„Przełom. Bitwa pod Gorlicami-Tarnowem 1915” - R.L. DiNardo - recenzja


W 2012 r. wydawnictwo Rebis wydało książkę Richarda L. DiNardo Przełom. Bitwa pod Gorlicami-Tarnowem 19151. Tłumaczenia dokonał Jan Szkudliński zajmujący się frontem wschodnim I wojny światowej, a redakcji merytorycznej – prof. dr hab. Tomasz Schramm. Autor znany jest m.in. z biografii konfederackiego generała Jamesa Longstreeta2. Zajmował się także działaniami w czasie II wojny światowej. Teraz jednak wkroczył na front Wielkiej Wojny. 

Deklaracja programowa

Na początek kilka cytatów, w których autor nakreślił cel swej pracy. Według niego jest nim:

nakreślenie przebiegu niemiecko-austro-węgierskiej ofensywy przeciwko Rosjanom pod Gorlicami w maju 1915 roku. [...] Innym interesującym aspektem taktycznym ofensywy było użycie piechoty do rozwinięcia przełamania. Chociaż w późniejszych wazach ofensywy brała udział kawaleria, głównie austro-węgierska, nie odegrała żadnej roli ani w uzyskaniu, ani w rozwinięciu przełamania. Niniejsze studium ma na celu wyjaśnienie, dlaczego tak się stało”.

DiNardo w tym samym miejscu dodaje:

„łącznie ta analiza bitwy pod Gorlicami pozwoli czytelnikowi spojrzeć na kampanię dobrze ilustrującą komplikacje szczebla strategicznego, operacyjnego i taktycznego, z jakimi wiązało się prowadzenie operacji wojskowych w I wojnie światowej. Z powodu względnego niedostatku prac na temat frontu wschodniego I wojny światowej, nawet znawcy tematu powinni znaleźć nowe informacje na łamach tej książki. Jeśli zatem badacz historii I wojny światowej dzięki lekturze niniejszej pracy lepiej zrozumie wojnę, a zwłaszcza front wschodni, wówczas osiągnięty zostanie zamierzany cel”.

Twarda rzeczywistość

Pierwsza niespodzianka czeka czytelnika już na stronie ze spisem treści. Okazuje się bowiem, że tytuł jest „chwytem marketingowym”, gdyż książka poświęca bitwie pod Gorlicami aż... 20 stron. Poprzedzają ją opisy tła strategicznego, wojny koalicyjnej i sił i przygotowań (głównie niemieckich i austro-węgierskich, gdyż Rosjanie są zmarginalizowani).

Owszem te elementy są cenne i potrzebne, ale zajmują łącznie ponad 60 stron. Kolejne 45 to opis dalszego ciągu kampanii galicyjskiej (aż do zajęcia Lwowa), a blisko 50 dalszych stron DiNardo poświęcił na przedstawienie kolejnych kampanii na froncie wschodnim w 1915 r. (łącznie z ofensywą nad Narwią, chociaż w źródłach i literaturze niemieckiej i rosyjskiej funkcjonują one zupełnie odrębne).

Następnie znajduje się Spis map. W książce jest ich raptem 7, ale to w zasadzie nie ma znaczenia. Nie można z nich praktycznie wyciągnąć żadnych informacji. Dlaczego? Nawet nie dlatego, że nie ma na nich skali. Na ogromnej większości nie ma Rosjan.  Jest tylko front, parę strzałek i coś w stylu „/\/\” mające oznaczać Karpaty. Rzeki czy inne pasma wzniesień nie zostały uznane za godne naniesienia. Nie ma nawet Bagien Poleskich.

Nie brakuje za to w książce błędów i przeinaczeń. Choćby poczynając od tego, że według autora pod Tannenbergiem miała zostać zniszczona rosyjska 1 Armia. Falkenhayn zaś „skacze” w pierwszym rozdziale po stopniach między generałem porucznikiem a generałem pułkownikiem, którego nota bene nigdy nie osiągnął. Zresztą podobnie jest w paru innych przypadkach.

Autorowi zdarza się przeczyć sobie samemu. Otóż na początku pisze, że galicyjskie drogi są dobre (s. 52, 55), a następnie przez resztę książki narzeka na nie.

Z ciekawostek można jeszcze wskazać, iż według autora istniało „Niemieckie Ministerstwo Wojny”, które nawet wydało jakiś dokument, do którego DiNardo nawet dotarł. Niestety w przypisie nie podał ani nazwy archiwum, ani sygnatury, więc niestety inni historycy nie zdołają potwierdzić istnienia tej instytucji. Przypomnę tylko, iż w Rzeszy siły zbrojne składały się kontyngentów, a Prusy, Bawaria, Saksonia i Wirtembergia miały własne ministerstwa wojny, a wspólny dla Rzeszy był tylko Wielki Sztab Generalny.

Jeszcze kilka słów na temat podstawy źródłowej. Kwerendy we Wiedniu autor nie przeprowadzał, gdyż jeden z kolegów podzielił się z nim „licznymi kopiami dokumentów„, dzięki czemu autor zaoszczędził ”wiele czasu i pieniędzy” . Tyle tylko, że uzyskane dokumenty mają bardzo luźny związek z bitwą pod Gorlicami czy kampanią galicyjską. Nie ma w nich ani raportów z walk, ani dzienników bojowych, które z pewnością rzuciłyby światło na kwestie taktyczne. Zapis sygnatur z Bayerische Hautpstaatsarchiv wydaje się nieco tajemniczy, ale chwali się, że autor dotarł do materiałów dywizji bawarskich. W przypadku archiwum we Fryburgu Bryzgowijskim mamy w zapisie mieszaninę zespołów bez teczek i teczek bez zespołów. Nie ma jednak wśród tych materiałów dzienników bojowych, których kilka jednak to archiwum przechowuje...

Wśród źródeł i literatury prace rosyjskie – o ile nie zostały przetłumaczone – oczywiście nie funkcjonują. Nie dziwi zatem, że Rosjanie praktycznie nie występują w tej książce

Zastanawiające jest zatem, jak dzięki lekturze tej książki czytelnik ma zrozumieć front wschodni, skoro sam Autor najwyraźniej go nie rozumie? Może, gdyby na mapach zaznaczone były wzgórza i rzeki biegnące prostopadle do  kierunku niemiecko-austro-węgierskiej ofensywy idącej Lwów, to autor zrozumiałby, dlaczego kawaleria nie mogła zostać wprowadzona w przestrzeń operacyjną.

Kwestie taktyczne DiNardo załatwił w zasadzie jednym akapitem, stwierdzając, że:

„chociaż niemieckie Ministerstwo Wojny (sic! – komentarz recenzenta) wydało w styczniu 1915 r. rozporządzenie zakazujące stosowania w ataku gęstych tyralier, 11 Armia nadal wykorzystywała ten szyk. Zgodnie z poleceniami Ministerstwa prowadzono jednakże działania także w późnych godzinach wieczornych”.

Oczywiście czytelnik nie ma szans dowiedzieć się, jak były gęste owe tyraliery, i jaką alternatywę proponowano.

Jeszcze trochę usterek by się znalazło, ale szkoda na to miejsca i czasu. Warto jednak odesłać do recenzji pisanej z perspektywy znawcy armii austro-węgierskiej, autorstwa Sławomira Kułacza, która inaczej rozmieszcza akcenty i jest bardzo dobrym uzupełnieniem niniejszych uwag3.

Jasne strony

Tak, jak nie ma książki historycznej bez wad, tak nie ma bez zalet. Aspekt współpracy sojuszniczej między Niemcami a Austro-Węgrami jest opisany w sposób dobry i ciekawy. Podobnie z nakreśleniem sylwetek obu szefów sztabów – Ericha von Falkenhayna oraz Franza barona Conrada von Hötzendorfa. Trzeba przyznać autorowi, że to jest ta część książki, gdzie rzeczywiście można dowiedzieć się czegoś nowego i przeczytać to z przyjemnością. Szkoda zatem, że DiNardo nie skupił się bardziej na tym wątku i nie umieścił go w tytule.

Należy także docenić działania tłumacza, który nie tylko poprawnie przełożył tekst autora na język polski, lecz także dokonał szeregu sprostowań w przypisach – z pewnością więcej niż redaktor merytoryczny, który dodał od siebie – o ile mnie pamięć nie myli – dwa przypisy.

Pochwalić trzeba także i wydawnictwo REBIS. Książka ukazała się w twardej oprawie z obwolutą, jest porządnie zszyta, przy lekturze nie rzuciły się w oczy żadne literówki. Pod względem edytorskim nie mam żadnych zastrzeżeń (no poza przypisami na końcu książki, ale tak było w wydaniu oryginalnym i może licencja nie pozwalała na zmianę).

Podsumowanie

Richard L. DiNardo napisał książkę poświęconą całokształtowi działań na froncie wschodnim w 1915 r., a nie tylko bitwie pod Gorlicami-Tarnowem. Trzeba mieć tego świadomość, by uniknąć rozczarowań przy zakupie. Moim zdaniem autor nie spełnił obietnic umieszczonych we wstępie, a zacytowanych w niniejszej recenzji.

Publikacja ta zawiera sporo błędów – jedne są mniejszego kalibru, inne większego. Jej lektura może dać laikowi bardzo ogólny obraz działań na froncie wschodnim, ale raczej nie naprowadzi go na szczegóły dotyczące przełamania pod Gorlicami – zwłaszcza w kwestiach taktycznych czy wyjaśnienia takiego, a nie innego przebiegu działań wojennych.

Dla osób szerzej zainteresowanych I wojną światową jest to pozycja godna polecenia, gdyż z jednej strony będą oni w stanie wyłapać i sprostować większe potknięcia autora, z drugiej zaś – zwiększą swoją wiedzę o interesujący opis relacji Conrad-Falkenhayn, który pozwoli im zrozumieć pewne aspekty wojny koalicyjnej.

Plus minus:
Na plus:
+ bardzo dobra jakość wydania
+ dobre tłumaczenie
+ opis relacji między Falkenhaynem a Conradem
Na minus:
- duży rozdźwięk pomiędzy deklaracjami autora we wstępie a treścią książki
- zupełnie nieczytelne i nie przystające do treści mapy
- liczne błędy różnych kalibrów
- bardzo skrótowe potraktowanie tytułowej bitwy pod Gorlicami
- brak wykorzystania źródeł i literatury rosyjskojęzycznej i wynikające z tego marginalne przedstawienie Rosjan
- przypisy na końcu książki

Tytuł: Przełom. Bitwa pod Gorlicami-Tarnowem 1915
Autor: Richard L. DiNardo
Tłumacz: Jan Szkudliński
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7510-831-6
Liczba stron: 271
Cena: 39,90 (z okładki)
Ocena recenzenta: 4.5/10

  1. Tytuł oryginalny: Breakthrough. Th Gorlice-Tarnow Campaign 1915 – widać zatem, że tłumacz dokonał korekty tytułu, gdyż termin „kampania gorlicko-tarnowska” nie funkcjonuje w żadnych źródłach, ani w literaturze niemieckiej czy rosyjskiej. []
  2. DiNardo, Richard L. James Longstreet: The Man, the Soldier, the Controversy. Conshohocken 1998. []
  3. http://www.konflikty.pl/a,4681,Ksiazki,Richard_L._DiNardo_.html []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz