Sztyletnicy – tajni likwidatorzy w służbie Rządu Narodowego


Rankiem 27 czerwca 1862 r. w Ogrodzie Saskim w Warszawie doszło do zamachu na carskiego namiestnika Królestwa Polskiego hrabiego Aleksandra Nikołajewicza von Lüdersa. Zamachowiec, oficer pochodzenia ukraińskiego, Andriej Potebnia wypalił mu w kark z pistoletu i szybko się oddalił. Namiestnik, choć ciężko ranny przeżył.

Andriej Potebnia

Zamach ten zapoczątkował serię ataków na funkcjonariuszy władz carskich, których wykonawcami w większości było tzw. bractwo sztyletników, tajnych egzekutorów działających na zlecenie Komitetu Centralnego Narodowego, który z chwilą wybuchu Powstania Styczniowego przekształcił się w Tymczasowy Rząd Narodowy.

Do kolejnego zamachu doszło już tydzień później. 2 lipca 1862 roku do Warszawy przybył nowy namiestnik, brat cara Aleksandra II, Wielki Książę Konstanty Nikołajewicz Romanow w towarzystwie ciężarnej małżonki Wielkiej Księżnej Aleksandry Josifowny. Fakt że trzymał pod rękę ciężarną żonę uratował mu życie, gdyż wśród witających na dworcu czekał zamachowiec, czeladnik krawiecki, Ludwik Jaroszyński, jeden z ludzi Jarosława Dąbrowskiego. Widząc ciężarną kobietę nie zdecydował się strzelać. Zrobił to na drugi dzień w Teatrze Wielkim, niestety kula utkwiła w szlifach munduru i Konstanty przeżył, Jaroszyńskiego zaś ujęto i stracono na stokach Cytadeli Warszawskiej 21 sierpnia 1862 r.

Nie tylko Rosjanie mogli obawiać się o swoje bezpieczeństwo, również Polacy współpracujący z zaborcą narażeni byli na stratę życia. Przekonał się o tym margrabia Aleksander Wielopolski, naczelnik zależnego od Rosji cywilnego rządu Królestwa Polskiego. Uznany za zdrajcę sprawy narodowej miał zostać zabity przez dwóch konspiratorów Jana Rzońcę i Ludwika Rylla. Mimo dwóch prób zamachu, 7 i 15 sierpnia 1862 r., akcja się nie powiodła a obydwu zamachowców ujęto, przy Ryllu znaleziono sztylet którego ostrze, wg policji carskiej, pokryte było strychniną. Rzońca i Ryll zostali straceni 26 sierpnia 1862 r. na stokach Cytadeli Warszawskiej w publicznej egzekucji. Publicznie – ku przestrodze, chociaż efekt był całkiem odwrotny, chętnych do walki było coraz więcej i coraz większa nienawiść była do zaborcy. Potiebnia, Jaroszyński, Ryll i Rzońca mieli godnych naśladowców.

Sztyletnicy działali od stycznia 1863 r. w strukturze Policji Narodowej, jako oddział wydzielony Żandarmerii Narodowej – tzw. Straż Przyboczna. Do ich zadań należała ochrona członków władzy powstańczej oraz egzekwowanie wyroków na zdrajcach i wrogach państwa polskiego. Dowódcą Straży był Paweł Landowski, a po jego rezygnacji i przejściu do partyzantki Emanuel Szafarczyk. Nie wiadomo jaka była liczebność oddziału sztyletników. Żandarmów w Warszawie było 200-250 z tego prawdopodobnie około 100 zaangażowanych było w działalność odwetową. Członkowie oddziału rekrutowali się głównie z niższych warstw społecznych. Za swoją służbę otrzymywali żołd, zwrot wydatków służbowych oraz premię za wykonane wyroki. Te z kolei wykonywane były na podstawie orzeczeń Sądu Powstańczego (przekształconego potem w Trybunał Rewolucyjny). Choć oskarżeni siłą rzeczy nie uczestniczyli w posiedzeniach sądu i wyroki były wydawane oczywiście zaocznie to zdarzało się iż docierały one opatrzone odpowiednimi pieczęciami do adresata, tak się stało np. w przypadku majora Wasyla von Rothkircha, wicedyrektora Kancelarii Specjalnej od spraw Stanu Wojennego. Zamach się nie powiódł, oficer ów został ranny.

Pierwszą ofiarą sztyletników w Warszawie był naczelnik kancelarii tajnej policji Paweł Felkner, były inspektor szkolny. Usunięty ze stanowiska przez Wielopolskiego wstąpił do carskiej policji i został szefem komórki zajmującej się inwigilacją spiskowców. Został zasztyletowany w bramie własnego domu przy ulicy Twardej 8 listopada 1862 r. Akcji przewodził młody 22-letni konspirator Władysław Kotkowski, wśród zamachowców znaleźli się także urzędnik Józef Marcinkiewicz, rzemieślnicy Romuald Dzwonkowski i Marceli Szulc oraz gimnazjalista Stanisław Rabiński. Felknerowi zabrano dokumenty i odcięto ucho na znak że egzekucję wykonano.

Bardzo głośne było zabójstwo publicysty rządowego „Dziennika Powszechnego” Józefa Aleksandra Miniszewskiego, piszącego kąśliwe artykuły na temat manifestacji, ruchu spiskowego i powstania. Został zasztyletowany 2 maja 1863 r. na werandzie własnego domu przy ulicy Rymarskiej.

Również we własnym domu został zabity Aleksander Mirza Tuhan-Baranowski, wysoki funkcjonariusz carskiej policji odpowiedzialny za represje wobec mieszkańców Warszawy. Zginął mimo tego ze miał przydzielona osobista ochronę.

Zdarzały się niestety też sytuacje kiedy celami były niewinne osoby, tak się stało w przypadku doktora Messerschmidta (został ranny), lub decyzja o wykonaniu wyroku była podejmowana samorzutnie bez wiedzy i decyzji Rządu Narodowego.

Fiodor Berg

Do najbardziej spektakularnej akcji z udziałem sztyletników doszło 19 września 1863 r. Celem był nowy namiestnik Królestwa Polskiego hrabia Fiodor Fiodorowicz Berg. Inicjatorem zamachu był Ignacy Chmieleński. Niespokojny duch, zawodowy konspirator, co ciekawe, syn generała-major wojsk carskich. To on był jednym z organizatorów nieudanego zamachu na Wielkiego Księcia Konstantego. Zyskał przydomek „małego Robespierra”. Gdy przybył do Warszawy, zjednał sobie sztyletników i z ich pomocą, dzięki rozmaitym knowaniom i intrygom, został szefem Rządu Narodowego i wojskowym naczelnikiem miasta stołecznego Warszawy. Widząc że powstanie przygasza zapragnął sukcesu, dzięki któremu mógłby ponownie porwać ludzi do walki. Tym sukcesem miało być zabicie Berga.

Zamach planowano niezwykle starannie. Z obserwacji Berga wynikało że prowadzi on niezwykle regularny tryb życia. Poruszając się po mieście jego powóz jeździł ciągle tymi samymi ulicami i często o tych samych godzinach. To znakomicie ułatwiało zadanie. Dowódcą oddziału mającego dokonać zamachu był Paweł Landowski, naczelnik Żandarmerii Narodowej. To on dokonał wyboru miejsca akcji. Był nim Pałac Zamoyskich, stojący do dziś u zbiegu Nowego Światu i Świętokrzyskiej.

Gdy 19 września około godziny 17 powóz hrabiego Berga przejeżdżał koło kamienicy, z trzeciego piętra budynku, z mieszkania pod numerem 6 posypały się bomby wypełnione siekańcami i butelki z płynem zapalającym. Namiestnik cudem ocalał. Jego powóz został przebity odłamkami w 17 miejscach, raniono 5 koni i 3 kozaków eskorty. Sam hrabia nawet nie został ranny, miał tylko przebity kołnierz płaszcza.

Po zamachu na rozkaz Berga wojsko otoczyło budynek, mieszkania splądrowano a wszystkie meble i większe przedmioty wyrzucono na ulicę. Wszystko to spalono, wśród tych rzeczy znajdował się fortepian Fryderyka Chopina, przechowywany w jednym z mieszkań. Wszystkich mężczyzn aresztowanych w kamienicy, wśród nich hrabiego Stanisława Zamoyskiego, uwięziono w Cytadeli. Zamach skutkował także drastycznymi represjami wobec społeczeństwa, zaczęto przeprowadzać publiczne egzekucje schwytanych powstańców. Rozpoczęto poszukiwania zamachowców. Większości z nich udało się uciec. Chmieleński wyjechał z kraju już 1 października, także Landowskiemu udało się uniknąć aresztowania.

Fiodor Trepow

Ostatnim dowódcą warszawskich sztyletników był Emanuel Szafarczyk. Młody, 25-letni, pochodzący ze Śląska, syn stolarza, pozbawiony władzy w prawej ręce, zyskał sławę dzięki udanym zamachom na wspomnianego już Aleksandra Mirzę Tuhan-Baranowskiego i szpiega carskiego Bertholda Hermaniego. Kolejne akcje: zamach na majora von Rothkircha czy generał-policmajstra Fiodora Trepowa sprawiły że był on szczególnie poszukiwany przez carską policję. Wpadł we wrześniu 1864 roku zdradzony przez przyjaciela, którego zaborca przekupił koncesją na prowadzenie gospody. Mimo iż mógł uciec z kraju to jednak pozostał. Został powieszony w Cytadeli 17 lutego 1865 roku w raz z ostatnim Naczelnikiem Warszawy Aleksandrem Waszkowskim. Była to ostatnia publiczna egzekucja uczestników powstania.

Ogółem w ciągu roku, między styczniem 1863 r. a styczniem 1864 r. dokonano w Warszawie 47 zamachów w których zginęły 24 osoby a 23 zostały ranne. Według generał-policmajstra Trepowa w całym Królestwie w wyniku skrytobójczych ataków na przedstawicieli rosyjskiej administracji i sympatyków cara zginęło około tysiąca osób. Aż tyle, ponieważ prowincja też miała swoich sztyletników- byli to tzw. „żandarmi wieszający” działający we wsiach i małych miasteczkach.

W kontekście Powstania Styczniowego rzadko się wspomina sztyletnikach. Wynika to nie tylko z głębokiej konspiracji oddziału i co za tym idzie szczupłości materiału archiwalnego na ich temat. Sztyletnik po prostu nie pasuje do etosu powstańca- bohatera walczącego oko w oko z śmiertelnym wrogiem. Sposób ich działania może budzić niechęć i odrazę czemu dawała wyraz ówczesna rosyjska prasa nazywając ich terrorystami i nawet dziś w krajowych publikacjach na ich temat tak są określani. Ale czy można nazwać terrorystą bojownika walczącego z okupantem o wolność swojego Narodu na Ojczystej Ziemii?

Bibliografia:

  1. Górski Rafał, Polscy zamachowcy. Droga do wolności, Kraków 2008.
  2. Kopczyński Michał, Karząca ręka tajemnego państwa, „Newsweek Polska” 41/02 z dn. 06.10.2002.
  3. Łagowski Stanisław, Historia Warszawskiej Cytadeli, Pruszków 2001.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

10 komentarzy

  1. Gorol pisze:

    Andriej Potebnia był Rosjaninem, nie jedynym walczącym o naszą wolność. Co na to prawica?

  2. ffamousfatman pisze:

    „Ale czy można nazwać terrorystą bojownika walczącego z okupantem o wolność swojego Narodu na Ojczystej Ziemi?”
    Można. Między 1862 a 1907 Polaka i terrorystę można uznać za synonimy. Jesteśmy ojcami kolejnych fal nowoczesnego terroryzmu.

  3. Antoni pisze:

    „Konstanty Wichert i siostra oskarżeni zostali o wydanie policji poborcy podatku narodowego - mieli zostać za to obici. Ale, zaskoczeni w domu, podnieśli krzyk, a sztyletnicy ich zadźgali, nie przepuszczając też Bogu ducha winnej służącej.”
    Ale czyż można ich nazywać terrorystami?

  4. szczepan pisze:

    Byli sposobem na zwycięstwo, którego arystokracja nie chciała.

  5. Bilbo pisze:

    Oskarżanie prawicy o rusofobię to kompletna nieznajomość tematu rodem z „Gazety Wyborczej” - prawica do Rosjan nic nie ma, pod warunkiem że się nie wtrącają w polskie sprawy. A, niestety, wtrącają się już od kilkuset lat.
    Uznanie Potiebny za bohatera Powstania Styczniowego to więc żaden problem.

  6. Anonim pisze:

    To nie były zamachy tylko wykonania sądowych wyroków.To byli bardzo odważni ludzie oddani sprawie

  7. ciacho pisze:

    Potebnia nie byl etnicznym Rosjaninem, tylko Ukraincem...Sztyletownicy byli terrorystami bo zabili cale wioski (z dziecmi wlacznie), ktore po reformie cara odmowily wykonywania panszczyzny. W Powstaniu zginelo z rak polskich okolo 10 tys. Polakow - glownie chlopow odmawiajacych dostaw powstancom, ktorzy nie mieli czym placic wiec rabowali, oraz tych co nie chcieli robic panszczyzny. Tu trzeba dodac, ze Rzad Narodowy nigdy nie uwlascil chlopow bo powstancami w wiekszosci byla szlachta i mieszczanie....

  8. Czerwona Małpa pisze:

    Czyli Afgańczyków też nie można nazywać terrorystami?

Zostaw własny komentarz