„Pola Katalaunijskie 451” - D. Gazda - recenzja


2010 rok przyniósł wiele nowości książkowych. W tym też roku pojawiło się na rynku księgarskim kilka wznowień starszych wydań. Tak też było z książką Daniela Gazdy Pola Katalaunijskie 451, która swoją premierę miała w 2005 roku. Z reguły drugie wydania książkowe niosą ze sobą poprawki, korekty językowe, zmiany w bibliografii oraz czasem na polu merytorycznym. Ogólny zamysł drugiego wydania to zmiany na lepsze. Niestety, ale w przypadku pracy, którą przyszło mi zrecenzować, owo drugie wydanie jest zupełnym przeciwieństwem jej istoty.

Książka została wydana w poczytnej serii „Historyczne bitwy” ukazującej się od lat w Bellonie. Jak wszystkie książki z tej serii, ta nie odbiega gabarytowo od pozostałych. Jest to niepozorny tomik w miękkiej oprawie, z jak zwykle imponującą ilustracją, z prostym podziałem na rozdziały (osiem, poprzedzonych krótkim wstępem), aneksami, kalendarium, tablicami władców, bibliografią, mapami oraz wykazem ilustracji. Całość liczy łącznie 173 strony.

Recenzowana praca prawie niczym nie różni się od swej „starszej siostry”. Jedyną różnicę, którą na pierwszy rzut oka da się zauważyć, to zmiana koloru tła z czerwonego (lub mu podobnym), gdzie w lewym górnym rogu, umieszczono imię i nazwisko Autora oraz tytuł książki. W wydaniu z 2010 roku mamy kolor szary, co z estetycznych względów jest strzałem kulą w płot, ponieważ zlewa się on z podobnymi kolorami jakie autor świetnej ilustracji (Bartłomiej Drejewicz) użył do namalowania nieba. Innych większych zmian nie widać, a jeśli one istnieją, są drobnostkami (np. patroni medialni).

Po lekturze książki jestem mocno rozczarowany, gdyż liczyłem na to, iż jej Autor dokona szeregu poprawek, zwłaszcza w kwestii bibliografii i jej zastosowania, a także poszerzy rozdział dotyczący spraw militarnych i samej bitwy na Polach Katalaunijskich roku 451 – czyli najważniejszej części publikacji! Niestety, ale w dalszym ciągu te sprawy nie zostały poprawione, jak na drugie wydanie przystało.

Rzeczą dyskwalifikującą książkę jest jej konstrukcja treści. W dalszym ciągu Czytelnik katowany jest niemiłosiernie długim wstępem do samych wydarzeń lat 50. V w. Zupełnie nie ma potrzeby tak rozwlekać się i wyjaśniać przyczyny pojawienia się barbarzyńców przy granicach, tudzież bezpośrednio w granicach Cesarstwa Rzymskiego. Autor bowiem rozpoczyna swą narrację od 17 stycznia 395 roku, kiedy to umiera cesarz Teodozjusz Wielki, później przechodzi do nakreślania sytuacji polityczno-militarnej zarówno w kwestiach wewnętrznych Rzymu, jaki i kontaktów z ludami barbarzyńskimi1. W tej też części Daniel Gazda podejmuje się omówienia prowadzenia polityki przez kolejnych cesarzy, dowódców armijnych, posłańców dyplomatycznych, czy wreszcie uzurpatorów. Na ten temat istnieje cała masa pozycji bibliograficznych i wystarczyłyby tylko zdawkowe informacje w tej materii i odesłanie Czytelnika do konkretnych publikacji. Uważam, że ta część książki nie została dokładnie przemyślana przez Autora, a samo umieszczenie ponad pięćdziesięciu lat zmagań Rzymu do momentu ochłodzenia stosunków z Hunami, jest li tylko zyskaniem na stronach i to nie mało, bo prawie 50!

Następnie Czytelnik znużony ponad półwiecznymi rzymskimi „perypetiami”, wreszcie ma możliwość zapoznania się z tekstem dotyczącym bezpośrednio Hunów oraz Attyli, którym poświęcone zostały oddzielne rozdziały. Ta część książki również nie jest wysokich lotów, ponieważ Autor głównie serwuje długie fragmenty źródeł historycznych, cytowanych zresztą słowo w słowo za pośrednictwem autorów umieszczonych w skromnym spisie bibliograficznym przy końcu publikacji. Zarówno w tej, jak wcześniejszej, a także w dalszych częściach pracy daje się zauważyć bardzo charakterystyczną rzecz. Otóż Daniel Gazda odwołuje się praktycznie do jednego, może dwóch autorów opracowań (najczęściej jest to A. Krawczuk z pełnym wachlarzem pocztów cesarskich oraz kiepskie tłumaczenie Getiki Jordanesa autorstwa E. Zwolskiego). Od czasu do czasu, lecz w sposób wybitnie niewystarczający, Autor odnosi się do innych umieszczonych w spisie bibliograficznym autorów. Rzecz ta jest o tyle frapująca, że cytuje również za pośrednictwem A. Krawczuka autorów źródeł historycznych – mimo iż umieścił w liście bibliografii ich tłumaczenia lub edycje (np. Orozjusz, s. 30, przyp. 20; Jordanesa, s. 48-49). Rzecz ta interesuje jeszcze z innego punktu widzenia. Mianowicie Autor zapewnia Czytelnika w tej samej bibliografii, iż korzystał również z tekstów innych źródeł (wymienia ich autorów), ale cytuje je za pośrednictwem opracowań. Pełna zgoda, ale dochodzi do sytuacji, w której Daniel Gazda jest niekonsekwentny, ponieważ wykorzystuje też inne, ale o nich nie informował w spisie bibliograficznym. Wychodzi zatem na to, że opracowanie historyczne traktuje jako źródło historyczne, co z oczywistych względów jest błędem.

Kwestią zupełnie porażającą w Polach Katalaunijskich… jest zupełne zbagatelizowanie najważniejszej części książki, czyli dotyczącej wojskowości rzymskich, huńskich i germańskich, a także samej batalii katalaunijskiej! Fragment ten, wydawać by się mogło najbardziej interesujący, charakteryzują dwie sprawy: niesłychana zwięzłość oraz brak odnośników do jakiejkolwiek literatury, której autorzy należą do fachowców w dziedzinie wojskowości2. Oczywiście wszystkie działają jak najbardziej na niekorzyść recenzowanej książki. Można stwierdzić z całą stanowczością, że Autor nie wywiązał się z podjętego przez siebie zadania. Jego praca nie traktuje o batalii na Polach Katalaunijskich, a raczej o stosunkach militarnych, politycznych i dyplomatycznych między Rzymem a Hunami oraz resztą barbarzyńców o germańskiej proweniencji. Fakt ten utwierdza jeszcze bardziej w powyższym przekonaniu, jeśli zagłębimy się w lekturę dwu ostatnich rozdziałów pracy, w których „wzbogaceni” zostaniemy po raz kolejny dawką, w sumie niepotrzebnych informacji, o ostatnim ćwierćwieczu dziejów Rzymu (do 476 roku) i rosnącego w siłę świata barbarzyńskiego. Jest to niewątpliwie powrót do tego, do czego przyzwyczaja nas Daniel Gazda na początku swej publikacji. Kolejny już raz zmuszeni jesteśmy przeczytać nie o zmaganiach katalaunijskich, ale raczej o sprawach zupełnie oddalonych od meritum książki.

Recenzowany tom nie jest też pozbawiony błędów natury stylistycznej. Ogólnie sama narracja rozczarowuje, gdyż nie powoduje swoistej emocji u czytelnika. Zastanawia też sprawa sposobu zastosowania przez Autora literatury historycznej i opracowań współczesnych. Dziwne jest cytowanie całych fragmentów źródeł i nie odnoszenie się do nich, tudzież nie wstawiania własnego komentarza. Trafiały się też przypadki, gdzie Autor powołuje się na książkę, ale w spisie jej nie zobaczymy (s. 18, przyp. 6). Sama literatura, którą Daniel Gazda umieścił w spisie, również nie porywa3.

Są jednak i dobre strony pracy, mianowicie wkładki z ilustracjami. Część ta prezentuje się korzystanie, głównie dlatego, że są to bardzo dobrej jakości szkice, dodatkowo umieszczone na papierze kredowym. Nie są to jednak ilustracje wykonane specjalnie do książki Daniel Gazdy! Wtajemniczeni Czytelnicy automatycznie zorientują się, że są to ilustracje jakie możemy spotkać w książkach serii Osprey, gdzie m.in. pisał S. Mac Dowell, a także ilustracje z doskonałego albumu J. Warry’ego. Spis ilustracji przy końcu książki nie posiada dodatkowych informacji skąd one pochodzą. Na domiar złego, zdarzyły się i w tej części wpadki, w postaci błędów w podpisach. Pożyteczne jednak będą tablice z władcami i kalendarium wydarzeń jako skrót do książki (przy okazji unaoczni, ile niepotrzebnych zagadnień zostało poruszonych w książce, a ile nie rozbudowanych). Rozczarowują jednak mapki (w licznie czterech), które są przeciętnej jakości. Zupełnie nietrafionym pomysłem, według mnie, są aneksy, które są niczym więcej, jak tylko wypisem całych fragmentów źródeł historycznych. W tym przypadku można się było obejść bez nich, a jedynie w odpowiednim miejscu w książce podać odnośniki do nich.

Konkludując, książka Daniela Gazdy Pola Katalaunijskie 451 jest chyba największym rozczarowaniem minionego roku. Jej drugie wydanie w żadnym stopniu nie zostało poprawione; więcej, można znaleźć dokładnie te same lapsusy jakie widoczne były jeszcze w wydaniu z 2005 roku. Książka posiada niewielkie wartości poznawcze. Winna być traktowana wyłącznie jako swojego rodzaju wstęp (ale i tutaj trzeba się nad tym mocno zastanowić) do zagadnienia jakim jest bitwa na Polach Katalaunijskich 451 roku. Czytelnik wyniesie więcej jeśli zapozna się z inną literaturą, nawet tą, na którą powołuj się sam Autor recenzowanej pozycji.

Plus minus:
Na plus:
+ tematyka
+ ilustracja Drejewicza na okładce
+ wkładki z ilustracjami z książek Mac Dowell’a i Warry’ego i za ich pośrednictwem Żygulskiego jr.
+ kalendarium i tablice władców
Na minus:
- skromne wydanie
- skromna bibliografia
- kłopoty z przypisami
- błędy natury stylistycznej
- błędy natury merytorycznej (gdzie była redakcja merytoryczna?)
- nieścisłości z wykorzystaniem źródeł pisanych i opracowań
- tytuł nie licujący do treści książki
- skromnie o samej bitwie i części „militarnej”
- aneksy
- kłopoty z opisem ilustracji, a także brak wskazania źródła skąd pochodziły
- bardzo przeciętne mapki
- styl Autora

Tytuł: Pola Katalaunijskie 451
Autor: Daniel Gazda
Wydawca: Bellona
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-11-11719-8
Liczba stron: 173
Oprawa: miękka
Cena: ok. 20 zł
Ocena recenzenta: 1.5/10

  1. Autor nie omieszkał popełnić błędu merytorycznego, w którym cytuje fragment wypowiedzi autora źródła historycznego, niejakiego Oriencjusza biskupa Auch, (s. 19), ale przypisuje ten fragment Orozjuszowi. Fakt ten dodatkowo zwraca uwagę, gdyż cytat ten został zaczerpnięty z innej książki, w której wyraźnie jest napisane, iż to wypowiadał się Oriencjusz. Przy tej okazji D. Gazda wykazał się nieumiejętnością wstawiania przypisu (przy. 7). []
  2. Problem ten jest o tyle interesujący, że w spisie bibliograficznym książki widoczni są: S. Mac Dowell, J. Warry, Z. Żygulski jr., P. Connolly, Ph Comtamine, J.F.C. Fuller, P. Simański, W. Treadgold – ponad 50% całej literatury! []
  3. E. Durschmied, Od Armagedonu do upadku Rzymu, Warszawa 2002; nota bene Autor wykazał się zupełną ignorancją, gdyż  zapisał błędnie nazwisko autora powyższej książki zapominając o literze „r”. Błąd ten nie został skorygowany, gdyż widoczny jest jeszcze w I wyd.; W. Weir, 50 bitew, które zmieniły świat, Warszawa 2001. Obie są bezużyteczne, głównie ze względu na liczne błędy merytoryczne! Zastanawia też fakt nie powołania się na ot choćby książki L.A. Tyszkiewicza, Hunowie w Europie. Ich wpływ na Cesarstwo Wschodnie i Zachodnie oraz na ludy barbarzyńskie, Wrocław 2004 oraz M. Wilczyńskiego, Germanie w służbie zachodniorzymskiej w V w. n.e. Studium prosopograficzne, Kraków 2001. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz