Zginęli za pomoc Żydom. Historia rodziny Ulmów


Na obrzeżach wsi Markowa na Podkarpaciu rozległy się strzały. Był mroźny i mglisty wczesny poranek dwudziestego czwartego dnia marca roku 1944. Strzelali niemieccy żandarmi, którymi dowodził por. Eilert Dieken, szef posterunku tej formacji z pobliskiego Łańcuta. Ofiarą padła cała polska rodzina Ulmów, która udostępniła bezpieczne schronienie aż ośmiu osobom z trzech rodzin żydowskich.

Ci również ponieśli śmierć. Nie wiemy czy przebywali tam stale. Może pojawiali się u Polaków od czasu do czasu, wiedząc że czeka tam na nich bezpieczna przystań, a nie chcieli narażać swych wybawicieli i siebie samych? Przyjmuje się jednak, że małżeństwo Wiktorii i Józefa Ulmów zdecydowało, aby pod koniec roku 1942 opiekować się grupą Żydów. Znali ich, z częścią nawet sąsiadowali, resztę kojarzyli albo ze wspólnych interesów lub może z tego faktu, że cała ósemka Żydów była ze sobą spokrewniona.

Markowska wiosna 1944 roku

Zdjęcie ślubne Ulmów / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Na zdjęciu widzimy siedem osób. Młodą kobietę w białej chuście na głowie kucającą i bezpiecznie trzymającą chłopca siedzącego na czarnym baranku. Obok niej, po lewej stronie dwoje dzieci, starsza dziewczynka w czepcu trzyma kolejnego małego chłopca. Po prawej stronie młodej kobiety stoi spora dziewczynka, najstarsza z wszystkich dzieci. Troskliwie trzyma na rękach z zainteresowaniem patrzącego za czymś w ziemię chłopczyka. Ta, patrzy na nas, a jej wzrok zdaje się przenikać. Obok kolejny chłopiec, niewiele młodszy od dużej dziewczynki. On również utkwił w nas swój wzrok. Ma na sobie ciemną czapkę, a dłonie włożone w kieszenie równie ciemnej kurtki. Niżej sceny kolejne dwa czarne baranki. Osoby na fotografii to członkowie rodziny Ulma. Matka dzieci to Wiktoria Ulma z domu Niemczak. Dzieci to: Stasia, Basia, Władek, Franek, Antek i Marysia. Brakuje jednej osoby. Józefa Ulmy, ojca dzieci, męża młodej kobiety. Stoi za obiektywem aparatu, którym wykonane jest to zdjęcie. Wyobraźmy sobie, że sami widzimy tę scenę. Sami jesteśmy Józefem. Widzimy rodzinę, w zwykłej sytuacji, jak co dzień, mały dom w dali, ogród i zżęte zboże, co wskazywałoby na późne lato lub wczesną jesień. Jest bardzo pewne, że to ich ostatnie wspólne zdjęcie. Jest rok 1943.

(Nie)zwykła para z Markowej

Rodzina Ulmów / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

O Józefie Ulmie napisano już setki tysięcy słów. Powstawały filmy dokumentalne, a nawet fabularne. Nie sposób zliczyć reportaży, ale za to jest to możliwe w przypadku sztuk teatralnych, bo powstało ich w sumie już dwie. Ulma Józef przyszedł na świat w Markowej w roku 1900. Wydaje się, że był od małego ciekawy świata, ponieważ ciągnęło go do książek i pogłębiania wiedzy z co rusz to z różnych dziedzin. Raz było to majsterkowanie, to znowu ekstraordynaryjne wynalazki, innym razem zupełnie prozaiczne ogrodnictwo i sadownictwo, to znowu fotografia, geografia, przyroda, historia, beletrystyka i klasyki literatury polskiej oraz zagranicznej. Dziś jest nam łatwo poruszać się po dziedzinach, które intrygowały mieszkańca Markowej, gdyż został po nim wcale mały zbiór książek eksponowany w Muzeum Polaków Ratujących Żydów z siedzibą w Markowej. O tym będzie jeszcze mowa, ale wspomnieć należy, że Józef, jak i cała jego rodzina, patronują temu niezwykłemu miejscu. Lokalna społeczność zapamiętała Józefa jako propagatora czytelnictwa, miłośnika nowinek technologicznych, z nowatorskiego podejścia do uprawy i hodowli roślin ogrodowych i w sadzie, a przede wszystkim jako miejscowego fotografa, aktywnego do tego stopnia, że udało mu się udokumentować życie rodzinnej wioski w znacznej części okresu dwudziestolecia międzywojennego i okupacji.

Józef Ulm w towarzystwie współpracowników ze spółdzielni mleczarskiej / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Wiktoria, tak jak Józef, przyszła na świat w Markowej, lecz dwanaście lat później. Co ciekawe, ich rodzinne domy były od siebie blisko położone, to znaczy można rzecz, że sąsiadowali ze sobą i znali się prawie „od zawsze„. Wiktoria była typową przedstawicielką ówczesnego markowskiego społeczeństwa; wioska była aktywna społecznie i kulturalnie, nieobce im były sprawy polityczne, a i spółdzielczość w Markowej była na wysokim poziomie. W sąsiedniej wiosce istniał tzw. Uniwersytet Ludowy, który wykształcił niemało ludzi w całej okolicy. Wiktoria uczęszczała po szkole powszechnej na kilka kursów organizowanych przez tę placówkę oświatową. W Markowej od 1935 r. istniał ośrodek zdrowia (jeden z pierwszych na polskiej wsi), a pod koniec lat 30. XX w. wydawana była gazetka pt. ”Kobieta wiejska”. Zupełnym standardem w Markowej był wiejski teatr, gdzie i Wiktorii zdarzało się grywać. Zresztą nie tylko jej, bo i Józefowi również. 

Dzieci Ulmów / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Para zakochała się w sobie i pobrała latem 1935 r. Od początku mieszkali „na swoim”, a ich lokum stanowił mały domeczek w północno-wschodniej części wsi, będącymi wówczas obrzeżami, nieopodal traktu łączącego Łańcut z pobliską Kańczugą. To tam poczęły się dzieci. Tam też Józef oddawał się swym pasjom.

Ludzie tuż obok. Żydzi

Dom Ulmów / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Markowa była bardzo liczną wsią. Zamieszkiwało ją blisko 4.500 osób, z czego nieco ponad 100 osób stanowili przedstawiciele społeczności żydowskiej. Było również kilkanaście osób deklarujących się w spisach z lat 1921 i 1931 grekokatolicyzm, co nie stanowiło wówczas jakiegoś ewenementu, gdyż region podkarpacki, szczególnie przed wojną, zamieszkiwali ludzie z trzech kręgów religijnych: katolików, grekokatolików oraz wyznawców judaizmu.

Dla markowskich Żydów największe skupisko we wsi stanowiła dzielnica zwana„Kazimierzem”. Jakże doskonale koresponduje z nazwą niegdysiejszego podkrakowskiego miasta, a później części Krakowa, gdzie przeważali mieszkańcy żydowscy! Być może i Markowa zasugerowała się tym samym stanem rzeczy i w analogiczny sposób nazwała swoją żydowską część wsi. Ważnymi miasteczkami dla markowskich Żydów były wspomniany Łańcut oraz Kańczuga, gdzie istniały synagogi, gdzie były również miejsca wiecznego pochówku, gdzie też załatwiali wszelkie sprawunki natury administracyjnej w tamtejszych gminach wyznaniowych. Informacja ta jest tutaj o tyle istotna, gdyż z Łańcuta wywodzili się ci sami Żydzi, którzy w trakcie okupacji niemieckiej znaleźli bezpieczną przystań w domu rodzinnym Wiktorii i Józefa Ulmów. O tym jeszcze będzie mowa. W dniu wybuchu wojny ich los był przesądzony, a fakt ten w miarę zbliżania się Niemców, później wprowadzania co rusz to nowych obostrzeń przez okupantów, utwierdzał w przekonaniu, że ich świat zmierza ku zagładzie. Po licznych incydentach, w których śmierć ponieśli zupełnie niewinni ludzie, po postawieniu przed faktem dokonanym, że nie mają czego szukać w swej rodzinnej wsi i są zmuszenia do szukania pomocy na własną rękę lub przy wsparciu chrześcijańskich sąsiadów, Żydzi opuścili swą małą ojczyznę. 

/ fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

W okresie kiedy niemiecka okupacja, a w ślad za nią polityka represyjna względem Żydów, sięgała po to co miało dopiero najgorsze nadejść, Żydzi w popłochu udali się w zupełnie nieznane. Nie wiedzieli kiedy wrócą. Nie wiedzieli czy w ogóle wrócą. Nie wiedzieli czy będą pośród żywych. W takiej sytuacji byli ci, którzy znaleźli schronienie u Ulmów: siostry Lejka Didner i Gołda Grünfeld wraz z małą córką Reszla/Reiszel – wszystkie z Markowej. Oprócz nich schronienie odnaleźli: Saul Goldman, używający tez nazwiska Rosengarten, a także jego czterej synowie: Baruch, Mechel, Joachim i Mojżesz Fejwel – wszyscy z Łańcuta. Nazwisko Goldman w Łańcucie było wyjątkowo popularne, dlatego też liczni ich znajomi określali ich „Szallami„. Didnerowie, Grünfeldowie i Goldmanowie byli krewnymi, gdyż Saul był rodzonym bratem ojca Lejki i Gołdy, mieszkającym w Markowej. Najnowsze badania przeprowadzone przez Kamila Koperę, Specjalistę ds. Badań i Dokumentacji z Muzeum Polaków Ratujących Żydów, doprowadziły do dotąd nie znanych imion braci Goldman, ponadto córeczki Gołdy Grünfeld, a także precyzyjniejszych danych na temat Saula Goldmana-Szalla. Ostatecznie uwagi badawcze zostały opublikowane w 2020 r. w książce pt. ”Losy Żydów z Markowej”.

Pod jednym dachem małego domu

Nie znamy dokładnego momentu kiedy Żydzi przybyli do Ulmów. Przypuszcza się, że akcja pomocowa rozpoczęła się pod koniec roku 1942. Wiemy też, że mniej więcej w tym samym czasie Józef zaangażowany był w pomoc innym Żydom, ale wówczas polegało to na tym, że pomagał ukrywającym się w lesie osobom, poprzez kopanie im kryjówek, a być może też i donoszenie pożywienia. Niestety, Żydzi którymi wówczas opiekował się Ulma, ponieśli śmierć. Być może zostali zamordowani na tzw. Okopie, które nosiło też nazwę Grzebowiska lub Kośćca. Miejsce to wykorzystywane było przed wojną jako grzebowisko padłych zwierząt z lokalnych gospodarstw. Podczas wojny i okupacji zaadoptowano je jako miejsce kaźni, rozstrzeliwań okolicznej ludności żydowskiej. Podczas jednej, największej jak się okazało, akcji rozstrzeliwania, śmierć poniosło około 25 osób. Co znamienne, Okop mieścił się kilkaset metrów w linii prostej od domu Ulmów. Możemy sobie tylko wyobrażać co czuli mieszkańcy tego domku, a szczególnie w okresie kiedy przebywali u nich Żydzi.

Nie do końca wiemy kto z grupy ósemki Żydów pojawił się w pierwszej kolejności. Przypuszczać należy, iż jako pierwsze zapukały do drzwi sąsiadki Ulmów siostry Lejka i Gołda, a ta wraz z małą córką Reszlą. Dopiero później, być może po namowach tych pierwszych, Ulmowie przyjęli pod swój dach Szallów z Łańcuta. Znali ich, ponieważ Saul Goldman był aktywnym rzeźnikiem z Łańcuta, a w Markowej pojawiał się by zakupić od gospodarzy żywy inwentarz. Być może zainteresowany był też skórkami, które garbowali lokalni chłopi, w tym i Ulma Józef, lecz podczas wojny proceder ten był zabroniono, a wykrycie osoby trudniącej się garbowaniem skóry, mogło zakończyć się niezwykle surowymi konsekwencjami. Tak czy inaczej, Wiktoria i Józef Ulmowie, mając liczną gromadę dzieci, podjęli decyzję by zaopiekować się prześladowanymi Żydami. Mieli świadomość grożącego im niebezpieczeństwa, gdyż już powszechną wiedzą było to, że każda pomoc udzielana Żydom zakończyć się może śmiercią (dekret Hansa Franka w tej sprawie z 15.10.1941 r.).

/ fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Jest prawdopodobne, iż Goldmanowie z Łańcuta wcześniej uzyskali wparcie u granatowego polskiego policjanta, Włodzimierza Lesia. Ten z kolei, pełniąc służbę w charakterze urzędnika państwowego, musiał być lojalny wobec okupanta i tu przede wszystkim przed lokalną formacją żandarmerii pod dowództwem wspomnianego już por. Eilerta Diekena. Dlatego kiedy represje przeciwko Żydom, ale też nie-Żydom, które mogliby w jakikolwiek sposób udzielać im wsparcia wzrosły, Leś wygnał Saula Goldmana wraz z czterema synami i skazał ich na tułaczkę. Ci wiedząc, że maja krewnych w Markowej, udali się tam i zwrócili się o wsparcie do Ulmów.

Powszechnie twierdzi się, iż cała ósemka Żydów spędzała cały czasu u Polaków. Mieli zaadoptowany strych na swoje wygody, lecz mogli też wychodzić na zewnątrz, o czym zresztą świadczy fotografia wykonana przez Józefa Ulmę przedstawiającą czterech braci Goldman-Szall podczas prac cięcia drewna na opał. W tej historii pojawiały się również wątki wskazujące na to, iż oszukani przez Lesia Goldmanowie mogli go nachodzić, by ten zmienił zdanie, albo też zwrócił im zdeponowane u niego jakieś przedmioty. Gdyby te przypuszczenia okazały się faktem, to stwierdzić należy, iż ukrywający się Żydzi u Ulmów mocno ryzykowali życiem własnym oraz swych wybawicieli.

Należy również rozważyć ewentualność, iż cała ósemka czasowo, ale dosyć często, ukrywała się u małżeństwa Ulmów. Takie rozwiązanie było dość powszechne i spotykane, jeśli nie w samej Markowej, to w sąsiednich wsiach. W Gaci, która jest wioską obok, znany jest przypadek, że jedną rodzinę żydowską ukrywało trzy rodziny polskie, na wymiennie, od domu do domu. Dlaczego zatem Goldmanowie-Szallowie, Didner oraz Grünfeld z córką nie mogli wdrażać dokładnie tej samej taktyki? Dlaczego mieliby ryzykować życiem, nie tyle dorosłych, co dzieci? Siostry Lejka i Gołda miały przecież we wsi ojca, Chajma. Być może spotykali się. Być może też razem ukrywali się gdzie indziej. Kontakt Wiktorii i Józefa Ulmów oraz ich dzieci z żydowskimi ukrywającymi się mógł trwać kilkanaście miesięcy. Finał był niezwykle tragiczny, bo los sprawił, że 24 marca 1944 r. wszyscy byli razem.

Konfident i tragiczne skutki jego decyzji

Rodzinny dom Ulmów, jak już zostało to wykazane, stał na obrzeżach wsi, w miejscu rzadko przez obcych odwiedzanych, chyba że w interesach do Józefa (zdjęcia, książka, porada, rozmowa). Być może Ulmowie tego właśnie się trzymali; ich dom był niemal niewidoczny, zapomniany, nierzucający się w oczy. A jednak ktoś dowiedział się, że są tam przetrzymywani Żydzi, albo też, Żydzi dość często tam zaglądają, jeśli przyjmiemy iż mowa jest o rozbitej na długi czas, lecz nieintensywnej akcji pomocowej. 

/ fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Tym kimś, który dowiedział się o sprawie, a przynajmniej wskazują na to późniejsze wydarzenia, okazał się być Włodzimierz Leś, granatowy stróż prawa, który znał Goldmanów z Łańcuta. W jakich okolicznościach zdobył tę wiedzę? Czyżby miał swojego informatora w Markowej? A może sam pofatygował się do wsi celem rozeznania? Późniejsze wydarzenia potoczyły się dość szybko. O świecie 24 marca 1944 r. w Markowej, uprzednio nawet myląc adresy, jak powiada jedna z lokalnych historii, pojawiła się grupa kilku żandarmów niemieckich. Kieruje nimi por. Eilert Dieken, a pod swoją komendą miał m.in. Józefa Kokotta, niemieckiego Czecha ze Śląska Opawskiego, wyjątkowego brutala, osobę znaną w całym okręgu łańcucką jako oszalałą z nienawiści do Żydów i wszystkich tych, których uzna za podejrzanych. Jedno jest pewne: w okresie okupacji niemieckiej terroryzował swoją obecnością miasteczko Łańcut oraz całą okolicę. Taki człowiek został wybrany do zrobienia porządku w Markowej. Por. Dieken miał do dyspozycji jeszcze: Michaela Dziewulskiego, Gustawa Unbehenda i Ericha Wilde. Oprócz żandarmów, w charakterze obstawy, wybrani zostali dwaj granatowi policjanci, w tym najpewniej Leś.

Pierwsze strzały padły zaraz po wdarciu się do sieni. Poszła seria z karabinu po suficie. Zginęły trzy osoby ukrywające się na strychu. Wystrzały z karabinu, ryk w obcym języku lub łamaną polszczyzną, wyrwał pogrążonych we śnie domowników. Oprawcy wdarli się do izby mieszkalnej, inni natomiast po resztę ukrywających się, którzy nie ponieśli śmierci po pierwszej serii karabinowej. Pozostali przy życiu Żydzi zostali wywleczeni przed dom i automatycznie zastrzeleni. Skupieni w strachu Polacy w pozycjach leżących lub półleżących zostali też wywleczeni na zewnątrz. W domu przewijały się krzyki oprawców, płacz zdezorientowanych dzieci, krzyk Wiktorii i może stawiającego opór Józefa… Nic to nie dało. Zastrzelono dorosłych. Pozostały dzieci, które jak się później okazało, stały się źródłem intensywnych rozmów żandarmów z policjantami granatowymi, którzy wyrazili sprzeciw by rozstrzeliwać i dzieci. To trwało jednak moment, bo w ostatecznym rozrachunku dzieci Ulmów również zginęły. Akcja zakończyła się libacją alkoholową, plądrowaniem domu i wywózką licznych przedmiotów.

Najęci pod przymusem okoliczni chłopi musieli pochować ciała. Wykopali dwie mogiły tuż pod domem. W jednej pochowali polską rodzinę, w drugiej zaś członków trzech rodzin żydowskich. Już wówczas stwierdzono, że Wiktoria była w zaawansowanej ciąży. W kilka dni później po kryjomu dokonano pochówku Polaków i włożenia ich ciał do trumien. Świadkowie stwierdzili obecność w okolicach narządów rodnych kobiety gwałtownie narodzone dziecko. Zimą 1945 r. lokalna społeczność przeniosła zwłoki rodziny Ulmów na pobliski cmentarz. Powtórny pochówek ósemki Żydów ukrywających się u Ulmów miał miejsce po uprzedniej ekshumacji zwłok jesienią 1947 r. w trakcie szeroko zakrojonej akcji zainicjowanej przez Polski Czerwony Krzyż. Wówczas zwłoki przeniesiono na leśną nekropolę nieopodal Przeworska, do przysiółku Jagiełła-Niechciałki. Spoczywają tam do dnia dzisiejszego wraz z innymi zamordowanymi Żydami z Markowej, z ziemi łańcuckiej, przeworskiej i jarosławskiej.

Po wiosennych zajściach w Markowej, w wyniku postępowania sądowego polskiego podziemia z Łańcuta, wszczęto kroki prawne przeciwko Włodzimierzowi Lesiowi oskarżonego o współpracę z Niemcami, a także powiązywano ze sprawą mordu na Ulmach i ukrywających się u nich Żydów. 10 września 1944 r. grupa operacyjna składająca się standardowo z trzech osób wdarła się do domu granatowego policjanta. Po uprzednim odczytaniu wyroku sądu podziemnego, Leś spożywający wraz rodziną posiłek, sięgną po broń, lecz uprzedziły go strzały, po których poniósł śmierć na miejscu. Żonę i synów pozostawiono w spokoju.

Dowódca żandarmerii niemieckiej odpowiedzialnej za śmierć polskiej i żydowskich rodzin w Markowej dnia 24 marca 1944 r. zdołał uciec do ojczyny, gdzie po wojnie niepokojony za przeszłość, pełnił nadal służbę stróża prawa, służąc nawet jako szef komisariatu policji w Esens w północnych Niemczech. Zmarł w 1960 r. będąc na policyjnej emeryturze. Nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. 

Inaczej potoczyły się losy Józefa Kokotta. Ten w 1957 r. został rozpoznany w Czechosłowacji i za sprawą prokuratury, na wniosek strony polskiej, podjęte zostały skuteczne kroki w sprawie ekstradycji zbrodniarza do Polski Ludowej. Ostatecznie osadzono go w rzeszowskim więzieniu, gdzie latem 1958 r. rozpoczął się jego proces. Początkiem września uznano go winnym wszystkich postawionych mu zarzutów i skazano na karę śmierci. Wyroku nie wykonano. Zmieniono go jednak na dożywocie, by później obniżyć karę pozbawienia wolności na lat 25. Ostatecznie jednak Kokott zmarł w celi więziennej w roku 1980.

Losy pozostałych żandarmów oraz policjanta granatowego będącego świadkiem zbrodni dokonanej wczesną wiosna 1944 r. w Markowej nie są znane.

Ulmowie patronami

Muzeum Polaków Ratujących Żydów (z zewnątrz) / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

Pamięć po heroicznej postawie Ulmów oraz o zamordowanych wraz z nimi Żydach była żywa w Markowej. W 1995 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uznał polskie małżeństwo pośmiertnie za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

W 2004 r. lokalna społeczność Markowej odsłoniła pomnik dedykowany zamordowanym Ulmom i ukrywającym się u nich Żydom. W marcu 2016 r. oficjalnie otwarto Muzeum Polaków Ratujących Żydów, którego rodzina Ulmów została patronami. Kilka dni temu minęła 5. rocznica istnienia tej placówki, która jest jedyną w Polsce w całości poświęconą sprawom Polaków niosących pomoc Żydom podczas II wojny światowej i okupacji niemieckiej za pośrednictwem unikatowej stałej wystawy multimedialnej.

Muzeum Polaków Ratujących Żydów (w wewnątrz) / fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów

W 2018 r. zainicjowano Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacja niemiecką, a moment ten ustanowiono na datę 24 marca, w rocznicę śmierci rodziny Ulmów i ukrywających się u nich Żydów. Tego dnia pamięta się o tych, którzy noszą najwyższe cywilne odznaczenie Państwa Izrael, a więc tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, ale również o tych, którzy nie dostąpili tego zaszczytu, lecz ich historie są znane i udokumentowane. To dzień Jana Karskiego, Henryka Sławika, Ireny Sendlerowej, Zofii Kossak, Mieczysława Fogga, małżeństwa Żabińskich, rodziny Baranków i Kowalskich, Rady Pomocy Żydom „Żegota”, polskich dyplomatów w Szwajcarii pod nieoficjalną nazwą Grupa Ładosia, Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata i wielu innych w większym lub mniejszym stopniu zaangażowanych w akcje pomocowe na rzecz Żydów podczas nieludzkich lat wojny światowej. Jest to również najważniejszy dzień roku wspomnianego Muzeum Polaków Ratujących Żydów, gdyż poprzez datę święta upamiętnia jego patronów, rodzinę Ulmów.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Kinomaniak pisze:

    Powinien powstać hollywoodzki film o nich!

  2. John pisze:

    Jest dobrze prezentacja z histy już prawie zrobiona!!!

Zostaw własny komentarz