„Bedzies wisioł za cosik. Godki podhalańskie” - B. Kuraś, P. Smoleński - recenzja


Ostatnio (można rzecz, że nawet przypadkiem) otrzymałem książkę pp. Kurasia i Smoleńskiego, jako że nigdy nie uważałem się za znawcę spraw związanych z Podhalem nie zamierzałem pisać recenzji, jednak po jej przeczytaniu mam sporo wątpliwości którymi chciałby podzielić się z czytelnikami tego tekstu.

Zanim przystąpiłem do lektury postanowiłem poszukać informacji na temat Autorów o których nic nie wiedziałem, po kilkunastu minutach przeglądania różnych stron internetowych doszedłem do wniosku, że książka, którą miałem przed sobą jest zbiorem artykułów/reportaży, które ukazały się na łamach „Gazety Wyborczej” w przeciągu ostatnich kilkunastu lat, czy wszystkie godki były wcześniej publikowane, nie wiem, ale przypuszczam, że tak, chociaż być może pod innymi tytułami i w trochę innej formie. Po tym małym „śledztwie” przystąpiłem do lektury.

Osią książki są opowieści o życiu ludzi, którzy zapisali się w historii Podhala minionego stulecia, niby każda godka jest o kimś innym, jednak często losy bohaterów się splatają i trudno, aby było inaczej, gdyż znajdziemy tam opowieści m.in. o Józefie Kurasiu „Ogniu”, Wacławie Krzeptowskim, Józefie Krzeptowskim, Józefie Oppenheimie, Władysławie Hasiorze oraz wielu innych. Taki układ książki jest wynikiem tego, że wcześniej – jak już wspomniałem - godki były reportażami prasowymi, w związku z czym książka nie stanowi całości, lecz zbiór różnych historii, opartych w dużej mierze na wywiadach, które często się uzupełniają, lecz równie często sobie przeczą, ponieważ nie ma jednej oficjalnej wersji zdarzeń, każdy ma swoją prawdę. Za takie przedstawienie sprawy Autorom należy się pochwała, bowiem okazuje się, że nie wszystko jest takim jakie wydawało się na początku i dzięki temu czytelnik może sobie sam wyrobić ostateczne zdanie. Jednak książka zawiera szereg błędów i to czasami wręcz kardynalnych:

Oto na stronie 35 dowiadujemy się, że Wacław Krzeptowski miał jakoby ukrywać Wincentego Witosa podczas zamachu majowego. Ktoś może zapytać gdzie Rzym a gdzie Krym, gdzie Podhale a gdzie Warszawa i Wilanów? Zawsze myślałem, że powszechnie wiadomo, iż Witos w dniach zamachu tj. 12-15 maja 1926 r. przebywał w Warszawie i dzielił los wraz z innymi członkami rządu oraz prezydentem Wojciechowskim, jednak wg pp. Kurasia i Smoleńskiego najwidoczniej było inaczej. Najpewniej Autorom chodziło o tygodniowy pobył Witosa w Zakopanem pod koniec maja 1926 r., jednak należy pamiętać, że Witos z Warszawy wyjechał dopiero 22 maja (zresztą pod eskortą F.S. Składkowskiego, który towarzyszył mu do rogatek miasta), potem przez trzy dni przebywał w Krakowie u p. Jury i dopiero wtedy udał się do Zakopanego, gdzie zamieszkał u Józefa Curusia. Czy W. Krzeptowski miał coś wspólnego z organizacją tego pobytu nie wiem, wykluczyć tego nie można, jednak sam Witos o tym nie wspomina1, no i pobyt ten miał miejsce nie w trakcie, ale 10 dni po przewrocie majowym.

W tym samym zdaniu znalazła się kolejna informacja co do której prawdziwości można mieć pewne wątpliwości, a mianowicie, czy faktycznie W. Krzeptowski zorganizował ucieczkę Witosa do Czechosłowacji w trakcie procesu brzeskiego w 1933 r.? Witos wspomina o Krzeptowskim, który przeprowadził go przez granicę, jednak był to Stanisław, którego zresztą dobrze znał więc o pomyłce raczej mowy być nie może, jako organizatora wymienia zaś Pawła Mitręgę, czy W. Krzeptowski brał udział w przygotowaniach?, zmów nie można tego wykluczyć, jednak Witos pisał swoje wspomnienia krótko po tych wydarzeniach, więc powinien wspomnieć o udziale W. Krzeptowskiego. Dajmy jednak spokój Krzeptowskim i przejdźmy do kolejnych „ciekawostek”.

Na stronie 37 w związku z opisem powstania Goralenvolku Autorzy przeprowadzają rozmowę z Wojciechem Szatkowskim, wnukiem Henryka Szatkowskiego. P. Wojciech Szatkowski (historyk, absolwent UJ, pisał pracę magisterską o Goralenvolku), twierdzi, że do współpracy z Niemcami zmusiły dziadka groźby wysłania całej rodziny do Auschwitz, które miały paść podczas przesłuchania na Gestapo w pierwszych tygodniach okupacji. Tak przynajmniej mówiła babcia p. Wojciecha, a żona Henryka Szatkowskiego, która podobno nigdy nie kłamała. Oczywiście nie mnie oceniać, jednak p. Wojciech Szatkowski, jako historyk powinien chyba zdawać sobie sprawę, że opowieść babci nie może być prawdziwa z bardzo prostego powodu, w pierwszych tygodniach, a nawet miesiącach okupacji nikogo do Auschwitz nie wysyłano, ponieważ nie było takiej możliwości, powszechnie wiadomo, że pierwszy transport polskich więźniów został wysłany tam z Tarnowa 14 czerwca 1940 r. Rodzinne opowieści mają to do siebie, że czasami coś się myli, więc być może H. Szatkowskiemu nie grożono Auschwitz a rozstrzelaniem lub innymi szykanami, nie miejsce i czas na dywagacje na ten temat, jednak Autorzy na stronie 42 w związku z wizytą Hansa Franka 12 listopada 1939 r. w Zakopanem, piszą o tym, że

„pierwsi więźniowie z Podhala jadą do Auschwitz, a w Kuźnicach i Dolinie Chochołowskiej obeschła już krew po pierwszych rozstrzelanych […]”.

Można zapytać, czy Autorzy wiedzą kiedy wysłano pierwszy transport polskich więźniów do Auschwitz, ale również czy wiedzą kiedy dokonano zbrodni w Dolinie Chochołowskiej?, tak dla przypomnienia miała ona miejsce 27 grudnia 1939 r.

Kolejny ciekawy akapit znajdujemy na stronach 45-46, dotyczy on powstania Komitetu Góralskiego, a raczej sytuacji na froncie w początkach 1942 r., warto przytoczyć jego fragment:

„Przepadł bez śladu sojusz III Rzeszy i ZSRR, czołgi niemieckie prą na wschód, na kronikach filmowych żołnierze kąpią się w rosyjskim śniegu, zwycięstwo godni zwycięstwo, wydaje się, że III Rzesza przetrwa więcej niż tysiąc lat”.

No i mam tu problem, czy Autorzy ironizują pisząc o tych żołnierzach kąpiących się w śniegu i czołgach prących na wschód czy też nie?, mamy luty 1942 r., terytorium Rzeszy jest bombardowane przez alianckie lotnictwo, Moskwa nie została zdobyta, niemiecki II Korpus Armijny znalazł się w okrążeniu pod Demiańskiem, Rosjanie prowadzą kontrofensywę, ale może faktycznie „zwycięstwo godni zwycięstwo”?

Na stronie 95 dowiadujemy się, że Witos uciekł na Morawy w obawie przed osadzeniem go w Berezie Kartuskiej, zaraz, ale przecież to był wrzesień 1933 r., a obóz w Berezie powstał w czerwcu 1934 r., czyli jak Witos miał tam trafić, to już zagadka na którą nie umiem odpowiedzieć. Na tej samej stronie mamy informacje o tym, że po ucieczce Witosa w 1933 r. Józef Krzeptowski „nosił przez zieloną tatrzańską granicę PSL-owskie listy i instrukcje„. Bez wątpienia nosił, ale nie PSL-owskie, bo i nie mógł. PSL zniknął ze sceny politycznej w marcu 1931 r., kiedy to z połączenia PSL ”Piast”, PSL „Wyzwolenie” oraz Stronnictwa Chłopskiego powstało Stronnictwo Ludowe.

Z kolei na stronie 96 w związku w okolicznościami w jakich J. Krzeptowski zdecydował się zostać kurierem po przegranej wojnie z III Rzeszą czytamy:

„Józef Krzeptowski wiele się nie zastanawiał, choć już było wiadomo, że II Rzeczpospolita szybko nie podniesie się po wrześniowej klęsce. Może padnie przed Hitlerem cała Europa.”

Zważywszy na to, że Krzeptowski został kurierem jeszcze w 1939 r. stwierdzenie o braku wiary w szybki i zwycięski koniec wojny jest raczej nieuprawnione, warto przypomnieć Autorom o pewnym wierszyku którego bohaterami byli Sikorski i słoneczko. Załamanie wiary w szybką porażkę III Rzeszy przyniosła dopiero klęska Francji w czerwcu 1940 r.

Sporo błędów znajduje się również w tekście dotyczącym Józefa Oppenheima, jednak w tej materii odsyłam do artykułu osoby, która znacznie lepiej zna życiorys Oppenheima od piszącego te słowa2, ze swej strony mogę jedynie zapytać do jakiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” pisywał Zbigniew Korosadowicz korespondencję z Tatr podczas okupacji hitlerowskiej. Czy chodzi o krakowski „IKC”, bo jeżeli tak to nie mógł pisać jej zbyt długo ponieważ przestał się on ukazywać 26 października 1939 r., a zastąpił go „Goniec Krakowski”.

PP. Kuraś i Smoleński mylą się również przypisując na stronie 210 w tekście mówiącym o działalności podhalańskiego ONR p. posłowi A. Mularczykowi wykształcenie historyczne, ponieważ takowego nie posiada, jest On prawnikiem3. Skądinąd p. Mularczyk nigdy nie twierdził (przynajmniej ja się z takim faktem nie spotkałem), że jest historykiem, dlatego ciekaw jestem skąd Autorzy czerpali swe informacje w tej materii.

Jak widać lista pomyłek jest dosyć długa, jedne z nich są poważnie inne mniej, jednak całość sprawia wrażenie niedopracowanej, teksty mimo, że ciekawe tracą wiele w wyniku błędów jakie się w nich znajdują. Tak duża ich liczba może dziwić, zważywszy na to, że wcześniej ukazywały się na łamach jednego z najpoczytniejszych dzienników w naszym kraju, czy nikt nie zwrócił na nie uwagi, czy też Autorzy nie wzięli sobie do serca uwag czytelników, tego nie wiem, jednak jeszcze bardziej zastanawiające jest to, dlaczego nie wyłapała ich korekta w trakcie przygotowania do druku książki, cóż najwidoczniej uznano, że skoro teksty były już publikowane nie wymagają korekty, niestety było inaczej. Podsumowując lektura ciekawa, napisana interesującym i barwnym językiem, jednak niestety zawierająca szereg błędów i dyskusyjnych stwierdzeń, co rzutuje na ocenę końcową.

Tytuł: Bedzies wisioł za cosik. Godki podhalańskie
Autorzy: Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński
Wydawca: Wydawnictwo Znak
Data wydania: 2010
ISBN/EAN: 978-83-240-1346-3
Liczba stron: 236
Cena: ok. 30 zł
Ocena recenzenta: 6/10

  1. Por. W. Witos, Moje Wspomnienia, t. 2, Warszawa 1990, s. 264-291. []
  2. Można zapoznać się z nim na stronie http://podhale24.pl/drukuj,2,6248.html. Co prawda tekst w książce został nieco zmodyfikowany i zawiera już mniej błędów, jednak spora część uwag pozostaje aktualna. []
  3. http://www.sejm.gov.pl/poslowie/posel6/249.html. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz