Wywiad z prof. W. Zajewskim poświęcony powstaniu listopadowemu |
Dzisiejszego dnia przypada okrągła, 180. rocznica znaczącej w skutkach bitwy z czasów powstania listopadowego. Dokładnie 26 maja 1831 roku nieopodal Ostrołęki (a także w niej samej) miała miejsce jedna z najważniejszych bitew powstania. Z tej okazji przez najbliższe kilka dni publikować będziemy artykuły dotyczące tego wydarzenia. Pierwszym z nich jest wywiad z jednym z najwybitniejszych znawców epoki - prof. dr hab. Władysławem Zajewskim.
Piotr Kołodziej: Panie Profesorze, zacznijmy może od początku. Czy mógłby Pan powiedzieć nam, dlaczego doszło do Nocy Listopadowej? Czy powstanie było nieuniknione? Nie mogliśmy naśladować Czechów lub Finów?
prod. dr hab. Władysław Zajewski: Los konstytucji 1815 był zagrożony, stawała się ona parawanem, listkiem figowym przykrywającym całą złożoną nieprawość, łamanie tejże konstytucji (budżet miał być uchwalany przez sejm, ale to pozostało na papierze), opozycyjnych posłów podstępem rugowano z sejmu 1825 roku. Narastało zagrożenie dla istnienia armii polskiej, nie tyle może z intencji w. ks. Konstantego, co z szeptów w Petersburgu. Aleksander I porzucił liberalne hasła z 1814-1815 zastanawiał się nad użyciem armii polskiej do zdławienia rewolucji karbonarskiej 1820-1821 w Hiszpanii, następnie w Neapolu, w Królestwie Obojga Sycylii. Naturalnym skutkiem takiej aury było przekonanie chyba najmocniej wyrażone przez Maurycego Mochnackiego: „Polacy powstają pod despotycznym rządem bo muszą, a pod liberalnym bo mogą!”
Nie mogliśmy naśladować Finów (przypominam, że niewielki udział w tłumieniu powstania w 1831 mieli także wyborowi strzelcy fińscy!) z prostej geopolityki, którą ongiś tłumaczył nawet sam Mikołaj Nowosilcow: Finlandia, odstąpiona gestem Napoleona w 1808 carowi Aleksandrowi I, leżała na uboczu od głównego szlaku na który napierała Rosja od czasów Katarzyny II, czyli na Zachód. Ambicje podporządkowania państewek niemieckich miał na kongresie wiedeńskim nie tylko zręczny, przebiegły książę Klemens Lothar -Metternich, lecz także Aleksander I, ale tutaj zręcznością odparował i ostudzał te ambicje rosyjskie, austriacki minister spraw zagranicznych. Polska nie mogła w żadnym wypadku naśladować Finów, zważywszy historię i tradycje suwerennego państwa polskiego, które w swoim czasie pod berłem Jagiellonów i pierwszych Wazów było potężnym mocarstwem europejskim. Przecież Finlandia nie miała ani takich tradycji własnej państwowości, ani tez takich możliwości, by urządzać powstania narodowe! Czesi od czasów bitwy pod Białą Górą (1620) pozbawieni byli szlachty, bo ona wyginęła boleśnie w tej bitwie. Wreszcie Czesi byli tylko pod jednym zaborcą to jest Austrią, która po reformach lat 60-tych w XIX stała się stosunkowo łagodną monarchią i nie istniała tam możliwości wywózki Czechow na Sybir, ani też rząd centralny w Wiedniu nie miał takich możliwości ani intencji.
Rozbiory najboleśniej uderzyły w Polaków, zarzewiem oporu duchowego i fizycznego mogła być tutaj i była tylko szlachta. To ona wciągała inne grupy społeczne (także i chłopów do walki).Francuski socjalista Pierre Joseph Proudhon w korespondencji swojej dowodził, że w ogóle nie byłoby powstań w Polsce, gdyby nie kardynalny błąd Katarzyny II. Ona po rozbiorach po prostu powinna była całą szlachtę polską wyrżnąć lub wyekspediować na Sybir!
Dlaczego powstanie rozpoczęło się akurat 29 listopada 1830 roku? Jak bardzo było to związane ze, słynną już, sprawą Belgii?
- Sprzysiężenie Piotra Wysockiego w Szkole Podchorążych Piechoty w rzeczy samej planowało powstanie zbrojne wiosną 1831 (ale nie z tytułu braku awansów, ten uproszczony błąd ciągle się powtarza w publicystyce!),ale jesienią 1830 drastycznie zmieniła się sytuacja polityczna w Europie. Właściwie można mówić o potężnym przełomie już po rewolucji lipcowej we Francji i detronizacji Karola X (Burbona!) Wiedeń i Petersburg były ogromnie zaniepokojone. Ale czarę goryczy przelała sierpniowo-wrześniowa rewolucja w Brukseli, gdzie 26 września 1830 powstał rewolucyjny Rząd Tymczasowy. Zwołany Kongres Narodowy (forma tymczasowego parlamentu) ogłosił 4 października deklarację niepodległości i oderwanie się od Holandii. Dalszą konsekwencją tej rewolucji stało się zdetronizowanie Wilhelma I z dynastii Orange- Nassau (24 XI 1830), co było już wręcz prowokacją dla mocarstw Świętego Przymierza i naturalnie zagrożeniem „ładu wiedeńskiego”. Na reakcję zaniepokojonych mocarstw nie trzeba było długo czekać. Londyn domagał się pacyfikacyjnej konferencji pięciu mocarstw, licząc, ze uda się zapewnić jakąś formę autonomii dla Belgii ale pod berłem monarchy holenderskiego. Natomiast odpowiedź Petersburga brzmiała jak trąbka wojenna. Mikołaj I, brat zmarłego Aleksandra I, znany już Europie z brutalnego stłumienia nieudanej rewolty dekabrystów (w 1825) wydal rozkaz 17 października postawienia armii w stan gotowości bojowej na 22 grudnia 1830. W pacyfikacji Belgii miała także uczestniczyć armia polska, łącznie siły kontrrewolucji miały liczyć 60 tys, żołnierzy.
Minister finansów Królestwa Polskiego książę Ksawery Drucki- Lubecki otrzymał polecenia przygotowania finansów na ten cel. Rozkaz Mikołaja I został przedrukowany w prasie warszawskiej 18 i 19 października 1830 i stał się znany całej Warszawie. Mikołaj I nie przewidział tylko jednego; reakcji Polaków. W tej armii sprawnej, dobrze wyćwiczonej nie wygasły do cna tradycje napoleońskie i „dla Polaków było ostatnią zniewagą iść razem z kozakami przeciw ludowi co broni wolności!” Przywódcy Sprzysiężenia zrozumieli, że wyprowadzenie wojska polskiego na wojnę europejską oznacza likwidację zarówno armii polskiej (pociągnęłoby to jej wcielenie w struktury armii rosyjskiej),jak też skasowanie przyznanej w Wiedniu autonomii. Sprzysiężenie wiedziało też, iż de facto zostało rozpracowane przez policję tajną w. ks. Konstantego i Mikołaj nakazał bezwzględne aresztowania wszystkich podejrzanych. Ale nie to ich wzburzyło lub zatrwożyło. Pochód na Belgię był nie możliwy do zaakceptowania! Niezależnie czy Mikołaj I zastosował bluff by zastraszyć opinię liberalną w Europie, czy faktycznie do takiej interwencji zmierzał, sprowokował Polaków do wywołania insurekcji listopadowej. Miał przeto i on swój udział w tym akcie.
Tak oto powstanie planowane na wiosnę 1831 - wybuchło 29 listopada 1830. Wynikło ono z ogólnej sytuacji politycznej w Europie, w wybranym natomiast dniu 29 listopada 1830 warty w stolicy miał sprawować pułk 4-ty piechoty liniowej, którego kadra oficerska była wciągnięta do konspiracji, bez jego pomocy powstańcy acz dzielnie tej nocy wspierani przez ludności cywilną Starego Miasta (ok. 30 tys. ludności uczestniczyło w walkach!), nie opanowali by Arsenału. A to był moment kluczowy tej nocy.
Panie Profesorze, zadam teraz jedno z najpowszechniejszych pytań, jakie pojawiają się w dyskusjach na temat tegoż powstania. Jak Pan Profesor sądzi, czy powstanie listopadowe miało sens? Czy może było olbrzymim błędem politycznym ?
- Tak postawione pytanie nadmiernie upolitycznia to, co jest tematem już historii, ale naturalnie jest cząstką, bardzo istotną tradycji narodowej. Eseje pana Tomasza Łubieńskiego „Bić się czy nie bić” z lat 70 i 80-tych XX wieku starały się postawić ówczesną ekipy rządowe w trudnej sytuacji ustosunkowania się do ciągle żywej tradycji narodowej. Społeczeństwo polskie naturalnie pamiętało ogromny skandal jaki wybuchł w kraju w 1967/1968 p zdjęciu przez tow. Gomułkę ze sceny Teatru Narodowego „Dziadów” Adama Mickiewicza w inscenizacji Kazimierza Dejmka. Tradycja narodowa jest z jednej strony esencją, ostoją jedności, z drugiej strony potężnym demiurgiem energii w sytuacji, gdy naród czuje się zniewolony przez silniejsze mocarstwo lub też formy rządu nie są zgodne z regułami autentycznej demokracji parlamentarnej. Tej ostatniej wszakże w Polsce pojałtańskiej nie było. Taka sytuacja nieuchronnie aktualizowała powstanie listopadowe, którego tradycja stawała się wygodnym argumentem w krytykowaniu nadmiernej spolegliwości polskich władz wobec „opiekuńczego” partnera radzieckiego.
Musimy oddzielić to co należy do przedmiotu historii, do badań historiografii od tego co jest tradycją, zaiste piękną tradycją, od tego co jest naszą teraźniejszością i rzeczywistą polityką państwa. W sumie zabrakło dystansu intelektualnego do zdarzeń utrwalonych już w podręcznikach historii. Czyli mówiąc o powstaniu listopadowym chcemy mówić o historii, o przeszłości, nie zaś o naszych bieżących problemach geopolitycznych w zmieniającym się bezustannie świecie. Czyli mówmy o historii a nie o bieżącej polityce, udając, że mówimy o historii. Zacytuję tutaj rozsądną – moim zdaniem - wypowiedź prof. Hansa Heninga Hahna: „Nie ma sensu dzisiaj spierać się o niewykorzystane szanse powstań XIX-wiecznych. To się stało tak jak się stało.”
Wyraziłem wówczas na sesji międzynarodowej w Lublinie w KUL-u w 170 rocznicę Nocy Listopadowej swoją opinię w obecności T. Łubieńskiego: „Problem nieustannego pytania «Bić się czy nie bić» budzi moje zdumienie. Nie jesteśmy przecież Szkołą Podchorążych, która ma rozstrzygnąć czy mamy się bić czy nie!”
Skoro powstanie 1830 roku jest od dawna przedmiotem badan historiografii i to nie tylko polskiej, to czytelnikowi należy wytłumaczyć dlaczego ówcześni Polacy, z inicjatywy elity tego narodu czyli szlachty, podejmowali tak wielkie ryzyko. Aby na to odpowiedzieć należy tylko przypomnieć, bo wielu młodych ludzi już o tym nie wie niestety, że w 1797 została przypieczętowana całkowicie i nieodwołalnie likwidacja państwa polskiego przez trzy mocarstwa(Rosję, Prusy i Austrię). naturalnie było to pogwałceniem zarówno woli narodu polskiego, jak też i prawa międzynarodowego. Trzy mocarstwa dokonały gwałtu nie tylko na mapie Europy, ale na etyce cywilizowanych społeczeństw.
Na kongresie wiedeńskim 1814-1815 dokonano podziału „łupów” po imperium napoleońskim; okrojone Księstwo Warszawskie zostało „na zawsze połączone z Cesarstwem Rosyjskim” (art. 1 Konstytucji Królestwa Polskiego z 27 listopada 1815); art.8 przewidywał, że politycznie Królestwo Polskie będzie reprezentowane przez dyplomację rosyjską. Pocieszeniem był art.10, że „wojsko polskie nie będzie nigdy użyte za granicami Europy”. Tkwiło wszakże w narodzie polskim głęboko zakotwiczone przekonanie, że drastycznie okrojone Królestwo Polskie nie wyraża dążeń narodu do autentycznej restytucji państwa i dał temu wyraz okryty już legendą Tadeusz Kościuszko w liście z Wiednia do ks. Adama Czartoryskiego(20 VI 1815), wówczas jeszcze najbliższego powiernika Aleksandra I-go. Kościuszko wyrażał wdzięczność za przywrócenie Królestwu imienia polskiego, lecz „imię samo nie stanowi narodu, lecz wielkość ziemi z obywatelami. Przyobiecane mnie i wielu drugim wiadome przywrócenia kraju do Dźwiny i Dniepru lecz dawnych granic Królestwa Polskiego nie widzę zapewnienia…” Dalej argumentował Kościuszko, iż w tak okrojonym państewku „Rosjanie traktować nas będą jak podległymi im, gdyż tak szczupła garstka populacji nigdy się obronić nie zdoła intrydze, przewadze i przemocy Rosjanów”. Kościuszko nie był wszak apologetą Napoleona, nie uczestniczył w legionach gen. J. H. Dąbrowskiego, a jednak wyraził najlepiej to, co myśleli nie tylko dawni wiarusi napoleońscy ale cale młode pokolenie urodzone po 1800 roku. Z braku miejsca nie będę kreślił jak narastała opozycje sejmowa w Królestwie Polskim i jak z upływem lat konstytucja stawała się fikcją, bo jak napisał jeden z pamiętnikarzy „konstytucja leżała na stole a pod stołem leżał bat!”
Czy Polacy mieli praktyczne możliwość nacisku na Petersburg, aby Aleksander I spełnił głoszone i w Puławach i w Wiedniu obietnice, że przyłączy do Królestwa Polskiego Litwę? Nie mieli żadnej. Dlatego prof. Szymon Askenazy uznał, że powstanie 1831 roku było właściwie wojną o Litwę. Ta Litwa była najcenniejszą zdobyczą imperium Katarzyny II i naturalnie ani Aleksander I, mało tak kochany przez współczesną historiografię rosyjską, ani żaden inny car takiego gestu by nie uczynił. Zdobyczy terytorialnych to mocarstwo dobrowolnie nie oddaje.
Na kongresie wiedeńskim zostało właściwie w akcie finalnym scementowane współdziałanie Rosji, Austrii i Prus w utrzymaniu faktów dokonanych czyli rozbioru państwa polskiego, a przy dziale Anglii i Francji utrwalono stabilizację anty napoleońską w Europie. Odtąd glos decydujący w Europie należał do pięciu głównych mocarstw: Rosji, Anglii, Austrii, Prus i Francji. Miało to zabezpieczyć Europę przed próbą dominacji jednego tylko mocarstwa czyli powtórzenia ambicji napoleońskich.
Wszelkie zmiany terytorialne mogły być zatem dokonane wyłącznie za aprobatą dyplomacji tych państw. Ta stabilizacja powiedeńska (pentarchia) miała być antyrewolucyjna, anty anarchiczna i możliwie antyliberalna. Konstytucja z 1815 nie miała żadnej gwarancji międzynarodowej, uznano, że to był akt jednostronnego dobrodziejstwa Aleksandra I i skoro mógł ją nadać Polakom, to i mógł konstytucję ograniczyć lub skasować. Ograniczył i to szybko bo już w 1820, znosząc wolności druku i prasy.
Wiele było później poglądów na temat powstania i jego dowódców. Pojawiały się też różnego rodzaju wierszyki, przyśpiewki... Fragment jednego z najsłynniejszych chyba satyrycznych paszkwili emigracyjnych brzmiał: „Chłop nas zdradził, Skrzynka przyskrzyniła, Kruk oko wydziobał, Ryba zatopiła”. Czy zgadza się Pan Profesor z tym stwierdzeniem? Czy ten ułamek wierszyka potwierdza się w faktach?
- Wiadomo, że klęska (militarna!) nie ma ojca. O tym wie każdy historyk. Ale poszukiwanie przyczyn klęski militarnej (bo nie politycznej, nie było wszak kapitulacji politycznej przed Mikołajem I, emigranci uznali ten akt jednie za przegraną bitwę) w nieudolności i błędach lub tez domniemanej zdradzie polskich generałów- jest nieporozumieniem, jest konsekwencją złego postawienia pytania. Bo wojny nie są rozstrzygane li tylko w wyniku talentów wodzów naczelnych. Królestwo Polskie liczące w tym momencie 4 mln 200 tys. mieszkańców, składające się z 8 województw, bez dostępu do morza, sąsiadujące od północy i zachodu z wrogimi Prusami, od południa z Austrią kanclerza Metternicha (zaciekły wróg insurekcji), zmierzyło się z Rosja liczącą wtedy 53 mln ludności, to państwo mogło wystawić ponad 400 tys. armię z ponad 1000 dział! To Rosja miała do swej dyspozycji fabryki broni i amunicji, które były zakazane w Królestwie Polskim! Prusy i Austria już w styczniu 1831 nałożyły embargo na dostawy broni i amunicji do Królestwa Polskiego, ściśle tez kontrolowaną pocztę i wszelkie listy. Naturalnie do stłumienia polskiego powstania Mikołaj I nie potrzebował mobilizacji całej 400 tys. armii. Zgromadził pod dowództwem feldmarszałka Dybicza 127 tys. bagnetów i szabel oraz blisko 400 dział.
Takie siły wkroczyły do Królestwa Polskiego 5 i 6 lutego 1831,wzmocnione potem zostały o dalsze 48 tys. żołnierzy. Przeciw tej armii mogliśmy wystawić, łącznie z nowymi pulkami po 29 listopada 1830, około 40 tys. bagnetów i szabel. Czy gen. Józef Chłopicki zdradził ? Prof. Wacław Tokarz zarzucił mu ciężkie błędy, bardzo ciężki błędy logistyczne i polityczne, (wypuszczenie korpusu Wielkiego Księcia Konstantego w wyniku umowy w Wierzbnie i rezygnacja z zajęcia Siedlec), ale wykluczył zdradę, więc nie da się go porównać ani z postępkiem francuskiego gen. Charlesa Dumourieza, który w 1793 przeszedł na stronę Austriaków w Belgii, ani z podejrzanym o zdradę belgijskim gen. Nicolasem Daine’ m pobitym na głowę przez Holendrów 8 sierpnia 1831, którzy w niecałe 10 dni rozbili 34 tys. armie belgijską, a Bruksela ocalała przed kapitulacją tylko dzięki francuskiej zbrojnej interwencji. Gen. Chłopicki pod Grochowem 25 lutego 1831 pokazał lwi pazur feldmarszałkowi Dybiczowi. Nie był naturalnie postacią pełną cnót obywatelskich jakim nakreślił go Wyspiański w przepięknym dramacie „Warszawianka”. Chłopicki i nie mógłby raczej powtórzyć słów Napoleona do ministra Metternicha wypowiedzianych w 1813 roku: „duszę moją ukształtowano z marmuru…”
Przy wszystkich popełnionych błędach także przez gen. Skrzyneckiego, to jednak pamiętajmy, że sam Mikołaj I na wieść, że gen .Skrzyneckiego powołano w 1839 na szefa armii belgijskiej (in spe ) w oczekiwaniu na inwazję Holendrów, napisał do feldmarszałka Paskiewicza, że Skrzynecki „jest najzdolniejszy ze wszystkich generałów belgijskich!”
Napoleon w pewnym miejscu dowodził w 1813, że każdy człowiek posiada pewien pułap swoich możliwości. Tak więc oczekiwanie niektórych historyków i publicystów, że armia polska była wypełniona tylko nieco mniejszymi „Napoleonami”, którzy pobiliby na głowę wyćwiczoną i zaprawioną w bojach z Turcją armię rosyjską, oderwane jest całkowicie od realiów. W poszukiwaniu zdrady w własnych szeregach zapomniano, że w. ks. Konstanty organizował tylko parady, ale nigdy autentycznych bojowych manewrów wojskowych, były tylko sprawdziany fizycznej wytrzymałości, ale żadnego współdziałania różnych rodzajów broni itp. Te niedostatki wyszkolenia naszej kadry w całej pełni ujawniły się podczas wojny w 1831 roku.
W tym kontekście nie sposób nie zapytać o dzisiejszą rocznicę. Czy klęska pod Ostrołęką była dowodem nieudolności wodza naczelnego gen. Jana Skrzyneckiego?
- Przypomnę najpierw, że przed wodzem naczelnym roztoczył oryginalny plan rozbicie Dybicza szef polskiego sztabu gen. Wojciech Chrzanowski. Nadarzyła się okazja, bo feldmarszałek usiłował uderzyć rozproszonymi korpusami na główne siły polskie pod Kałuszynem skoncentrowane. Plan gen. Chrzanowskiego nie wypalił, bo generalny kwatermistrz gen. Ignacy Prądzyński storpedował ten plan strasząc gen. Skrzyneckiego wielkim ponoć nieuchronnym ryzykiem w wypadku jego zaakceptowania. Rezultatem tej scysji czy tez rywalizacji obu generałów Chrzanowskiego i Prądzyńskiego, było wyprawienie szefa sztabu z misją uratowania korpusu gen. Józefa Dwernickiego na Wołyniu. Niestety, wyprawa gen. Dwernickiego zakończyła się katastrofą, wysiłek gen. Chrzanowskiego został zmarnowany.
Aby zmazać fatalne wrażenie nieudolnej wyprawy gen. Dwernickiego, wódz naczelny w porozumieniu z gen. Prądzyńskim skorygowali plan już wcześniej rozważany przez gen. W. Chrzanowskiego, uderzenia na gwardie cesarskie. Były to doborowe pulki rosyjskie nasycone młodzieżą arystokratyczną, a liczyły one 21 tys. bagnetów, 7500 szabel i 80 dział.
Wódz naczelny gen. Skrzynecki zgromadził w Serocku aż 44 tys. bagnetów i szabel oraz 108 dział. Wszystko zależało teraz od szybkości i zręczności strategicznej strony polskiej. Gen. Skrzynecki sprawdzał się bardzo dobrze w obronie, ale do działań zaczepnych nie miał serca, ani też bogatego doświadczenia i wyzuty był z tej piorunującej decyzji i szybkości typowej dla Napoleona. Z jednej strony bał się odcięcia od Warszawy, z drugiej strony chciał mieć gwarancję przed uderzeniem na gwardie zajęcia przez stronę polską Łomży, aby mieć komunikację z Litwą. Możliwe, że zadziałały inne hamulce, które go paraliżowały, bo z jednej strony naciskali go konserwatywni posłowie, aby nie wystawiał młodzieży polskiej na rzeź, więc tym posłom w kuluarach obiecywał, że będzie Fabiuszem Kunktatorem i unikać walnej bitwy, drugiej strony musiał zdawać sobie sprawę, że rozbicie gwardii cesarskiej przekreśli wszelkie możliwości rokowań z Rosją. Był niewątpliwie świadom nikłych rezerw ludzkich strony polskiej. Dodatkowym elementem był fatalny stan dróg, błota, bezdroża i fakt leniwego pościgu polskiego za gwardiami, które rozłożyły się miedzy Ostrołęką- Śniadowem i Andrzejowem.
Gen. Skrzynecki rozdzielił siły polskie na trzy kolumny. Kolumnie gen. Bogusławskiego rozkazał opanować mosty na Bugu (liczyły te siły 12 tys. żołnierzy). Druga kolumna pod gen. H. Dembińskim( 4 tys. żołnierzy) miała opanować mosty na Narwi z perspektywą zajęcia Łomży, sam wódz naczelny z najsilniejszą kolumną maszerował trudną drogą Przetycz-Długosiodło- Wąsewo, w trakcie tej błotnej trudnej drogi, gen. Prądzyński odesłał część artylerii oraz amunicji ! Mimo tych kilku błędów gen. Skrzynecki mógł dopaść 20 maja gwardie, ale czas już działał na rzecz strony rosyjskiej. Ks. Michał poinformowany, że gen. Skrzynecki szykuje nań żelazne uderzenie zaczął z gwardiami uciekać ze Śniadowa na Tykocin. Także zaskoczony informacjami swego wywiadu, feldmarszałek Dybicz ruszył z głównymi silami na pomoc gwardiom. W tych okolicznościach doszło do bitwy pod Ostrołęką, bitwy bardzo zacieklej i niezwykle krwawej. Biograf gen. Ignacego Prądzyńskiego prof. Czesław Bloch napisał, ze za zmarnowanie wyprawy na gwardie cesarskie, „nikt i nigdy nie zdoła Skrzyneckiego usprawiedliwić”. Ale sam gen. Prądzyński nie jest tutaj bez winy, to on przecież odesłał część artylerii i amunicji, to on opracował na dzień bitwy pod Ostrołęką „koronkowy plan zasadzkowy”, to on pełnił; wówczas funkcje i szefa sztabu i kwatermistrza generalnego!
Na siły polskie pędził teraz Dybicz z 35 tys. armią oraz 148 działami. Zawiódł nasz wywiad wojskowy na ten czas. Gen. Skrzynecki mógł jeszcze szybko wycofać się przez Ostrołękę za rzekę Narew, a następnie przez Serock i Modlin wrócić do Warszawy. Wódz naczelny chciał bardzo zademonstrować jednak, że nie lęka się walki z Dybiczem, że nie ucieka przed nim. Przyjął tedy wraz z gen. Prądzyńskim bardzo ryzykowany plan utrzymania linii obronnej wzdłuż rzeki Narwi wraz z utrzymaniem miasta Ostrołęki oraz Łomży w ręku polskim, co miało zabezpieczyć naszą komunikację z Litwą. W tej dramatycznej bitwie z 26 maja 1831 Polacy stracili ponad 7 tys. zabitych, rannych i jeńców. Straty rosyjskie wniosły 127 oficerów, 5700 żołnierzy i podoficerów.. Jak pisze prof. Tokarz, sam generał Prądzyński acz dzielnie prowadził 5 pułk piechoty na szańce przedmostowe Ostrołęki, w istocie rzeczy szukał na polu bitwy śmierci żołnierskiej. Świadom był, ze mimo woli stał się współodpowiedzialnym za rezultat tej bitwy.
Wódz naczelny gen. Skrzynecki „na polu walki był nieustraszony, niewzruszony stał jak sztandar widoczny wokół którego wszyscy się zbierali” (opinia por. Mariana Brzozowskiego). W trakcie nocnej narady na polu bitwy zadecydowano większością głosów na odwrót do Warszawy. Fatalne skutki bitwy ostrołęckiej, mimo szaleńczej ofiarności i odwagi polskiego wojska, leżą nie w stratach ludzkich, niewątpliwie bardzo bolesnych, ale w utraceniu inicjatywy bojowej, która od tej pory przejdzie w ręce Rosjan.
Właśnie, ostrołęcka batalia była fatalna w skutkach, ale czy prawdziwa jest obiegowa opinia, iż zadecydowała ona o losach powstania 1831 roku?
- Feldmarszałkowi Dybiczowi udało się nieoczekiwanie zdać bolesny cios powstańcom, ale ta klęska nie przekreśliła możliwości dalszego prowadzenia wojny. Na przykład prasa belgijska która bacznie śledziła wszystkie szczegóły batalii w Polsce sygnalizowała bardzo trafnie: „Triumf świętej sprawy polskiej zależy wyłącznie od sukcesów insurekcji litewskiej oraz w pozostałych prowincjach dawnej Polski, znajdujących się obecnie pod władzą Rosji” (Le Courrier belge nr 194 z 13 lipca 1831). Bardzo przygnębiającą wieścią dla liberalnej opinii europejskiej stał się informacja o załamywaniu się tej insurekcji na Litwie i przejściu pod naporem sil rosyjskich korpusów generałów Rolanda, Chłapowskiego i Giełguda(na dobitkę ten ostatni został zastrzelony przez zdesperowanego Polaka) w granice monarchii pruskiej. Sygnały życzliwej Polsce europejskiej prasy liberalnej, że upadek insurekcji na ziemiach zabranych, zwiastuje niepomyślny finał wojnie polskiej z despotą Mikołajem, okazały się niestety prognozą nader realistyczną.
Czy wódz naczelny mimo tych niepowodzeń miał jeszcze realne szanse ocalenia powstania?
- Bardzo niewielkie, ale zaistniały. Chodziło o bardzo niebezpieczny marsz feldmarszałka Paskiewicza i przeprawę armii rosyjskiej przez Wisłę pod Osiekiem, przy aktywnej pomocy sprzętu pruskiego. Tej przeprawie miedzy 15 a 20 lipca na lewy brzeg Wisly, bo Paskiewicz zaplanował uderzenie na Warszawę od strony zachodniej, gen. Skrzynecki przypatrywał się bezczynnie. Przed oficerami sztabowymi zasłaniał się cytatem Napoleona, że „w żadnym wypadku nie można zabronić nieprzyjacielowi przeprawy przez rzekę…”
Ta bezczynność wodza naczelnego w tym decydującym momencie, kiedy mógł z Modlina zadać miażdżący cios wojskom Paskiewicza, od dawna zastanawia historyków. Jak wytłumaczyć bezczynność wodza naczelnego w tym momencie? Na emigracji prezes ostatniego już Rządu Narodowego Bonawentura Niemojewski zinterpretował to wydarzenie całkiem jasno i otwarcie, a wiedział przecież sporo na ten temat. Francuski dyplomata wysłany w specjalnej misji do Berlina gen. August Karol Flahaut miał uzgadniać szczegóły w sprawie niepodległości Belgii, ale co do Polski miał tam radzić powściągliwość . To właśnie gen. Flahaut z Berlina wystosował pilny list do gen. Skrzyneckiego w którym to liście (wg. B. Niemojowskiego) „minister Sebastiani skierował do nas w imieniu swego rządu z radę przeciągnięcia jeszcze walki o dwa miesiące i unikania w tej sytuacji rozstrzygnięć decydujących. Wódz naczelny armii polskiej, którego władza była nieograniczona, zastosował się do tej rady. Nasza klęska późniejsza była wynikiem tej inspiracji.” Tak oto dyplomacja zachodnia Anglii i Francji zajęta głównie rozwiązaniem sprawy niepodległości Belgii, poświęciła na ołtarzu sprawę insurekcji w Polsce, aby pozyskać aprobatę Rosji.
Niestety... Cóż, powstanie zakończyło się jak się zakończyło, dzisiejsza rocznica również nie jest rocznicą wesołą, lecz z pewnością warto o powstaniu (i nie tylko o nim) mówić. Bardzo Panu dziękuję, Panie Profesorze, za niezwykle interesującą rozmowę. Wszystkich zaś Czytelników zapraszam do lektury książek Pana Profesora, materiałów zamieszczonych na łamach naszego portalu oraz innych dzieł traktujących o polskiej historii.
* prof. dr hab. Władysław Zajewski (ur. 1930) - historyk, intelektualista, poeta. Wybitny znawca XVIII i XIX wieku, specjalista historii Polski pod zaborami, jeden z najwybitniejszych historyków powstania listopadowego.
Przez wiele lat związany m.in. z Instytutem Historii PAN, Uniwersytetem Łódzkim, Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetem Warszawskim, Uniwersytetem Gdańskim, Wyższą Szkołą Humanistyczno-Ekonomiczną we Włocławku, Ateneum – Szkoła Wyższą.
Autor ponad 650 publikacji, w tym tak słynne i wielokrotnie nagradzanych jak Powstanie Listopadowe (Polityka - Wojna - Dyplomacja), Polska - Belgia – Europa, czy Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne - Militaria - Europa wobec powstania(red.), a także kilku tomików poezji.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Panie Profesorze, Pan najlepiej przedstawia tamte trudne dzieje: ciekawie, obiektywnie i bardzo obrazowo, o których czytając z zapartym tchem, można sobie to wszystko wyobrazić.
Znowu się czegoś nauczyłam
Maria F. - absolwentka ATENEUM:-)
Panie Profesorze, jest pan ekspertem w swojej dziedzinie, ale w paru kwestiach jest Pan jednak mocno tendencyjny. Absolutnie nie mogę się zgodzić z tym, że jak zwykle winni byli wszyscy dookoła tylko nie polskie elity polityczne. Pominął Pan kilka moim zdaniem istotnych faktów. Po pierwsze car Aleksander I był człowiekiem światłym i otwartym, poważnie myślał nad wprowadzeniem monarchii konstytucyjnej w Rosji, a Królestwo miało być próbką takich rządów. Dziwna to podległość gdy ludność kraju podległego ma większe prawa od ludności kraju domunującego, a tak było bo car swoich rosyjskich poddanych w porównaniu z polskimi traktował jak bydło. Po drugie po rozbiciu armii napoleońskiej Aleksander I zachował się wyjątkowo szlachetnie oferując wszystkim polskim oficerom etaty w armii Królestwa, ten znienawidzony książe Konstanty był polonofilem, dbał o weterenów z armii napoleońskiej „bohaterscy” podchorążowie podczas ataku na Belweder zabili właśnie dwóch weteranów inwalidów z pod Smoleńska. Zupełnie nie zgodzę się, że urządzano parady i źle szkolono wojsko, Konstanty oglądał szkołę w West Point i na niej wzorował szkołę podchorążych, owszem dawał im mocno w d... co szlachetnie urodzonej młodzieży było na pewno nie w smak, ale poziom wyszkolenia uważam, że był doskonały. Wreszcie jeśli chodzi o ogranicznie przywilejów Konstytucji KP to przypomnę, że z pierwszą inicjatywą w tej sprawie wystąpił do cara Aleksandra pierwszy Sejm wybrany przez polską szlachtę, a chodziło o likwidacje wolności osobistej chłopów którą dostali w Księstwie Warszawskim i ponowne wrzucenie ich w dyby. Polska szlachta nie była elitą, tylko najgorszym szambem polskiego narodu.
Muszę dodać jeszcze jedną rzecz, odnośnie przebiegu działań wojennych, to że powstanie rozprzestrzenił o się i odniosło pierwsze sukcesy wynikało m.in. z polityki Konstantego, który liczył, że polska armia sama je stłumi i odbierając tym samym argumenty Nowosilcowowi, który od dawna domagał się bardziej radykalnej polityki wobec Królestwa Polskiego. Porównując siłę wojsk, warto wspomnieć też, że znacznie słabsze Księstwo Warszawskie było w stanie wystawić 115 tys. wojska, a po zajęciu terenów zaboru rosyjskiego zwiększyć jej liczebność do 150 tys. Był to czas kiedy kończyły się armie oparte na młodzieńcach z arystokracji, szczególnie w krajach gdzie szlachta stanowiła niecały procent ludności. Przekonały się o tym niecałe 40 lat wcześniej Prusy, Anglia i Hiszpania, gdy zorganizowały ekspedycję karną do Francji w celu obalenia republikańskieg o rządu i w starciu z francuską gwardią z powszechnego zaciągu zostały starte z powierzchni ziemi. Fakty są brutalne to obcy uwolnili 80% Polaków z kajdanów, w które nie zakuli ich ani Rosjanie, ani Austriacy, ani Niemcy, tylko ludzie mówiący tym samym językiem.
Szanowny Panie Pawle,
Musi Pan jeszcze sporo poczytac i to w dodatku ze zrozumieniem, zanim zacznie Pan publicznie zabierać głos w sprawch, o których na razie ma Pan bardzo uproszczone, lub zupełnie wypaczone pojęcie. Zwłaszcza ta bajeczka o Konstantym w West Point robi wrażenie i daje pojęcie o Pana ogólnej oreientacji tak co do osoby Konstantego, jak i epoki w której armia amerykańska i West Point nie rzucało jeszcze w Europie nikogo na kolana - i jeszcze długo długo nie. Konstanty nigdy w Stanach Zjednoczonych nie był i wątpię by West Point oglądał nawet na obrazku. Co do szlachty, jako „najgorszym szambie polskiego narodu”, brzmi to jak cytat z epoki stalinowskiej. A wiesz ty gminny synu, że w owej epoce poza szlachtą w zasadzie nie było jeszcze świadomych narodowo Polaków. A zatem wszystko co podłe w postawie ówczesnych elit jak i wszystko co wzniosłe szlachetne i czci godne, było ze szlachty. Armie oparte na młodzieńcach z arystokracji???? - to niby które i w jakiej epoce? Ciekawe ilu by się tych błękitnokrwisty ch młodzieńców do armii uzbierało - kompania czyli 120 ludzi i to z wysiłkiem. pozostałe setki tysięcy to chłopi z poboru. Ech - zresztą szkoda gadać ...
nareszcie jakaś opinia historyka o powstaniu listopadowym!! 😀
ten wywiad bardzo mi pomógl dziękuje! 🙂