Era „grzecznego” Ryszarda Kuleszy


Zawiedzione nadzieje na mistrzostwach świata w Argentynie pociągnęły za sobą decyzje personalne. Miejsca 5–8, które zajęła reprezentacja Polski, zostały odebrane jako porażka i z perspektywy czasu można faktycznie ocenić, iż kadra mogła wtedy walczyć o najwyższe laury. Dlatego nie może dziwić, że słaby wynik pociągnął za sobą dymisję Jacka Gmocha, a na stanowisku selekcjonera zastąpił go Ryszard Kulesza, którego głównym wyzwaniem było przygotowanie kadry na eliminacje Euro 1980, a w dalszej perspektywie walka o najwyższe cele na świecie.

Rywalizacja o awans do finałów mistrzostw Europy miała być rozstrzygnięta w starciu z trudnymi przeciwnikami – kadrą NRD i Holandii. Tłem dla rywalizacji trzech grupowych faworytów miały być spotkania z reprezentacjami Szwajcarii oraz Islandii. Na początku kwalifikacji, jeszcze jesienią 1978 r., Polacy odnieśli dwa planowe zwycięstwa w stosunku 2:0 – pierwsze w Reykjavíku (wtedy kadrę prowadził jeszcze Gmoch), drugie we Wrocławiu z Helwetami. Z dwoma poważniejszymi przeciwnikami przyszło zmierzyć się wiosną kolejnego roku.

Kwietniowe starcie z Niemcami Wschodnimi na stadionie w Lipsku zostało przegrane 2:1, co mocno skomplikowało sprawę awansu Biało-Czerwonych na Euro we Włoszech. Wynik był tym bardziej frustrujący, iż Polacy od 9. minuty prowadzili po trafieniu Zbigniewa Bońka i schodząc na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem nie spodziewali się, że do kraju wrócą bez ani jednego punktu. Wokół spotkania narosło wiele mitów, a jeden z nich mówi o tym, że gospodarze meczu dosypali czegoś do jedzenia naszym zawodnikom, przez co w drugiej części spotkania opadli z sił. Na Kuleszę zaś spadły liczne głosy krytyki, obarczające go odpowiedzialnością za złe przygotowanie fizyczne kadry.

Dwa tygodnie później głosy przeciwników trenera zostały jednak uciszone za sprawą kolejnego występu kadry. Tym razem Biało-Czerwoni po koncertowym meczu rozprawili się w Chorzowie z Holendrami 2:0. W pamięci kibiców na długo zapadł zwłaszcza świetny drybling Zbigniewa Bońka, zakończony precyzyjnym strzałem, który „ustawił” mecz korzystnie dla Polaków.

Jesienią 1979 r. miała się rozstrzygnąć kwestia awansu. Polacy znowu pokonali Islandczyków i Szwajcarów w stosunku 2:0, lecz w starciach z NRD (1:1 w Chorzowie) oraz Holandią (1:1 w Amsterdamie) zdobyli tylko dwa punkty – w efekcie do awansu zabrakło niewiele, bo ledwie jednego oczka, i po raz kolejny walkę o czempionat Starego Kontynentu Biało-Czerwoni mogli tylko obserwować. Polacy byli rozczarowani przede wszystkim wynikiem meczu z NRD, w którym zwłaszcza w pierwszej połowie byli drużyną zwyczajnie lepszą, a skuteczności zabrakło przez świetną grę niemieckiego bramkarza Hansa-Ulricha Grapenthina. W efekcie atmosfera wokół kadry zaczęła gęstnieć jeszcze przed meczem z Holandią, a falą krytyki objęty został nie tylko trener, ale także piłkarze. Z tego powodu Kulesza sięgnął po nietypowy środek, zarządzając w Holandii podstawienie pod hotel dwóch autobusów, osobnego dla piłkarzy i dziennikarzy. Co prawda Polacy na początku meczu strzelili bramkę (w 4. minucie trafił Andrzej Rudy), lecz wyrównanie w drugiej połowie, a później triumf Holendrów w ostatnim meczu eliminacyjnym w Lipsku sprawiły, że na mistrzostwa Europy zakwalifikowała się kadra „Oranje”.

 

Idealny selekcjoner?

Porażka w eliminacjach wciąż nie podkopała pozycji trenera na tyle, żeby działacze chcieli ryzykować przeprowadzenie kolejnej zmiany na fotelu selekcjonera. Andrzej Iwan w swojej głośnej biografii wspomina, że kadencję Kuleszy charakteryzowały komfort i spokój. Według byłego piłkarza Wisły Kraków trener często oddawał władzę w drużynie piłkarzom, gdy widział, że wszystko idzie w dobrym kierunku – zwyczajnie nie chciał przeszkadzać w funkcjonowaniu dobrze naoliwionej maszyny1. Dzięki temu piłkarze chętnie przyjeżdżali na zgrupowania, a w drużynie panowała niezła atmosfera – o tym, jak istotny jest to czynnik dla budowania dobrych wyników, nie trzeba przypominać. Rok 1979 był zaś dla kadry pod względem statystycznym udany – na jedenaście spotkań Polacy wygrali siedem, trzy zremisowali, a tylko jeden przegrali. Mimo że celu głównego, czyli awansu na Euro nie udało się osiągnąć, Kulesza wciąż zachował kredyt zaufania.

W kolejny rok reprezentacja wkraczała z nadzieją dobrego przygotowania się do walki o udział w mistrzostwach świata w 1982 r., w eliminacjach do których los przydzielił Polakom znowu reprezentację NRD oraz mało znaczących zawodników maltańskich. Pierwszy mecz zaplanowano dopiero na grudzień, więc na cały rok zakontraktowano silnych rywali, dzięki którym reprezentacja miała zachować kontakt z futbolem na najwyższym poziomie.

W kadrze, jak już było wspomniane, nadal panowała dobra atmosfera, która była również  wypadkową… totalnej samowładzy piłkarzy. Andrzej Iwan wspomina o meczu towarzyskim, który w listopadzie kadra stoczyła z Hiszpanią w Barcelonie. Jedyne w historii zwycięskie starcie miało ciekawe oblicze buntu przeciw taktyce nakreślonej przez trenera w przerwie. Kulesza zapowiedział, że drużyna powinna się bronić, skoro w pierwszych 45. minutach udało jej się uzyskać jednobramkowe prowadzenie. Gdy piłkarze wyszli do tunelu, odmienne rozwiązanie zaproponował młody Zbigniew Boniek, którego zachęty do dalszych ataków podchwycili starsi koledzy. Polacy zatem dalej grali otwarty futbol, który przyniósł właściwy skutek – po dwóch bramkach Andrzeja Iwana Biało-Czerwoni wygrali 2:1.

Jaka była zatem kadra prowadzona przez bohatera tego artykułu? Aby zbudować pełny obraz, do wcześniejszych opinii warto dodać obserwacje Andrzeja Szarmacha, który przyznawał, że Kulesza był zbyt łagodny i za bardzo ufał piłkarzom. Podobno trener zawsze pracował na zgrupowaniach przy zamkniętych drzwiach, kompletnie nie kontrolując, co robią jego zawodnicy – a ci, korzystając z okazji, często wymykali się „na miasto”, żeby oddać się uciechom wszelakim, niestety nie takim, które są stosowne dla profesjonalnych sportowców2.

Z kolei Włodzimierz Smolarek wspominał trenera Kuleszę jako osobę, która nieco zbyt pobłażliwie podchodziła do krytyki kierowanej przez niego kadry, jednocześnie dodając, że były to najczęściej zarzuty niesprawiedliwe i nieuczciwe3. Niestety, ale jak to zwykle bywa okazało się, że bagatelizowanie medialnych zaczepek odbierane jest jako zachęta do ich mnożenia. Pozycja trenera była zatem stopniowo podkopywana przez osoby nieżyczliwe mu w środowisku, chociaż Smolarek nie zaznaczył już o kogo dokładnie chodziło.

 

Okęcie

Koniec kadencji selekcjonerskiej Ryszarda Kuleszy wiąże się jednak nie z porażkami na boisku, a z jednym z najbardziej znanych skandali z kadrą piłkarską w tle. Afera na Okęciu, bo o niej właśnie mowa, ostatecznie pogrzebała autorytet trenera i doprowadziła do przejęcia reprezentacji przez Antoniego Piechniczka. O co tak właściwie chodziło? Przed wylotem na krótkie zgrupowanie we Włoszech, a następnie na mecz eliminacji mistrzostw świata na Malcie, drużyna narodowa zebrała się w warszawskim hotelu „Vera”. Przed wylotem z lotniska okazało się, że Józef Młynarczyk jest w stanie wskazującym na spożycie sporej ilości alkoholu, na co trener zareagował deklaracją o pozostawieniu bramkarza w kraju. Za kolegą wstawiła się część reprezentantów (Zbigniew Boniek, Stanisław Terlecki oraz Władysław Żmuda), przez co selekcjoner ugiął się i ostatecznie Młynarczyka do Włoch zabrał. Wtedy zainterweniował PZPN, który czwórce problematycznych piłkarzy nakazał powrót do kraju, Kuleszę zaś pozbawił stanowiska.

Wydaje się, że sekwencja wydarzeń bardziej przypomina sytuację w radosnych kadrach republik bananowych, a nie kryzys w poważnej reprezentacji, która wówczas była jedną z najlepszych na świecie. Tajemnicą poliszynela jest jednak skłonność do spożywania sporych ilości alkoholu przez piłkarzy w tamtych czasach, o czym wielu z nich wspomina po latach w swoich biografiach czy obszernych wywiadach.

Przywołany już wcześniej A. Iwan tłumaczy, że do całej afery doszło z powodu kobiety, której w całej Europie poszukiwał jeden z dziennikarzy, Wojciech Zieliński. Tą niewiastą była jego żona, która uciekła do Włoch, a przewrotny los sprawił, że niewiele wcześniej właśnie na Półwyspie Apenińskim swój mecz w ramach Pucharu UEFA rozgrywał Widzew Łódź z Młynarczykiem w składzie. Zdesperowany dziennikarz na rozpytanie wziął właśnie tego piłkarza, a alkohol miał służyć za środek pomocniczy w wyciągnięciu prawdy (powody spotkania Młynarczyka z Zielińskim odmiennie opisuje Włodzimierz Smolarek, który uważa, że bramkarz borykał się wówczas z kłopotami rodzinnymi, które odreagował spożyciem alkoholu)4.

Następnego dnia w holu lotniska przysłowiowe trzy grosze do całej afery dołożył Stanisław Terlecki, który zaczął krzyczeć na dziennikarzy, by nie filmowali Młynarczyka, co tylko spotęgowało zainteresowanie mediów. Z kolei Władysław Żmuda pomógł Terleckiemu, odcinając dopływ prądu do kamer. Dlaczego dziennikarze tak tłumnie zjawili się na boisku, skoro kadra udawała się na mecz z Maltą? Może ktoś im podpowiedział, że szykuje się interesujący materiał? Może był to pochodzący z politycznej nominacji kierownik kadry, Roman Lisiewicz (oficer SB)? Tak zaczęła się afera, która była końcem Kuleszy na stanowisku selekcjonera reprezentacji i dała miejsce Antoniemu Piechniczkowi, by ten napisał swoją historię.

Ryszard Kulesza po utracie stanowiska wyleciał za granicę, pracował w Afryce, wrócił do kraju po kilku latach. Został jedną z najbardziej prominentnych postaci w zarządzie PZPN-u, założył też słynną „Kuleszówkę„, czyli szkołę trenerów, nad którą patronat sprawował krajowy związek. Czy był dobrym selekcjonerem? Wydaje się, że rację mieli jego byli zawodnicy, którzy stwierdzili, że Kulesza był zbyt łatwowierny i ”miękki”, a mając takie cechy charakteru, ciężko zapanować nad sporą grupą piłkarzy.

 

Bibliografia:

  1. Gowarzewski A., Biało-czerwoni: dzieje reprezentacji Polski, t. 3, Katowice 1996.
  2. Iwan A., Spalony, Warszawa 2012.
  3. Kurowski J., Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł, Wrocław 2016.
  4. Perzyński J., Smolar, piłkarz z charakterem, Warszawa 2012.

 

Redakcja merytoryczna: Iwona Górnicka

Korekta: Edyta Chrzanowska

  1. A. Iwan, Spalony, Warszawa 2012, s. 141. []
  2. J. Kurowski, Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł, Wrocław 2016, s. 170. []
  3. J. Perzyński, Smolar, piłkarz z charakterem, Warszawa 2012, s. 194. []
  4. Tamże, s. 140. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz