Rola Ziem Zabranych w powstaniu listopadowym


„Rewolucja 29-go wiedziała to dobrze, jeszcze przed wybuchnieniem swoim, że tylko przez zbrojne wtargnienie do ziem zabranych, to jest obrócenie przeciwko Moskwie całej kilkunastomilionowej ludności polskiej (…) wywikłać się zdoła z rzędu wypadków nie mających przyszłości” pisał Mochnacki na kartach swojego Powstania narodu. Wypada skorygować to zdanie, gdyż sprzysiężeni nie podjęli żadnych konkretnych kroków w tym względzie.

Sprzysiężeni zakładali  z góry, że wypędzą Rosjan z Warszawy, dadzą hasło do walki, naród poprze garstkę śmiałków a sejm zaakceptuje rewolucję, na czele której staną obsypani laurami bohaterstwa kościuszkowscy i napoleońscy „ojcowie narodu”. Ci jednak myśleli zupełnie inaczej. Gdy trwały jeszcze nad ranem ostatnie walki w Warszawie, książę Lubecki udał się do Konstantego by poinformować wielkiego księcia, że podjął próbę zapanowania nad ruchem powstańczym. Radę Administracyjną poszerzono o kilka popularnych nazwisk, o których spiskowcy sądzili, że reprezentują siły niepodległościowe, a tymczasem osoby te okazywały się ugodowcami, jeśli nie kapitulantami.

„Szaleniec tylko mógłby przypuścić, że Polska może zetrzeć potęgę Rosji” – mówił nieco później gen. Mroziński, szef sztabu dyktatora.

Tym samym gdy „u dołu wzmagał się zapał, rosły siły i chęć do walki, u góry panowała myśl mediacji pomiędzy Polską a Rosją, przekształcając się coraz wyraźniej w myśl kapitulacji” – definiuje prof. Tokarz źródła klęski powstania tkwiące już w Nocy Listopadowej.

Problem granicy wschodniej

Zasadniczy spór o cele powstania: obronę konstytucji i autonomii w granicach zakreślonych przez kongres wiedeński czy walkę o pełną niepodległość dał o sobie znać niemal nazajutrz po zwycięskiej Nocy Listopadowej. W tym miejscu warto zasygnalizować dwie kwestie: problem granicy wschodniej przyszłego niepodległego państwa – i w ślad za tym przypomnieć rolę tzw. Ziem Zabranych w stosunkach polsko-rosyjskich w pierwszej połowie XIX w. Echa tych sporów słychać jeszcze będzie na forum Wielkiej Emigracji:

„Polska, Polska Jagiellonów, niepodległa, wolna – lub wieczna śmierć, oto jest hasło nasze”;

„Nie dla Polski z ośmiu województw złożonej podnieśliśmy broń” czytamy w publikacjach emigracyjnych.

Ziemie zagarnięte przez Rosję w ciągu trzech rozbiorów w XVIII w. otrzymały wśród Polaków miano „ziem zabranych„ (dla Rosji – co oczywiste, były to ”ziemie odzyskane”, co znalazło odzwierciedlenie w napisie na medalu wybitym przez Katarzynę II). W epoce napoleońskiej Aleksander I łudził Polaków mirażem stworzenia na tych obszarach autonomicznego Wielkiego Księstwa Litewskiego, mogącego wówczas być alternatywą wobec Księstwa Warszawskiego.

Zasadniczy spór polsko-rosyjski zaistniał na skutek enigmatycznego zapisu w traktacie wiedeńskim, pozwalającego carowi na „wewnętrzne rozszerzenie Królestwa, jakie uzna za stosowne„. Powszechnie rozumiano to jako zapowiedź rozszerzenia autonomii na ziemie zabużańskie. Mijały jednak lata, Aleksander, mimo kilkakrotnie ponawianych zapewnień swoich obietnic nigdy nie spełnił a jego następca Mikołaj I kategorycznie zastrzegł, iż póki żyje, nie pozwoli, ”aby idea ponownego zjednoczenia Litwy z Polską była w jakikolwiek sposób ośmielana”. Dodajmy na marginesie, że również dekabryści niechętnie patrzyli na pomysły Aleksandra (na tym właśnie – antypolskim – tle zrodził się cały spisek) i w rozmowach z polską konspiracją dość skąpo cedowali obszary na wschód od Bugu nie zamierzając pozbywać się wszystkich zdobyczy posiadanych od 1772 r. Polacy (zarówno w 1831 jak 1863 r., co z kolei unaocznia trójdzielny herb powstańczy) marzyli o odbudowie Rzeczypospolitej w granicach przedrozbiorowych, ale w trakcie wojny 1831 r. na forum sejmu ścierały się różne poglądy na temat form przyszłych związków królestwa Polskiego z Litwą.

Polskie spojrzenia na problem

Dla poszerzonej Rady Administracyjnej słowo „niepodległość„ (co ciekawe, wprowadzone do języka polityki za radą konsula pruskiego J. Schmidta) miało stanowić tylko wygodne narzędzie dla spacyfikowania i kontrolowania nastrojów wzburzonej ulicy warszawskiej. O wiele poważniej to słowo rozumiano w kręgach nowo powołanego Towarzystwa Patriotycznego. Na wiecu przed budynkiem Banku Polskiego, gdzie obradowała Rada tłum domagał się marszu ”na Konstantego, na Litwę!” Na wieczornym posiedzeniu Towarzystwa w dniu 3 grudnia 1830 roku przemawiał Maurycy Mochnacki żądając m. in. ataku wojska polskiego pod dowództwem gen. Chłopickiego na siły cesarzewicza i sugerując że

„nie z Konstantym w Warszawie ale z Petersburgiem w Wilnie układać nam się potrzeba”

Przyjęta przez aklamację rezolucja zalecała m.in. poruszenie do walki Polaków w prowincjach zabranych i szybki marsz na Litwę. Gdy jednak przedstawiona została Radzie Administracyjnej spotkała się z niechętnym przyjęciem: Czartoryski był zmieszany, Chłopicki wyszedł trzasnąwszy drzwiami, Niemcewicz (bojaźliwy Prezes z Kordiana) odegrał kabotyńską rolę rozdzierania szat. Działo się to bowiem już po powrocie delegacji Rady ze spotkania z Konstantym w podwarszawskim Wierzbnie w sprawie opuszczenia przez niego granic Królestwa. W trakcie obrad strona polska podniosła kwestię przestrzegania konstytucji z 1815 roku, w tym dotrzymania obietnic Aleksandra I w sprawie „wewnętrznego rozszerzenia”. W oczach Wielkiego Księcia był to główny powód wywołania Nocy Listopadowej i - jak pisze historyk, prof. Władysław Zajewski -

„obiecywał wstawić się u Mikołaja w tej materii„. Książę dodał, że gdyby był Polakiem, sam domagałby się ”polskich guberni”.

Ale nie tylko w sferach rządowych objawiał się strach przed zburzeniem dotychczasowego porządku politycznego. Także ludzie bliscy Mochnackiemu wyrażali obawy przed uznaniem ich w Europie za jakobinów, gdyby tylko ważyli się podnieść broń przeciwko Konstantemu, carowi, wojskom rosyjskim lub skierować własne siły zbrojne na wschód od Bugu.

(Dosłownie, jakbyśmy słyszeli Prezesa w Kordianie:

„A gdy jaki Antoniusz Europie pokaże

Płaszcz skrwawiony Cezara?... i do zemsty zbudzi?

A kiedy się na Polskę wszystkie ludy zwalą,

Wielu przeciw postawisz wojska? Wielu ludzi?”)

Zresztą wersja wydarzeń w gmachu Banku przedstawiona przez Mochnackiego na kartach Powstania jest subiektywna i służy uwypukleniu roli autora w ich przebiegu.

„Klub nie wysilił się dostatecznie, aby pojmać lub rozbić oddziały w. ks. Konstantego, dopóki ten był w Wierzbnie, mimo iż zdolny był politycznie przygotować tę akcję” – wyjaśnia prof. Zajewski.

Gorzej, dał się wkrótce rozpędzić przez zwolenników gen. Chłopickiego.

Generał Chłopicki

Stopniowo nadzieje związane z dyktatorem, zawarte w pieśni powstańczej

„Nasz Chłopicki wojak dzielny, śmiały

Powiedzie naszych zuchów w pole zwycięstw chwały”

okazały się złudne. Wprawdzie w odezwie do narodu Chłopicki podkreślał, iż jego celem jest pomyślność ojczyzny, ale zarazem „zachowanie zaręczonych swobód konstytucyjnych” i – usprawiedliwiając przed carem wybuch polskiej insurekcji - odwoływał się do poczucia praworządności legalnego monarchy:

„Nie może i tego serce króla nie uznać, gdy się on dowie, jak go zwodzono”.

Tymczasem w poufnym liście z 10 grudnia 1830 r. do Mikołaja I przedstawiał prawdziwe cele dyktatury:

„postanowiłem ogarnąć władzę wykonawczą w całej rozciągłości, aby się nie stała łupem podżegaczy i wichrzycieli”.

W debacie z przedstawicielami sejmu 15 i 17 grudnia 1830 r. dyktator otwarcie odrzucił pomysł przyłączenia do Kongresówki Ziem Zabranych. Posłowie zatajając to szczere wyznanie przed opinią publiczną utrzymywali ją celowo w błędzie, licząc też naiwnie na radykalizację z czasem postawy Chłopickiego. Srodze się zawiedli, ponieważ Chłopicki przemawiając do delegacji „braci zza Buga„, która potajemnie przedostała się do Warszawy, powiedział kategorycznie: ”Ani jednej skałki nie mam dla was” podkreślając tym samym, że nie da im ani jednego karabinu, nie zgodził się ze śmiałymi planami płk D. Chłapowskiego czy płk I. Prądzyńskiego podjęcia akcji zaczepnej, partyzanckiej na wschód od Bugu (wyjaśniał później, że bał się osłabienia głównej armii i klęski). Jednocześnie wypuszczając z rąk Konstantego stawiał pod znakiem zapytania możliwości wzniecenia i szanse rozwoju powstania na wschód od Bugu. Rzeczywiście, ledwie Konstanty przekroczył granicę, natychmiast ogłosił stan wojenny (13 grudnia st. st. 1830 r.) a władze carskie rozpoczęły politykę prewencyjnych aresztowań wśród osób podejrzanych o buntownicze zamiary.

Książę Ksawery Drucki-Lubecki

Inaczej na rolę Ziem Zabranych miał patrzeć książę Lubecki – spiritus movens ogłoszenia dyktatury. Szanse na zakończenie konfliktu pokładał w rokowaniach z dobrodusznym carem:

„Ja sam pojadę do Petersburga„ – mówił do parlamentarzystów – ”i przywiozę wam na nowy rok prowincje”.

Rzeczywiście, w punktach instrukcji dla osób jadących na pertraktacje do Petersburga nie zapomniano o „braciach zza Buga„: domagano się bowiem w niej między innymi rozciągnięcia zasad konstytucji na Ziemie Zabrane i udziału w sejmie Królestwa nowo wybranych z nich posłów. Umieszczenie tych dwóch punktów na liście postulatów było ustępstwem Chłopickiego wobec żądań księcia Adama, ale równocześnie Julian Ursyn Niemcewicz w porozumieniu z generałem wyraźnie sugerował Lubeckiemu, by nie stawiał sprawy „na ostrzu noża„, wręcz pisał by carowi przedstawiać powstanie jako ”niepoczytalną burdę akademicką, dzieło młodzieży studenckiej potępione przez ludzi rozsądnych”.

Dwulicowa postawa Chłopickiego staje się bardziej widoczniejsza, gdy skonfrontujemy ją z  późniejszym zachowaniem Lubeckiego w Petersburgu; wszystko wskazuje na to, że w instrukcji ustnej, jaką mu wygłosił przed odjazdem Chłopicki (jej treści oczywiście nie możemy znać), zapewne polecono by zrezygnował z przedstawiania komukolwiek postulatów „zabużańskich„. Jest to tym bardziej znamienne, gdyż Lubecki był jedną z nielicznych osób, która mogła – na wyraźne życzenie cara – zawsze mówić mu prawdę w oczy. Tymczasem realpolitik (tak jak ja pojmowali ”ojcowie narodu”) brała górę nad sentymentami, choć chyba nie do końca. Lubecki jechał do Petersburga z przygotowanym hasłem:

„Niech Mikołaj, konstytucyjny król polski wojuje z Mikołajem, cesarzem absolutnym”. (Jak sarkastycznie ocenił Jerzy Łojek, książę liczył chyba na rozdwojenie jaźni cara).

Ostatecznie, w memoriale przygotowanym dla władcy Lubecki wytknął błędy rządów Konstantego i Nowosilcowa w Warszawie, zasugerował ich odsunięcie od władzy i – zaproponował „zrównać polskie gubernie z resztą Cesarstwa”, a więc postąpił odwrotnie niż nakazywała mu to powstańcza instrukcja za to w myśl najgłębszych intencji Mikołaja.

Sejm Królestwa

Tymczasem w Warszawie, gdy rozpoczęły się obrady sejmu powstańczego, w manifeście uznającym Noc Listopadową za powstanie narodowe wyraźnie przypomniano niespełnione obietnice carskie względem Ziem Zabranych:

„Prowincje, dawniej do Rossyi wcielone, nie tylko przyłączonemi nie zostały, nie tylko bracia nasi nie otrzymali narodowych instytucyi, przez Kongres Wiedeński zawarowanych, lecz nadto obietnicami, zachętą, a potem oczekiwaniem obudzone w nich wspomnienia narodowe stały się przestępstwem i zbrodnią stanu (…) a od wstąpienia na tron Mikołaja  stan się ten coraz bardziej pogarszał (…)”.

Z tonem manifestu szła w parze treść broszury Michała Kubrakiewicza opublikowana tego samego dnia, pt. „Nadzieje Polski”, w której otwarcie wzywano do połączenia Polski z Litwą i rozszerzenia powstania o ziemie nad Niemnem, a nawet i Wartą.

Deputowany Dominik Krysiński krytykując kapitulancką politykę dyktatora, wzywał do podjęcia akcji zbrojnej na wschód od Bugu. Zwolennicy ugody i apologeci dyktatora jednak nie ustępowali, podkreślając, iż marsz na wschód może skończyć się nie tylko militarną klęską, ale również zaprzepaścić rokowania. W tym sensie sprawa Ziem Zabranych wpłynęła już od pierwszych dni powstania na krystalizację głównych obozów politycznych powstania.

Czartoryski chciał wesprzeć działania dyplomatyczne argumentem zwycięskich bitew, kaliszanie optowali za ofensywą, lewica domagała się wręcz detronizacji Mikołaja jako króla Polski.

Prasa polska

Prasa powstańcza różnych odcieni politycznych szybko podjęła wątek łączności z „braćmi zza Buga„. Konserwatywny ”Polak Sumienny” zwracał uwagę na losy rodaków za kordonem:

„Zwracają ku nam błagające spojrzenia ci mieszkańcy pięknego Wołynia, Litwy i Ukrainy, tego Podola, którego tęskne pola jak teraz serca mieszkańców były kolebką Dyktatora naszego” (Nr 10 z 16 grudnia 1830 r.)

(przypomnijmy, że Chłopicki  urodził się w Kapustynie na Wołyniu, ale sentyment do stron rodzinnych nie przesłonił mu wytkniętej misji politycznej).

Lewicowa „Nowa Polska” Ibusia-Ostrowskiego nawoływała do zaniesienia rewolucji na Litwę i Ruś (nr 2 z 6 I 1831). Pewien wpływ na publicystów, polityków i warszawską opinię publiczną mieli niektórzy obywatele Litwy i Rusi, którzy pod koniec 1830 roku zaczęli pojawiać się w Warszawie. W styczniu 1831 r. przedłożyli sejmowi adres, w którym przypominali o jedności ziem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Apel znalazł żywy oddźwięk w sercach reprezentantów narodu, skoro marszałek sejmu Władysław Ostrowski przy jednomyślnym aplauzie sali, w patetycznym przemówieniu wołał w przeddzień detronizacji Mikołaja o jedność rozdartej kordonami zaborczymi Polski.

„Jednomyślność ta dotyczyła jednak jedynie celów, nie środków” – dopowiada historyk, Andrzej Wroński. Zabrakło bowiem zdecydowanych nacisków na Rząd Narodowy i dowództwo wojskowe, by wspomóc militarnie budzącą się insurekcję nad Niemnem, Styrem, Dniestrem. Powołano jedynie do życia ochotniczą Legię Litewsko-Wołyńską (która – dodajmy – wbrew swojej nazwie nie przekroczyła kordonu i walczyła tylko w Kongresówce).

Detronizacja

Na tle sporów o detronizację toczonych na forum sejmu znów pewną rolę odegrała kwestia Ziem Zabranych. Gen. Henryk Dembiński nie chciał całkowicie pozbawiać cara korony polskiej, lecz odsuwał go od tronu dopóki Ziemie Zabrane nie połączą się z Królestwem Polskim w ramach jednego konstytucyjnego państwa. Mikołaj nie był jednak osobą, która godziłaby się na pertraktacje z poddanymi: „Złóżcie broń i czekajcie moich rozkazów” – stanowczo polecił już na pierwszą wiadomość o Nocy Listopadowej.

Jak wiadomo, akt detronizacyjny wywołał wojnę polsko-rosyjską w II 1831 r. W dniu bitwy pod Stoczkiem Mochnacki przedstawiając rewolucyjny program Towarzystwa Patriotycznego nawoływał:

„Powołać masy do życia i wkroczyć do zabranych guberni nie zważając na żadne okoliczności (…). Spróbujmy wtargnąć z tą siłą na Wołyń, Podole, Ukrainę. Tym sposobem potęgę carów podkopiemy (…). Teatrem wojny nie może być dzisiejsza Polska, ale Polska pod panowaniem Rosji zostająca”.

Plany powstania na wschodzie

Z powstańczym programem Mochnackiego współgrała obawa Rosjan: Dybicz w rozmowie z Polakami w Petersburgu przewidując ostateczne zwycięstwo carskiego oręża, nie wykluczał jednakże przejściowego zajęcia przez wojska polskie Wilna. Tymczasem Chłopicki zmarnował szansę zniszczenia VI Korpusu gen. Rosena, którego główną częścią był tzw. Korpus Litewski. W jego składzie służyło przecież wielu Polaków z ziem zabranych, gotowych przejść na stronę powstańczą (dlatego Mikołaj I szybko zmienił skład kadry oficerskiej z kilkuset Polaków na Rosjan).

Historyk, prof. W. Zajewski zastanawia się nad zmarnowanymi  szansami Chłopickiego: dyktator mógł opanować szosę brzeską wraz z twierdzą i w ten sposób miałby dogodne wyjście w kierunku Litwy i Wołynia. Po klęsce Rosena siły rosyjskie musiałyby koncentrować się nie nad Bugiem, ale nad Dźwiną zaś ofensywa rosyjska ruszyłaby wiosną, a nie w lutym 1831 r. Taki scenariusz wypadków przewidywali gen. Chłapowski i płk W. Zamoyski. Niestety, Chłopicki obawiał się klęski z rąk Rosena i w ślad za tym interwencji obu niemieckich zaborców.

Nowy naczelny wódz, książę Michał Radziwiłł musiał myśleć o obronie Warszawy, a mieszkańcom Ziem Zabranych rozsyłał ulotki wzywające do chwycenia za broń. Pojawił się też pomysł prowadzenia „wojny szarpanej” na tyłach wroga, prowadzonej przez gen. Józefa Dwernickiego, lecz póki co sytuacja militarna zmusiła go do zmagań na lewym brzegu Wisły przeciwko gen. Kreutzowi.

Wyprawa Dwernickiego

Dopiero w marcu gen. Skrzynecki powrócił do wcześniejszych planów. Początkowo myślał o dywersji na szosie brzeskiej przeciwko siłom Dybicza; ostatecznie wybrał akcję na Wołyniu jako bardziej błyskotliwą. Okazała się wedle słów prof. Zajewskiego „przedziwną„, według Tokarza ”lekkomyślną bez granic”. Sytuacja militarna ułożyła się bowiem w swoiste błędne koło: Dwernicki złamawszy dane mu instrukcje (miał wziąć 1500 żołnierzy i prowadzić partyzantkę tymczasem jego siły wzrosły do ok. 5 tys. żołnierzy) wkroczył bez rozeznania za Bug, liczył na pomoc miejscowych insurgentów, podczas gdy oni od niego właśnie oczekiwali pomocy i wdał się w walną bitwę z siłami rosyjskimi pod Boremlem (18-19 IV 1831). Zwycięskie szarże kawalerii polskiej nie mogły jednak zmienić fatalnego położenia naszych wojsk: wepchnięte nad granicę austriacką i ścigane przez przeważające siły carskie, musiały ostatecznie złożyć broń przez Austriakami pod Klebanówką (1 V 1831).

Należy podkreślić, że decydujący wpływ na kształt powstania za Bugiem miała specyficzna sytuacja narodowo-społeczna: prawosławni chłopi ukraińscy widzieli wroga przede wszystkim w polskiej szlachcie-katolikach, ci zaś, pomni koliszczyzny (1768 r.) bardzo niechętnie wciągali do konspiracji swoich poddanych. Efekty takiej postawy okazały się mizerne: ruch powstańczy przypominający właśnie konfederację barską, dowodzony nieudolnie przez starca, weterana kościuszkowskiego, gen. Benedykta Kołyszkę poniósł klęskę w bitwie pod Daszowem (opiewaną w Dumie o Wacławie Rzewuskim Słowackiego).

Jedynie powstańczemu Pułkowi Jazdy Wołyńskiej Karola Różyckiego udało się zwycięsko dotrzeć spod Żytomierza do Zamościa. Sukces zawdzięczał brawurze, zdolnościom dowódczym, szczęściu – i umiejętnemu łączeniu patriotyzmu polskiego i kozackiego.

„Ledwo dziesiąta część była szlachty. Mieszczanie, synowie księży unickich, chłopi stanowi większość”

Wspominał po latach dowódca pułku. Ukraińskie zawołanie: „Sława Bohu” stało się hasłem bojowym partyzantów walczących o niepodległą Rzeczpospolitą Trojga Narodów.

„Znałem rycerza, powiem bohatera i prawdziwego. Póki był w kozaczej burce, na kozaczym koniu i z kozaczym «Sława Bohu» w ustach, póty Ukraina cała sercem do niego skakała i archanioł Michał z nieba się uśmiechał”

Pisał o swoim dowódcy Michał Czajkowski, późniejszy Sadyk Pasza.

Skutki operacji za Bugiem

Skutki przegranej okazały się, jak zwykle, opłakane: internowanie korpusu w Austrii pozbawiło powstanie bardzo wielu doborowych żołnierzy (część z nich z Piotrem Wysockim przedrze się przez kordony do walczącego kraju), dało innym (Giełgudowi na Litwie) fatalny przykład do naśladowania, usztywniło w Wiedniu antypolską politykę Metternicha, przyspieszyło represje carskie i w pewnym sensie przywiodło Paskiewicza pod Warszawę.

Jedynym bodajże pozytywnym skutkiem działań za Bugiem było powiększenie składu sejmu o przedstawicieli ziem zabranych, z których tylko jeden, kasztelan Narcyz Olizar został wybrany na rodzinnej ziemi, a pozostali w stolicy. Okazali się zresztą rzetelnymi patriotami, zaangażowanymi w działania dla dobra powstania. To właśnie z inicjatywy tzw. koła olizarowskiego doszło w Bolimowie do pozbawienia Skrzyneckiego wodzostwa.

Walki na Litwie

Podobne skutki klęski powstania listopadowego dostrzegamy również na Litwie, Żmudzi, Białorusi. Tam jednak przebieg działań zdecydowanie różnił się od insurekcji ukraińskiej. Powstańcy nie doczekawszy się rozkazów z Warszawy, samorzutnie chwycili za broń i począwszy od powiatu rosieńskiego (25 III 1831) metodycznie wyzwalali Żmudź. W kwietniu insurekcja litewska, której w odróżnieniu od Ukrainy zasięg społeczny był szeroki, ogarnęła Wileńszczyznę, mińskie, grodzieńskie, obwód białostocki i dotarła nad Berezynę. Szczery zapał mieszał się jednak z nieudolnością organizacyjną: zbyt łatwe zniechęcanie się a przede wszystkim całkowity brak łączności pomiędzy głównymi ośrodkami powstańczymi przyczyniły się ostatecznie do klęski insurekcji. Przykładem może być nieudany atak na Wilno kilku oddziałów partyzanckich dowodzonych przez Karola Załuskiego. Z powodu braku koordynacji do załamania akcji doszło właściwie już na początku działań (literacką pamiątką tych wydarzeń pozostał wiersz Mickiewicza Nocleg i – legenda Emilii Plater).

Wartość bojowa oddziałów partyzanckich przedstawiała się różnie: od ogarniętych paniką powstańców pod Plemborgiem po zacięcie walczących pod Połągą lub Poświęciem. Doskonałą organizacją wykazali się z kolei powstańcy telszewscy. Dodajmy, że nie mniejszą winę ponosi gen. Skrzynecki, którego do wysłania Wojska Polskiego na Litwę zmusiła, poniekąd przypadkowo, sytuacja militarna czyli wyprawa na gwardię i bitwa od Ostrołęką. Prądzyński planował rozbicie doborowych oddziałów wielkiego księcia Michała i w ten sposób poprzez województwo augustowskie zamierzał połączyć działania wojsk regularnych z partyzantką litewską oraz przeciąć Dybiczowi szlaki komunikacyjne. Klęska pod Ostrołęką sprawiła, że odcięte od reszty wojsk oddziały gen. Antoniego Giełguda (dodajmy, że już 21 V granicę z Rosją przekroczył oddział  Dezyderego Chłapowskiego) pojawiły się, prąc naprzód, na Litwie.

„Wyprawa ta byłą nie tylko wymownym dowodem umiejętności gen. Chłapowskiego, ale również świadczyła o możliwościach skutecznych działań wyborowej kawalerii, wzmocnionej piechotą i artylerią na obszarach etapowych armii rosyjskiej” – pisze z uznaniem o polskim generale jego biograf.

Akcja okazała się jednak spóźniona, gdy powstanie już wygasało, ale miała szansę odnieść sukces. Niestety, nieudolność Giełguda przyczyniła się do przegranej pod Wilnem. Zamiast bowiem najspieszniej maszerować pod mury stolicy Litwy, Giełgud (za aprobatą Dembińskiego) rozpraszał swoje siły, zwlekał, kierował się na Żmudź i w efekcie doczekał się tylko przybycia do Wilna nowych jednostek rosyjskich, z którymi przegrał bitwę pod Górami Ponarskimi (19 czerwca 1831 r.). W ciągu kilku tygodni siły carskie wzrosły z ok. 5 do przeszło 24 tysięcy żołnierzy przewyższając znacznie polskie. Giełgud nie rozpoznał terenu, przyjął bitwę na warunkach korzystnych dla nieprzyjaciela i dla niego dogodnych, utracił możliwość dowodzenia całością sił; doszło wówczas do nieskoordynowanych zmagań.

Należy zaznaczyć, że zdecydowana postawa władz rosyjskich w samym mieście uniemożliwiła wybuch powstania w jego murach (oddział ochotników złożony głownie ze studentów został rozbity i rozproszony po wyjściu z miasta; wcześniejsze aresztowania również storpedowały szanse na poważniejszą konspirację; m. in. w więzieniu znalazł się Józef Ignacy Kraszewski).

Brzemienne w skutki okazały się decyzje podjęte w czasie debaty generałów polskich w Kurszanach. Oddziały gen. Giełguda, Chłapowskiego i Rolanda przyciśnięte przez Rosjan do granicy pruskiej zmuszone zostały do złożenia broni i internowane (przy czym od bratobójczego strzału zginął nieudolny Giełgud), tylko gen. Henrykowi Dembińskiemu udało się okrężną drogą, przez białoruskie bezdroża powrócić do Warszawy. Wkrótce doczekał się nawet, choć na krótko, stanowiska naczelnego wodza.

Błędy polskie

Po latach, na emigracji, Ludwik Mierosławski wytknie błędy i niedociągnięcia insurekcji zabużańskiej w swoim, pisanym apodyktycznie, lecz z dużą dozą trafnych uwagach Rozbiorze krytycznym powstania: zwlekanie z podjęciem walki, gdy siły wroga na tych terenach były jeszcze nieliczne i słabe, brak koncepcji prowadzenia kierowania powstaniem w Warszawie, zwłaszcza w odniesieniu do Rusi anachroniczne sposoby walki i zgubne w skutkach zaniechanie reformy włościańskiej.

Zwłaszcza ta ostatnia kwestia odcisnęła znamienne piętno na całym powstaniu listopadowym. Sejm, mimo licznych debat nie zdobył się na żadną zdecydowaną reformę. Wobec chłopów z Ziem Zabranych prezes Rządu Narodowego oferował w maju 1831 r. jedynie zrównanie praw z włościanami w Królestwie Polskim. Ale i ta deklaracja księcia Adama zawarta w Myślach o powstaniu w prowincjach zabranych okazywała się li tylko papierową, gdyż jej realizacja zależała od poszerzenia orężem zasięgu polskiej władzy.

Podobne znaczenie miała przyjęta 5 V 1831 r. uchwała sejmowa zrównująca prawa na Litwie i Rusi z obowiązującymi w Kongresówce. W sferze dyplomatycznej Czartoryski (licząc na życzliwość i pośrednictwo Wiednia) przedstawiał Metternichowi szansę na rokowania z Mikołajem I pod warunkiem poszerzenia Królestwa Polskiego o „polskie gubernie”, co w oczach cara było zupełnie nie do przyjęcia. Andrzej Wroński negatywnie zatem ocenia wysiłki powstańcze:

„Generalnie działalność mieszkańców Królestwa na rzecz ziem zabranych ocenić trzeba jako niewystarczające. Zabrakło zdecydowanej presji, zwłaszcza ze strony sejmu, celem udzielenia realnego wsparcia powstańcom za Bugiem i Niemnem. Naciski na rozwiązanie kwestii społecznej na tamtych terenach wysuwane przez lewicę i kaliszan były zbyt słabe i stawiane za późno”.

Echa walk zabużańskich

Reasumując: mimo iż działania powstańcze na Litwie i Ukrainie toczyły się daleko od głównego frontu walki, to rola Ziem Zabranych w wojnie 1831 roku okazała się ważna. Profesor Askenazy twierdził wręcz, że podstawową przyczyną wybuchu insurekcji była właśnie nie załatwiona od 1815 r. sprawa „wewnętrznego rozszerzenia„. Nawet jeżeli dziś współczesna historiografia podważa tak stanowcze zdanie, to nie neguje bynajmniej ważnej pod względem militarnym roli Ziem Zabranych: dywersja na tyłach armii Dybicza utrudniła przecież działania wojsk rosyjskich. Różnice etniczne, wyznaniowe, społeczne, kulturowe między Litwą a Ukrainą wpłynęły na stopień zaangażowania lokalnych społeczności w insurekcję, choć formy walki partyzanckiej na tych terenach okazały się podobne. Niestety, cywilne i wojskowe władze powstańczej Polski w Warszawie nie wypracowały konsekwentnej polityki wobec ”braci zza Buga”, zwłaszcza ludności chłopskiej.

Rozwój powstania wiosną 1831 r., w tym ogarnięcie przez nie ziem zabużańskich wpłynęło też na postawę Europy, która ostatecznie, z ulgą stwierdziła, że „porządek panuje w Warszawie„. Przez moment jednak minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Henry Palmerston zastanawiał się nad poruszeniem sprawy polskiej na forum międzynarodowym, byle tylko Polacy ”wnieśli” pod obrady argument zwycięskich bitew.

W Petersburgu Mikołaj I – w innym niż Palmerston nastroju – myślał w dniach wiosennej ofensywy Polaków o oddaniu Prusom „balastu„, jakim było dla niego Królestwo Polskie. Metternich skrycie zacierał ręce widząc kłopoty Rosjan, a sposób, w jaki odniesiono się do przekraczającego galicyjski kordon Dwernickiego stał się później, obowiązującym rozwiązaniem w prawie międzynarodowym. Zresztą część internowanych żołnierzy zasili wkrótce szeregi Wielkiej Emigracji. „Na paryskim bruku„ pamięć o ”kraju lat dziecinnych” przyczyni się zarówno do powstania epopei Mickiewicza (wydawcą Pana Tadeusza okaże się partyzant z Podola, Aleksander Jełowicki) i rozwoju legendy Emilii Plater, powołania do życia Towarzystwa Litewskiego i Ziem Ruskich (z inspiracji Feliksa Wrotnowskiego, powstańca z Litwy) jak również odrodzenia działań niepodległościowych chociażby w postaci spisku Szymona Konarskiego, żołnierza z korpusu Wojska Polskiego działającego na Litwie.


Bibliografia:

  1. Beauvois D., Trójkąt ukraiński, Lublin 2006;
  2. Bielecki R., Belwederczycy i podchorążowie, Warszawa 1989;
  3. Łojek J. Szanse powstania listopadowego, Warszawa 1986;
  4. Mierosławski L., Rozbiór krytyczny kampanii 1831, Paryż 1845;
  5. Mochnacki M., Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831, t. 1-2, Warszawa 1984;
  6. Przewalski S., Bitwa pod Boremlem, SMHW, 1963, t. IX, cz. 2;
  7. Różycki, Pamiętnik pułku jazdy wołyńskiej, Kraków 1898;
  8. Wroński A., Powstanie Listopadowe na Wołyniu, Podolu, Ukrainie, Warszawa 1993;
  9. Tokarz W., Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1994;
  10. Tupalski, J., Generał Dezydery Chłapowski 1788-1879, Warszawa 1983;
  11. Zajewski W., Walki wewnętrzne ugrupowań politycznych w powstaniu listopadowym, Gdańsk 1967;
  12. Zajewski W., Powstanie listopadowe 18310-1831, Warszawa 1998.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. Martyna pisze:

    Chyba zauważyłam błąd - wiersz Mickiewicza dotyczący legendy Emilii Plater nosił tytuł: „Śmierć Pułkownika”, a sam „Nocleg” odnosił się raczej do wyprawy Dwernickiego na Litwę. Ale może jestem w błędzie.

Odpowiedz