Tajemnica schronu kapitana Raginisa


Jak wyglądał schron kapitana Raginisa, dowódcy obrony pododcinka Wizna w 1939 roku? Nie mamy o nim zbyt wielu informacji. Same schrony zostały wysadzone w powietrze przez Niemców w 1944 roku, żeby nie mogła skorzystać z nich nadchodząca od wschodu Armia Sowiecka. Dziś pozostały z nich tylko resztki ruin. Pewne jednak pojęcie o tym, jak wyglądały, mogą dać zachowane schrony w Nowogrodzie nad Narwią, które przetrwały wrzesień 1939 w o wiele lepszym stanie. 

Władysław Raginis

Obiekt GG-126, bo tak nazywał się schron dowodzenia kapitana Raginisa na Górze Strękowej, był bardzo podobny do największych zachowanych tam obiektów obronnych. 

Schrony pododcinka Wizna zbudowane były z żelbetu, do którego beton przygotowywano na miejscu, z wykorzystaniem lokalnych surowców – żwiru, piasku i kamienia z Narwi. Jeśli wierzyć Zygmuntowi Kosztyle, w środku znajdowało się 8 komór: amunicyjna, dowodzenia, punktu sanitarnego, stanowiska karabinów maszynowych, sypialna. Największą grubość – około 1,5 metra – miała ściana przednia, w części skierowanej w kierunku, z którego nadejść miał nieprzyjaciel. Od tej strony też znajdował się wykopany przed schronem rów wypełniony kamieniem i nakryty z wierzchu darnią. Ściany pokryte były lepikiem, który umożliwiał „przyklejenie” do niego kawałów darni i trawy, a więc zamienienie obiektu w zielony pagórek, niepozwalający na odróżnienie schronu od reszty otoczenia.

Tył, gdzie znajdowały się pancerne drzwi wejściowe, ubezpieczone otworami strzelniczymi, a obok nich drzwi awaryjne i czerpnie powietrza, osłaniała siatka maskująca. Dojście przeprowadzono rowem łączącym.

Jak wyglądała obrona linii schronów pod Wizną? Otóż należy pamiętać, że każdy taki obiekt nie miał żadnych strzelnic ani otworów prowadzących na zachód, skąd miał nadejść nieprzyjaciel, od którego odgradzała obrońców lita ściana zbrojonego betonu wzmocnionego kamieniami. Był więc niejako ślepy i głuchy z tej strony. Główne jego strzelnice, ciężkich karabinów maszynowych na podstawach fortecznych, zwykle wz.30, były umieszczone po bokach. Przy czym linie ognia kolejnych schronów krzyżowały się, tworząc zaporę nie do przejścia. Wizna bowiem broniona była ogniem bocznym – wróg mijał linię zamaskowanych obiektów bojowych, po czym dostawał gwałtowny ogień karabinów maszynowych z flanki. 

Czy jednak schrony rzeczywiście były „ślepe” od strony nadciągającego nieprzyjaciela? Otóż nie – rolę obrony spełniały wysunięte i zamontowane w stropie kopuły obserwacyjne i bojowe. W schronie ciężkim była przynajmniej jedna, w obiekcie GG-126 miało znaleźć się ich dwie – obserwacyjna i bojowa, zamontowano jednak tylko tę pierwszą – druga nie dojechała. Kopuły były odlewane ze stali i miały ciężar około 8 ton. Zaopatrzono je w cztery szczeliny obserwacyjne i stanowisko dla karabinu maszynowego na obrotowej podstawie, który można było obracać tak, aby ustawić go kolejno przed każdą ze strzelnic, co umożliwiało pokrycie innego obszaru wokół schronu. Kopuły miały pancerz o grubości 20 cm.

Hipotetyczny schron Raginisa w Górze Strękowej (GG-126)

Poza tym w ścianach obiektu obronnego znajdowały się jeszcze zwykłe strzelnice dla karabinów i erkaemów, a także otwory do wyrzucania granatów – jeśli wróg znalazłby się blisko umocnień.

Pododcinek Wizna dałoby się na pewno obronić bez trudu i zadać ciężkie straty nacierającemu XIX niemieckiemu korpusowi armijnemu, gdyby nie kilka braków osłabiających siłę polskiej obrony. Pierwszym z nich była zbyt szczupła obsada. 9 kilometrów pozycji nad Narwią i Biebrzą broniła tylko 8. kompania strzelecka ze 135. pułku, 3. kompania ciężkich karabinów maszynowych z Osowca, bateria artylerii pozycyjnej składająca się z czterech dział 76 mm oraz pluton artylerii z 71. pułku piechoty składający się z dwóch armat kalibru 75 mm. Siły te wzmacniał pluton zwiadowców konnych, pluton pionierów, w sumie razem około 700 żołnierzy i 20 oficerów. Faktycznie stany te ze względu na liczne dezercje z 8. kompanii były o wiele niższe, a żołnierzy nie wystarczało do obsadzenia tzw. międzypól pomiędzy schronami, czyli pozycji, których zadaniem było nie dopuszczenie wroga w pobliże obiektów obronnych. Dlatego Niemcy byli w stanie otaczać i atakować po kolei poszczególne schrony. Sytuację komplikował fakt, iż cztery armaty porucznika Brykalskiego były przestarzałymi „prawosławnymi” działami kalibru 76,2 mm, pochodzącymi z I wojny światowej, a pozostawionymi w Wojsku Polskim z powodu zmagazynowanych dużych zapasów starej amunicji.

Kolejną przyczyną klęski kapitana Raginisa był prawie zupełny brak uzbrojenia przeciwpancernego – zarówno schrony, jak i piechota nie posiadały działek służących do zwalczania czołgów, co umożliwiło niemieckim wozom bliskie podejście do schronów i otwieranie ognia prosto w strzelnice ciężkich karabinów maszynowych. Zwykle jedno lub kilka celnych trafień z działka 20 mm lub cięższego wyłączało z akcji strzelnicę. A kiedy schron zostawał „oślepiony” czyli pozbawiony możliwości obrony, Niemcy wysadzali na nim desant saperów, którzy wysadzając drzwi i wrzucając do środka granaty, zmuszali załogę do kapitulacji. Dokładnie opisuje to we wspomnieniach kapitan Wacław Schmidt. 

Trzecią, ostatnią przyczyną upadku Wizny był fakt, iż w chwili rozpoczęcia działań wojennych schrony nie były wykończone. Brakowało wielu elementów wyposażenia. Przede wszystkim wentylatorów, bez których w trakcie walki lub ostrzału powietrze w środku stawało się niezdatne do oddychania. Drugim mankamentem był brak kopuł pancernych – w schronie kapitana Raginisa zamontowano tylko lewą, obserwacyjną – lub też brak ich wyposażenia – w obiekcie GG-126 nie dostarczono do kopuły metalowych przesłon, które zabezpieczały przed przypadkowym wpadnięciem odłamków. Przez ich brak zginął 9 września porucznik Brykalski, który wspólnie z kapitanem Raginisem znajdował się w kopule podczas ostrzału wroga. Śmierć Brykalskiego i ciężka rana kapitana Raginisa spowodowane były niewydolnością polskiego przemysłu obronnego. Gdyby zresztą 2 września dowództwo nie wycofało z odcinka batalionu majora Fobera uzbrojonego w broń przeciwpancerną, Wizna, zamiast Termopilami, stałaby się polskim Verdun. 

Historia bohaterskiej obrony Wizny i niezłomnego kapitana Raginisa stanowi kanwę nowej powieści historycznej Wizna autorstwa Jacka Komudy, która ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz