„Zamojszczyzna 1918-1959” - Z. Klukowski - recenzja


Lekarz, bibliofil, uczestnik kampanii wrześniowej, członek konspiracji antyniemieckiej, członek podziemia antykomunistycznego, osoba represjonowana przez władze komunistyczne, pamiętnikarz. To najkrótsza charakterystyka Zygmunta Klukowskiego, którego dziennik, wspomnienia i korespondencję wydał Ośrodek KARTA.

Recenzowane wydawnictwo składa się z wyboru najważniejszych osobistych zapisów Z. Klukowskiego, opublikowanych w porządku chronologicznym, które poprzedza słowo od wydawcy, autorstwa szefa Ośrodka KARTA, Zbigniewa Gluzy.

Kilka słów o Autorze i jego zapiskach

Pierwszym opublikowanym tekstem Klukowskiego są wspomnienia Autora z lat 1918-1939, które spisał w trakcie okupacji niemieckiej. Druga część to dziennik prowadzony przez całą wojnę (jest też kilka zapisów z okresu ją poprzedzającego – jeden z czerwca i pięć z sierpnia 1939 r.) aż do roku 1946, choć jeszcze w 1947 r. Klukowski zapisywał pojedyncze zdarzenia. Następny tekst to wspomnienia Autora z okresu kwiecień 1950–kwiecień 1951 r., które spisał po zwolnieniu z więzienia. Znalazł się w nim – cytując omówioną niżej Notę redakcyjną – „przynależność do Armii Krajowej, faktycznie szykanowano go za odmowę współpracy z nowymi władzami i ukrycie archiwum oddziałów AK„ (t. 2, s. 339) (Klukowski był sądzony, ale skazany został tylko na dwa lata w zawieszeniu). Czwarta część ponownie zawiera wspomnienia. Tym razem z okresu czerwiec 1952 – maj 1954 r., gdy Klukowski ponownie został zatrzymany – przyczyną była działalność jego przybranego syna Tadeusza (adoptował go z drugą żoną Zofią) w organizacji ”Kraj” (w tym przypadku Autor został skazany na 10 lat więzienia). Na ostatnią partię składają się listy Z. Klukowskiego do Anny Przyczynek, byłej narzeczonej jego syna Tadeusza (jest to ważne uszczegółowienie, gdyż Autor posiadał także syna Jerzego z pierwszego małżeństwa), oraz jej matki. Całość zamyka Nota redakcyjna autorstwa Agnieszki Knyt, która przygotowała omawianą publikację do druku. Autorka przybliża w niej biografię Z. Klukowskiego oraz informacje na temat historii tekstów, które są publikowane w omawianym wydawnictwie.

Do recenzowanej pracy dołączono też fotografie i ilustracje. Przedstawiają one m.in. Autora, jego rodzinę, miejsca, z którymi był on związany, kampanię polską 1939 r., okupację niemiecką oraz konspirację antyniemiecką na Zamojszczyźnie, wkraczanie oddziałów AK oraz oddziałów sowieckich do wyzwalanych polskich miast czy funkcjonariuszy UB i MO z Zamojszczyzny

Praca redakcyjna

Ze względu na wielkość spuścizny Autora w trakcie przygotowywania publikacji do druku w publikowanych tekstach dokonano znaczących skrótów. Cytując fragment Noty redaktorskiej: „Zasadniczym celem było odtworzenie ciągłości przedstawionych przez Z. Klukowskiego zdarzeń – od momentu jego przyjazdu na Zamojszczyznę aż do śmierci. Skróty wewnątrz tekstu (zawsze zaznaczone) zostały dokonane w miejscach, gdzie Autor robił detaliczne dygresje odbiegające od zasadniczej opowieści (dotyczy to głównie  okresu II RP, gdy opowiadał szczegółowo historie pojedynczych osób czy zdarzenia nie dotyczące wprost Zamojszczyzny, np. zjazdy bibliofilskie) lub notował fakty nie mające znaczenia dla dalszej opowieści. Najmniej skrótów dokonaliśmy w dziennikach powojennych; w tych zapisach dr Klukowski był coraz bardziej oszczędny i notował jedynie aktualne wydarzenia, nie pozwalając sobie na luźniejsze dygresje” (t. 2, s. 346-347).

Prócz tego publikowane zapisy zostały ujednolicona redakcyjnie:

„Zmiany dotyczą głównie uwspółcześnienia pisowni i interpunkcji, została rozwinięta większość skrótów (typu: godz. – godzinazł – złotychOZ – Ordynacja Zamojska), liczebniki zapisane są w większości słownie (na przykład nazwy miesięcy w datach, określenia godziny). Redakcja językowa została zastosowana w przypadku niewłaściwych lub niezręcznych sformułowań (typu: założył konie – zaprzągł konieczy co u kogo znaleźli – czy coś znaleźli)” (t. 2, s. 347).

Drobne mankamenty

Oceniając omawiane wydawnictwo lepiej zacząć od mankamentów, gdyż jest ich mniej i z tego powodu łatwiej je będzie omówić. Ściślej rzecz ujmując chodzi o to, że recenzowana publikacja mogła zostać nieco lepiej przygotowana, jeśli chodzi o redakcję merytoryczną. Przykładem niech będzie notka dotycząca płk. Tadeusza Zieleniewskiego: „Dowódca 33 Rezerwowej Dywizji Piechoty, stanowiącej część Samodzielnej Grupy Operacyjnej »Narew«, której celem była głównie osłona prawego skrzydła Armii »Modlin« gen. Kleeberga. Dywizja otoczona z jednej strony przez Wehrmacht, z drugiej przez Armię Czerwoną poddała się Sowietom 1 października 1939 r. pod Momotami. Oficerowie zginęli w Charkowie i Kaatyniu, żołnierzy wywieziono do sowieckich łagrów” (s. 100), gdzie mamy do czynienia wprost z nagromadzeniem błędnych informacji. Tytułem przykładu – rzeczywiście oddziały dowodzone przez płk. Zieleniewskiego, otoczone z jednej strony przez Niemców, a z drugiej przez ACz, poddały się Sowietom, ale T. Zieleniewski dowodził wtedy nie 33 Dywizją Piechoty Rezerwową, a improwizowaną grupą składającą się z rozproszonych oddziałów polskich1.

Doskonałe źródło

Rzeczy, które przemawiają na „tak” za omawianą pracą, jest jednak więcej. Pierwszą z nich jest to, że recenzowane wydawnictwo zawiera świetne źródła historyczne, choć oczywiście jak wszystkie inne źródła wymagające krytycznego podejścia, będące na dodatek fascynującą lekturą oraz źródłem dużej ilości ciekawostek. Dodajmy, że są to ponadto źródła, których autor opisuje wszystko tak, jak widział, wobec czego akty chwalebne osób czy narodowości sąsiadują w tej publikacji z czynami niegodnymi, a momenty podniosłe z chwilami dramatycznymi.

Zacytujmy tu przykładowe fragmenty2:

„Marszałek [chodzi o marsz. E Śmigłego-Rydza – przyp. mój Ł.P.]3 wstał, podziękował i zaczął mówić. Znajdowałem się od niego w odległości 4-5 metrów i mogłem obserwować bardzo dokładnie. Postawy nie miał imponującej. Zupełnie łysa czaszka nadawała mu trochę ptasi wyraz. Od jego postaci nie biła tak naturalna dostojność, jak od Józefa Piłsudskiego [...]. Ale gdy przemówił, byłem zdumiony.

Nie posługując się żadną kartką, z pamięci, zupełnie swobodnie, pięknym stylem zaczął rozsuwać przed audytorium przeszłość Zamościa do założenia nowego miasta i wyboru właśnie tego miejsca – a więc czynnik gospodarczy, względy strategiczne i chęć stworzenia tu ogniska kultury ducha [...]. Byłem pod dużym wrażeniem. [...]

4 października [1939 r.]

W nocy zjawił się u mnie ppłk dr Kazimierz Rytter, lekarz dywizyjny, stale mieszkający w Zamościu, mój dobry znajomy. Uciekł z rozbrojonej i prowadzonej przez konwój bolszewików grupy płk. Leona Koca4. (Jeńców ulokowano na noc w gimnazjum w Szczebrzeszynie, lecz pilnowano tak słabo, że wielu zdołało uciec.) Udzieliłem mu noclegu, a potem przebrałem po cywilnemu.

Cały dzień spędził w szpitalu. [...] Po krótkim opowiadaniu o końcowych chwilach grupy płk. Koca, zaczął czytać ostatni rozkaz dzienny pułkownika do żołnierzy z przytoczeniem rozkazu płk. Tadeusza Zieleniewskiego o zawarciu układu z bolszewikami i konieczności złożenia broni. W rozkazie tym powiedziano między innymi: Jesteśmy ostatnim oddziałem wojska polskiego walczącego na ziemi polskiej... Gdy ppłk Rytter odczytał kilka pierwszych zdań, opanowało go raptem takie wzruszenie, że przerwał i ze słowami: Nie, ja nie mogę czytać, płacząc, wyszedł z sali opatrunkowej. Będący również na sali dr Borkowski czytał dalej. Ranny major Żelazny nie wytrzymał, twarz mu się zmieniła i też płakał na głos. Poszły w jego ślady asystujące pielęgniarki. Ja, choć z dużym wysiłkiem, jakoś się pohamowałem. [...]

22 października [1942 r.]

Wciąż trwa tropienie Żydów. Obcy żandarmi i esesmani wyjechali wczoraj. Dzisiaj działają nasi żandarmi i granatowi policjanci, którym kazano zabijać na miejscu każdego złapanego Żyda. Rozkaz ten wykonują bardzo gorliwie. Od rana zwożą furmankami z różnych stron miasta, a najwięcej z żydowskiej dzielnicy zwanej Zatyły, trupy zabitych Żydów. Na kirkucie kopią duże doły i tam grzebią. [...]

Mieszkania żydowskie są częściowo opieczętowane, pomimo to rabunek idzie na całego. W ogóle ludność polska nie zachowywała się poprawnie. Niektórzy brali czynny udział w tropieniu i wynajdywaniu Żydów. Wskazywali, gdzie są ukryci Żydzi, chłopcy uganiali się nawet za małymi dziećmi żydowskimi, które policjanci zabijali na oczach wszystkich. W ogóle działy się straszne rzeczy, potworne, koszmarne, od których włosy stają na głowie. I to jeszcze nie koniec. [...]

3 maja [1944 r.] [...]

Byłem niezmiernie wdzięczny »Wyrwie«, że zaprosił mnie na dzisiejszą uroczystość. Spędziłem kilka wspaniałych, niezapomnianych godzin. Czułem się wolnym obywatelem odradzającej się już Polski. Wróciłem do domu w doskonałej formie psychicznej, pełen sił i energii. [...]

5 marca [1945 r.]

Dziś odbył się pogrzeb »Stena« Niedźwieckiego. Publiczności było dużo. Gdy podniesiono wieko trumny, można było widzieć na piersiach biało-czerwoną kokardę. Opowiadali mi ci, którzy byli na pogrzebie. Pomimo wszystko żal mi tego młodego życia. Była to dziwna mieszanina bandyty i żołnierza, który szedł na najbardziej niebezpieczne i ryzykowne roboty. Twarda ręka dobrego i taktownego dowódcy mogłaby z niego wydobyć nie byle jakie wartości i nie dopuścić do przekształcenia się w bandytę. [...]

W czasie, gdy odpowiadałem na pytania, z rozmysłem przeplatałem je rozmaitymi opowiadaniami historycznymi5. Gdy wspomniałem o bitwie pod Osuchami w czerwcu 1944, Leluch [pracownik tomaszowskiego UB – przyp. mój Ł.P.] powiedział, że on też tam był. W czyim oddziale? W sowieckim. I tu mnie poniosło naprawdę. Zacząłem z przejęciem opisywać przebieg obławy niemieckiej, walk, prób przebijania się, uwzględniając szczególnie oddziały sowieckie pułkownika Szaugina. Leluch słuchał z coraz większym zainteresowaniem. Odłożył pióro, od czasu do czasu coś uzupełniał i sam opowiadał.

Wytworzyła się dziwna sytuacja, która zaczęła mnie samego wielce bawić, bo ja – badany więzień – przystąpiłem swoim zwyczajem do bardzo energicznego nalegania, ażeby prokurator opisał mi przebieg walk, jakie toczyły sowieckie oddziały partyzanckie na naszym terenie. Leluch wyraźnie przejął się moim opowiadaniem i wprost natarczywym żądaniem. Powiedział, że w Bezpieczeństwie w Tomaszowie jest aż ośmiu ludzi, którzy byli w oddziale sowieckim pod Osuchami, że jak najchętniej napisze i namówi do tego innych, aby tylko czas pozwolił. Zaczął mi potem szczegółowo opowiadać o 27 Dywizji na Wołyniu, o jakiejś akcji w Bielinie, o walkach z Niemcami, o Ukraińcach.

Gdy spostrzegłem, że rozmowa przeciąga się zbyt długo, zamikłem, chcąc prędzej wyjść na wolność. Nie miałem już bowiem żadnej wątpliwości, że będę wypuszczony. Wówczas Leluch dokończył pisanie protokołu, przeczytał mi go i dał do podpisania. Z przyjemnością się przekonałem, iż protokół napisany jest wyjątkowo dobrze, moje odpowiedzi sformułowane są w wyraźnie życzliwej formie, z ciągłym podkreślaniem, że zawsze miałem tylko jeden cel – zdobywanie materiałów historycznych.

W pewnym momencie chciałem poprosić Lelucha o odpis protokołu, ale pomyślałem sobie, ze byłaby to zbyt wielka bezczelność z mojej strony i dałem spokój. Na zakończenie Leluch zwrócił się jeszcze do mnie z wezwaniem, abym użył swojego wpływu i skłonił »Norberta«, »Wyrwę« i innych do zaprzestania działalności konspiracyjnej. Wspomniał, iż pożądane byłoby napisanie przeze mnie jakiegoś listu otwartego do nich. Wreszcie oświadczył, że zwalniają mnie i że jest im bardzo nieprzyjemnie, iż byli zmuszeni mnie aresztować i przywozić aż do Tomaszowa, ale to było wręcz koniecznością z powodu fotografii, na której jestem w gronie »szubrawców z AK«. Pożegnaliśmy się bardzo uprzejmie podaniem ręki” (t. 1, s. 59-60, 100-101, 303-304; t. 2, s. 36, 40, 164, 223-224).

Kolejnym, po wymienionych wyżej, argumentem za omawianą publikacją jest bardzo ładne wydanie – twarde oprawy, brak błędów redakcyjnych, bardzo dobra jakość prawie wszystkich opublikowanych zdjęć i ilustracji.

Pisząc o zdjęciach i ilustracjach warto ponadto dodać, że in plus można odnotować ich różnorodność, to, że współgrają tematycznie z tekstem, który ich otacza, a także fakt, że także one mogą być źródłem ciekawostek. Przykładem niech będzie ekslibris autorstwa bratanka Z. Klukowskiego, Jana Klukowskiego, na którym znajduje się karykatura Autora i napis „Książek nie pożyczam”

Zdecydowanie warto

Reasumując – mimo wspomnianych wyżej mankamentów recenzowane wydawnictwo bez wątpienia warte jest polecenia, a dla osób interesujących się historią Polski w latach 1939-1956 jest to nawet pozycja obowiązkowa.

Plus minus:
Na plus:

+ recenzowane wydawnictwo zawiera świetne źródła historyczne, dla osób interesujących się historią Polski w latach 1939-1956 będące pozycją obowiązkową
+ brak błędów redakcyjnych
+ bardzo dobra jakość prawie wszystkich opublikowanych zdjęć i ilustracji
+ różnorodność zamieszczonych fotografii i ilustracji, ich współgranie tematyczne z tekstem, których ich otacza oraz fakt, że także one mogą być źródłem ciekawostek
+ twarde oprawy
Na minus:

- omawiana publikacja mogła zostać lepiej przygotowana, jeśli chodzi o redakcję merytoryczną

Tytuł: Zamojszczyzna, t. 1, 1918-1943, t. 2, 1944-1959
Autor:
 Zygmunt Klukowski
Wydawca:
 Ośrodek KARTA
Data wydania:
 2007
ISBN:
 978-83-88288-92-0
Strony:
 t. 1-411 + 52 nlb.; t. 2-371 + 44 nlb.
Oprawa:
 twarda
Cena: 
ok. 80 
Ocena recenzenta: 10/10

  1. Więcej na temat patrz: T. Bordzań, Grupa Pułkownika Zieleniewskiego, Biłgoraj 2004. []
  2. Opuszczenia dokonane przez autora recenzji zaznaczone zostały kursywą. W kilku sytuacjach wykorzystane zostały opuszczenia znajdujące się już w publikacji. Ponadto w nawiasach kwadratowych dołączono informację, jakiego roku dotyczy cytowany fragment. []
  3. Z. Klukowski omawia tutaj wizytę marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego na lotnisku Mokre koło Zamościa, która miała miejsce 17 VII 1938 r. []
  4. Chodzi o jedną z grup, które wchodziły w skład zgrupowania wspomnianego wyżej T. Zieleniewskiego. []
  5. Autor omawia wydarzenia, której miały miejsce 10 I 1946 r. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz