Rewolucja czy ewolucja?


Kiedy na początku tego miesiąca pisałem o rocznicy zakończenia Powstania Warszawskiego zadałem sobie pytanie: czy jest szansa na to, aby w najbliższym czasie w szerszej świadomości zaistniały tematy, które z różnych względów były dotąd pomijane, zapominane. Tematy, o których nawet historycy nie zawsze piszą. Bo bolesne, niewygodne. Październik roku 2010 przekonał mnie, że istnieje nadzieja na dyskusję o tych swoistych „białych plamach”. Aby nie były one jedynie domeną zainteresowanych tymi wątkami tak z racji przeżyć osobistych, zainteresowań czy też kwestii czysto zawodowych.

Powstanie Warszawskie muzeum

Fragment pomnika powstania warszawskiego w Warszawie / fot. Cezary Piwowarski (Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0)

Czas wojny ma swoje prawa

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu informacji nt. wydania przez „Kartę„ wspomnień Stanisława Dąbskiego była – delikatnie rzecz ujmując – mało entuzjastyczna. Ot, kolejne wspomnienia żołnierza AK. Oczywiście, wartość faktograficzna dla niektórych może być olbrzymia, ale że sam na co dzień zajmuję się warszawską konspiracją, to i nie wykazywałem wielkiego entuzjazmu tym razem. Wraz z lekturą kolejnych fragmentów, które publikowano w internecie, zacząłem zmieniać podejście. Wyłaniał się z nich obraz pracy, która porusza kwestię raczej słabo znaną: moralność w życiu konspiratora. To już było coś. To wrażenie ugruntowało się po przeczytaniu całej książki (o moim entuzjazmie niech świadczy to, że wybrałem się po ”Egzekutora” do księgarni od razu po tym jak został wypuszczony na rynek, a zazwyczaj jestem sceptyczny wobec nowości, zwłaszcza jeśli towarzyszy im swego rodzaju kampania reklamowa). Autor nie bał się uczynić ze swoich wspomnień czegoś na kształt spowiedzi i to na dodatek niezwykle ostrej w stosunku do siebie samego1:

„W pewnym okresie byłem dumą całego oddziału. Ponieważ nie robiło mi różnicy, czy ja żyję, nie dbałem zupełnie o to, czy żyją inni. Strzelałem do ludzi jak do tarczy na ćwiczeniach, bez żadnych emocji. Lubiłem patrzeć na przerażone twarze przed likwidacją, lubiłem patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy.

Spełniły się moje marzenia; byłem człowiekiem bez skrupułów... Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na którego piersi po wojnie spoczął Krzyż Walecznych, tylko jeden z czterech wydanych na cały oddział Czternastki...”.2

Przez te kilka lat zajmowania się tematyką konspiracji, głównie warszawskiej, nie natrafiłem na równie mocne słowa pochodzące od kogoś, kto działał w podziemiu. Zazwyczaj opisy akcji likwidacyjnych ograniczały się do schematu „poszliśmy - znaleźliśmy – strzeliliśmy – uciekliśmy„. Owszem, bywa że relacje są dość dokładne i to do tego stopnia, że posiadamy informacje o tym, czy ofiara dostała postrzał w głowę, w pierś czy w nogę. Jednak tego, co dany „egzekutor„ czuł, już brakuje. Można i wręcz należy to zrozumieć. Ludzie o pewnych rzeczach nie chcą pamiętać, nie wszystkim chcą się dzielić z innymi. Pamiętam, jak w czerwcu tego roku rozmawiałem m.in. właśnie o tym z Panią Hanną Rybicką, córką Józefa Rybickiego ”Andrzeja”, szefa KeDywu Okręgu Warszawa AK. Wspominała wówczas, że tak jak na co dzień w kontaktach z żołnierzami jej ojca może zadawać pytania, na które nie każdemu by odpowiedzieli, tak w kwestii wykonywania wyroków widzi i czuje, że nie chcą o tym opowiadać. Rozszerzając sprawę, nie tylko likwidacje mogły wywoływać w konspiratorach niepożądane reakcje:

„Jak wyglądała grupa egzekucyjna, kto wykonywał wyrok, kto go ubezpieczał, ile osób było

Pięciu, sześciu. Obstawę się zapewniało, na ulicy się siedziało, było dwóch trzech na ulicy, żeby nas nie zaskoczyli, jak ktoś przyjdzie, [jeden] stał na schodach i dwóch wchodziło do mieszkania. Nigdy samemu tego nie wykonywałem, bo byłem za młody. Przeważnie to wykonywał „Żbik” sam i jeszcze jeden. Nigdy nie wiedzieliśmy jego nazwiska, on zginął. Nie wiadomo czy on zginął, czy nasi jego rozstrzelali, czy zginął w akcji, czy on się załamał.

Dlaczego mieliby go nasi rozstrzelać?

Bo mówili, było gadanie, że on brał udział w prywatnej akcji rabowania czy coś takiego. [O tym] robiliśmy Józef Rybicki nam kiedyś powiedział: „Słuchajcie wy jesteście pół kroku od bandyctwa, co wy robicie. Przejść z tego, na to drugie jest bardzo łatwo. Jak ktoś przekroczy tą linię, to my jego zlikwidujemy. Musicie wiedzieć, że moralność, to jest najważniejsza wasza cecha. Jak wy [od] tego odejdziecie, to jest koniec.„ Tak było. Nagle on znikł. On miał pseudonim, nie wiedzieliśmy nigdy jak on się nazywa, „Zdzisiek„, „Czarny„, „Cygan”. On wyglądał jak cygan i był szalenie odważny. Pewnego dnia [zastanawialiśmy się]: ”Gdzie on jest? Dlaczego nie poszedł na akcję?”. ”On się załamał.” Możliwe, że on się załamał. Bo jak jest się takim dzielnym, to jest się łatwo załamać. Pewnego dnia zwyczajnie się wstaje rano i nie można.”3

„Jednak najbardziej przykre nastroje zapanowały w oddziale ppor. „Skrytego” w związku z odmową przyjęcia kilku zasługujących na to ludzi do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych. Ktoś odpowiedzialny za akceptację kandydatów oświadczył z brutalną szczerością ppor. „Skrytemu”, że „kedywiaków” nie przyjmie, bo jest przekonany, że prędzej czy później zginą, a jeśli nawet ktoś z nich przeżyje, to dywersja pozostawi w jego psychice tak głębokie ślady, że nie będzie nadawał się do normalnego życia. Zaiste, mocny trzeba było mieć kręgosłup, by po usłyszeniu takiej opinii o ludziach poświęcających się walce dywersyjnej nie załamać się moralnie.”4

„Czy człowieka, który żył „od akcji do akcji” i cudownym instynktem urodzonego zbiega chronił się przed wszelkim niebezpieczeństwem, można było nakłaniać, by powracał - do pracy naukowej? Zdawało się, szkoda trudu. Ale sam Wiwatowski dość nieoczekiwanie zobaczył w książkach ratunek dla siebie. Tędy chciał wrócić do życia, do życia normalnego. Widział ostro i uczciwie, że dywersja, choć wyzwala z ludzi bohaterstwo, po kilku miesiącach wykoleja ich do cna, ustawia poza społeczeństwem.”5

„Czas wojny ma swoje prawa, ale dowódcy Ryśka: Rybicki i Żbik, pamiętali, że kiedy chłopcy wrócą do cywila, na nowo będą musieli dostosować się do zwykłego życia. Stąd może tak wielki ich nacisk na stronę moralną konspiracji, na podkreślanie różnicy między bandytyzmem a likwidacjami z wyroku sądu czy napadami na konwoje w pieniędzmi. „Po powrocie do domu człowiek odetchnął i zapomniał, co robił godzinę wcześniej. Naturalnie, nie było tak po pierwszych akcjach, dopiero po paru miesiącach intensywnej walki zaczęliśmy się przyzwyczajać do tego trybu życia i budować wyraźną granicę miedzy walką a prywatnym życiem. Mam wrażenie, że takie gwałtowne przejścia z jednej sytuacji do drugiej, zupełnie innej, nie były łatwe i proste. Dzisiaj po tylu latach trudno to zrekonstruować”- tłumaczy Aronson.”6

Po kolei mamy wspomnienia Stanisława Aronsona „Ryśka„ z Oddziału Dyspozycyjnego „A„ KeDywu OW AK, braci Witkowski z Oddziału Dyspozycyjnego „B„, fragment szkicu portretowego Tadeusza Wiwatowskiego „Olszyny” z OD „A” autorstwa profesora Tadeusza Mikulskiego i znowu zwierzenia S. Aronsona. Tym, co łączy te cztery cytaty, to akcentowanie roli moralności, a także postać dra Józefa Rybickiego, człowieka niezwykłego. Stanisław Broniewski ”Orsza” nazwał go nawet ”sumieniem Armii Krajowej”7. Nie powinno wobec takiego miana dziwić, że jego żołnierze przejęli ten sposób myślenia, zachowania. Jednak czy wszyscy? Tego się nie dowiemy. Widzimy jednak, że problem „kroku za daleko„ był dostrzegany i rozumiany. Pytanie teraz czy pod wpływem nowej publikacji „Karty„ temat stanie się elementem szerszej dyskusji czy też jako zbyt kontrowersyjny trafi w cień... Profesor Dariusz Stola jest zdania, że jesteśmy gotowi na podjęcie debaty. Zauważa, że jest to potrzebne, aby nie sprzedawać - szczególnie młodym ludziom - gładkiej wersji historii. Przyznam, że bardzo chciałbym, aby miał rację. Jednak czy mamy podstawy sądzić, że tak będzie? Weźmy na ”tapetę” chociażby Muzeum Powstania Warszawskiego...

Park Wolności i powstańcze „Przepraszamy!”

„Z rozmów z odwiedzającymi muzeum wynika, że twórcom zamierzony cel udało się osiągnąć- dla wielu osób wizyta w tym miejscu jest zapadającym w pamięć przeżyciem emocjonalnym. Warto zauważyć, że historia powstania warszawskiego ma duży potencjał oddziaływania na zbiorową wyobraźnię, o czym świadczy wielość książek i filmów poświęconych temu wydarzeniu. Idealizacja i estetyzacja historii powstania warszawskiego dokonana w muzeum potęguje siłę jego oddziaływania na wyobraźnię zbiorową i przyczynia się do instytucjonalizacji legendy powstania. Wizyta w muzeum umożliwia zwiedzającym kontakt z wyidealizowaną przeszłością, która- zgodnie z tezą Haydena White’a - należy do krainy fantazji. Dla zwiedzających wizyta w muzeum jest spełnieniem marzeń o bezpośrednim kontakcie z bohaterską i romantyczną przeszłością oraz spotkaniu z pięknymi, młodymi ludźmi, którzy zginęli tragicznie. Niektórzy zwiedzający chcą dać się uwieść legendzie powstania.”8

Muzeum Powstania Warszawskiego wzbudza emocje już od czasu ogłoszenia miejsca jego lokalizacji. Jakie ma być? Na co zwrócić uwagę? Czy nie będzie nudne? Jakie jest, każdy widzi. Nudzić się w nim również nie sposób. Nawet ten pozorny chaos, na który skarżą się niektórzy, ma swoje wytłumaczenie w zamyśle twórców, aby odwiedzający mieli poczucie, że jeszcze nie widzieli wszystkiego, a także nie do końca zrozumieli całość ekspozycji. Większa szansa wówczas, że wrócą tam. Niektórzy robią to po parę razy. I tak jak za formę MPW jest ogólnie chwalone, tak już treść nie raz nie dwa bywa obiektem ataków czy też uwag, mniej lub bardziej złośliwych. Podkreśla się, że placówka pokazuje Powstanie głównie z punktu widzenia samych Powstańców – tutaj można skojarzyć to sobie z tym, co pisał S. Dąmbski o piosenkach śpiewanych w oddziałach partyzanckich9, przez które to przyśpiewki śmierć miała nie być taka straszna - nie biorąc pod uwagę cierpień ludności cywilnej. Tymczasem na początku października w Parku Wolności Muzeum Powstania Warszawskiego odsłonięty został pomnik „Poległych, Zamordowanych oraz Wypędzonych Mieszkańców Warszawy”. Dzień wcześniej otwarto w Pruszkowie muzeum Dulag 121. Natomiast na początku sierpnia na Skwerze Pamięci u zbiegu Leszna i al. Solidarności odbyły się – po raz pierwszy – uroczystości ku pamięci osób pomordowanych na Woli. Tak więc w ciągu tych dwóch miesięcy byliśmy świadkami trzech wydarzeń, które za punkt główny obrały sobie przypomnienie cierpień ludności cywilnej. Co więcej, podczas uroczystości w Parku Wolności generał Zbigniew Ścibor-Rylski powiedział coś, czego chyba nikt się nie spodziewał:

„Powinniśmy złożyć najwyższy hołd i przeprosić ludność stolicy, że poniosła tak straszne upokorzenia, tak straszne cierpienia.”10

Później w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej mówił, że po tylu latach trzeba to było powiedzieć, że nie ma już sensu dłużej udawać, że było inaczej. Na koniec wspomniał o MPW:

Pomnik stanął w Parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego, w którym pokazuje się przede wszystkim bohaterstwo walczących i gloryfikuje wydarzenia z sierpnia i września 1944 r. Ogrom ofiar wśród cywili jest tam na dalszym planie.

To prawda. Wielu z nas boli to, że Muzeum Powstania nie wyeksponowało właściwie cierpienia warszawiaków. Chcieliśmy, by ten pomnik i medal były choćby namiastką oddania hołdu ludności cywilnej.”11

I tutaj możemy zadać podobne pytanie jak na zakończenie poprzedniego rozdziału: czy mamy podstawy sądzić, że wspomniane tutaj trzy wydarzenia, a szczególnie to co miało miejsce w Parku Wolności, zmienią sposób patrzenia na Powstanie Warszawskie i sprawią, że Muzeum Powstania Warszawskiego zwróci w swojej ekspozycji większą uwagę na cierpienia cywili?

Drażni czy smuci?

Polityce z 16 października możemy znaleźć wywiad z Markiem Kondratem. Pojawia się tam kilka wypowiedzi dotykających Powstania Warszawskiego. Wśród nich i ta o pomniku Małego Powstańca, pomniku obraźliwym. I tak jak nie ze wszystkim, co Marek Kondrat w tym wywiadzie powiedział czy to o Powstaniu czy ogólnie o patriotyzmie, zgadzam się, tak ten fragment trafia do mnie. Dlaczego, zostawmy na boku. Nie to jest istotne. Ważne jest, że nie bał się poruszyć tego niezwykle drażliwego tematu. Wystarczy wejść na kilka for internetowych i zajrzeć do wątków poświęconych m.in. udziałowi dzieci w Powstaniu, aby zorientować się, jak wielkie emocje potrafi wywołać taka dyskusja. Tymczasem tutaj dostajemy niezwykle jasną wypowiedź:

Dlaczego mały powstaniec jest obraźliwy?

Zajęło mi parędziesiąt lat, bo to sobie uświadomić: gdy dziś widzę w telewizji jakieś afrykańskie małe dziecko z karabinem na szyi, to myślę sobie: cóż za zbrodniarz mu ten karabin założył. A myśmy postawili takiemu dziecku pomnik. Pewnie znów się narażę.”12

Czy narazi się? Na pewno. Już zdążyłem spotkać się z kilkoma krytycznymi uwagami odnośnie tego fragmentu. Tym, co może zastanawiać, jest to czy faktycznie chodzi o samo podejście do kwestii dzieci w Powstaniu – tutaj chyba nie widziałem ani nie słyszałem, aby ktokolwiek kwestionował tragiczną wymowę tego faktu – czy o traktowanie samego Powstania jako symbolu?

Tak teraz jest listopad, więc baczne mam słuchy...

Wspomnienia Stefana Dąmbskiego burzą nam pewien ideał. Już nie widzimy żołnierzy AK jako idealnych, pełnych cnót bohaterów, ale ludzi, którzy mieli swoje słabości i którzy potrafili zachowywać się w sposób, jaki nam dzisiaj wydaje się trudny do wyobrażenia13. Nowy pomnik w Parku Wolności to burzenie obrazu Powstania, jaki serwuje nam MPW. I w końcu to co powiedział Marek Kondrat. Czy jesteśmy świadkami wprowadzania do szerszej świadomości kolejnych tematów bolesnych i niewygodnych? Określenie „rewolucja” jest tu zapewne na wyrost, niemniej ostatni miesiąc z uwagi na to, co się wydarzyło, ma szansę stać się początkiem pewnych zmian.

  1. P. Lipiński, Przemoc chwalebna, „Duży Format” nr 42/901, wydanie z dnia 28.10.2010 r. []
  2. S. Dąmbski, Egzekutor, Warszawa 2010, s. 23. []
  3. Za: http://ahm.1944.pl/Stanislaw_Aronson/1/slowa-kluczowe [dostęp na: 28.10.2010 r.] []
  4. H. Witkowski, L. Witkowski, KeDywiacy, Warszawa 1973, s. 286-287. []
  5. T. Mikulski, Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 42. []
  6. P. Bukalska, S. Aronson, Rysiek z KeDywu. Niezwykłe losy Stanisława Aronsona, Kraków 2009, s. 106. []
  7. Za: http://wyborcza.pl/1,93935,3626017.htmlhttp://www.tygodnik.com.pl/numer/279909/szarota.htmlhttp://mateusz.pl/wdrodze/nr318/318-06-wisniewski.htm [dostęp na: 28.10.2010 r.] []
  8. M. Żychlińska, Muzeum Powstania Warszawskiego jako wehikuł polskiej pamięci narodowej, „Kultura i Społeczeństwo” nr 3/2009, s. 112-113. []
  9. S. Dąmbski, Egzekutor, s. 60.0 []
  10. Za: http://warszawa.gazeta.plwarszawa/ [dostęp na: 28.10.2010 r.] []
  11. Tamże. []
  12. M. Budna, Na swoim przeklętym miejscu, „Polityka” nr 42/2010. []
  13. Profesor Stola w wywiadzie dla Dużego Formatu podkreślił, iż właśnie te słabości sprawiają, że Armia Krajowa jawi nam się w jeszcze wspanialszym świetle, jako organizacja, która mimo wszystko potrafiła utrzymać karność, dyscyplinę i swój własny etos wśród swoich żołnierzy. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz