Ziemie „odzyskane” w propagandzie PRL |
Termin „ziemie odzyskane” został użyty masowo pierwszy raz w 1918 roku po uzyskaniu przez Polskę niepodległości. Hasło „ziem odzyskanych” powróciło pod koniec II wojny światowej gdy pojawiła się oficjalnie sprawa odłączenia od Rzeszy jej wschodnich prowincji. W Polsce Ludowej „ziemie odzyskane” były terminem „świętym” co wyrażało się w propagandzie.
Konferencja poczdamska (17 lipca 1945 - 2 sierpnia 1945) przypieczętowała losy ziem północnych i zachodnich, które obecnie znajdują się w granicach Polski. Alianci kilka razy omawiali sprawę zmian polskich granic. Stalin naciskał na Amerykanów i Anglików by ci uznali jego roszczenia co do polskich kresów wschodnich w zamian oferując tereny odebrane Niemcom. Zachodni przyjaciele przystali na prośby Moskwy, a całą akcję w późniejszych miesiącach uzasadniać zaczęła masowa propaganda. Świat, a zwłaszcza Polacy musieli zrozumieć na jakiej zasadzie granice ich kraju mają się zmienić w tak drastyczny sposób. Całą operację propagandową przeprowadzili komuniści razem z (jak mówił Wiktor Suworow) „zsuczonymi” historykami. W prostej linii nawiązano do dawnych ziemi piastowskich, Chrobrego, Krzywoustego i innych postaci z polskiej historii nagle wyjętych z zaświatów.
Najciekawsze jest to, że ludność polska z kresów wschodnich nie czuła się na zachodzie jak w ojczyźnie czyli „u siebie”. Dziś starsi ludzie wspominają, że ich ziemia, groby bliskich i całe dzieje zostały na wschodzie. Ich prawdziwą ojczyznę siłą wydarła wielka polityka i przemoc.
W całej akcji „uzasadniania” najważniejsze było jednak to, że alianci uznali zbrojnie i zdradziecko odebrane Polsce przez ZSRR ziemie wschodnie ze Lwowem, Grodnem i Wilnem. Polacy musieli pod naciskiem zwycięskich mocarstw oddać Sowietom 48% swojego terytorium. Było to jawne pogwałcenie Karty Atlantyckiej, która gwarantowała sygnatariuszom nienaruszalność ich granic bez zgody własnych rządów. Po 1945 roku porozumienie było wielokrotnie łamane (pogwałcono prawa Polski, Finlandii, Rumunii, Czechosłowacji, Japonii, Estonii, Litwy i Łotwy oraz wszystkich krajów ujarzmionych przez Moskwę).
Do Polski włączono w całości prowincję śląską, z prowincji brandenburskiej wykrojono rejencję frankfurcką, z prowincji pomorskiej rejencje koszalińską, pilską oraz prawobrzeżną szczecińską, z Prus Wschodnich rejencje olsztyńską, część królewieckiej, a także gąbińską. W całości przejęto również dawne Wolne Miasto Gdańsk.
Poniżej prezentujemy wybrane przykłady propagandy „ziem zachodnich”, „ziem odzyskanych”, które rozpowszechniano masowo w PRL-u.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Uwielbiam ten cykl <3
Nie zmienia to faktu, że mimo delikatnej złośliwości u autora gospodarczo i politycznie poszliśmy w dobrą stronę. A że te tereny szybciej były podbite lub były o nie walki to osobna kwestia. Tzw. Kresy to dopiero Kazimierz Wielki a na całego to Jagiellonowie...
Bardzo tendencyjny artykulik. Stawia nas w bardzo niekorzystnym świetle i już teraz informuje o nieuniknionych rozbiorach Polski w przyszłości. Obserwując obecną politykę rządu w stosunku do Rosji mam wrażenie, że owe rozbiory to niedaleka przyszłość.
Bardzo dobry artykuł, który pokazuje niedolę Kresowiaków i chamstwo (politykę) aliantów oraz ciężkie losy Polaków i ich walkę o wolną Polskę.
Artykuł pisany z punktu widzenia człowieka, który do dziś nie może wyrzec się żądzy panowania nad Białorusinami i Ukraińcami - i do dziś nie może pogodzić się z faktem, że Wrocław i Szczecin należą jednak do Polski, a nie do Niemiec.
Kolega Komar, jak zwykle, bardzo złośliwie. Jak ktoś czuje sentyment do byłych Kresów Wschodnich, to już kolonizator i wyzyskiwacz biednych Białorusinów i Ukraińców. To, że obecna Polska znajduje się w takich granicach, to - moim zdaniem - bardzo dobrze. Uzyskaliśmy ziemie na zachodzie stojące na wysokiej stopie cywilizacyjnej, i co do tego nie ma żadnych wątpliwości, i nikt rozsądny temu nie zaprzecza. Natomiast chyba mamy prawo jako Polacy kultywować pamięć o ziemiach wschodnich (tym bardziej, że przecież mieszkały tam też tysiące Polaków). Tak samo, jak Niemcy mają prawo kultywować pamięć o swoich byłych ziemiach, należących obecnie do Polski. Wszystko to pod warunkiem braku chęci do odzyskania tych ziem. I w przypadku Polaków takich chęci - poza jakimiś totalnie marginalnymi grupami - nie ma. W przypadku Niemców - cóż, mam spore wątpliwości.
Kolego Bilbo -
ja potrafię odróżnić kultywację pamięci na bazie sentymentu - od zapiekłej nienawiści opartej na zranionej żądzy posiadania. Kiedyś zwiedzałem Wrocław razem z grupą Niemców. Widziałem ich fascynację tym miastem. Ale żaden z tych Niemców nie pozwolił sobie na uwagę, którą autor zawarł w swoim artykule: że zostało „zbrojnie i zdradziecko odebrane”.
Władysław Jan Grabski (tak, z tego rodu Grabskich) napisał opracowanie „300 miast wróciło do Polski”. A autor artykułu nazywa tego historyka „zsuczonym historykiem”. Jak bardzo trzeba nienawidzić Polski, żeby coś takiego napisać? A kolega Bilbo uważa, że to tylko przejaw sentymentu.
Chwila, chwila - a jak Kresy Wschodnie zostały Polsce odebrane? Przypadkiem nie „zbrojnie i zdradziecko”? A Wrocław i reszta ziem utraconych przez Niemców - po pierwsze, została włączona do Polski decyzjami Wielkiej Trójki, a faktycznie Stalina, a po drugie, Niemcy zebrali to, co zasiali, czyli był to wynik rozpętanej przez siebie cholernie zbrodniczej wojny. I po trzecie - naprawdę trzeba mieć kiepski wzrok, żeby nie dostrzegać niemieckich prób wywierania wpływu na tzw. Ziemie Odzyskane. Kilka przykładów - wykupywanie ziemi przez tzw. słupy, blokowanie przez wiele lat budowy tunelu między wyspami Uznam i Wolin (co najgorsze rękami polskich władz samorządowych) czy wyjątkowo paskudna działalność RAŚ na Śląsku w sposób oczywisty działającego w interesie niemieckim. Do tego można jeszcze dodać wykupienie prawie 100% polskiej prasy lokalnej.
I naprawdę kolego Komar - gdzie kolega dostrzega te środowiska (cieszące się większym, a nie marginalnym poparciem społecznym), które chciałyby powrotu byłych Kresów Wschodnich do Polski?
Chciałbym przypomnieć, że dyskusja dotyczy treści artykułu i sposobu podejścia autora do zagadnień poruszonych w tym artykule. Oczywiście możemy też przy okazji przedyskutować całość historii II wojny światowej.
Najpierw problem: „jak Kresy Wschodnie zostały Polsce odebrane?”. Kresy wschodnie zostały odebrane Polsce i przyłączone do ZSRR na mocy decyzji Wielkiej Trójki. Należy przy tym zauważyć, że Wielka Trójka podejmowała różne decyzje, nieraz po długich dyskusjach i sporach. W kwestii polskich Kresów wschodnich Wielka Trójka podjęła decyzję bez większych sporów, w sposób wyjątkowo jednomyślny. Pytanie, czy to było „zbrojnie i zdradziecko”? Niewątpliwie zbrojnie wyrzucono z polskich Kresów wojska niemieckie i niemiecką administrację, ale nazwanie tego wyrzucenia „zdradzieckim” jest chyba przesadą. Znacznie trudniej było Wielkiej Trójce porozumieć się w sprawie przyłączenia do Polski terenów wcześniej należących do państwa niemieckiego. Przy akceptacji zasady, że Polsce należy się rekompensata, Wielka Trójka do końca nie mogła porozumieć się co do rozmiarów tej rekompensaty. Stanęło na tym, że Polska weszła w posiadanie ziem poniemieckich na zasadzie faktów dokonanych, a mocarstwa zachodnie aż do początku lat siedemdziesiątych uznawały granicę polsko - niemiecką z roku 1937 za jedyną legalną.
Jeśli chodzi o współczesne fakty wymienione przez kolegę Bilbo - nie neguję ich, ale nie chciałbym ich demonizować. Są też fakty przeciwne - działania Niemiec korzystne dla Polski. W ostatnich kilkunastu latach pracowałem w firmie, którą władze polskie (akurat w roku 1998, za rządów Buzka) zdecydowały - na podstawie analiz amerykańskiej firmy konsultingowej - zburzyć i zaorać jako nieopłacalną. Niemiecka firma wykupiła nasz zakład, który działa do dziś z korzyścią i dla polskich pracowników, jak i dla niemieckich właścicieli.
Kresy Wschodnie zostały Polsce odebrane „zbrojnie i zdradziecko” na jesieni 1939 r., kiedy Stalin przeprowadził z Hitlerem IV rozbiór Polski. Decyzje Wielkiej Trójki były tylko formalnym przyklepaniem działań wcześniejszych, nadając im sankcję międzynarodową. Aczkolwiek, z drugiej strony, co mogli zrobić Roosevelt z Churchillem w tym przypadku? Nic, i tyle. Nie twierdzę, że po II wojnie światowej Polska powinna posiadać całe Kresy Wschodnie, bo to było nierealne. Ale granica na wschodzie na pewno wyglądałaby inaczej niż obecnie. Nawet sam Stalin rozważał, czy nie przyznać Polsce Ludowej Lwowa z okolicami (co, oczywiście, wypływało jedynie z jego kalkulacji, a nie bynajmniej jakichkolwiek polskich interesów).
O włączeniu do Polski Ludowej tzw. Ziem Odzyskanych przecież też zadecydował faktycznie Stalin, a konkretnie obecność Armii Czerwonej. USA i Wlk. Brytania mogły sobie .... Jak przy referendum ludowym 1947 r. i wyborach do Sejmu w 1948 r., które zostały rozegrane całkowicie według scenariusza sowieckiego. IPN to teraz zresztą bardzo fajnie przypomina.
Co do obecnej niemieckiej polityki wobec Polski - przykład kolegi Komara nic nie zmienia w mojej argumentacji. Oczywistym jest, że Niemcy inwestują w polskie firmy i przedsiębiorstwa, a przy okazji budują sobie agenturę wpływu. Nie będę już opisywał, jak powstawało KLD (a dokładnie za czyje pieniądze), ale przypomnę jeszcze przykład Bartoszewskiego (zwanego profesorem), który pod koniec swojego życia w sposób haniebny oskarżył Polaków o większe zagrożenie swojego życia pod okupacją niemiecką niż sami Niemcy. Tego typu stwierdzenie człowieka kreowanego na wielki autorytet moralny III RP doskonale wpisywało się w niemiecką narrację o współzbrodniarzach II wojny światowej. A jakie są tego skutki? Dzisiaj BBC pisze, że bez pomocy m.in. polskich kolejarzy Niemcy nie przeprowadziliby Holocaustu. Oczywiście, polscy kolejarze jak jeden mąż powinni zaprotestować przeciwko przewożeniu Żydów do obozów koncentracyjnych, a wtedy Niemcy na pewno by się temu podporządkowali. Może przypomnijmy sobie brak bombardowań alianckich infrastruktury przyobozowej czy haniebny udział Francji Vichy w tych działaniach.
Pomiędzy jesienią 1939 a rokiem 1944 zdarzyło się coś, co unicestwiło system ustanowiony na podstawie paktu Ribbentrop - Mołotow. Efekty tego paktu nie przetrwały nawet dwóch lat. Ja nie uważam, żeby to, co nastąpiło po 22 czerwca 1941 roku - było zupełnie nieistotnym drobiażdżkiem. Nie tylko Kresy wschodnie RP, ale cała Białoruś i Ukraina oraz znaczna część Rosji zostały zajęte przez Niemcy. Przywódcy koalicji mieli za zadanie od nowa planować powojenny europejski porządek. T to zrobili. I to nie jest tak, że Roosevelt i Churchill nie mieli nic do gadania. A nawet gdyby mogli decydować w większym stopniu - to też nie zgodziliby się na zwrócenie Polsce całych przedwojennych terytoriów. Jak to powiedział Stalin - to nie Rosjanie wymyślili linię Curzona. A co do Ziem Zachodnich - całe szczęście, że Zachód miał niewiele do powiedzenia, bo byśmy zostali nie tylko bez Kresów, ale i bez Wrocławia i Szczecina. To fakt, że Stalin dał nam granicę na Odrze i Nysie, ale zrobił to na wniosek Polaków. Oczywiście nie tych „prawdziwych Polaków” z Londynu...
Czepiasz się Bartoszewskiego - ale czy nie miał on wyroku śmierci wydanego przez polskich „patriotów”, tych samych, którzy zabili Makowieckiego i Widerszala, i którzy wydali też wyrok śmierci na Aleksandra Kamińskiego? To cię tak oburza, że Bartoszewski ośmiela się to przypominać?
Akurat Polacy z Londynu byli tymi prawdziwymi Polakami, kolego Komar. Jeśli kolega czerpie z tradycji Polaków z Moskwy to kolegi wybór, ale jest to tradycja zdrady narodowej.
A jeśli chodzi o Amerykanów i Brytyjczyków - niech kolega Komar udowodni, że w przypadku powojennej Polski mieli oni jakikolwiek wpływ na sytuację wewnętrzną. Nie mieli, bo u nas w 100% rządzili Sowieci. Oczywiście, że w niektórych kwestiach (np. w przypadku Grecji czy Austrii) alianci mieli coś do powiedzenia, ale generalnie górą był Stalin.
I na koniec - rozumiem fakt, kolego Komar, że II wojna światowa całkowicie zniszczyła przedwojenny świat. Doskonale rozumiem, że nawet, gdyby powojenna Polska hipotetycznie byłaby demokratyczna, nie byłoby powrotu do II RP, zarówno od strony polityczno-ustrojowej, jak też terytorialnej. Ale to w niczym nie zmienia argumentu podważanego przez kolegę Komara w stosunku do Kresów Wschodnich.
Argument, że Stalin dał nam Ziemie Zachodnie, a alianci zachodni na pewno nie daliby Wrocławia czy Szczecina jest żądnym argumentem, bo w ostatecznym rozrachunku to USA i Wlk. Brytania okazały się naszymi sojusznikami na drodze do niepodległości. A Sowieci niezmiennie od powstania Związku Sowieckiego byli państwem wrogim w stosunku do Polski. Polacy doskonale to rozumieli, sprzeciwiając się Sowietom w formie partyzantki niepodległościowe, legalnej opozycji politycznej typu PSL czy SP, młodzieżowych organizacji konspiracyjnych, organizacji Ruch, kolejnych protestów robotniczych, a kończąc na KOR, ROPCiO, Solidarności, KPN-ie i tego typu innych organizacjach. Trochę tego jednak było w tym PRL-u, co kolego Komar?
A co do Bartoszewskiego - smuci mnie bardzo fakt, że tego typu wybitne postaci potrafią tak się ześwinić, ale trudno - pod koniec życia stał on się naprawdę mało sympatycznym człowiekiem.
Kolego Bilbo -
a od kiedy to niepodległość polega na tym, że Brytyjczycy i Amerykanie mają wpływ na sytuację wewnętrzną Polski? Ale właśnie o to chodziło antykomunistom: oni nie walczyli o niepodległość, tylko o uzależnienie Polski od Zachodu. Uzależnienie polityczne, militarne i gospodarcze. Ja rozumiem, że da kolegi przynależność Wrocławia i Szczecina do Polski jest bez znaczenia. Ale ja nie akceptuję hasła: „Lepsza Polska bez Wrocławia i Szczecina, ale zależna od Zachodu, niż Polska z granicą na Odrze i Nysie, ale zależna od ZSRR”. Bo zależności politycznej - jak to widzieliśmy na własne oczy - można było się pozbyć, a granic ustalonych w 1945 roku raczej nie dałoby się ruszyć. Kolega słusznie przywołuje przykład Grecji. Tylko że ja wolałem w Polsce rządy Gomułki i Gierka, niż prawicową krwawą dyktaturę na wzór greckich „czarnych pułkowników”. Bo to było rozwiązanie, w stronę którego zmierzała polska prawica. Wystarczy przypomnieć, co wyprawiało zbrojne podziemie, aby wyobrazić sobie, jak sprawowałoby rządy, gdyby zdobyło władzę w Polsce.
Po pierwsze, jeśli podsumowujemy legalną opozycję polityczną i niepodległościowe podziemie zbrojne w Polsce w latach powojennych to akurat udział i wpływ środowisk skrajnie prawicowych był mocno ograniczony. Narodowcy zostali bardzo silnie poturbowani przez okupację, co oznacza, moim zdaniem, że w powojennej Polsce nie odgrywaliby głównej roli. Nawet w podziemiu zbrojnym główny nurt to był WiN i inne organizacje i oddziały wywodzące się z AK.
Po drugie, Polska, jak każde państwo niedostatecznie silne, jest wystawiona na wpływy obcych silniejszych krajów. I to jest całkowicie naturalna sytuacja. A niby czemu obecnie przybyły do nas wojska USA i ich pobyt cieszy się powszechnym poparciem społecznym. Bo są zabezpieczeniem przed innym obcym krajem, czyli Rosją. To w okresie Rzeczypospolitej szlacheckiej mogliśmy sobie decydować o swoich losach i sytuacji wewnętrznej (oczywiście, też do pewnego momentu).
Oczywistym jest, że każdy polski rząd powinien prowadzić taką politykę, żeby jak najbardziej wzmacniać państwo, ale - przynajmniej na razie - od wpływu obcych krajów uciec się nie da, niestety.
I jeszcze jedno - po wojnie mogliśmy mieć albo wpływy aliantów zachodnich w Polsce, albo Sowietów. Kolega uważa za lepsze (bardziej cywilizowane?) wpływy sowieckie (bo Szczecin i Wrocław?). Kosztem tysięcy wywiezionych do łagrów, pomordowanych (np. PSL-owcy), wsadzonych do więzień? Cóż, tylko pogratulować wyboru.
Obrzydliwy antypolski artykuł. Szmatławiec.
Akurat paradoksalnie dzięki Stalinowi , mimo ze był sku......em jak kazdy komuch , uzyskaliśmy zwarte granice , o wiele łatwiejsze do obrony , uprzemysłowione tereny , i najdłuższa w całej historii linię brzegową Bałtyku.Uwazam , że wzdychanie do kresów to przejaw słabości. Powinniśmy budować silną Polskę , a nie wiecznie narzekać ile to nam zabrano. Uważam , że mamy piękny kraj i w dalszym ciągu nie wykorzystaliśmy potencjału ziem zachodnich. Mam wrażenie jakby część małych miasteczek na tych terenach nadal była biedna i zaniedbana. A kłótnie w komentarzach powyżej nt tego kto był prawdziwym Polakiem , przepięknie ukazują jak nasze społeczeństwo potrafi się o wszystko pokłócić i gdzie 2 Polaków tam 3 zdania:)