PRL-owskie pieczątki, czyli o tym co i jak dawniej stemplowano


Starsi pamiętają, młodsi znają z opowiadań. Czasy PRL-u to epoka, która jest oceniana pod różnym kątem. Choć często o tym okresie mówi się w kontekście cenzury i ciągłych kontroli, to jednak wiele osób ze łzą w oku wspomina jej symbole. Kto nie pamięta pralki Franii, mydła Biały Jeleń czy Fiata 126p? W wielu domach pozostałością po czasach PRL-u są stare, zielone książeczki z szeregiem informacji opatrzonych stemplami. O tym jak w czasach PRL-u wyglądały pieczątki opowiemy w naszym artykule.

Bez pieczątki ani rusz

Choć dzisiaj również zdecydowana większość dokumentów bez potwierdzenia pieczęcią traci na znaczeniu, to jednak trudno nie odnieść wrażenia, że w czasach PRL-u podchodzono do nich w sposób szczególnie restrykcyjny. Brak pieczątki na dokumencie sprawiał, że w oczach urzędnika państwowego tracił on jakąkolwiek moc prawną. Przy tym im więcej pieczątek widniało na jednym dokumencie, tym dokument był ważniejszy.

Dowody osobiste czyli bazy danych sygnowane pieczątkami

Zanim dokumenty potwierdzające tożsamość przybrały formę plastikowych kart z systemem nowoczesnych zabezpieczeń, przeszły długą drogę.

W latach 50-tych ubiegłego stulecia  dowód osobisty przybrał formę zielonej książeczki, na okładce której widniał orzeł z godła polskiego. Produkcja jej nowego wzoru rozpoczęła się w latach 70-tych ubiegłego wieku.

Książeczka stanowiła zbiór informacji na temat danego obywatela i jako taka była dokumentem, który każdy obywatel musiał nosić ze sobą zawsze i wszędzie.

A co stemplowano w dowodach osobistych? Odpowiedź jest prosta – wszystko. Z dowodu osobistego można było wyczytać nie tylko jak dana osoba się nazywa, gdzie mieszka czy ile ma lat, ale również jaki jest stan cywilny, grupa krwi oraz ile ma dzieci.

Dla władzy, która pragnęła kontrolować wszelkie aspekty życia obywatelskiego, bardzo ważne znaczenie miało to, by w dowolnie wybranej przez siebie chwili można było sprawdzić gdzie dany obywatel się znajduje. Stąd wprowadzenie obowiązku tymczasowego zameldowania jeśli dana osoba przebywała poza miejscem zamieszkania ponad trzy dni. Takie zameldowania i wymeldowania były oczywiście odnotowywane stosowną pieczątką w dowodzie, na które przeznaczonych było aż kilka stron.

Pracodawcy mieli z kolei obowiązek stemplowania w dowodach swoich pracowników poświadczenia ich zatrudnienia. Na podstawie wykonywanego zawodu urzędnicy określali czy pracownik jest podejrzany czy też nie. Przykładowo w minionej epoce osoba, która pracowała na stanowisku urzędniczym czy np. była funkcjonariuszem milicji była wyżej ceniona, a przede wszystkim mniej niebezpieczna, niż artysta o wolnych poglądach.

Przeglądając dowody osobiste można na ich kartach znaleźć ponadto różnego rodzaju stemple, które razem tworzyły pokaźny zbiór wszelkiego typu poświadczeń, pozwoleń itp. Dodatkowe, wolne kartki ostemplowywano upoważnieniami np. do pobrania kart zaopatrzenia, dzięki którym można było uzyskać dodatkowy przydział żywności, a nawet takich rzeczy jak pieluchy dla noworodka czy obrączki ślubne dla narzeczonych.

Wkladka.paszportowa.okladkaWyjazdy zagraniczne

We wspomnieniach na temat czasów PRL-u wielokrotnie podkreślane jest to, że w tym okresie Polacy mieli znacznie utrudniony dostęp do wyjazdów zagranicznych. Generalnie obowiązywały dwa rodzaje paszportów. Jeden do krajów „wspólnoty socjalistycznej”, drugi, upoważaniający do wjazdu na teren państw kapitalistycznych .

Uzyskać paszport było oczywiście bardzo trudno. Władza robiła wszystko, by zniechęcić swoich obywateli do podróżowania poza granice kraju. Czterostronicowy wniosek do wypełnienia, który zawierał wiele wnikliwych pytań, był dopiero początkiem żmudnej drogi w celu uzyskania paszportu.

Każdy z dokumentów nabierał mocy prawnej dopiero w chwili, gdy był potwierdzony pieczęcią. Do przekroczenia granic PRL-u, a następnie granic państwowych w ramach tzw. „wspólnoty socjalistycznej” potrzebne były stosowne pieczątki. Oczywiście nawet jeśli komuś udało się taki paszport otrzymać, nie oznaczało to pełnej swobody podróżowania. Po zakończeniu podróży paszport musiał być zdany, inaczej obywatel nie mógł po powrocie do kraju odebrać swojego dowodu osobistego.

Kartki i bony

Reglamentacja towarów to jeden z najczęściej wspominanych współcześnie reliktów czasów PRL-u. Wielu osobom po dziś dzień robienie zakupów w czasach PRL-u kojarzy się głównie z wielogodzinnym staniem w kolejkach i octem wypełniającym półki sklepowe. Każda kartka upoważaniająca do odebrania towaru musiała być opatrzona pieczątką. W szczytowym okresie reglamentacji dowód zakupu poszczególnych towarów odnotowywano w książeczkach zdrowia dzieci. Właściciele sklepów umieszczali w nich pieczątki potwierdzające zakup mięsa, masła czy nawet waty. Stosowne pokwitowania były również wydawane w punktach odbioru makulatury. Każdy, kto przyniósł jeden kilogram makulatury miał prawo do odebrania jednej rolki papieru. Jako, że reglamentacji podlegało również paliwo, to jego odbiór również był poświadczany: początkowo w dowodzie potwierdzającym odbiór składki ubezpieczeniowej samochodu, a następnie na specjalnie przygotowanych kartach do stemplowania.

Kartka_benzyna

O czasach PRL-u można mówić wiele. Ile ludzi, tyle opinii.  Decydujące dawniej o ważności dokumentu pieczątki w dowodach osobistych, paszportach i na kartach żywnościowych dziś cenione są głównie jako relikty epoki „słusznie minionej”. Wiele osób, które kolekcjonuje pieczątki ma w swoim zbiorze także te z czasów PRL-u i jako takie pełnią one funkcję głównie sentymentalną.

Materiał powstał w oparciu o materiały uzyskane dzięki firmie Stampler.pl http://www.stampler.pl/

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

5 komentarzy

  1. marek pisze:

    Artykułowi troszkę brak różnych ciekawych faktów, tymczasem o jednym tylko wspomnę, bo warto. Oto w miejscu gdzie mowa o paszportach trzeba koniecznie dodać, że dokumenty te wydawała Milicja Obywatelska!!! Nie urząd jak w normalnym państwie. I to milicji w ciągu tygodnia należało oddać „swój” paszport po powrocie a odebrać dowód osobisty. Pamiętam przed wyjazdem zagranicę panią milicjantkę, która trzyma „mój” paszport w ręce i pyta „a jak tam studenta oceny na sesji egzaminacyjnej?”. Jakby było poniżej 3,5 paszportu bym nie wypożyczył. Miałem piątki w indeksie. Dostałem. Starcy kochający peerel mogą w tym miejscu skonstatować: no proszę, władza ludowa skutecznie dopingowała do nauki.

  2. Bilbo pisze:

    Przecież to nie było normalne państwo, tylko totalitarne.

  3. byly dysydent pisze:

    obywatele PRL’u bedacy „elementen wrogim klasowo” byli pozbawieni prawa do przekraczania granic PRL’u. Wielu od urodzenia byli w areszcie domowym - do upadku komuny!. Pozdrawiam z ultra - katolickiej, acz normalnej Irlandii (mojej ukochanej macochy, ktora podala mi reke jak Ojczyzna uznala mnie za wyrzutka!.

  4. Bilbo pisze:

    Dodam jeszcze, że pion paszportowy resortu spraw wewnętrznych jest zaliczany do SB i prowadził działania, w tym nawet operacyjne, które były wymierzone przeciw społeczeństwu.

  5. Grzegorz pisze:

    Dokładnie, państwo kontrolujące i nie ufające obywatelom czyli nam Polakom. Nienawidzę komuny i komunistów jak zarazy, ojciec piekarz został skatowany przez ORMO w Stanie Wojennym. Nie został nawet przeproszony przez władzę ludową. Tato mówił po tym zawsze do końca życia; „Komuniści powinni wisieć na latarniach...”

Zostaw własny komentarz