemia.

Około godziny 8.30, następnego dnia Jankowski, Pużak oraz Pajdak spotkali się na przystanku EKD w Szczęśliwcach i razem pojechali do Pruszkowa, gdzie miała odbyć się rozmowa z Pimienowem. Dom w którym toczyły się negocjacje, był parterowy z wysokim poddaszem. Ponad wejściowym gankiem znajdował się mały taras z murowaną barierką co nadawało całości charakteru staropolskiego dworku. Już w czasie trwających rozmów Pimienow podziękował Pajdakowi, który opuścił budynek pełen wielkiego optymizmu, wręcz zaskoczony przyjaznym stanowiskiem Rosjan. Około południa do pruszkowskiej willi przybył również Okulicki, jednak z powodu przeciągających się rozmów Pimienow zaprosił zgromadzonych na obiad. Po posiłku poinformowano zgromadzonych, że pojadą teraz na spotkanie z generałem Iwanowem w inne miejsce. Pużak z Jankowskim wsiedli do jednego samochodu zaś Okulicki do osobnego auta i udali się w nieznanym im kierunku. Na krótko stanęli we Włochach, skąd dalej zawieziono ich na warszawską Pragę na ulicę Środkową. Tam z Pużakiem rozmawiał właśnie generał Iwanow, który poinformował, że rozmowy będą kontynuowane w Moskwie i tam też zostanie załatwiona sprawa przelotu do Londynu. Rankiem 28 marca Jankowskiego i Pużaka przewieziono na nieznane polowe lotnisko, gdzie spotkali Okulickiego, z którym nie widzieli się od momentu wejścia do samochodu w Pruszkowie. Teraz razem wsiedli do podstawionego samolotu i odlecieli do Moskwy. Około godziny 17.00 wylądowali, po czym zostali pod eskortą przetransportowani do więzienia wewnętrznego NKWD – Łubianka.
Tymczasem wieczorem 27 marca, jak to było umówione, delegaci poszczególnych partii oczekiwali w Warszawie na ulicy Wilczej lub Hożej na Okulickiego, Jankowskiego i Pużaka. Zamiast nich przybył jedynie Pajdak, którego Pimienow wypuścił z toczących się rozmów, który uspokajał zgromadzonych, że negocjacje odbywają się tak jak to było zaplanowane. Zapewnienia Pajdaka nie rozwiały zrodzonych niepewności, tym bardziej, że Kazimierz Bagiński miał otrzymać tajemniczy list ostrzegający o możliwości aresztowania. Dzisiaj nie wiele wiadomo na temat tego listu, jego pochodzenia, ani zasadniczej treści jednak sama przesłanka nie mogła nie pozostawić wrażenia na zgromadzonych. W nocy odbyła się jeszcze konferencja SL, na ulicy Górskiego lub Wareckiej, gdzie jeszcze raz konsultowano stanowisko wobec Sowietów.

Następnego dnia, przed południem, czyli w czasie kiedy z podwarszawskiego lotniska odlatywał samolot z Okulickim, Jankowskim i Pużakiem kierując się do Moskwy, wszyscy delegaci zgromadzili się przed wskazaną willą, na ulicy Pęcińskiej 3 w Pruszkowie, gdzie na ganku powitał ich znajomy już płk Pimienow. Około południa progi tego domu przekraczali: Kazimierz Bagiński, Adam Bień, Józef Chaciński, Eugeniusz Czarnowski, Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Stanisław Mierzwa, Stanisław Michałowski, Antonii Pajdak, Zbigniew Stypułkowski, Franciszek Urbański oraz jako tłumacz Józef Stemler. Podobnie jak poprzedniego dnia, tak i teraz płk Pimienow powiedział zgromadzonym, że rozmowy z generałem Iwanowem odbędą się w innym miejscu. Kiedy delegaci wychodzili z willi na podwórku stało już kilkanaście czarnych limuzyn, którymi przewieziono ich do Włoch, gdzie w dwóch bliźniaczo podobnych domkach spędzili resztę dnia i noc z 28 na 29 marca.

Rankiem następnego dnia przewieziono ich na polowe lotnisko, bardzo możliwe, że to samo z którego dzień wcześniej odleciał pierwszy transport więźniów. Tam też spotkali Aleksandra Zwierzyńskiego, aresztowanego kilkanaście dni wcześniej. Mimo tych wyraźnych oznak, nadal wierzono, że wszystko zostanie w odpowiedni sposób wyjaśnione. Dopiero po godzinie lotu, kiedy zorientowano się, że samolot przeleciał nad Bugiem zrozumiano, że nie lecą do Londynu na konsultacje jak im dotychczas wmawiano. Jeden z konwojentów półżartem półserio, spytał się czy nie wzięli na tak daleką drogę garści ziemi ojczystej. Po chwili jednak dodał, że w Moskwie są już Eden i inni i że tam trwać będą rozmowy dotyczące Komisji Trzech Mocarstw. Kolejne zaskoczenie pojawiło się, kiedy samolot po wielogodzinnym locie wylądował nie w Moskwie, ale gdzieś daleko w polu, w nieznanym miejscu. Później okazało się, że są w okolicach Iwanowo-Wozniesieńska około 300 kilometrów od Moskwy. Kiedy wylądowali był późny wieczór, było ciemno, a pole na którym znajdowało się lotnisko przykryte było grubą warstwą śniegu. Po kilkunastu minutach dotarli do małego budynku na pustkowiu, skąd później zabrano ich dalej. Prawdopodobnie około 22.00 wsiedli do pociągu, którym przewieziono ich do Moskwy, gdzie dotarli już po południu 30 marca. Z chwilą kiedy przekraczali mury słynnego więzienia NKWD, prysły ich ostatnie nadzieje.

W Moskwie

Aresztowani, zaraz po przywiezieniu na Łubiankę, zostali rozmieszczeni w osobnych celach i od tego momentu praktycznie nie mogli się ze sobą kontaktować. Izolacja była jedną z częstszych metod stosowanych przez NKWD w śledztwach o charakterze politycznym. Wzajemne kontakty więźniów ograniczone zostały jedynie do sporadycznych konfrontacji w czasie przesłuchań, a tak żaden z więźniów nie wiedział co mówi inny. Miało to wprowadzić w ich zeznania rozbieżności, jakie można było wykorzystać na procesie. Z zapisków więziennych dowiadujemy się, że wobec aresztowanych nie stosowano przemocy fizycznej, jednak często nocne, wielogodzinne przesłuchania, brak snu, dostatecznych racji żywnościowych i ograniczenie dostępu do środków higieny osobistej musiało wywołać osłabienie odporności psychicznej przesłuchiwanych co w połączeniu z poczuciem nieustannego zastraszania musiało doprowadzić do pożądanych przez śledczych skutków. Na korytarzach więziennych rozłożone były miękkie dywany, które tłumiły głosy kroków, strażników zaglądających przez wizjer w drzwiach do cel więźniów. Ci o tym wiedzieli, lecz nigdy nie mogli przewidzieć, kiedy są obserwowani, a kiedy mają chwile prywatności dla siebie, w efekcie czego stale poddani byli poczuciu inwigilacji. Cele w których byli umieszczeni były stosunkowo małych rozmiarów, w nich znajdowało się metalowe łóżko, stołeczek, mała szafka oraz zakratowane okno wychodzące na podwórze, które jednak przez większość czasu było przysłonięte koszem. Ciekawym jest wspomnienie Bienia, który zaznaczał, że pościel zawsze była świeża i czysta o co dbano i przestrzegano.

Dzień w więzieniu rozpoczynał się zasadniczo o godzinie 6.00 i kończył o 22.00. W ciągu dnia, po godzinie 14.30 przewidywano około 2.5-godzinny odpoczynek, jednak bardzo często był on naruszany przez oficerów śledczych podobnie jak odpoczynek nocny. Dziennie podawano 3 posiłki, które jednak miały charakter mocno symboliczny, podobnie jak tzw. czaj podawany około godziny 17.00, który bardziej przypominał czysty wrzątek niż herbatę. Bardzo często praktykowano przesłuchania nocne, które trwały od 3 do 8 godzin, co miało spowodować zmęczenie aresztowanych. Sami śledczy stosowali wytrawne metody przesłuchań, bardzo często zmieniając charakter pytań, oraz swój stosunek do aresztowanego.

Zgodnie ze wspomnieniami Adama Bienia już w 24 godziny po przyjeździe do więzienia zaczęły się pierwsze przesłuchania, które z nim prowadził Sorokin. Również Bagińskiego przesłuchiwał Sorokin, zasadniczo jednak starano się, aby każdego więźnia przesłuchiwał osobny śledczy, tak aby mógł się skupić na tym jednym konkretnym przypadku. Bień, wspominał bowiem, że Sorokin nie prowadził notatek na bieżąco, w czasie przesłuchania, ale dopiero po zakończonej rozmowie pisał protokół, który następnie przedstawiał aresztantowi do podpisania. Daje to podstawy by sądzić, że protokoły z przesłuchań jakie sporządzali śledczy, były tendencyjnie redagowane, tak aby pasowały do całościowo z góry zaplanowanego formatu.

Wspólnym elementem wspomnień więźniów jest fakt, że w początkowym okresie śledztwa oficerowie byli wręcz uprzejmi w stosunku do przesłuchiwanych, dopiero kiedy rozmowy przeszły na temat organizacji i celów organizacji „Nie„, atmosfera przesłuchań nabrała bardziej agresywnego wymiaru. Zasadniczo od więźniów starano się wszelkimi konwersacyjnymi środkami wymusić zeznania samooskarżające się za przygotowania działalności tej organizacji, oraz jasno precyzujące jej działalność jako wrogą w stosunku do ZSRR. Szczególnie aktywnie naciskano aby w jakiejkolwiek formie przesłuchiwani sugerowali, że tajna organizacja ”Nie”, miała być nie tylko wrogo nastawiona do Armii Czerwonej, ale wręcz miała działać w bloku z Niemcami.

W większości przypadków aresztowani przyznawali się, że jako działacze Polskiego Państwa Podziemnego ponoszą odpowiedzialność polityczną za działalność tej organizacji, jednak zaznaczali, że nie byli informowani o szkodliwej jej działalności w stosunku do oddziałów Armii Czerwonej. Wyraźnie natomiast odcinano się od wszelkich pomówień sugerujących jakiekolwiek porozumienie z hitlerowskimi Niemcami. Podobnie jak przed aresztowaniem tak i teraz Sowieci, szczególną uwagę poświęcili Okulickiemu, którego wyjątkowo przesłuchiwało dwóch oficerów: Włodzimierski oraz Proszyn. Można się zatem domyśleć, że Okulicki miał być pierwszoplanową postacią mającego nastąpić procesu, a co za tym idzie on sam mógł się spodziewać najgorszego. Tym bardziej daje to do zrozumienia, że całe śledztwo jak i proces są jedynie dekoracją mającą uwiarygodnić decyzje, które zapadły wiele miesięcy temu.
Ogólnie przesłuchania trwały do pierwszych dni czerwca, zaś ostatnim przesłuchiwany był Okulicki 13 czerwca. Kończył się zatem ostatni etap tej dalekiej drogi, która przywiodła 16 Polaków z kraju na salę sądową w moskiewskim Domu Związków.

Adam Bień wspomina o tym, że na kilka dni przed rozpoczęciem procesu nie dało się nie odczuć, że niebawem do niego dojdzie. Bezsprzecznymi oznakami takiego stanowiska było przede wszystkim poprawienie się racji żywnościowych oraz warunków higienicznych, więźniom pozwolono się porządnie umyć, ogolić, dostarczono czyste, eleganckie ubrania, słowem zaczynały się już bezpośrednie, estetyczne przygotowania do rozprawy, która w każdym wymiarze miała zachować charakter pokazowej. Również zaprzestanie kolejnych wizyt oficerów śledczych wymownie świadczył, że śledztwo zostało już zakończone.
W istocie należy powiedzieć, że wybór daty rozpoczęcia procesu nie był uzależniony od wyników przeprowadzonego śledztwa, ponieważ ono miało jedynie uzupełnić modelowy kształt oskarżenia wypracowanego na długo przed samym śledztwem przez radzieckich prawników i polityków. Prawdziwą przyczyną zakończenia śledztwa i rozpoczęcia procesu było zbliżanie się przewidzianych na drugą połowę czerwca rozmów moskiewskich dotyczących powołania Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Miało to nadać pokazowemu procesowi przywódców Polskiego Państwa Podziemnego dodatkowego znaczenia symbolicznego. W tym samym czasie, w tym samym mieście miały się toczyć rozmowy o politycznym kształcie powojennej Polski a jednocześnie proces politycznych przywódców podziemia niepodległościowego. Wszystko w tym procesie było zaplanowane od początku do końca z wielką skrupulatnością, co było tak charakterystycznym dla wszystkich stalinowskich procesów politycznych.

18 czerwca, o godzinie 9.00 więźniowie byli już prowadzeni przez korytarze Łubianki do wyjścia z więzienia, przed którym stały już specjalnie przygotowane do konwoju aresztantów samochody. W niecałe dwie godziny później ludzie ci, wchodzili już do Domu Związków w którym miał odbyć się proces. Szli gęsiego, między każdym znajdował się żołnierz NKWD, ubrany w paradny mundur, ze złotymi epoletami, granatowymi spodniami i białymi rękawiczkami. Po chwili wchodzili już po schodach na pierwsze piętro gdzie odnaleźli się w wysokiej i obszernej Sali. Tak naprawdę po raz pierwszy od Warszawy, od pamiętnej konferencji z 26 marca cała piętnastka mogła zobaczyć się razem. Piętnastka, ponieważ Antonii Pajdak po otrzymaniu zaświadczenia lekarskiego o chorobie nie mógł stawić się na rozprawie.

Zostali umieszczeni w specjalnych ławach w czterech rzędach w prawej części sali. Pomiędzy miejscem zajmowanym przez podsądnych a publicznością stało dwóch strażników, którzy często się zmieniali. W prawych dłoniach trzymali karabiny zakończone bagnetami, również i oni błyszczeli paradnymi mundurami. Pomiędzy podsądnymi a prokuratorami znajdowało się siedmiu obrońców wyznaczonych z urzędu, m.in. Braude, znany radziecki prawnik. Jednak nie wszyscy podsądni skorzystali z proponowanego adwokata. Okulicki, Jankowski i Stypułkowski postanowili bronić się sami. Sędziowie Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, przed którym stanęli podsądni, zasiadali wgłębi sali na nieznacznym podwyższeniu, przy stole nakrytym czerwonym rypsem. Kluczową postacią wybijającą się przy tym stole, stale pozostawał generał-pułkownik Wasilij Ulrich, Prezes Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR. Człowiek powszechnie znany w historii radzieckiego sądownictwa, to on przykładowo prowadził m.in. wcześniejsze procesy Zinowiewa czy też Kamieniewa. Jego okrągła, nalana twarz z dużym jak globus wysokim czołem i charakterystycznym wąsikiem pod nosem wyraźnie odbijała się od czerwonego nakrycia stołu. Jego nienaturalnie łagodny głos również kontrastował z przenikliwym, groźnym spojrzeniem oraz nieprzejednaną wrogością, do podsądnych której specjalnie nie starał się nawet maskować. Pozostałymi członkami sądu byli: generał-major Dmitrijew oraz pułkownik Diestinow oraz sekretarze: pułkownik Batner i podpułkownik Kudriawcew. Po przeciwnej stronie sali, w opozycji do podsądnych znajdowali się oskarżyciele: ascetyczny, spokojny i zrównoważony, generał-major Nikołaj Afanasjew, dźwigający na nosie okrągłe okulary oraz radca państwowy Roman Rudenko, o wąskich ustach i dużych przenikliwych oczach. Na sali pełno było również fotoreporterów i operatorów filmowych. Na sali dużo było również publiczności jednak jak wspominali później podsądni, była to dziwna publiczność, która sprawiała wrażenie, jakby była tam na siłę, jakby nic jej nie interesowało jaki wyrok zapadnie. To również świadczy o propagandowym, pokazowym charakterze całego procesu. Rozprawa toczona była w języku rosyjskim, tylko kiedy podsądni nie potrafili w tym języku wyrazić swoich opinii zasięgano pomocy tłumacza również obecnego na sali.
W pierwszych dwóch dniach rozprawa podzielona była na sesję poranną i wieczorną, które odpowiednio trwały od 11.00 do 17.00 i od 19.00 do 23.00. Rzecz jasna co dwie godziny robiono kilkuminutowe przerwy, co było niezbędnym dla minimalnej sprawności zarówno podsądnych jak i składu sędziowskiego, prokuratorów i obrońców. Natomiast 20 czerwca rozprawa zaczęła się o godzinie 12.00 i skończyła dopiero o 1.15. Następnie, skład sędziowski udał się na naradę w celu uzgodnienia wyroku, który ogłoszono ostatecznie o godzinie 4.30 już 21 czerwca.

Rozprawa rozpoczęła się od wyczytania nazwisk podsądnych i przedstawienia podstawowych zarzutów im stawianych. Były to: Organizacja podziemnych oddziałów zbrojnych „Armii Krajowej„ na tyłach Armii Czerwonej; Utworzenie podziemnej organizacji wojskowo-politycznej „Niepodległość„ („NIE„); Działalność terrorystyczno-dywersyjna i szpiegowska podziemnych oddziałów zbrojnych „Armii Krajowej” i „NIE”; Praca nielegalnych stacji radiowych nadawczo-odbiorczych „Armii Krajowej” i polskiego ”rządu” podziemnego na tyłach Armii Czerwonej oraz Plan przygotowania wystąpienia wojennego w bloku z Niemcami przeciwko ZSRR. Następnie zaczęło się przesłuchiwanie podsądnych, z których pierwszy na pytania Afanasjewa odpowiadał Jasiukowicz. Wartym podkreślenia był symboliczny udział obrońcy Jasiukowicza, Braudego, który ograniczał się do trywialnych pytań, na które wszyscy i tak znali odpowiedź, a ich podanie przez oskarżonego zupełnie niczego nie wnosiło do toczącej się sprawy. Ważnym jest to, że podobnie dziać się będzie w przypadku wszystkich innych odpytywanych podsądnych. Dla uzmysłowienia sobie tej różnicy powiem, że Afanasjew zwracał się do Jasiukowicza około 20 razy częściej niż Braude, który łącznie zapytał się zaledwie siedem razy. To również świadczy o jedynie symbolicznym znaczeniu toczącej się rozprawy. Następnie przepytywani byli kolejni podsądni, jednak podstawowym elementem do którego niezmiennie odwoływali się prokuratorzy była właśnie organizacja ”NIE” oraz działalność Armii Krajowej, w ciągu ostatniego roku. W sposób nagminny próbowano chwytać podsądnych za przypadkowo wypowiedziane słowa, zarówno w czasie śledztwa jak i w czasie procesu. Konfrontowano przy nich zeznania które niekoniecznie się zgadzały ze sobą, ale nie dając praktycznie podsądnym szans na wytłumaczenie zaistniałych rozbieżności.

Ostatnie posiedzenie wieczorne 20 czerwca mocno przeciągnęło się na wskutek wygłaszania mów końcowych. W większości przypadków podsądni domagali się uniewinnienia, oraz poddawali w wątpliwość legalność samego procesu, który w sposób jawny łamie prawa międzynarodowe. O godzinie 0.45 sąd zarządził przerwę, w czasie której udał się na konsultacje przed ogłoszeniem wyroku. O godzinie 4.30 ogłoszono wyrok. Okulicki został skazany na 10 lat więzienia, Jankowski na 8 lat, Bień i Jasiukowicz na 5 lat, Pużak na 1.5 roku, Bagiński na rok, Zwierzyński na 8 miesięcy, Czarnowski na pół 0.5 roku, Mierzwę, Stypułowskiego, Chacińskiego, Urbańskiego na 4 miesiące, zaś: Michałowskiego, Kobylańskiego i Stellera uznano za niewinnych. Na końcu zaznaczono, że: „Wyrok jest ostateczny i skardze w trybie kasacyjnym nie podlega”. Wyrok został podpisany przez Ulricha, Dmitrijewa i Diestinowa, ostatni akt tego dramatu dobiegł końca.

Zakończenie

Jak wspomniałem, w tym samych dniach, kiedy toczył się proces, kilka ulic dalej prowadzone były rozmowy Komisji Trzech Mocarstw, mające wyłonić przyszły Rząd Jedności Narodowej, zgodnie z ustaleniami jałtańskimi. Należy wspomnieć, że negocjacje prowadzone były już wielokrotnie na przestrzeni kilku miesięcy, właściwie już od połowy lutego 1945 roku, a rozmowy moskiewskie miały stanowić ich ukoronowanie. W istocie było to zwieńczenie sukcesu Stalina, czemu dodatkowego splendoru dodawała sprawa „szesnastu„ znajdująca swój ponury finał tego samego dnia, kiedy podjęto tzw. ”porozumienie”. Najważniejszym postanowieniem był skład nowego rządu, w którym na 21 członków, zaledwie trzech należało do tzw. grupy Mikołajczyka, reszta zaś pochodziła z koncesjonowanych na jesieni 1944 roku ugrupowań politycznych. Był to zatem zdecydowany triumf siły nad prawem, któremu zachodni alianci pomimo licznych nalegań ze strony polskiego rządu w Londynie nie potrafili, czy raczej nie chcieli się przeciwstawić. Szefowie rządów Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, bezwstydnie chowali głowę w piasek, kiedy tylko Sowieci przedstawiali swój, odmienny punkt widzenia na dany problem.

Polityka faktów dokonanych stosowana przez Stalina nie napotykała praktycznie oporu w postaci konkretnych decyzji czy rezolucji. Kiedy krwawiło powstanie warszawskie Stalinowi wystarczyło wysłanie dwóch listów, aby „wytłumaczyć„ sojusznikom, że akcja warszawska jest niepotrzebną polityczną awanturą w którą nie należy się angażować. Kiedy powoływano Rząd Tymczasowy zarówno Roosevelt jak i Churchill wyrazili swoje zaniepokojenie, nie konsultowanymi decyzjami w sprawach Polski. Składając podpisy pod porozumieniami jałtańskimi oddawano Polskę, swojego najwierniejszego sojusznika na tacy Stalinowi, mając świadomość, że Stalin żadnych zobowiązań ze słabą Polską nie będzie przestrzegał, skoro łamał je nawet wobec zachodnich mocarstw. Kiedy przez ponad miesiąc ZSRR nie wypowiadało się na temat sprawy porwania szesnastu przywódców Podziemnego Państwa Polskiego, zarówno minister Eden jak i minister Stettinius grzecznie pukali do drzwi Mołotowa nieśmiało dopytując się o los porwanych ludzi. I znów wyrazili jedynie swoje zaniepokojenie takim stawianiem sprawy przez Sowietów. Kiedy trwały negocjacje moskiewskie znów nikomu nie wydawało się absurdem, prowadzenie rozmów o politycznym kształcie bez udziału ludzi, którzy przez pięć ostatnich lat budowali polityczny wymiar Polski, a podpisane 24 czerwca ustalenia zostały bezkrytycznie uznane na Zachodzie. Również omawiany w tym referacie „proces szesnastu„ oraz wysokie wyroki spotkały się z symbolicznym protestem Brytyjczyków, Churchill pisał do ambasadora Clarka Kerry: ”Losy tych ludzi, którzy zostali skazani na długoletnie więzienie, nie mogą być sprawą obojętną dla Rządu Jego Królewskiej Mości”. Jak pokazała przyszłość, jednak w taki właśnie sposób Brytyjczycy i Rząd JKM potraktowali skazanych, z których jak wiemy trzech już nigdy nie opuściło Związku Radzieckiego.

*    *    *

W zakończeniu koniecznym wydaje się postawienie naturalnego pytania o sens prowadzenia rozmów z Sowietami przez przywódców Polskiego Podziemia. Pisałem, z jednej strony z pewnością opowiadała się potrzeba unormowania spraw politycznych, potrzeba zrzucenia z siebie brzemienia wieloletniej konspiracji, stale zaciskająca się pętla wokół działaczy RJN i KRM. Z drugiej jednak strony przemawiał czynnik wydawałoby się kapitalny, a mianowicie, zwyczajna ludzka nieufność. Taka jaką głośno wypowiadali Jankowski czy w szczególności Okulicki, który nawet w przededniu rozmów w Pruszkowie miał powiedzieć „udaję się na te rozmowy, chociaż wiem co mnie czeka”. Z pewnością i inni politycy takie niepewności musieli przeżywać, a mimo to zdecydowali się podjąć to ryzyko i przekroczyć progi owej pruszkowskiej willi. Czy rzeczywiście słusznie?

Prawdopodobnie już lądując na nieznanym lotnisku, ciemną nocą, w szczerym polu zasypanym śniegiem, musieli ganić się, za tą bezkrytyczną łatwowierność wobec sowieckich obietnic, musieli zdać sobie sprawę, że zadanie którego się podjęli od samego początku było niemożliwe do wykonania. Jednak dzisiaj, z perspektywy czasu oraz posiadając odtajnione dokumenty dotyczące tej właśnie sprawy i kwestii równolegle toczących się w polityce międzynarodowej, trzeba jasno powiedzieć, że dyskusja nad słusznością czy niesłusznością podjęcia rokowań przez działaczy Polskiego Podziemia jest absolutnie błędna. Trzeba bowiem powiedzieć jasno i wyraźnie, że była to konieczność, wobec której ludzie ci, nieuchronnie stanęli. Nieujawnieni nieuchronnie doprowadziłoby do cichego zlikwidowania tychże ludzi, przez NKWD, które miało już, jak wykazałem dokładne informacje na temat personaliów i zamieszkania „szesnastu”. Podjęcie rozmów, zmusiło Stalina do zorganizowania kolejnego politycznego procesu, który miał zdyskredytować polskie Podziemie jako organizację terrorystyczną i profaszystowską.

Dziś okazuje się, że rację miał George Orwell, który w swojej słynnej książce „Rok 1984„ napisał, że totalitaryzm niszczący swoich wrogów w głośnych procesach politycznych sam wychowuje swoich wrogów. I faktycznie, z głosu Ulricha wypowiadającego wyrok, nie pozostało nawet echo. Skazani, którym nie dane już było wrócić do kraju mają tylko symboliczne nagrobki, ponieważ nikt już nie wie gdzie zostali pochowani, zaś komunizm który tenże proces miał wzmocnić wprawdzie przetrwał pół wieku, ale ostatecznie upadł odsłaniając swoje mroczne tajemnice. Tajemnice które jako jedyne przetrwały i dziś krzyczą na cały świat o jawnej niesprawiedliwości, której się dopuszczono, a która była jedynie symbolem nieustannego pasma cierpień i zniewolenia, wielu narodów całego świata. Dramatycznym okazuje się, że ten głos, który wyrywa się ze stale otwieranych akt NKWD, zdaje się być zagłuszany przez dzisiejszy świat, który wyraźnie chce zapomnieć o tym co miało miejsce, przeszło pół wieku temu. A przecież jak pisał Jacek Kaczmarski o Katyniu ”Jest tylko jedna taka świata strona, gdzie coś co nie istnieje wciąż o pomstę woła”, nie wolno nam zapomnieć, o ofierze tych, którzy mieli odwagę poświęcić życie w obronie wolności i prawdy.

Bibliografia:

  1. Armia Krajowa: w dokumentach 1939-1945, T.V: Październik 1944 – lipiec 1945, Wrocław 1991.
  2. Sprawozdanie sądowe w sprawie organizatorów, kierowników i uczestników polskiego podziemia w zapleczu Armii Czerwonej na terytorium Polski, Litwy oraz obwodów zachodnich Białorusi i Ukrainy : rozpatrzonej przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR 18-21 czerwca 1945 r. w Moskwie, Rzeszów 1991.
  3. Bagiński Kazimierz, Proces szesnastu w Moskwie: Wspomnienia, Warszawa 1985.
  4. Baliszewski Dariusz i Kunert Andrzej Krzysztof, Ilustrowany przewodnik po Polsce stalinowskiej 1944-1956 T.I: 1944-1945, Warszawa 1999.
  5. Bień Adam, Listy z Łubianki, Kraków 1997.
  6. Duraczyński Eugeniusz, Generał Iwanow zaprasza: przywódcy podziemnego państwa polskiego przed sądem moskiewskim, Warszawa 1989.
  7. Korboński Stefan, Polskie Państwo Podziemne: przewodnik po Podziemiu z lat 1939-1945, Bydgoszcz 1990.
  8. Przemyski Andrzej, Ostatni Komendant generał Leopold Okulicki, Lublin 1990.
  9. Raczyński Edward, W sojuszniczym Londynie : dziennik ambasadora Edwarda Raczyńskiego 1939-1945, Warszawa 1989.
  10. Roszkowski Wojciech, Historia Polski 1914-2000, Warszawa 2001.
  11. Stembrowicz Kazimierz i Zbiniewicz Fryderyk (tłumaczenie), Proces szesnastu: dokumenty NKWD, Warszawa 1995.
  12. Zarębski Maciej, Ostatni z Szesnastu, Kielce 2008.
  13. Żenczykowski Tadeusz, Dramatyczny rok 1945, Wrocław 1990.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

6 komentarzy

  1. Ola pisze:

    Artykuł super, ale jeden drobny błąd- Kawiarnia „U Aktorek” w Milanówku mieściła sie przy ulicy Grudowskiej a nie Gradowskiej.

  2. Tomasz pisze:

    Drobna uwaga o znaczeniu słów. Pojęcie „Proces szesnastu” zostało wbite nam do głów przez komunistów - ma wydźwięk negatywny względem szesnastu. Prawda historyczna mówi zaś o tym, że powinniśmy pisać o „Porwanych szesnastu” lub „Oszukanych szesnastu”, żeby negatywny wydźwięk był po stronie sprawców tego porwania.
    Podobnie nie „Żołnierze wyklęci” (wyklęci byli przez komunę) tylko „Żołnierze niezłomni” (niezłomni dla większości Polaków).

  3. Jerzy (emigrant w Kanadzie) pisze:

    Podpisuję się pod opinią, że artykuł SUPER. Bardzo dokładny, bardzo szczegółowy i generalnie, nad wyraz solidny i obiektywny. Wielkie uznanie dla autora. Z całego tekstu o straszliwej tragedii Szesnastu, wynika m.in. jedna, potworna rzecz: porwanie, a następnie cały ten groteskowy „proces” w Moskwie, prawdopodobnie nie byłyby możliwe bez ZDRADY ! Sowiecki NKWD - podobnie jak wczesniej niemiecka GeStaPo - miał swoje „wtyczki” w AK... Wystarczy przypomnieć zdekonspirowanie i aresztowanie Komendanta Głównego Armii Krajowej, Generała Stefana Roweckiego „Grota”, w czerwcu 1943 roku...
    Obok ogromu bohaterstwa, istnieje NIESTETY ogromna historia polskiej ZDRADY - straszliwego grzechu Judasza Iskarioty...

  4. Małgorzata pisze:

    Szukam pilnie kontaktu z Autorem artykułu Małgorzata Bojanowska dyrektor Muzeum Dulag 121 m.bojanowska@dulag 121.pl

  5. Obserwator pisze:

    Artykuł POMIJA NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIE JAKIE WIĄŻE SIĘ Z TĄ SPRAWĄ CZYLI MEMORANDUM JAKIE W DNIU 04.04.1945 r. s.p. generał Leopold Okulicki w imieniu Polskiego Państwa Podziemnego złożył na ręce Berii !
    Te właśnie memorandum demaskuje wyrok wydany w tym procesie przez Stalina na Polskie Państwo Podziemne , Jego Przywódców i Wszystkich Polaków : „POLSKA WESZŁA W SOJUSZ Z NIEMCAMI „. Wyrok wydany przez Stalina zaakceptowały ówczesne rządy alianckie konkludując : „POLSCE I POLAKOM OSTATECZNIE WYBITO Z GŁOWY SOJUSZ Z NIEMCAMI ” !
    Mając powyższe na uwadze dziwię się dlaczego ten najważniejszy aspekt tej sprawy został przez autora całkowicie pominięty. !

  6. Komar pisze:

    Autor myli się, gdy pisze, że alianci zachodni potulnie podporządkowywali się żądaniom ZSRR. Oni potrafili postawić się ostro Stalinowi, gdy chodziło o ich interesy. W marcu 1945 roku USA i Wielka Brytania złożyły formalny dyplomatyczny protest przeciwko przekazaniu komunistycznym władzom polskim dawnej rejencji opolskiej przez radziecką administrację wojskową. Tu nie chodziło o granicę na Odrze i Nysie. „Alianci” zachodni nie zgadzali się , aby do Polski należały nie tylko Wrocław i Szczecin, ale nawet Zabrze i Gliwice. I te państwa były uważane za sojuszników przez polski „obóz londyński”! Efektem zwycięstwa polskiego „obozu londyńskiego” byłaby Polska znacznie bardziej okrojona, niż PRL - nie tylko bez Kresów wschodnich, ale tylko z niewielkimi nabytkami na zachodzie, rzuconymi nam z łaski jak ochłapy.

Odpowiedz